REKLAMA

Teatr pełen psychologicznych przemian. Senta Lise Davidsen i Holender Gerarda Finleya w operze w Oslo 24 sierpnia 2024 roku

W pogoni za talentem Lise Davidsen dotarłem w sierpniu 2024 roku do Oslo. Była to moja pierwsza wizyta w stolicy Norwegii i zapewne nie ostatnia. Powodem jest piękno natury, ale także bardzo wysoki poziom muzyczny tamtejszych instytucji kultury. W gmachu Opery na 22 i 24 sierpnia 2024 roku zaplanowane były dwa koncertowe wykonania „Latającego Holendra” Ryszarda Wagnera. Miałem szczęście i przyjemność uczestniczenia w drugim wieczorze.

Bryła opery w Oslo wynurza się wprost z opływających miasto wód Morza Północnego, przechodząc dalej w ogólnodostępny taras, który prowadzi w górę aż na dach budynku. Jest to jeden z najciekawszych budynków Oslo i jedna z najbardziej rozpoznawalnych sal operowych na świecie. Zbudowany głównie z trzech materiałów: kamienia, szkła oraz drewna dębowego, a scalony łączeniami z aluminium dumnie prezentuje się niczym góra lodowa, z której odrywa się kra. Zachwycające połączenie sztuki wysokiej z koncepcją dostępności dla ogółu, a do tego wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia sceniczne i znakomitą akustykę sala może budzić zazdrość wielu dyrektorów oper.

„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg
„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg

Po przybyciu do gmachu opery dowiedziałem się, że dzisiejszy wieczór będzie szczególny, gdyż spektakl, a właściwie jego wersja koncertowa, będzie rejestrowana dla wytwórni „Decca”, a nagrany materiał zostanie wydany na CD. Publiczność przywitała przedstawicielka dyrekcji, która poinstruowała zgromadzonych widzów jak powinniśmy się zachowywać (czyli najlepiej siedzieć bez ruchu i bez wydawania jakichkolwiek dźwięków), a z brawami poczekać 5 sekund po wybrzmieniu ostatniego dźwięku.

Chwilę później rozpoczął się koncert i muszę przyznać, że było to wykonanie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Niezbyt często mamy do czynienia z taką perfekcją, precyzją, techniką i emocjami podczas wykonania dzieła jak tamtego wieczoru. Wszystkie elementy pasowały do siebie i złożyły się w całość idealną. Wagner byłby szczęśliwy!

Brindley Sherratt (Daland) w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg
Brindley Sherratt (Daland) w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg

Poziom wokalny był bardzo wyrównany i dotyczy to wszystkich partii wokalnych począwszy od silnego, świeżego i dźwięcznego norweskiego tenora Eirika Grøtvedta w partii Sternika oraz głębokiego o ciemnej barwie mezzosopranu Węgierki Anny Kissjudit w roli Mary. Znakomity był bas Brindley Sherratt – brytyjski śpiewak, który prócz strony wokalnej ujmował znakomitą vis comica nadając swojemu bohaterowi Dalandowi charakteru sprytnego cwaniaczka.

A jeżeli już o aktorstwie mowa, to prawdziwy teatr pełen psychologicznych przemian bohaterów, a także ich stanów emocjonalnych zaprezentowali Lise Davidsen jako Senta oraz kanadyjski bas-baryton Gerard Finley w roli tytułowej, który pojawił się na estradzie w pochyłej pozie, wolno krocząc i wydobywając dźwięki jakby od niechcenia. Jego Holender to na początku zmęczony życiem mężczyzna przepełniony rozczarowaniem, niepewnością i nieufnością, w którym, w miarę rozwoju akcji, odżywają dawno zapomniane uczucia takie jak nadzieja, miłość czy zaufanie. Jego głos nabiera wtedy mocy, by w scenach z Sentą, a później w finałowym tercecie zachwycać barwą i urodą brzmienia.

Gerard Finley w partii tytułowej w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg
Gerard Finley w partii tytułowej w „Latającym Holendrze” w operze w Oslo © Erik Berg

Dla Lise Davidsen był to zapewne bardzo emocjonujący wieczór, gdyż prócz presji wynikającej z rejestracji występowała przed rodzimą publicznością. Z zadania tego wyszła nie tylko obronną ręką, ale wręcz jako wymarzona odtwórczyni wagnerowskich ról sopranowych. Mimo, że było to koncertowe wykonanie, to podobnie jak Finley czy wcześniej wspomniany Sherratt, nie skupiała się jedynie na stronie wokalnej, ale również aktorskiej. Davidsen obdarzona jest naturalnym wdziękiem i urodą sceniczną. Przemiany kreowanej przez nią bohaterki począwszy od zabawnej ballady po dramatyczny tercet finałowy oddaje całą sobą. Dysponuje bardzo mocnym sopranem, który bez problemów przebija przez orkiestrę i chór, ale nigdy go nie nadużywa. Godnym partnerem dla protagonistów był francuski tenor w partii Erika Stanislas de Barbeyrac.

„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg
„Latający Holender” w operze w Oslo © Erik Berg

Znakomicie wypadły też zespoły chóru i orkiestry opery w Oslo pod dyrekcja jej nowego szefa artystycznego, brytyjskiego dyrygenta Edwarda Gardnera, który z dużą finezją, ale i energią poprowadził wszystkich wykonawców sprawiając, że był to iście energetyczny i wybitny wieczór. Mam odczucie, że wyjątkowość koncertu i jego wspólnotowość udzieliły się zarówno wykonawcom jak i publiczności. Napięcie było niemal namacalne, wszyscy starali stanąć na wysokości zadania co udało się w 100 % zarówno po stronie artystów jak i widowni. Koncert zakończył się kilkunastominutową owacją na stojąco i głośnymi wiwatami zachwyconej publiczności.

Opera Łódź Opener. Teatr Wielki w Łodzi rozpoczyna sezon 2024/25 plenerowymi koncertami 6 i 7 września 2024 roku

Pierwsza powojenna regularnie funkcjonująca scena operowa w Łodzi powstała w 1954 roku. Spektakle Opery Łódzkiej wystawiane były na deskach Teatru im. Stefana Jaracza i Teatru Nowego. W programie znajdowały się zarówno ciekawostki repertuarowe (chociażby opera „Fra Diavolo” Daniela Aubera), jak i żelazne tytuły operowego kanonu – „Traviata” Giuseppe Verdiego, czy „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki, który inaugurował działalność Opery Łódzkiej 18 października 1954 roku.

Plenerowe wystawienie „Strasznego Dworu” 6 września 2024 roku na placu Dąbrowskiego wpisze się w program obchodów 70-lecia Opery w Łodzi. Za adaptację reżyserską prezentacji plenerowej spektaklu odpowiedzialni są Adam Grabarczyk i Waldemar Stańczuk, adaptacji scenograficznej dokona Izabela Karaśkiewicz. Kostiumy zaprojektuje Dorota Roqueplo, a choreografię przygotuje Emil Wesołowski.

