REKLAMA

Fryderyki 2022: Gala Muzyki Poważnej po raz drugi w Operze na Zamku w Szczecinie

Uroczystą galę, która odbędzie się w Operze na Zamku w Szczecinie uświetnią występy wybitnych solistów i zespołów. Po raz pierwszy w historii miłośnicy muzyki poważnej z Pomorza Zachodniego będą mogli towarzyszyć artystom w ich wyjątkowym święcie. Jedna z najnowocześniejszych scen muzycznych w Europie ponownie będzie gościć artystów nominowanych do najważniejszych nagród muzycznych, Fryderyków, w kategorii muzyki poważnej.

Szansę na prestiżową statuetkę Fryderyka mają m.in.: wydawnictwa z udziałem wybitnego akordeonisty Klaudiusza Barana, nagrania z udziałem wiolonczelisty Marcina Zdunika, płyty, na których usłyszeć można AUKSO – Orkiestrę Kameralną Miasta Tychy pod dyrekcją Marka Mosia.

Tegoroczną Galę Muzyki Poważnej uświetnią koncerty z udziałem artystów światowej sławy, podzielone na trzy wątki tematyczne: muzyka polska, opera barokowa oraz muzyka romantyczna. Nie zabraknie także muzycznych nawiązań do aktualnej sytuacji na świecie. Na gali wybrzmi hołd złożony Ukrainie w wydaniu Baltic Neopolis Orchestra. Kameralna orkiestra smyczkowa ze Szczecina wykona między innymi utwór „Tribute to Ukraine” na motywach hymnu narodowego Ukrainy.

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił rok 2022 Rokiem Romantyzmu Polskiego. To szczególna okazja, aby zaprezentować zgromadzonej w Operze na Zamku publiczności mniej znane zdobycze polskiego romantyzmu muzycznego. Na gali zabrzmi część III i VI „Oktetu fortepianowego d-moll op. 6” Józefa Władysława Krogulskiego. Utwór usłyszymy w wykonaniu znakomitych solistów-kameralistów: Jakuba Kuszlika, laureata IV nagrody 18. Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego w Warszawie, Seweryna Zapłatyńskiego (flet), Adriana Jandy (klarnet), Marii Machowskiej (I skrzypce), Kamila Staniczka (II skrzypce), Mateusza Dońca (altówka), Magdaleny Bojanowicz (wiolonczela) i Tomasza Januchty (kontrabas).

Na polski wątek gali złożą się również utwory Grażyny Bacewicz i Mieczysława Karłowicza. Wybitna skrzypaczka Roksana Kwaśnikowska i Łukasz Chrzęszczyk – laureat międzynarodowych konkursów pianistycznych – wykonają finał z „IV Sonaty Skrzypcowej” Bacewiczówny, a wielokrotny laureat Fryderyków w kategoriach jazzowych – kwartet smyczkowy Atom String Quartet – pieśń Karłowicza „Pod jaworem” w aranżacji Michała Zaborskiego.

Uroczystość uświetni Wrocławska Orkiestra Barokowa pod kierunkiem Jarosława Thiela, która towarzyszyć będzie włoskiej sopranistce Giulii Semenzato w ariach skomponowanych przez Antonia Vivaldiego i Georga Friedricha Haendla. Dwukrotnie na scenie pojawi się też wybitny polski bas Adam Palka, solista Staatsoper Stuttgart, występujący na scenach Wiener Staatsoper, Opera National de Paris czy Teatro Real w Madrycie. Soliście towarzyszyć będzie Orkiestra Opery na Zamku pod dyrekcją Jerzego Wołosiuka.

Gala Muzyki Poważnej Fryderyk Festiwal 2022 wpisuje się w obchody 65-lecia Opery na Zamku w Szczecinie. Dyrektor Opery Jacek Jekiel, komentując to wydarzenie, powiedział: W 1956 r. zaczynaliśmy jako prywatna grupa zapaleńców w małej, zrujnowanej salce, z „pożyczaną” orkiestrą i śpiewakami, a teraz wystawiamy spektakle w supernowoczesnym wnętrzu. Każda generacja artystów wniosła do opery swoją wrażliwość, estetykę, odkrywczość i intelekt. Opera na Zamku jest teatrem pełnym radosnych, kreatywnych ludzi. Mamy to w DNA, odziedziczyliśmy miłość do teatru i pasję po odważnych poprzednikach, którzy go tworzyli.

To już druga edycja Fryderyk Festiwal w Szczecinie, jednak po raz pierwszy Gala Muzyki Poważnej otwarta będzie dla publiczności. Bilety na to wydarzenie można już kupić na stronie Opery na Zamku w Szczecinie. Pełna lista nominowanych w kategoriach muzyki poważnej dostępna jest tutaj

Surrealistyczna baśń bez happy endu. „Turandot” z Teatro dell’Opera di Roma

„Muzyka jest sztuką najbardziej demokratyczną”. (Karol Szymanowski)

Gdy zawodzą słowa, cała nadzieja w muzyce. Artyści ze wszystkich stron świata sięgają po nią od stuleci, by przekazać ważne myśli i idee. Uniwersalny język muzyki pozwala dotrzeć tam, gdzie zawodzi tekst, w druku czy w mowie. Jej przekaz potrafi być o stokroć silniejszy. Muzyka stała się zatem ekspresją emocji, wyrazem uwielbienia, spowiedzią grzeszników, deklaracją wolnościową anarchistów, krzykiem prześladowanych. Nie sposób ująć jej w jedną klamrę, tak różnorakie są jej oblicza.