Partie solowe w spektaklu wykonają: Przemysław Rezner i Łukasz Motkowicz (Miecznik), Aleksandra Borkiewicz-Cłapińska i Patrycja Krzeszowska (Hanna), Agnieszka Makówka (Jadwiga), Dawid Kwieciński i Krzysztof Marciniak (Damazy), Paweł Skałuba i Dominik Sutowicz (Stefan), Rafał Pikała i Robert Ulatowski (Zbigniew), Bernadetta Grabias (Cześnikowa), Andrzej Kostrzewski i Arkadiusz Anyszka (Maciej), Grzegorz Szostak (Skołuba), Dagny Konopacka-Maćkowiak (Marta), Krzysztof Dyttus (Grześ), Olga Maroszek (Stara niewiasta). Wystąpi chór, balet i orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi pod batutą Rafała Janiaka. Spektakl rozpocznie się o godzinie 19:00.

Teatr Wielki w Łodzi © domena publiczna, Wikimedia Commons
Teatr Wielki w Łodzi © domena publiczna, Wikimedia Commons

W sobotę, 7 września 2024 roku na placu Dąbrowskiego odbędzie się uroczysta Gala Jubileuszowa z udziałem solistów Teatru Wielkiego w Łodzi: Moniki Cichockiej, Hanny Okońskiej, Anny Wierzbickiej, Doroty Wójcik (soprany), Bernadetty Grabias, Agnieszki Makówki, Olgi Maroszek (mezzosoprany) i Pawła Skałuby (tenor). Jako gość specjalny wystąpi albańska skrzypaczka Abigeila Voshtina.

Chórem i orkiestrą Teatru Wielkiego w Łodzi zadyryguje aż pięciu – w przeszłości lub obecnie związanych z instytucją – dyrygentów: Rafał Janiak, Andrzej Knap, Tadeusz Kozłowski, Wojciech Michniewski i Wojciech Rodek. Koncert rozpocznie się o godzinie 19:00.

W sezonie artystycznym 2024/25 Teatr Wielki w Łodzi przygotuje pięć premier: „Giselle” Adolphe’a Adama (12.10.2024, choreografia: Zofia Rudnicka, kierownictwo muzyczne: Andriy Yurkevych), „Cyganerię” Giacoma Pucciniego (07.12.2024, reżyseria: Marcin Łakomicki, kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak), „Napój miłosny” Gaetana Donizettiego (22.03.2025, reżyseria: Wojciech Adamczyk, kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak), balet „Morze” do muzyki Benjamina Brittena, Claude’a Debussy’ego, Jana Sibeliusa i Edwarda Elgara (26.04.2025, choreografia: Robert Bondara, kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak/ Maria Fuller), operę familijną „Pinokio” Jonathana Dove’a (01.06.2025, reżyseria: Robert Drobniuch, kierownictwo muzyczne: Rafał Janiak).

W dniach 15 listopada – 22 grudnia 2024 roku odbędzie się Festiwal Pucciniowski z okazji 100. rocznicy śmierci włoskiego kompozytora. Zaprezentowane zostaną wszystkie dzieła sceniczne Giacoma Pucciniego będące w repertuarze Teatru Wielkiego w Łodzi („Cyganeria”, „Madama Butterfly”, „Dziewczyna z Dzikiego Zachodu”, „Turandot”). W wersji koncertowej wykonana zostanie „Tosca”, swoją najnowszą premierę „Manon Lescaut” zaprezentuje Teatr Wielki w Poznaniu, a spektakle „Siostra Angelica” i „Gianni Schicchi” przywiezie Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie.

„Na scenie jestem inna niż prywatnie i nigdy się na niej nie gubię”. Spotkanie z Grażyną Brodzińską podczas 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Wyjściowym tematem przewodnim spotkania był kostium. Jak powiedziała prowadząca ten wieczór, Gabriela Kuc-Stefaniuk, sam Bogusław Kaczyński powiedział o Grażynie Brodzińskiej, że nosi suknie z maestrią godną największych. Trudno o większe namaszczenie. Temat stroju może wydawać się nieco frywolny, ale jest bardzo ważny. Gdy pani pojawia się na scenie, nikt nie wyobraża sobie, żeby w tej sukni mógł być ktoś inny. To pani charakter i osobowość tak naprawdę tworzy te suknie. Gdyby próbował ją założyć ktoś inny, ta kreacja nie miałaby takiego znaczenia. One są niekopiowalne.

Nawet nie wiem, ile mam sukien – opowiadała Grażyna Brodzińska. – Ciągle ich przybywa. Jeśli śpiewam koncert w tym samym miejscu, suknia musi być nowa. Pracuję z fantastyczną projektantką, panią Marią, która ma cudowną wyobraźnię i projektuje stroje pod moją urodę, osobowość i wzrost. Zawsze chciałam być troszkę wyższa, ale nie można mieć wszystkiego. Pan Bogusław zawsze mówił, jest Pani taka, jak trzeba.

Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc podczas spotkania „O mocy i roli kostiumy na scenie” © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc-Stefaniu podczas spotkania „O mocy i roli kostiumu na scenie” © Miasto Biała Podlaska

Kocham moje suknie. Robię to nie tylko dla publiczności, ale także dla samej siebie. Jeśli suknia jest piękna, to z wielką radością wychodzę na scenę. Brawa na początku są oczywiście dla sukni. Ja sobie muszę później dać radę. Ale ważne są także klipsy, ja nie noszę kolczyków. Kiedyś na koncercie w Vancouver w Kanadzie – o tym zdarzeniu artystka opowiadała także w ubiegłym roku – podczas mojego występu wypadł mi klips. Poprosiłam widzów o pomoc i w pewnym momencie wszyscy szukali go pod krzesłami. Gdy Pan Bogusław Kaczyński wszedł na scenę zapowiedzieć kolejny utwór, dosłownie osłupiał. Nie wiedział, co się dzieje i o co poprosiłam publiczność. Klips na szczęście się znalazł.

Na spotkanie z publicznością Grażyna Brodzińska przyjechała kabrioletem, Mercedesa prowadził Prezydent Miasta Biała Podlaska, Michał Litwiniuk. – To fantastyczny kierowca – przyznała Primadonna Polskiej Operetki. A Gabriela Kuc-Stefaniuk powiedziała, że Biała Podlaska też będzie mieć swoją anegdotę związaną z elementem biżuterii. Grażyna Brodzińska: – Dziś w pewnym momencie powiedziałam: „Panie Prezydencie, wracamy. Zapomniałam kolczyków”.

Grażyna Brodzińska podczas spotkania „O mocy i roli kostiumy na scenie” © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska podczas spotkania „O mocy i roli kostiumu na scenie” © Miasto Biała Podlaska

Moja mama pięknie śpiewała. Była wspaniałą aktorką i wspaniałą tancerką. I nadal jest piękna. Zawsze chciałam być taka jak mama. Nigdy jej nie dorównam oczywiście, bo ona jest jedyna, niepowtarzalna. To dzięki niej jestem, jaka jestem. I dzięki niej tak kocham publiczność.

Moją miłość do tego zawodu poczułam już pod sercem mamy. Bardzo wcześnie połknęłam bakcyla. Byłam zawsze na wszystkich próbach i na wszystkich spektaklach. I nigdy w czasie prób, ani w czasie spektaklu nie płakałam. Pokochałam tę cudowną muzykę, którą chciałabym wykonywać jak najdłużej. Oczywiście nie wiem jak długo, ale postaram się, żeby to troszeczkę potrwało.

Na scenie jestem inna niż prywatnie. Bo prywatnie czasem się gubię. A na scenie nigdy. To moja wewnętrzna moc. Kocham scenę, kocham publiczność, kocham to co robię. Podczas występu rzeczywiście wstępuje we mnie coś niesamowitego. W życiu taka nie jestem. Moja rada, jak żyć dobrze i szczęśliwie brzmi: trzeba być bardzo pracowitym. Ale nie mam codziennej rutyny i nie zawsze chce mi się ćwiczyć rano. Wtedy mówię sobie, że powinnam, chociaż troszeczkę. Jednak żaden mój dzień nie jest podobny do poprzedniego. Przez to jest ciekawiej.

Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc podczas spotkania „O mocy i roli kostiumy na scenie” © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc-Stefaniu podczas spotkania „O mocy i roli kostiumu na scenie” © Miasto Biała Podlaska

To nie przyszło mi łatwo. Zawsze lubiłam pracować. Do dzisiaj ciągle poszerzam swój repertuar. Chciałam wszystkiego się nauczyć. Po ukończeniu szkoły baletowej trafiłam do Studia Wokalno-Aktorskiego Danuty Baduszkowej w Gdyni, gdzie był i śpiew, i aktorstwo. Musiałam śpiewać na leżąco, na „skacząco” i wcale mi to nie przeszkadzało. Moja pierwsza pedagog, profesor Zofia Janukowicz-Pobłocka, mama naszej wspaniałej pianistki Ewy Pobłockiej nie chciała, żebym była w operach. Oczywiście uczyłam się arii i pieśni, ale Pani Profesor mówiła: „Będą Cię zabijać, będzie lała się krew, a ty musisz dawać ludziom radość i uśmiech”. Właśnie dlatego ciągle pyta mnie o arię ze śmiechem. Nie mogę jej jednak wykonywać na każdym koncercie. Ten utwór pochodzi z operetki „Perichola” Jacquesa Offenbacha i jest bardzo aktorski. Zdobył ogromną popularność, oby śmiech był zaraźliwy. Śmiech to zdrowie i śmiejmy się jak najwięcej.

Z Bogusławem Kaczyńskim znaliśmy się prawie od dziecka. Na festiwale do Krynicy zapraszał mnie przez 27 lat. Po raz pierwszy zaproponował mi rolę Adeli w „Zemście nietoperza”, której nie mogła wykonać Izabella Nawe. Nie powiedziałam mu wtedy prawdy, bo nie znałam tej partii w całości, ale przygotowałam ją w dwa tygodnie. Udało się, bisowałam obie arie. Tak zaczęła się też moja miłość do Krynicy. Gdzie Pan jest, Panie Bogusławie? Wszyscy bardzo tęsknimy.

Grażyna Brodzińska podczas spotkania „O mocy i roli kostiumy na scenie” © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska podczas spotkania „O mocy i roli kostiumu na scenie” © Miasto Biała Podlaska

Bałam się wszelkiego rodzaju kontraktów. Zawsze nienawidziłam egzaminów i zawsze miałam jakieś ściągawki. Nie lubiłam też przesłuchań. Kiedyś zupełnie przez przypadek kolega dosłownie wypchnął mnie, żebym zaśpiewała przed dyrektorem Opery Kameralnej w Wiedniu. Zaangażowano mnie, zaśpiewałam tam Eurydykę w „Orfeuszu w piekle” i Zerlinę w „Don Giovannim”. Ale żeby być w świecie trzeba mieć odpowiedni charakter, trzeba być bardzo silnym. Tęskniłam za swoją publicznością i za rodziną, której nie mogłam ze sobą zabrać. Byłam tam półtora roku.

Kiedyś Barbara Ptak, wspaniała autorka kostiumów zaprojektowała dla mnie suknię do „Wiedeńskiej krwi” Johanna Straussa w Teatrze Muzycznym w Gliwicach, śpiewałam Hrabinę Zedlau. Dyrekcja była przerażona, ponieważ zamówiono 38 metrów materiału do jednej sukni. Kostium nie był lekki, ale jak się zarzuci tren takiej ciężkiej sukni, to po prostu się płynie.

Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc podczas spotkania „O mocy i roli kostiumy na scenie” © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska i Gabriela Kuc podczas spotkania „O mocy i roli kostiumu na scenie” © Miasto Biała Podlaska

Na pytanie Gabrieli Kuc-Stefaniuk, jak widzi dalsze lata operetki Grażyna Brodzińska odpowiedziała: – Ta muzyka wydaje się powierzchowna. Operetka uważana jest za muzykę lekką, łatwą i przyjemną, a wcale nie jest lekka. Ona ma tak wyglądać. Także młodym ludziom potrzebne są marzenia. Bardzo bronię tego gatunku. Mamy tyle różnych problemów na co dzień. W momencie, kiedy jesteśmy na koncercie z muzyką operetkową, na operetkowym spektaklu, odpoczywamy, marzymy, jesteśmy szczęśliwi i wychodzimy z uśmiechem i melodią na ustach. Może dlatego Pani Profesor nie chciała, żebym była w operze. Jestem wesołym człowiekiem, a publiczność musi się uśmiechać. Może kiedyś było więcej reżyserów, którzy potrafili ten gatunek wyreżyserować, bo jest to bardzo trudny gatunek i nie wszyscy go lubią. To ogromna szkoda, że kiedy Bogusław Kaczyński przestał być dyrektorem Teatru Muzycznego Roma operetka przestała tam istnieć. Były wspaniale wystawiane musicale, to też jest potrzebne. Ale mogłaby tam być także operetka.

Zbigniew Kapela, dyrektor Bialskiego Centrum Kultury wręcza kwiaty Grażynie Brodzińskiej © Miasto Biała Podlaska
Zbigniew Kapela, dyrektor Bialskiego Centrum Kultury wręcza kwiaty Grażynie Brodzińskiej © Miasto Biała Podlaska

Opera pisana jest dla śpiewaka. Operetka nie, tam jest dużo przejściowych dźwięków: wysoko, nisko, średnica, jest też dużo tekstu do powiedzenia. To bardzo trudny gatunek, ale jakże wspaniały, relaksujący i dzisiaj potrzebny. Operetka też właściwie zawsze kończy się happy endem. Każdy gatunek jest ważny. I opera, i operetka, i musical.