Czy istnieje jednak granica, której przekroczenie przez artystę – w tym przypadku reżysera teatralnego – zabiera muzyce to, do czego pierwotnie została stworzona? Przepoczwarza ją i przeinacza? Gdzie kończy się przekaz muzyki, a zaczyna całkiem inna, dopowiedziana historia? Chiński artysta Ai Weiwei, znany przede wszystkim jako twórca konceptualnych instalacji i happeningów, a zatem kojarzony ze sztukami wizualnymi, zagościł w Teatro dell’Opera di Roma i wziął na warsztat „Turandot” Giacomo Pucciniego. Jego reżyserski debiut operowy tyleż olśniewa plastyczną kreatywnością, co wzbudza kontrowersje.

Ai Weiwei, który jest nie tylko reżyserem spektaklu, lecz także projektantem scenografii i kostiumów oraz autorem multimediów, pokazał w Rzymie „Turandot” w wersji surowej. Wykorzystał wyłącznie partyturę Pucciniego, który zmarł na raka w 1924 roku i nie zdążył dokończyć dzieła. Akcja zatrzymuje się na śmierci niewolnicy Liu, torturowanej przez Turandot. To właśnie ta dramatyczna scena, zdaniem kompozytora, miała odegrać kluczową rolę w przemianie tytułowej heroiny. „Niech ona (Liu) umrze podczas tortur.”, pisał do librecisty Giuseppe Adamiego. „Dlaczego by nie? Jej śmierć mogłaby zmiękczyć serce księżniczki”. Finał trzeciego aktu dopisał, wedle wskazówek Pucciniego, Franco Alfano. Prapremiera pod batutą Arturo Toscaniniego w 1926 roku kończyła się właśnie na tej scenie, by uczcić pamięć po zmarłym kompozytorze. Kolejne przedstawienia zagrano jednak już wraz z dodanym, rzadkim dla gatunku opera seria, happy endem.

„Turandot” © Fabrizio Sansoni-Teatro dell’Opera di Roma

W Rzymie mamy do czynienia raczej z widowiskiem plastycznym, niż standardowym spektaklem operowym. Nadrzędną rolę pełnią tu animacje i projekcje multimedialne. „Turandot” Ai Weiweia nie ogląda się zatem dla samej historii, którą opera opowiada, lecz dla artyzmu będącego efektem syntezy obrazu i dźwięku. Wszystko, od kostiumów poprzez animowane tło, wprost kipi od symboliki. Multimedia z brutalną śmiałością wkraczają na płaszczyznę problemów współczesnego świata – zarówno społecznych, jak i politycznych. Zimne światło potęguje kontrasty. Ruch sceniczny ograniczono do niezbędnego minimum, by podkreślić dynamikę animacji. Niesztampowe kostiumy solistów czy chórzystów, wzbudzają nieodzowne, faunistyczne skojarzenia. Zahaczają o groteskę i rodzą wątpliwość, czy to, co oglądamy na scenie, należy traktować serio.

Bo też trudno jest doszukiwać się logiki i spójności w tym wymykającym się wszelkim konwencjom widowisku. Libretto wydaje się wręcz nie mieć większego znaczenia dla reżysera. Stanowi raczej pretekst do stworzenia swoistego happeningu. Trwającego niemal dwie godziny, spektakularnego pokazu sztuki awangardowej.

„Turandot” Pucciniego to opowieść o sile miłości. O jej niezwykłej mocy przemiany, jej triumfie nad okrucieństwem – miłości, jaką książę Kalaf obudził w tytułowej bohaterce. U Ai Weiweia, z racji zakończenia, jedyna miłość, jaką można zaobserwować, to ta, którą Liu darzy Kalafa. Wcielająca się w nią Francesca Dotto swym ładunkiem emocjonalnym oraz kunsztem wokalnym pozostawia resztę obsady daleko w tyle. Zachwyca jej lekkość prowadzenia frazy, gęstość i szlachetność barwy głosu, zarówno w górnych jak i w dolnych rejestrach. Jej Liu jest porażająco prawdziwa, wierzymy jej, gdy wyznaje miłość Kalafowi w „Signore, ascolta”, wierzymy gdy umiera tuż po arii „Tu che di gel sei cinta”.

Francesca Dotto (Liu) i Michael Fabiano (Kalaf) © Fabrizio Sansoni-Teatro dell’Opera di Roma

Trudno natomiast, z racji urwanego zakończenia, uwierzyć w fascynację księcia tytułową bohaterką. Choć wcielający się w niego tenor liryczny Michael Fabiano sprostał roli, nie forsując nadmiernie głosu. Jego zadanie było tym bardziej utrudnione, iż Kalaf przez cały pierwszy akt musi trzymać na swoich plecach ogromną, niemal ludzkich rozmiarów żabę (w chińskiej mitologii: symbol szczęścia). Dopiero przy arii „Nessun dorma” słychać u niego wyraźny problem by wspiąć się na wokalne wyżyny i choć zbliżyć się do ideału, jaki pozostawił po sobie niekwestionowany mistrz, Luciano Pavarotti.

Nieoczekiwanie, najbardziej zawodzi sama Turandot – Oksana Dyka. Jej głos w wysokich dźwiękach brzmi nazbyt piskliwie, zaś zbyt metalicznie na dołach, jak gdyby brakowało mu pewności siebie. Pozostaje niedosyt, sugerujący, iż solistka porwała się na repertuar przekraczający jej możliwości wokalne. Nadrabiała jednak wyrazistą ekspresją i właściwym dla jej postaci, zimnym spojrzeniem. Tym większą ciekawość budzi obsadzenie polskich solistek – Ewy Vesin w partii Turandot oraz Adriany Ferfeckiej w partii Liu, których niestety nie pokazano w przygotowanej przez telewizję Rai 5 retransmisji.

„Turandot” © Fabrizio Sansoni-Teatro dell’Opera di Roma

Ukraińska dyrygentka Oksana Lyniv, przepasana flagą swojego kraju, dała prawdziwy popis muzycznego kunsztu. Słuchanie orkiestry pod jej batutą, z właściwą dla Pucciniego dynamiką i dramaturgią, było niekwestionowaną ucztą. Monumentalny chór dodatkowo nasilał wrażenia, wypełniając sceniczną przestrzeń potęgą brzmienia ludzkich głosów. Spektakl ujawnia niezwykle szerokie spektrum plastycznej wyobraźni reżysera. Głosy i brzmienie instrumentów tworzą swoistą bazę dla wszystkich aspektów wizualnych. Animowane multimedia wraz z elementami przestrzennymi eskalują głębię świata przedstawionego. Świata, który pomimo statycznej reżyserii, pozostaje labilny i niespokojny. A także pełen sprzeczności. Czy zatem nasze realia, tak bogate w kontrasty, tak bardzo różnią się od surrealistycznej baśni, do jakiej zabiera widzów Ai Weiwei?

Nowa „Aida” na deskach Opery Bałtyckiej w Gdańsku

Produkcja Opery Bałtyckiej będzie jedną z najbardziej widowiskowych inscenizacji ostatnich lat na gdańskiej scenie. Realizatorzy zapewniają, że spektakl będzie ponadczasową opowieścią o miłości i wojnie, ze scenografią i kostiumami nawiązującymi do starożytnego Egiptu. Damian Styrna, odpowiedzialny za dekoracje, mówi o budowie obrazu konfrontacji: „człowiek jednostka, z drugiej strony monumentalna figura geometryczna, symbol wielu znaczeń – majestat władzy, jej ciężar. Przeciwieństwa potęgują emocje (…) Skupienie na bryłach, geometryczności form pomaga uciec od pułapki, jakim jest kalkowanie czy cytowanie wprost egipskiej pocztówki ze skansenem w tle”.

„Aida” uważana jest za jedną z najlepszych oper w dorobku Giuseppe Verdiego. Kompozytor napisał ją, by uczcić otwarcie Opery w Kairze oraz zakończenie budowy Kanału Sueskiego. Utwór szybko zyskał uznanie zarówno wśród recenzentów, jak i publiczności. Od tego czasu, a więc od ponad 150 lat, „Aida” gości na scenach operowych niezmiennie ciesząc się ogromną popularnością. W Operze Bałtyckiej do tej pory została przygotowana dwukrotnie, w 1960 oraz 1993 roku.

Inscenizację „Aidy” w Operze Bałtyckiej przygotowują znakomici i doświadczeni realizatorzy: Anna Wieczur (reżyseria), George Tchitchinadze (kierownictwo muzyczne), Damian Styrna (scenografia), Anna Chadaj (kostiumy). W głównych partiach wystąpią wspaniali soliści, wśród nich Małgorzata Walewska – mezzosopranistka z imponującym dorobkiem artystycznym i wieloma sukcesami na międzynarodowej scenie operowej. Premierowy spektakl „Aidy”, jednej z najlepszych oper Giuseppe Verdiego, będzie również można zobaczyć online jako live streaming.

Gala МИ З ВАМИ / Jesteśmy z Wami! Olga Pasiecznik i Agata Zubel wśród gwiazd wieczoru

Od pierwszych dni wojny w Ukrainie Teatr Wielki – Opera Narodowa solidaryzuje się duchem i sercem z Narodem Ukraińskim w wymiarze zarówno symbolicznym, podświetlając fasadę Teatru w kolorach flagi ukraińskiej, jak i praktycznym. W pokojach teatralnych schronienie znalazło kilkanaście ukraińskich rodzin. Uczą się języka polskiego i angielskiego, a pracownicy teatru pomagają im w załatwianiu formalności. Polski Balet Narodowy umożliwił udział profesjonalnym tancerkom i tancerzom z Ukrainy w codziennych lekcjach baletowych. Wspólnie z Naszą Fundacją – Partnerem Gali, którego wieloletnie niesienie pomocy dzieciom jest cennym doświadczeniem, Teatr Wielki – Opera Narodowa postanowił językiem muzyki i baletu wesprzeć finansowo uchodźców. Zabezpieczyć ich podstawowe potrzeby – bezpieczeństwa, dachu nad głową, ciepła i jedzenia.

Pierwszą część Gali wypełnią utwory Lubawy Sydorenko, Zoltana Alaashiego i Aleksandra Shymko, znakomitych współczesnych kompozytorów ukraińskich, współpracujących z polskim środowiskiem twórczym. Zabrzmią dzieła wokalno-instrumentalne w bardzo szczególny sposób odnoszące się do kultury polskiej, stworzone do słów Czesława Miłosza i Haliny Poświatowskiej. Orkiestrę Teatru Wielkiego – Opery Narodowej poprowadzi Andriy Yurkevych. Wystąpią wybitne artystki: Olga Pasiecznik i Agata Zubel, pianista Lech Napierała oraz skrzypek Stanisław Tomanek.

Aby zwrócić uwagę na okrucieństwo wojny i poprzez ruch ukazać cierpienie oraz niepewność ludzkiego losu, na drugą część Gali złoży się mozaika obrazów ze spektakli dobrze znanych publiczności Polskiego Baletu Narodowego. Obrazów poddających refleksji tematykę trwogi jednostki w obliczu prześladowań w poematach choreograficznych Silbersee oraz Gebet z baletu Kurt Weill oraz duecie Wie lange noch?, będącym emanacją tragizmu rozstania w obliczu wojny i poruszającą eksklamacją pytania: jak długo jeszcze to potrwa?