Na moje pytanie, jaką sztukę lubi Grażyna Brodzińska i czy ogląda horrory artystka odpowiedziała: – Jestem romantyczką, lubię filmy o miłości i filmy historyczne. Lubię komedię, ale komedię jest trudno zagrać. Wczoraj oglądałam po raz enty „Vabank”. Genialni aktorzy, genialna gra. Takie filmy mogę oglądać bez przerwy. Oglądam dokumenty, żeby się czegoś dowiedzieć. Ale horrory nigdy. Słucham muzyki rozrywkowej, bardzo cenię Roda Stewarda, Barbarę Streisand czy Michaela Bublé. Odpoczywam słuchając innej muzyki. Jeśli chodzi o teatr dramatyczny, to zależy. Lubię być na spektaklu, gdzie są dobrzy aktorzy. I wcale nie musi to być komedia.

Grażyna Brodzińska i jej najmłodsi wielbiciele © Miasto Biała Podlaska
Grażyna Brodzińska i jej najmłodsi wielbiciele © Miasto Biała Podlaska

Po spotkaniu artystka rozdawała autografy, była sympatyczna i serdeczna i z każdą osobą zamieniła kilka słów. I podobnie jak z koncertu, czy spektaklu ludzie wychodzili uradowani, uśmiechnięci i po prostu szczęśliwi.

„Mam takie małe marzenie”. Koncert Natalii Marczuk w Białej Podlaskiej na 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego

Indie-pop to styl muzyczny, który narodził się w latach 80. XX wieku w Wielkiej Brytanii. Łączy on elementy różnych awangardowych gatunków. Jak czytamy na Wikipedii jego twórcy odcinają się od „mainstreamowej” sceny i nie są zainteresowani komercją. Słowo „indie” pochodzi od wyrażenia „independent, czyli niezależny i nie ma nic wspólnego, jak mogłoby się wydawać, z muzyką orientalną.

Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

W programie koncertu Natalii Marczuk i jej zespołu znalazły się autorskie kompozycje z przygotowywanej przez artystkę płyty. Jak sama mówiła, nad kompozycjami i tekstami pracowała przez ubiegły rok. W rozpoczynającym  jej występ utworze „Czy morze pomoże” śpiewała o tęsknocie za rodzinnym miastem po przeprowadzeniu się do Gdańska i rozpoczęciu tam studiów na Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku.

Natalia Marczuk w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Natalia Marczuk w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

W innej piosence w jej tekście znalazła się następująca fraza: Mam takie małe marzenie, aby zgubić się na amen pod twoim ramieniem. Wykonała też własną kompozycję do słów Agnieszki Osieckiej oraz jeden cover – „Nigdy więcej nie tańcz ze mną” Ani Dąbrowskiej. Natalia Marczuk opowiadała także o miłości i konieczności samoakceptacji.

Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Towarzyszyli jej muzycy z Katowic: Łukasz Sowa (gitara), Bartosz Barwicki (gitara), Jan Dudek (bas/kontrabas), Kacper Kałuża (perkusja). Sama artystka zagrała natomiast na ukulele.

Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Natalii Marczuk i jej zespołu w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

„Lepiej niż w rzeczywistości”. Autorski recital Zbigniewa Zamachowskiego na 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej

Jestem bardzo wdzięczny za zaproszenie do Białej Podlaskiej – powiedział na początku występu Zbigniew Zamachowski. – Postaram się opowiedzieć Państwu, skąd pochodzę. Tę piosenkę napisałem już 40 lat temu i ma ona tę właściwość, że nie chce się zdezaktualizować. To Brzeziny pod Łodzią. Warto w tym momencie zacytować fragment tekstu: „W małym miasteczku są mali ludzie / ciepło ubrani na zimę / Lubią się najeść i piją wódzię / W dzień się kochają a marzą nocą / I wiedzą też że żyć muszą w trudzie / Tylko nie wiedzą po co”. Śpiewający aktor zaśpiewał ją z nostalgią i humorem, a mnie przypomniała się podobna w klimacie piosenka „Okularnicy” z tekstem Agnieszki Osieckiej.

Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Zbigniew Zamachowski wspominał tę wielką poetkę i inne ważne dla siebie osoby, które spotykał na swojej artystycznej drodze. Przypomniał postać Jeremiego Przybory, opowiadał o Bułacie Okudżawie, który podarował mu swój utwór. Stwierdził, że ma wyjątkowe szczęście do spotykania wspaniałych ludzi zarówno zawodowo, jak i prywatnie.

Zbigniew Zamachowski zagrał na gitarze, fortepianie, harmonijce ustnej i cymbałach. Towarzyszący mu pianista i aranżer Roman Hudaszek żartował, że aktor jest multiinstrumentalistą. Artyści zresztą bardzo zabawnie dogryzali sobie w dialogach, Hudaszek dowcipnie i celnie puentował opowieści Zamachowskiego. Widać było, że panowie się bardzo dobrze znają i bardzo się ze sobą przyjaźnią.

Roman Hudaszek i Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Roman Hudaszek i Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Zbigniew Zamachowski ma duże pokłady autoironii. Mówił na przykład, że gitara zasłania pewną część ciała i dlatego ją bardzo lubi. Że nie jest takim aktorem, jak Robert de Niro, który do roli w filmie „Wściekły byk” potrafił przytyć ponad 30 kg, a potem to wszystko zgubić. Po wykonaniu „Bo we mnie jest seks” rozbrajająco pytał publiczność, czy był w tym utworze przekonujący. W piosence Piotra Bukartyka „Luz i zapał” powtarzał w refrenie: To jest właśnie luz mój synu / I tylko to się w życiu liczy / Lepiej się wstydzić przez pięć minut / Niż przez dwa tygodnie ćwiczyć. W innym utworze śpiewał: O, jak mi się nie chce.

Prowadził też publiczne rozważania na temat tego, czym jest piosenka aktorska i jak się ją definiuje. – Od lat toczą się spory – mówił Zbigniew Zamachowski – czym jest ten gatunek? Czy to piosenka literacka? Nie tylko? Kabaretowa? To też nie oddaje tego pojęcia. Poetycka? To też za mało. Moim zdaniem, jedynym słusznym określeniem tego gatunku są słowa wypowiedziane prze Wojciecha Młynarskiego. Jego zdaniem piosenka aktorka to sytuacja, kiedy aktor gra, że śpiewa.

Koncert Zbigniewa Zamachowskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Zbigniewa Zamachowskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Opowiadał też o zdarzeniach, kiedy ludzie zaczepiają go na ulicy. – Pan jest wyższy, niż w rzeczywistości – powiedziała mu jedna z wielbicielek prosząc go na ulicy o autograf, co błyskotliwie komentował to podczas koncertu Roman Hudaszek, kwitując to hasłem „Lepiej niż w rzeczywistości”. Gdy jedna z barmanek pojawiła się w dublińskim barze poinformowana przez swoją przyjaciółkę, że jest u nich ktoś znany, powiedziała: – Co za rozczarowanie, myślałam, że to Colin Farrell! Wtedy Hudaszek stwierdził, że na pewno chodziło o „oczarowanie”.