Motyw rozłąki w obliczu działań wojennych stał się teraz w Ukrainie okrutną codziennością. Profetyczny stał się wystawiony na deskach TW-ON w listopadzie ubiegłego roku Exodus Anny Hop do muzyki Wojciecha Kilara, który tak wymownie nawiązuje do masowej ucieczki w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Z kolei wstrząsająca powstańcza sekwencja z baletu I przejdą deszcze… Krzysztofa Pastora z muzyką Henryka Mikołaja Góreckiego, choć inspirowana filmem Kanał Andrzeja Wajdy, okazuje się aż nadto realnym odniesieniem do tematu ludobójstwa toczącego nękaną wojną Ukrainę. W baletowej części Gali wystąpią: Chinara Alizade, Yuka Ebihara, Paweł Koncewoj, Diogo de Oliveira, Patryk Walczak, Maksim Woitiul, Vladimir Yaroshenko oraz zespół Polskiego Baletu Narodowego.

МИ З ВАМИ / Jesteśmy z Wami! Charytatywna Gala dla Ukrainy odbędzie się 14 kwietnia w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie o godz. 18.30. Bilety- cegiełki w cenie od 80 do 150 zł są dostępne w kasach teatru oraz na stronie internetowej www.teatrwielki.pl. Całkowity dochód zostanie przeznaczony na dzieci i sieroty z Ukrainy, a wszyscy wyżej wymienieni artyści zrzekli się honorarium.

Polscy artyści na świecie: Artur Ruciński w nowej produkcji „Łucji z Lammermooru” w Metropolitan Opera

Artur Ruciński zadebiutował na słynnej nowojorskiej scenie w roku 2016 partią Sharplessa w „Madamie Butterfly” Giacoma Pucciniego. Wystąpił tam także jako Germont w „Traviacie” Giuseppe Verdiego oraz Lescaut w „Manon” Julesa Masseneta. W obecnym sezonie artysta pojawi się w Nowym Jorku po raz kolejny: we wrześniu i listopadzie ubiegłego roku kreował Marcella w „Cyganerii”. Teraz jako Henryk (Enrico), brat tytułowej Łucji, wystąpi w 9 spektaklach: 23, 26 i 29 kwietnia oraz 2, 6, 10, 14, 17 i 21 maja.

Metropolitan Opera zapewniła gwiazdorską obsadę. W „Łucji z Lammermooru” wystąpią amerykańska sopranistka Nadine Sierra w roli głównej bohaterki oraz meksykański tenor Javier Camarena jako jej ukochany Edgar. Wszystkimi spektaklami zadyryguje Włoch Riccardo Frizza. Maestro regularnie zapraszany przez największe teatry operowe świata. Frizza od 2017 roku jest dyrektorem muzycznym Festiwalu Operowego w Bergamo.

Reżyserem spektaklu będzie Simon Stone, australijski twórca przedstawień teatralnych i filmów fabularnych (m.in. głośny obraz „Wykopaliska”, z udziałem Carey Mulligan i Ralpha Fiennesa). Reżyser słynie z nowoczesnych, ale i głębokich psychologicznie interpretacji. W 2019 roku zrealizował wstrząsającą produkcję opery „Medea” Luigiego Cherubiniego w Salzburgu. Inscenizacja pierwotnie miała być pokazywana w koprodukcji z warszawskim Teatrem Wielkim. Niestety projekt, ze względu na pandemię, odwołano.

Entuzjastyczne przyjęcie inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego „A Quiet Place” Leonarda Bernsteina w Paryżu

Najsłynniejszy polski reżyser operowy pracuje przede wszystkim za granicami naszego kraju. Każda jego premiera spotyka się z uznaniem światowej krytyki muzycznej. Warlikowski regularnie pojawia się na prestiżowych scenach świata, m. in. w Operze Bawarskiej w Monachium czy brukselskim teatrze La Monnaie. Jego „Elektra” Ryszarda Straussa otworzyła setną edycję Festiwalu w Salzburgu. Warlikowski jest dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Warszawie i tylko tam regularnie możemy oglądać jego teatralne produkcje w Polsce.

Produkcje Krzysztofa Warlikowskiego, zarówno te teatralne, jak i operowe, często dzielą publiczność. Reżyser ma swoich zagorzałych wyznawców (do których ja się zaliczam), jak też zadeklarowanych przeciwników. Po pierwszej paryskiej inscenizacji „Ifigenii w Taurydzie” Christopha Willibalda Glucka Warlikowskiemu zarzucano nieprzyzwoitość i brak szacunku dla oryginalnego dzieła, choć krytyka doceniła nowoczesność inscenizacji. Oburzenie publiczności nie cofnęło powtórnych zaproszeń. Opera Bernsteina to już ósma realizacja Warlikowskiego w Paryżu, po m.in.: „Parsifalu” Ryszarda Wagnera, „Sprawie Makropulos” Leoša Janáčka i „Królu Rogerze” Karola Szymanowskiego. W tej ostatniej udział wzięli Mariusz Kwiecień oraz Olga Pasiecznik.

„A Quiet Place to ostatnia opera Leonarda Bernsteina, artysty nieśmiertelnego przede wszystkim dzięki musicalowi „West Side Story”. Zainspirowany przez pisarza i reżysera Stephena Wadswortha kompozytor stworzył muzykę stanowiącą dalszy ciąg „Kłopotów na Tahiti”. To dzieło opowiadające o miesiącu miodowym młodego małżeństwa, Sama i Dinah. „Ciche miejsce” rozgrywa się trzydzieści lat później, rodzina Sama spotyka się po tajemniczej, być może samobójczej śmierci Dinah. Na jaw wychodzą głęboko skrywane fascynacje erotyczne i sekrety skrajnie nieszczęśliwych bohaterów, mimo że opera kończy się swoistym happy endem. Prapremiera w Houston w 1983 roku nie okazała się wielkim sukcesem. Utwór wystawiany był sporadycznie, choć inscenizacja Davida Aldena w New York City Opera, w 2010 roku wzbudziła pewne zainteresowanie.

Wielkim orędownikiem dzieła był jednak ulubiony uczeń Bernsteina, Kent Nagano. To on dokonał kolejnych przeróbek i przygotował też nagranie dla wytwórni Decca. Nagano przekonał dyrektora Opera National de Paris, Alexandra Neefa do wystawienia dzieła scenicznie. Tej opery nigdy wcześniej we Francji nie pokazywano.

„A Quiet Place w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego w Paryżu© Bernd_Uhlig, Opera national de Paris

Warlikowski wyreżyserował „A Quiet Place” z grupą swoich stałych współpracowników: Małgorzatą Szczęśniak (scenografia i kostiumy), Felice Ross (światła) i Kamilem Polakiem (projekcje video). Realizacja spotkała się z ogromnym zainteresowaniem publiczności, a wszystkie marcowe spektakle (zaplanowano ich 12) zostały praktycznie wyprzedane.

Warlikowski zatarł granice między teatrem a operą – stwierdza Jacek Marczyński w recenzji „A Quiet Place”: Jest jeszcze nadzieja w „Rzeczpospolitej”. Mając do dyspozycji świetnych śpiewaków, ale nie gwiazd, sprawił, by na scenie przemienili się w pełnowymiarowe, skomplikowane postaci ludzkie. Zmusił ich do maksymalnej ekspresji aktorskiej, nie zapominając, że środkiem porozumiewania ma być śpiew. Bo to jest teatr, który odnosi się z szacunkiem do muzyki Bernsteina – pisze dalej recenzent.

Krzysztof Warlikowski stworzył w Operze Paryskiej intymne i piękne przedstawienie o różnych obliczach pragnienia miłości. (…) „A Quiet Place” Bernsteina to rodzinna drama, która przynosi oczyszczenie – relacjonuje Anna S. Dębowska w Paryż zachwyca się polskim reżyserem w „Gazecie Wyborczej”. Jacek Hawryluk z kolei donosi w „Newsweeku”: Jeszcze nawet po trzecim przedstawieniu reżyser wyszedł na scenę przy burzy oklasków (Polak i Amerykanin w Paryżu. Rodzina i jej koszmary).

„A Quiet Place w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego w Paryżu© Bernd_Uhlig, Opera national de Paris

W swoich internetowych poszukiwaniach nie natknąłem się na żadną złą opinię dotyczącą produkcji Warlikowskiego. Prasa francuska i zagraniczna jest podobnie entuzjastyczna. Pozytywne recenzje zamieściły zarówno prestiżowy francuski magazyn „Diapazone”, jak i nowojorski „New York Times”. Warto zacytować kilka wypowiedzi:

Mam ogromną nadzieję, że sukces inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego przyczyni się też do wskrzeszenia zainteresowania zapomnianą twórczością wszechstronnego amerykańskiego kompozytora. Z dzieł Bernsteina wystawia się właściwie tylko „West Side Story”, w ostatnich latach wszechobecny w światowym repertuarze jest też „Kandyd”. Piotr Kamiński, w nieocenionym przewodniku „Tysiąc i jedna opera” pisze jednak, że jego muzyka symfoniczna, instrumentalna czy religijna oczekuje cierpliwie werdyktu historii.

Polscy artyści na świecie: bas Rafał Siwek i tenor Arnold Rutkowski w „Jolancie” w Bolonii

Rafał Siwek często pojawia się we Włoszech. Po styczniowych sukcesach w Teatro Petruzzelli w Bari (Król Marek w „Tristanie i Izoldzie” Ryszarda Wagnera), artysta wystąpił w Teatro Massimo w Palermo na Sycylii w „Simonie Boccanegrze” Giuseppe Verdiego (jako Jacopo Fiesco). W Bolonii kreować będzie kolejną „królewską” partię. Będzie to Król René, ojciec tytułowej Jolanty.

Arnold Rutkowski zaśpiewa natomiast rolę Vaudemonta. Polski tenor przyjeżdża do Bolonii prosto z Teatru Wielkiego w Łodzi, gdzie zaśpiewał partię Pollione’a, u boku Joanny Woś, w koncertowej wersji „Normy” Vincenza Belliniego. 

Tytułową partię niewidomej królewny Jolanty kreować będzie Ukrainka Yuliya Tkachenko. Nianią i jej towarzyszkami (Martą, Brigidą i Laurą) będą Marina Ogii, Olga Dyadiv i Victoria Karkacheva. Ukraiński baryton Andrei Bondarenko wcieli się w postać Roberta, a jako mauretański lekarz Ibn-Jahia wystąpi rumuński baryton Serban Vasile. W spektaklu zaśpiewa też w niewielkiej roli Almeryka Mihail Mihaylov, bułgarski tenor znany z występów w Polsce, w m.in.: w Filharmonii Śląskiej, Teatrze Wielkim w Poznaniu i Operze na Zamku w Szczecinie. Bułgarski bas, Peter Naydenov, będzie Bertrandem.