Ale Zbigniew Zamachowski w koncercie „Nie tylko o miłości” przedstawił także liryczne i melancholiczne oblicze swoich wspomnień. Zastanawiał się, czy aktorstwo to kraina szczęśliwości, bo ludzie mają zupełne inne wyobrażenie o bajkowości tego zawodu. Opowiadał o swoich rozterkach, czy kupić w latach 80. w Wiedniu, za całą swoją dietę płytę najnowszą Stinga, takie refleksje dotyczyły wtedy wielu z nas, ceny na Zachodzie i w Polsce różniły się niebotycznie.

Roman Hudaszek i Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Roman Hudaszek i Zbigniew Zamachowski w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Wykonał „Fragile” Stinga mówiąc, że arcydzieła się nie starzeją, one z czasem nabierają nowych znaczeń. Zaśpiewał także, m. in. „Będzie gites, gdy odwalę kitę” Jaromira Nohavicy oraz „Kocham Cię Zielińska” z tekstem Agnieszki Osieckiej.

Przypomniał także „Papkina” Jacka Kleyffa, który wykonywany był w pociągu do Łodzi, mieście nazywanym wtedy „Hollyłódź”. Tu z kolei przypomniała mi się jego pierwsza filmowa rola w „Wielkiej Majówce” Krzysztofa Rogulskiego, z muzyką Maanamu, Kora zaśpiewała wtedy dwa wielkie przeboje, wydane tylko na singlu „Noc do innych niepodobna” oraz „Och, ten Hollywood”, do niedawna utworem niewydanym było wokalizowane „Tango Domy Centrum”, część filmu rozgrywa się bowiem w centrum Warszawy.

O Warszawie traktowała też słynna piosenka „Bal na Gnojnej”, o legendarnej, nieistniejącej dziś ulicy, rozsławiony przez Stanisława Grzesiuka. Jednym z ostatnich utworów był przebój radiowej Trójki „Kobiety jak te kwiaty” , który Zbigniew Zamachowski wykonywał z Grupą MoCarta, piosenka była na słynnej liście przebojów ponad trzydzieści tygodni.

Koncert Zbigniewa Zamachowskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert Zbigniewa Zamachowskiego w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Podczas swojego recitalu w Białej Podlaskiej artysta ukazał różne oblicza swojej charyzmy artystycznej, przede wszystkim z dystansem do siebie i fantastycznie snutymi wspomnieniami. Ze scenicznym wdziękiem i miękkim, ciepłym wokalem przedstawił obok swoich utworów autorskich indywidualne interpretacje wielu przebojów i piosenek dla niego ważnych. Publiczność zgromadzona w bialskim amfiteatrze bez trudu weszła w jego świat – świat wyjątkowego i wrażliwego śpiewającego aktora.

„Los jest sprawiedliwy, jeśli ktoś nie jest leniwy”. Premiera „Panie Kochanku” Teatru Słowa na 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej

Dyrektor Zbigniew Kapela witając publiczność zgromadzoną w bialskim amfiteatrze powiedział: – Za chwilę odbędzie się prapremiera „Panie Kochanku”, nowego przedstawienia Teatru Słowa, działającego przy Bialskim Centrum Kultury. Zarówno dla aktorów- amatorów, jak i osób współtworzących teatr jest to ogromne wyróżnienie i zaszczyt, że możemy wystąpić podczas szóstej edycji festiwalu imienia Bogusława Kaczyńskiego, wielkiego popularyzatora sztuki wysokiej i osoby tak bardzo związanej z naszym miastem.

To kolejny spektakl o tematyce związanej z historią władającego niegdyś bialskim grodem magnackiego rodu Radziwiłłów. Dotychczas Teatr Słowa przygotował dwa historyczne z tej epoki przedstawienia: „Jajko Królowej Marysieńki” i „Księżna Anna Radziwiłłowa”. Reżyserką wszystkich tych produkcji jest Danuta Szaniawska, która pełni jednocześnie rolę instruktora teatralnego od 2019 roku.

Oklaski dla aktorów po spektaklu „Panie Kochanku” © Miasto Biała Podlaska
Oklaski dla aktorów po spektaklu „Panie Kochanku” © Miasto Biała Podlaska

Amatorski „Teatr Słowa” powstał w 2002 roku i działa nieprzerwanie ponad dwadzieścia lat. Jego założycielem jest Jan Gałecki, animator kultury, który wraz z grupą seniorów powołał do życia Teatr „Jesienny Liść”. Z czasem oprócz seniorów w spektaklach zaczęła występować również młodzież, sięgano po coraz bardziej ambitny repertuar, zmieniono też nazwę na „Teatr Słowa”. Wystawiano dzieła Aleksandra Fredry, Antoniego Czechowa, Jerzego Zawieyskiego, w 2018 roku sięgnięto po „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego.

Warto przypomnieć, że to już piąty tytuł prezentowany podczas bialskich festiwali, po „Jajku Królowej Marysieńki” (2020), „Nepelu, synu Pratula” (2021) i „Biały sad” (2022). Podczas 5. Festiwalu Bogusława Kaczyńskiego w 2023 roku pokazano sztukę „Księżna Anna Radziwiłłowa”, opowieść o postaci szczególnie związanej z Białą Podlaską.

Andrzej Antsipenka (Książę Karol Stanisław Radziwiłł „Panie Kochanku”) © Miasto Biała Podlaska
Andrzej Antsipenka (Książę Karol Stanisław Radziwiłł „Panie Kochanku”) © Miasto Biała Podlaska

W „Panie Kochanku” tytułowym bohaterem komedii według scenariusza poety Jacka Daniluka jest syn Karol Stanisław Radziwiłł, zwany tak od jego ulubionego powiedzenia (w tej roli Andrzej Antsipenko, który poprzednio wcielał się w Rybeńkę, czyli Michała Kazimierza Radziwiłła). To najbogatszy magnat w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, jednocześnie ogromny hulaka, awanturnik i pijanica. Wykorzystuje swój status i oszukuje swoich biesiadników w zakładach, które sam nieuczciwie wygrywa. Niczym Baron Münchhausen snuje niewiarygodne historie, m. in. o szkole niedźwiedzi i o tym, jak w lato wysypał cukrem dziedziniec i jeździł po nim wozem zaprzężonym w owe tresowane misie niczym po śniegu. Opowiada też, jak schronił się w armacie, która, gdy wystrzeliła, zaniosła go do własnego namiotu.