Spektakle przygotuje muzycznie Michael Güttler, dyrygent niemiecki, który w ostatnim momencie zastąpił Ukrainkę Oksanę Lyniv, dyrektorkę muzyczną Teatro Comunale di Bologna. Lyniv wycofała się z powodu choroby, ale to z jej inicjatywy obok „Jolanty” zabrzmi współczesna ukraińska kompozycja. Napisała ją Hanny Havrylets, twórczyni wielu utworów symfonicznych i kameralnych, profesor kompozycji na Ukraińskiej Narodowej Akademii Muzycznej im. P. Czajkowskiego w Kijowie. „Stabat Mater”, utwór na chór i orkiestrę, powstał w 2002 roku. Zamierzeniem Havrylets było ukazanie kompozycji doświadczenia śmierci jako przejścia do nieśmiertelności. Havrylets zmarła kilka tygodniu temu, 27 lutego 2022 roku w Kijowie, w wieku 63 lat.

„Jolanta” Czajkowskiego oraz „Stabat Mater” Havrylets zabrzmią w Bolonii dwukrotnie: 7 i 9 kwietnia. Drugi wieczór transmitowany będzie w radiowej stacji RAI3. Link do trasmisji tutaj.

Iść przez życie śpiewająco. Gala z okazji 85. urodzin Wiesława Ochmana

„Uważam, że obowiązkiem każdego artysty jest maksymalne wykorzystanie swoich możliwości, nie rozdrabnianie ich i marnowanie.” Te słowa wypowiedział Wiesław Ochman po jednym ze spektakli „Borysa Godunowa” pod batutą Kazimierza Korda w Metropolitan Opera. Są one swoistym wyznacznikiem jego kariery. Świadectwem najwyższej jakości jego wykonań artystycznych. Gwarantem światowego poziomu, jaki nieprzerwanie reprezentuje po dzień dzisiejszy. 

Bez względu na to jak długo można by opowiadać o artystycznej drodze Wiesława Ochmana, nigdy nie będzie to opowieść wyczerpująca. Cavaradossi w „Tosce”, Alfred w „Traviacie”, Leński w „Onieginie”, Książę Mantui w „Rigoletto”, Jontek w „Halce”, Turiddu w „Rycerskości wieśniaczej” – to tylko niektóre z jego scenicznych wcieleń. Debiut na Festiwalu w Salzburgu w „Idomeneo” Mozarta w 1973, debiut w Metropolitan Opera w 1975 roku w partii Arriga w „Nieszporach sycylijskich” Verdiego, czy wreszcie debiut w La Scali w 1976 roku – to tylko niektóre spośród najjaśniejszych punktów jego biografii. W paśmie sukcesów, na jakie zasługuje śpiewak tyleż pracowity, co skromny i pełen pokory. 

Wiek to tylko liczba, zaś rocznica 85. urodzin Mistrza to doskonała okazja na uhonorowanie jego twórczości, podziękowanie mu za wkład w rozwój i promocję sztuki operowej w kraju i za granicą oraz wyśpiewanie pięknych, radosnych arii i duetów na jego cześć. W ramach Śląskiego Festiwalu Operetki pod dyrekcją dr Sylwestra Targosza-Szalonka, w Bytomskim Centrum Kultury odbyła się niezwykła gala. W całości dedykowana Wiesławowi Ochmanowi.

Trwający ponad 3 godziny koncert wypełniła nie tylko muzyka, ale przede wszystkim atmosfera przyjaźni i wielkiej estymy jaką darzy Wiesława Ochmana już kilka pokoleń. Na scenie zgromadzono solistów zarówno Opery Śląskiej, jak i nieistniejącego już Gliwickiego Teatru Muzycznego. Artystów z dłuższym lub krótszym stażem pracy w zawodzie, a w szczególności śpiewaków, którzy wyfrunęli spod skrzydeł Mistrza i to właśnie jemu zawdzięczają swój operowy start. 

Wystarczy tu wspomnieć chociażby Renatę Dobosz, której mezzosopran o przepięknej, ciemnej barwie, w połączeniu z wyrazistym wizerunkiem scenicznym, to prawdziwie elektryzująca mieszanka. Solistka Opery Śląskiej, znana chociażby z chwalonej przez krytyków roli Carmen w spektaklu reżyserowanym przez Wiesława Ochmana, podczas gali zaprezentowała się w repertuarze operetkowym. Zarówno aria „La bella Tangolita” z „Balu w Savoy’u” czy „Czardasz Silvy” z „Księżniczki Czardasza” doskonale wyeksponowały ognisty temperament Renaty Dobosz. Udowodniły, że jest ona u szczytu swej formy wokalnej. 

Ewa Biegas i Wiesław Ochman © Katarzyna Dera 

Na scenie pojawiła się także rzadko ostatnio widywana Ewa Biegas, znana z dramatycznych partii sopranowych w Operze Krakowskiej czy Operze Śląskiej. Niezapomniana heroina z oper Piotra Czajkowskiego – Tatiana z „Eugeniusza Oniegina” czy Liza z „Damy Pikowej” – tym razem zaskoczyła publiczność wchodząc w repertuar mezzosopranowy. Jej Carmen, czy Dalila (aria ze zmienionym tekstem, wyrażającym uwielbienie dla Jubilata) brzmiały niezwykle świeżo i intrygująco. Ten zwrot w karierze artystki okazał się bardzo korzystny dla jej głosu. 

Solistka dawnego Gliwickiego Teatru Muzycznego, Anita Maszczyk – sopran koloraturowy – postawiła tym razem na arie spintowe. Tosca czy Hrabina Marica to bardzo odważne wybory repertuarowe, którym nazbyt rozwibrowany, delikatny głos śpiewaczki nie do końca potrafił sprostać. Jednak niedoskonałości wokalne nadrabiała zjawiskową prezencją. Natomiast Leokadia Duży, jak zawsze czarująca, wzorcowa wręcz Walentyna z „Wesołej wdówki”, wywołała uśmiechy na twarzach widzów swoją interpretacją arii Pericoli z operetki Offenbacha pod tym samym tytułem. W drugiej części, w nastroju nieco bardziej refleksyjnym i romantycznym, wykonała arię „Miłość to niebo na ziemi” z „Paganiniego”. 

Jej koleżanka ze sceny Opery Śląskiej, Aleksandra Stokłosa, znana z pierwszoplanowych partii sopranowych zarówno w operach (Abigaille w „Nabucco”) jak i w operetkach (Hanna Glavari w „Wesołej wdówce”) sięgnęła tym razem po odmienny gatunek muzyczny. Udało jej się zachwycić i wzruszyć publiczność niezwykle emocjonalnym wykonaniem pieśni „Nella Fantasia” Ennio Morricone, ze słynnego filmu „Misja”. Wśród męskich głosów, pozytywnym zaskoczeniem okazał się młody tenor Piotr Pastuszka. Energia, poczucie humoru, czysty śpiew i świetna dykcja – w arii Boniego z „Księżniczki Czardasza” zademonstrował wszystkie te atuty.

Dyrektor i pomysłodawca całego wydarzenia, dr Sylwester Targosz-Szalonek, pokazał tamtego wieczoru dwa oblicza – śpiewaka i dyrygenta. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie scena jest żywiołem tego obdarzonego wielkim temperamentem, śląskiego tenora. Zarówno za pulpitem dyrygenckim (uwertura z „Zemsty nietoperza”; „Czardasz Silvy”), jak i w partiach wokalnych (aria Cavaradossiego z „Toski”; pieśń „Gira con me” Josha Grobana), czuje się on jak ryba w wodzie. Jest artystą świadomym swojej wartości, od którego bije pewność siebie i dobra energia. 

Baryton Adam Szerszeń, od lat solista Opery Krakowskiej, sięgnął po sprawdzony repertuar. Od lat czaruje żeńską część publiczności arią Torreadora i tym razem było nie inaczej. Nie sposób także nie wspomnieć o przezabawnym duecie dwóch weteranów sceny operetkowej – Feliksa Widery i Włodzimierza Skalskiego. Wykonali oni „Artystki z Variete” z „Księżniczki Czardasza” z klasą i humorem – prawdziwi „starsi panowie dwaj” operetki. 

Jednak najmocniejszą stroną koncertu była, rzecz jasna, obecność samego Mistrza, Wiesława Ochmana. Jubilat nie tylko zaśpiewał kilka utworów, udowadniając, że czas zupełnie nie ima się jego głosu – nadal brzmi niezwykle czysto i szlachetnie – lecz także poprowadził drugą część gali (w pierwszej części, za konferansjerkę odpowiedzialny był zaprzyjaźniony z Mistrzem Oskar Świtała). Uraczył publiczność licznymi anegdotami zza kulis operowej i teatralnej sceny. 

Ogólną sensację, zwłaszcza wśród młodego pokolenia widzów, wzbudziło pojawienie się jego wnuka, Krystiana. Krystian Ochman to zaledwie 23-letnia, wschodząca gwiazda wokalistyki. Będący, z racji młodego wieku, na etapie poszukiwań swej artystycznej drogi, sięga zarówno po repertuar klasyczny (studiuje śpiew operowy) jak i rozrywkowy – wykonał swój autorski utwór „River”, w klimatach muzyki pop. Duet dziadka i wnuka – Wiesława i Krystiana Ochmanów – był niewątpliwie najpiękniejszym, najbardziej wzruszającym momentem wieczoru. Pieśń „Io te vurria vasa”w ich wspólnym wykonaniu stała się swoistym mostem łączącym pokolenia, muzycznym spoiwem dwóch artystycznych osobowości. 

© Katarzyna Dera 

Orkiestrę im. Arcyksiężnej Marii Krystyny Habsburg poprowadził utalentowany dyrygent młodego pokolenia, maestro Przemysław Fiugajski, przed którym partytury oper, operetek czy pieśni weneckich i neapolitańskich nie mają żadnych tajemnic. Przyjemnie słucha się orkiestry pod jego batutą i obserwuje uważną współpracę z solistami. 

Nie zabrakło też wątków sentymentalnych i muzycznych podróży w czasie. Publiczność wysłuchała archiwalnych nagrań Wiesława Ochmana: jego interpretacji arii Nadira z „Poławiaczy Pereł” Bizeta, powszechnie uważanej za wzorcową, oraz arii Jontka z „Halki” Moniuszki – po dziś dzień niedoścignionego pod względem artystycznego kunsztu. Tymi i setkami innych wykonań, czy to ze świata opery, czy operetki, czy też kreacjami filmowymi, Wiesław Ochman ugruntował swoją pozycję w panteonie największych gwiazd klasycznej wokalistyki. Jest drugim po Janie Kiepurze polskim tenorem, któremu udało się olśnić publiczność najważniejszych teatrów operowych na całym świecie. Ścieżki jego kariery utorował jednak nie tylko niezaprzeczalny talent, lecz także ciężka praca, skromność i duży dystans do siebie, z którego Mistrz słynie, nie tylko wśród przyjaciół. 

Recenzja ukazała się 5 kwietnia 2022 roku na blogu Beaty Fischer Vissi d’arte.