Bożena Jaroszuk-Różycka (księżna Franciszka Radziwiłłowa) © Miasto Biała Podlaska
Bożena Jaroszuk-Różycka (księżna Franciszka Radziwiłłowa) © Miasto Biała Podlaska

Próbuje go okiełznać jego matka, księżna Franciszka Radziwiłłowa (Bożena Jaroszuk-Różycka), stale dokuczająca swojej synowej, Teresie Radziwiłłowej z Rzewuskich (Faustyna Wojdakowska). Tematem sztuki Panie Kochanku” jest jednak spotkanie z księciem Sapiehą z Kodnia (Maksymilian Hołownia) i poskromienie złośnika – ukaranie hulaszczego pijanicy.

Maksymilian Hołownia (książę Sapieha z Kodnia) i Tadeusz Humin (Onufry) © Miasto Biała Podlaska
Maksymilian Hołownia (książę Sapieha z Kodnia) i Tadeusz Humin (Onufry) © Miasto Biała Podlaska

Orszaku bohaterów dopełniają lokaj Onufry (Tadeusz Humin) oraz nieszczęśliwie zakochana i pięknie śpiewająca dwórka Amelka (Lena Antsipenka), która jak się okazuje też pochodzi z rodu magnatów. Na początku spektaklu, niczym rossiniowska Izabella z „Włoszki w Algierze” przedstawia swoją tezę o tym, że „każdy jest kowalem własnego losu”, nic nie jest zapisane w gwiazdach i wszystko jest w naszych rękach. Los jest sprawiedliwy, jeśli ktoś nie jest leniwy – intonuje a capella Lena Antsipenka.

Lena Antsipenka (Amelka) i Faustyna Wojdakowska (księżna Teresa Radziwiłłowa z Rzewuskich) © Miasto Biała Podlaska
Lena Antsipenka (Amelka) i Faustyna Wojdakowska (księżna Teresa Radziwiłłowa z Rzewuskich) © Miasto Biała Podlaska

Stylowe i piękne barokowo kostiumy z epoki przygotowała i uszyła Małgorzata Maciejewska. Utwór to komedia, nawiązująca stylem do Aleksandra Fredry i Moliera, choć nie jest pozbawiony akcentów melodramatycznych i umoralniającego finału. Na szczęście wszystko się dobrze kończy, a niemożebny konfabulator pada ofiarą swoich własnych kłamstw i podstępu sprytnej kucharki Tekli (w tej roli Danuta Szaniawska, która w poprzedniej produkcji wcielała się w Annę Radziwiłłową).

Danuta Szaniawska (Tekla) © Miasto Biała Podlaska
Danuta Szaniawska (Tekla) © Miasto Biała Podlaska

Wszyscy aktorzy z pasją i ogromnym zaangażowaniem wcielili się w swoje role, wykorzystując swoje vis comica. I wszyscy oni operowali wspaniałą dykcją, można było zrozumieć każde słowo, nie tylko za pomocą nagłośnienia, za które odpowiadał Marek Malicki.

To pełen uroku spektakl, którego twórcami są „artyści nieprofesjonalni” – amatorzy. Ale to pochodzące z łaciny słowo oznacza tez osoby zajmujące się czymś z miłości. W tym przypadku miłości do sztuki, na tyle skutecznie, by bawić i zaangażować w opowiadaną historię publiczność. To także wspaniałe nawiązanie, poprzez komedię pomyłek i zmyśleń do historii Białej Podlaskiej.

Michał Litwiniuk, prezydent Miasta Białej Podlaskiej i laureaci Bialskiej Nagrody Kultury im. Anny z Sanguszków Radziwiłłowej: Tadeusz Humin, Marta Cholewińska i Jacek Daniluk © Miasto Biała Podlaska
Michał Litwiniuk, prezydent Miasta Białej Podlaskiej i laureaci Bialskiej Nagrody Kultury im. Anny z Sanguszków Radziwiłłowej: Tadeusz Humin, Marta Cholewińska i Jacek Daniluk © Miasto Biała Podlaska

W ubiegłym roku Teatr Słowa obchodził 20. rocznicę działalności. Podczas 5. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego jego twórcę Jana Gałeckiego uhonorowano Bialską Nagrodą Kultury im. Anny z Sanguszków Radziwiłłowej, to wyraz uznania dla osiągnięć artystycznych i działalności kulturalnej. W tym roku ten laur otrzymali Marta Cholewińska – kierownik Impresariatu Artystycznego Bialskiego Centrum Kultury, Tadeusz Humin – aktor Teatru Słowa oraz Jacek Daniluk – poeta i autor scenariusza.

Zdjęcie pamiątkowe po spektaklu „Panie Kochanku” © Miasto Biała Podlaska
Zdjęcie pamiątkowe po spektaklu „Panie Kochanku” © Miasto Biała Podlaska

„Cyganeria” w Białej Podlaskiej. Hołd dla Giacomo Pucciniego podczas 6. Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego (fotorelacja)

„Cyganeria” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
„Cyganeria” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Maciej Robak, dyrektor Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej wygłasza wstęp do projekcji © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
„Cyganeria” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
„Cyganeria” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność „Cyganerii” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Miłość, śmierć, opera i fortepian w koncercie „Wirtuoz i Małgorzata”. Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej

Urodziłem się w Lublinie, to niedaleko od Państwa – przywitał licznie zgromadzoną w bialskim amfiteatrze publiczność Waldemar Malicki. – Dlatego w Białej Podlaskiej, czuję się jak w domu. Pianista opowiadał, że fortepian to relatywnie młody instrument, istnieje mniej więcej 300 lat. Oczywiście przez ten czas bardzo się zmienił, ale można na nim zagrać wszystko.

Publiczność podczas koncertu „Wirtuoz i Małgorzata" w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Publiczność podczas koncertu „Wirtuoz i Małgorzata” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Ale rozpoczął swój występ wzruszającym „Warsaw Concerto” Richarda Addinsella, kompozycją pochodzącą z amerykańsko-angielskiego filmu z 1941 roku, „The Dangerous Moonlight”  („Niebezpieczne światło księżyca”) w reżyserii Briana Desmonda Hursta. – Wyobraźmy sobie rok 1939, dokładnie ten dzień, w którym jesteśmy teraz. Za tydzień zaczynają się pierwsze bombardowania polskich miast, zaczyna się wojna. No i wyobraźmy sobie, że w tym czasie w Warszawie mieszka muzyk. Muzyk, który akurat komponuje swój koncert. Zakochany jest w amerykańskiej korespondentce wojennej, która też mieszka w Warszawie. Gdy zaczyna się agresja niemiecka, oboje udają się do Stanów Zjednoczonych, a potem do Wielkiej Brytanii. On tam przestaje być muzykiem, staje się pilotem i walczy w bitwie o Anglię. Amerykanie postanowili w Hollywood nakręcić o tym film, bohater nazywa się w nim Stefan Radecki. Muzyka do tego filmu okazała się być tak fantastyczna, że kompozytor Richard Adinsell przerobił koncert na wersję orkiestrową. Ale ja zagram bez orkiestry, z korzyścią dla budżetu festiwalu. Ten utwór jest niezwykle romantyczny, są w nim wszystkie uczucia: miłość, śmierć i fortepian.

Koncert „Mistrz i Małgorzata" w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Koncert „Wirtuoz i Małgorzata” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Niezwykle rzadko występuję u Państwa, w tym uroczym mieście. Chciałbym zrobić na Państwu wrażenie. I wiem, że jak się takie wrażenie zrobi, to wtedy muzyka otrzymuje to, co najpiękniejsze, czyli reakcje publiczności. Takie spontaniczne, szczere i naturalne. To jest coś wspaniałego. I żeby to uzyskać, trzeba przede wszystkim trafić w preferencje repertuarowe publiczności. Dlatego zróbmy krótki test. Małgorzata Krzyżanowicz, przedstawiona w tej części koncertu jako asystentka pokazywała zza fortepianu, jakie powinny być te „spontaniczne, szczerze i naturalne reakcje”, na kolejnych planszach pokazywały się napisy: „Brawa”, „Brawa rytmiczne” „Owacja” i „Owacja na stojąco”. Było to bardzo zabawne i podobnych żartów w trakcie koncertu było jeszcze sporo.

Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Waldemar Malicki opowiadał też o operze i współpracy z Bogusławem Kaczyńskim. – Kiedyś, kiedy byłem młody, Bogusław Kaczyński zaprosił mnie na Festiwalu w Łańcucie. Występowałem tam z wieloma wspaniałymi artystami operowymi: Stefanią Toczyską, Teresą Żylis-Garą, Andrzejem Hiolskim, Katią Ricciarelli. Uważam, że opera jest absolutnie najbardziej niezwykłą ze sztuk i na pewno najbardziej wzruszającą. Najpiękniejszym instrumentem, jaki istnieje, jest glos ludzki. Nic mnie nie wzrusza silniej niż muzyka operowa. XIX -wieczni kompozytorzy, tacy jak Liszt czy Chopin też wzruszali się operą, w czasach romantyzmu pisali wariacje na tematy operowe, które można wykonać na fortepianie. Na potwierdzenie tych słów artysta zagrał arię Toski i Kalafa z „Turandot”, a fortepian pod jego palcami brzmiał niczym orkiestra symfoniczna i śpiewał.

Waldemar Malicki podczas koncertu „Mistrz i Małgorzata" w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki podczas koncertu „Wirtuoz i Małgorzata” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Waldemar Malicki mnóstwo opowiadał, ukazał na przykład krótką historię walca, od Niemiec, Austrii aż do Krakowa i Białegostoku. Zagrał też angielski i francuski barok, a także mnóstwo muzyki filmowej. Były piosenki Zbigniewa Wodeckiego, utwory amerykańskie i japońskie, była też czołówka „Pegaza”, skomponowana przez Stefana Zawarskiego na podstawie „Wariacji fortepianowych” op. 27 Antona Weberna, kompozytora tworzącego muzykę atonalną. W niektórych utworach partnerowała mu wiolonczelistka Małgorzata Krzyżanowicz.

Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Artyści zakończyli wieczór także operą, był to fragment uwertury do „Wilhelma Tella” Gioachina Rossiniego, a w zwariowanym bisie dosłownie wyrywali sobie z rąk fortepian, Małgorzata Krzyżanowicz okazała się także szaloną i nieokiełznaną scenicznie pianistką.

Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

Podobnie jak na niedawnym występie na „Ogrodach Muzycznych” Waldemar Malicki, wirtuoz fortepianu i retoryki przedstawił wyrafinowany monodram muzyczny i zwariowaną podróż muzyczną, przez gatunki i światy. Wzruszał i bawił publiczność, bawiąc się ogniem i melancholią frazy tego uniwersalnego instrumentu.

Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki i Małgorzata Krzyżanowicz w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

– Zabawa smakuje najlepiej, kiedy oprócz słodyczy jest w niej szczypta pikanterii – opowiadał artysta w wywiadzie dla ORFEO. I rzeczywiście, był to popis komizmu, ale i wzruszenia. Wirtuozeria Malickiego, wsparta wyrafinowanym pieprzem dowcipu potrafiła rozbawić, ale skłonić do refleksji. Publiczność Białej Podlaskiej blisko dwugodzinny występ nagrodziła artystów owacją na stojąco.

Waldemar Malicki podczas koncertu „Mistrz i Małgorzata" w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska
Waldemar Malicki podczas koncertu „Wirtuoz i Małgorzata” w Białej Podlaskiej © Miasto Biała Podlaska

„Wyzwolenie”. Wernisaż wystawy Szkoły Fotografii Eksperymentalnej Krzysztofa Bielińskiego, fotografa operowych i teatralnych inscenizacji

Wyjątkowe, intrygujące prace, które będziecie Państwo mogli obejrzeć na wystawie, nie są odbiciem rzeczywistości, a stanów emocjonalnych, wewnętrznego świata i wrażliwości poszczególnych osób. Otwarcie się na eksperyment, nie tylko w sensie technicznym, ale przede wszystkim mentalnym, uwalnia i prowadzi do tworzenia pięknych, poruszających dzieł – mówi Krzysztof Bieliński, kurator wystawy.

Krzysztof Bieliński to artysta fotograf, specjalizujący się w fotografii abstrakcyjnej. Jest jednym z czołowych polskich fotografów operowych i teatralnych, autorem fotografii do przeszło dziewięciuset spektakli krajowych i zagranicznych. Wydał kilka albumów z fotografią teatralną: „Lupa/Teatr”, „Treliński”, „Staniewski-Gardzienice Antyk”, „BTL/Lalki”, „Warlikowski/Teatr” (współautor), „Kudlička. Volume I” (współautor). Jest twórcą plakatów teatralnych. Od 2008 roku jest stałym fotografem Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Regularnie współpracuje z kilkunastoma innymi teatrami.

Krzysztof Bieliński © archiwum artysty
Krzysztof Bieliński © archiwum artysty

Wykładał fotografię teatralną oraz plakat w Warszawskiej Szkole Filmowej i na Fotografii UW. W 2019 roku został jurorem V Konkursu Fotografii Teatralnej, organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. W 2020 roku prowadził pierwsze w Polsce Master Class z fotografii teatralnej online we współpracy z Instytutem Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego zakończone wystawą w Starej Galerii ZPAF. We wrześniu 2020 na łamach miesięcznika „Teatr” ogłosił „Manifest Twórczej Fotografii Teatralnej”. W 2021 roku otrzymał tytuł Artysty Roku 2020 pisma Post Scriptum. Obecnie wykłada fotografię abstrakcyjną w Studium Związku Polskich Artystów Fotografików.

Renata Wojciechowska „Autoportret”. Fotografia w ramach Szkoły Fotografii Eksperymentalnej Krzysztofa Bielińskiego © materiały prasowe
Renata Wojciechowska „Autoportret”. Fotografia w ramach Szkoły Fotografii Eksperymentalnej Krzysztofa Bielińskiego © materiały prasowe

W 2023 roku założył Szkołę Fotografii Eksperymentalnej. Zajęcia prowadzone są w kilku grupach (online i stacjonarnie) na różnych poziomach zaawansowania. Prowadzony jest też mentoring – spotkania indywidualne.