Światowej sławy gwiazda, klarnecistka Sharon Kam, zagra Crusella w Filharmonii w Szczecinie

Sharon Kam ukończyła studia muzyczne w Juilliard School of Music w Nowym Jorku, gdzie doskonaliła grę na klarnecie u Charlesa Neidicha. Jako 16-latka zadebiutowała na scenie z Israel Philharmonic Orchestra pod dyrekcją Zubina Mehty. W 1992 roku zdobyła nagrodę ARD International Music Competition. Otrzymała nagrodę ECHO Klassik jako Instrumentalistka Roku za nagranie koncertów Webera z orkiestrą lipskiego Gewandhausu pod dyrekcją Kurta Masura. W 2006 roku została ponownie nagrodzona za płytę nagraną z Orkiestrą Radiową w Lipsku z utworami Spohra, Webera, Rossiniego i Mendelssohna. Jej płyta „American Classics” z 2002 roku nagrana z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną pod dyrekcją Gregora Bühla otrzymała Nagrodę Niemieckich Krytyków Płytowych. Wykonanie przez Sharon Kam koncertu Mozarta w ramach obchodów 250-lecia Mozarta w 2006 roku w Teatrze Narodowym w Pradze było transmitowane na żywo w telewizji w 33 krajach i jest dostępne na DVD. W tym samym roku artystka zrealizowała swoje marzenie o nagraniu koncertu i kwintetu klarnetowego Mozarta. 

Kam w trakcie swojej kariery koncertowała z orkiestrami na całym świecie, takimi jak Chicago Symphony Orchestra, Orkiestra Filharmonii Berlińskiej, Israel Philharmonic Orchestra, London Symphony Orchestra i Orkiestra Gewandhaus w Lipsku. Była Artist in residence na festiwalu Bodensee w 2011 roku. Kam jest również aktywną kameralistką i regularnie współpracuje z takimi artystami jak Lars Vogt, Christian Tetzlaff, Daniel Müller-Schott, Enrico Pace, Leif Ove Andsnes, Carolin Widmann i Jerusalem Quartet. Jest także częstym gościem wielu festiwali. W dziedzinie muzyki współczesnej dokonała prawykonań wielu utworów, m.in. koncertu i kwartetu Krzysztofa Pendereckiego, a także koncertów Herberta Williego (na Festiwalu w Salzburgu), Ivána Erőda i Petera Ruzicki (w Donaueschingen). 

Podczas koncertu 8 kwietnia usłyszymy w jej wykonaniu Koncert nr 1 E-dur na klarnet i orkiestrę Bernarda Henrika Crussella oraz Koncert klarnetowy B-dur Karola Krupińskiego. Zabrzmi także Symfonia Reńska Roberta Schumanna w wykonaniu Orkiestry Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie pod batutą Gregora Bühla.

Łukasz Borowicz zadyryguje „Don Giovannim” Giuseppe Gazzanigi podczas 26. Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena

Podczas każdej edycji Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena przypominane są mniej znane lub często zupełnie zapomniane dzieła operowe. W ubiegłych latach pod dyrekcją Łukasza Borowicza zabrzmiały dzieła: Luigiego Cherubiniego („Lodoïska” i „Faniska”), Georgesa Bizeta („Djamileh”), Gaetana Donizettiego („Maria Padilla”), Italo Montemezziego („Miłość trzech królów”) czy Christopha Willibalda Glucka („Ifigenia na Taurydzie”).

Podczas tegorocznego Festiwalu zabrzmi opera Giuseppe Gazzanigi (5 października 1743 – 1 lutego 1818), jednego z ostatnich włoskich kompozytorów dzieł buffa. Gazzaniga był członkiem zrzeszającej kompozytorów tzw. szkoły neapolitańskiej. Należeli do niej tak znani twórcy jak: Alessandro Scarlatti, Giovanni Battista Pergolesi, Johann Adolf Hasse czy Domenico Cimarosa. Skomponował ponad pięćdziesiąt oper, kilka koncertów fortepianowych, utworów symfonicznych i religijnych. Był popularny za życia, lecz dziś jego twórczość jest właściwie całkowicie zapomniana.

Pełny tytuł kompozycji Gazzanigi brzmi: „Don Giovanni lub Kamienny gość”. Dzieło było także znane jako „Don Giovanni Tenorio” (słowo tenorio oznacza po hiszpańsku uwodziciela i kobieciarza). Prapremiera odbyła się w Teatro San Moisè w Wenecji, 5 lutego 1787 roku. O tym, że temat pożeracza niewieścich serc był pod koniec XVIII wieku niezwykle popularny, świadczy fakt, że tego samego dnia, również w Wenecji, wystawiono w Teatro San Samuele innego „Don Giovanniego”. Napisał go kolejny zapomniany dzisiaj kompozytor, Francesco Gardi. Wenecki sukces Gazzanigi był na tyle duży, że doprowadził do powstania najsłynniejszej opery o Don Juanie. Teatr Narodowy w Pradze zamówił u Mozarta skomponowanie opery osnutej na tej samej treści. Premiera także odbyła się także w 1787 roku, 29 października.

8 kwietnia w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej w dziele Gazzanigi wystąpią znani w Polsce śpiewacy operowi. Partię tytułową wykona Aleksander Kunach, usłyszymy także Natalię Rubiś, Annę Bernacką, Roberta Gierlacha, Wojciecha Gierlacha oraz Karola Kozłowskiego. Do udziału zaproszono także młodych artystów, związanych z Akademią Operową Teatru Wielkiego – Opery Narodowej: Katarzynę Belkius, Zuzannę Nalewajek, Pawła Horodyskiego i Sebastiana Macha. Orkiestrę Filharmonii Poznańskiej poprowadzi Łukasz Borowicz.