Fotografia eksperymentalna to droga do wyzwolenia. Wyzwolenia od schematycznego myślenia i wyzwolenia swojej twórczej energii – mówi Krzysztof Bieliński, kurator wystawy, założyciel Szkoły Fotografii Eksperymentalnej, uznany twórca fotografii abstrakcyjnej i teatralnej.

Piotr Bolek „Alter Ego”. Fotografia w ramach Szkoły Fotografii Eksperymentalnej Krzysztofa Bielińskiego © materiały prasowe
Piotr Bolek „Alter Ego”. Fotografia w ramach Szkoły Fotografii Eksperymentalnej Krzysztofa Bielińskiego © materiały prasowe

Na wystawie zostanie zaprezentowanych ponad 40 prac następujących artystek i artystów: Piotr Bolek, Marlena Cechmistrz-Milczarek, Elżbieta Gajowniczek, Edyta Kielian, Dorota Kotowska, Katarzyna Kozłowska, Radosław Kozłowski, Agata Lewandowska, Katarzyna Leśniewska, Weronika Łucjan-Grabowska, Adam Maliszewski, Anna Orzyłowska, Izabela Rogowska, Barbara Ryszkowska, Renata Wojciechowska, Andrzej Winkler, Agnieszka Zyga, Kazimierz Ździebło.

Wernisaż wystawy odbędzie się 1 września 2024 roku o godzinie 16.00 w Studio Jaskółka, przy ul. Wareckiej 8 na rogu ul. Kubusia Puchatka w Warszawie. ORFEO Fundacja im. Bogusława Kaczyńskiego jest jednym z patronów medialnych tego przedsięwzięcia. Wstęp jest wolny.

Uroczysta Gala Inauguracyjna i nowy sezon 2024/2025 w Operze Wrocławskiej

Podczas koncertu zaprezentowane zostaną fragmenty blisko 20 dzieł operowych. Zabrzmią arie i duety z takich tytułów jak m. in.: „Halka”, „Carmen”, „Aida”, „Rigoletto”, „Trubadur”, „Traviata”, Don Giovanni” i „Cyrulik sewilski”. Ale pojawią się też utwory z rzadziej grywanych dzieł: „Adriany Lecouvreur” i „Giocondy”. W programie znajdą się też uwertury i fragmenty chóralne: „Va pensiero” z „Nabucca” czy Chór Pielgrzymów z „Tannhäusera”.

Wystąpią soliści Opery Wrocławskiej: Agnieszka Adamczak, Barbara Bagińska, Maria Rozynek, Jadwiga Postrożna, Katarzyna Haras, Elżbieta Kaczmarzyk- Janczak, Eliza Kruszczyńska, Jacek Jaskuła, Tomasz Rudnicki, Paweł Żak, Łukasz Motkowicz, Łukasz Rosiak, Tomasz Łykowski oraz gościnnie Jolanta Wagner i Katarzyna Mackiewicz. Solo na skrzypcach wykona Adam Czermak. Koncert poprowadzą Jacek Jaskuła i Aleksander Zuchowicz.

Gala Inauguracyjna odbędzie się trzykrotnie: 6, 7 i 8 września 2024 roku. Będzie to uroczyste rozpoczęcie jubileuszowego, 80. Sezonu Opery Wrocławskiej. Teatr rozpoczął działalność 8 września 1945 roku spektaklem „Halki” Stanisława Moniuszki. W sezonie 2024/2025 planowanych jest wiele jubileuszowych wydarzeń, będą to m.in. koncerty, wystawy, pokazy, spotkania z artystami, prelekcje, a także wiele działań edukacyjnych i społecznych.

Podczas konferencji prasowej w czerwcu 2024 roku dyrektor Tomasz Janczak przedstawił plany repertuarowe i premiery. Planowane są cztery realizacje operowe: „Nabucco” (11 października 2024 roku), „Cyrulik sewilski” (13 grudnia 2024 roku), „Straszny dwór” (15 marca 2025 roku) oraz „Jaś i Małgosia” (23 maja 2025 roku). Opera Wrocławska przygotuje dwa przedstawienia baletowe: „Królową śniegu (8 listopada 2024 roku) oraz „Fridę (6 czerwca 2025 roku). Odbędą się koncerty, m. in. „Requiem” Verdiego, Gala Sylwestrowa, a także „Święto muzyki” przed gmachem Opery Wrocławskiej (21 czerwca 2025 roku).

Konferencja prasowa dotycząca sezonu 2024/025 w Operze Wrocławskiej © Wojciech Palacz
Konferencja prasowa dotycząca sezonu 2024/025 w Operze Wrocławskiej © Wojciech Palacz

W stałym repertuarze pozostaną: „Madame Butterfly” i „Tosca” Giacomo Pucciniego, „Włoszka w Algierze” Gioachino Rossiniego, „Manekiny” Zbigniewa Rudzińskiego, „Don Giovanni” i „Czarodziejski flet w Breslau” Wolfganga Amadeusza Mozarta, „Carmen” Georgesa Bizeta, „Kandyd” Leonarda Bernsteina i „Skrzypek na dachu”. Będzie można tez zobaczyć spektakle baletowe: „Napoli 1841”, „Tryptyk baletowy Flight/Bolero/Elsa canasta” oraz „Requiem” Mozarta z choreografią Jacka Tyskiego. Będą też spektakle dla dzieci: „ Yemaya – królowa mórz” Zygmunta Krauzego, „Pchła szachrajka” Macieja Małeckiego i „Karnawał zwierząt” Camille’a Saint-Saënsa.

Po koncercie „Oblicza Miłości”. Prowadzący koncert Rafał Wróblewski i artyści: Elżbeita Kaczmarzyk-Janczak, Łukasz Motkowicz i Ivan Zhukov © materiały prasowe
Po koncercie „Oblicza Miłości”. Prowadzący koncert Rafał Wróblewski i artyści: Elżbeita Kaczmarzyk-Janczak, Łukasz Motkowicz i Ivan Zhukov © materiały prasowe

Do końca sierpnia, w każdy wakacyjny weekend w zabytkowych wnętrzach foyer Opery Wrocławskiej odbywają się Koncerty Letnie, w których programie znalazły się różne formy muzyczne: utwory kameralne i wokalne. Zakończeniem wakacyjnego cyklu będą koncerty „Śladami skrzypka na dachu”, w których wystąpi zespół Trio Versatile. W repertuarze znalazła się fantazja na tematy z musicalu „Skrzypek na dachu” oraz tradycyjne pieśni żydowskie w aranżacji Pawła Karasia. 31 sierpnia 2024 roku odbędą się aż trzy koncerty, o godz. 13.00, 15.00 i 17.00.