Werther Jules’a Masseneta to kompozycja, która powstała u schyłku XIX wieku, a autorzy jej libretta (Édouard Blau, Paul Millet i Georges Hartmann) skorzystali, jak łatwo się domyślić, z powstałej ponad 100 lat wcześniej, prawdopodobnie najważniejszej powieści zwiastującej epokę romantyzmu – Cierpienia Młodego Wertera Johanna Wolfganga Goethego. Opowieść została jednak odrobinę zmieniona – Charlotte, chociaż kocha Werthera, chce wypełnić wolę zmarłej matki, która wybrała jej na męża Alberta. Kochankowie muszą się rozstać, jednak nie mogą o sobie zapomnieć…
Dopełnieniem emocjonującej opowieści jest muzyka Masseneta, kompozytora, którego inna opera, Manon, jest obowiązkową pozycją w francuskim repertuarze operowym, obok Carmen Bizeta i Fausta Gounoda. Według niektórych pisarzy (m.in. biografa Masseneta – Hugh Macdonalda) to jednak Werther jest arcydziełem zasługującym na sławę pokroju Manon. Opera Werther to wspaniały przykład wpływów muzyki największych kompozytorów epoki: Berlioza, Meyerbeera, Verdiego czy Wagnera. W utworze z łatwością dostrzeżemy bogatą instrumentację, ze szczególną rolą instrumentów dętych blaszanych i perkusji.
Inscenizacja w reżyserii Willy’ego Deckera odnosiła sukcesy na scenach w Amsterdamie, Rzymie, Pradze czy Barcelonie (z Piotrem Beczałą w roli głównej). Decker kładzie nacisk na psychologiczny aspekt miłości bohaterów, a jego dopełnieniem jest scenografia Wolfganga Gussmanna. Podzielona na dwie płaszczyzny scena przedstawia intensywne, symboliczne barwy, nawiązujące do ograniczonego pola psychiki bohaterów, oraz tło – plan natury, wskazujący na zmieniające się pory roku. Minimalistyczna scenografia Gussmanna wspaniale współgra z kostiumami, również jego autorstwa.
Podczas premierowego pokazu w roli Werthera wystąpi znakomity tenor Piotr Beczała, który miał już okazję kreować postać w barcelońskiej inscenizacji w 2017 roku. U jego boku zobaczymy Irinę Zhytynską, od 13 lat związaną z Operą Wrocławską. Miłosny trójkąt dopełni odtwórca roli Alberta – Stanislav Kuflyuk. O oprawę muzyczną zadbają również Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej pod batutą Patricka Fournilliera. Towarzyszyć im będzie chór dziecięcy „Artos” im. Władysława Skoraczewskiego.
Piotr Beczała w arii „Pourquoi me réveiller”, Barcelona 2017.
Obsada:
Werther – Piotr Beczała 8, 10.10.2020, Leonadro Caimi 14,16,18.10.2020
Poprzednia edycja festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego dowiodła, że bialska widownia kocha dobrą sztukę. Tak było i w tym roku. Zanim scena przeszła we władanie artystów, senator Grzegorz Bierecki w towarzystwie wiceprezydenta miasta Macieja Buczyńskiego i dyrektora artystycznego Fundacji „Orfeo” Krzysztofa Korwin – Piotrowskiego odsłonili oficjalnie ławeczkę Bogusława Kaczyńskiego, ustawioną nieopodal Zespołu Szkół Muzycznych. Gdyby żył pan Bogusław, zapewne byłby szczęśliwy, że takie imprezy trafiają do jego rodzinnego miasta. Drugi festiwal był okazją do uhonorowania zasłużonego dla bialskiej kultury artysty – fotografika Tadeusza Żaczka. Odebrał on od wiceprezydenta M. Buczyńskiego nagrodę kulturalną Anny z Sanguszków Radziwiłłowej. Za pomocą łącza internetowego wypowiedział się na telebimie nieobecny w amfiteatrze prezydent Michał Litwiniuk.
Orkiestra Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie pod dyrekcją Mieczysława Smydy i szóstka solistów sprawdzili się doskonale. Wszyscy trafiali idealnie w punkt. Na scenie amfiteatru wystąpili: sopranistka Małgorzata Długosz, sopranistka Iwona Socha, baryton operowy Jakub Milewski, tenor Jakub Oczkowski, baryton operowy Zbigniew Macias oraz aktor musicalowy Mateusz Deskiewicz. W sobotni wieczór pojawili się także doskonale przygotowani artyści baletu. Koncert prowadzony przez Krzysztofa Korwin – Piotrowskiego i Łukasza Lecha skrzył się perełkami. Dwie i pół godziny minęło niczym sen złoty.
W pierwszej, musicalowej części wysłuchano przebojów z długiej listy utworów granych w teatrach muzycznych. Rozpoczął ją Zbigniew Macias nastrojową piosenką „W taki piękny wieczór” z musicalu Richarda Rodgersa: „Południowy Pacyfik”. Po nim Małgorzata Długosz czarowała interpretacją zmysłowego tanga „Por una cabeza” Carlosa Gardela, a prawdziwy czar tańca pokazali młodzi artyści baletu (Justyna Malinowska i Wiktor Snochowski). Znakomity śpiewak i aktor musicalowy Mateusz Deskiewicz uraczył publiczność zabawną „Balladą z trupem”, znaną z Kabaretu Starszych Panów. Ten sam artysta przedstawił inny słynny utwór kabaretowy Charliego Chaplina „Ten wąsik, ach ten wąsik” z polskimi słowami Mariana Hemara.
W klimacie lat trzydziestych minionego wieku pokazała się Małgorzata Długosz, wybierając wielki szlagier Hanki Ordonówny „Na pierwszy znak”. Artysta, który kilkaset razy grał na scenie w „Człowieku z La Manchy”, czyli Zbigniew Macias pokazał wielki kunszt wokalny w arii „Śnić sen”. Każdej prezentacji wokalnej towarzyszyły nietuzinkowe zapowiedzi, fantastyczne kostiumy i popisy tancerzy, co jeszcze bardziej uatrakcyjniało toczące się w szybkim tempie widowisko. W pierwszej części nie zabrakło fantastycznych szlagierów: „Gdybym był bogaczem” i „To świt to zmrok” z musicalu „Skrzypek na dachu” w wydaniu Zbigniewa Maciasa wspomaganego przez Małgorzatę Długosz.
Talent komiczny Mateusza Deskiewicza ujawnił się w dwóch brawurowych rolach. Najpierw jako łotrzyk – oberżysta śpiewający arię „Kramu tego król” z musicalu „Nędznicy”, a następnie w duecie ze Zbigniewem Maciasem „Jeden szczęścia łut” z musicalu „My Fair Lady”. W pierwszej z nich artyście towarzyszył bialski kwartet Chwilka. Publiczność słuchała jak oczarowana. Druga część operetkowa zaczęła się od popisu Iwony Sochy, Jakub Oczkowskiego i Jakuba Milewskiego w zabawnej arii „To ja Lulu” z operetki „Dama od Maxima”. Łukasz Lech, ze swadą znawcy operetek grywanych ongiś w Wiedniu, zapowiedział arię „Artystki z Variete” z „Księżniczki czardasza” Imre Kalmana. Wykonali ją popisowo Jakub Oczkowski i Jakub Milewski. Tuż po nich żeński duet, czyli Małgorzata Długosz i Iwona Socha bawiły się nie gorzej od widowni słynną „Annen Polka” Johanna Straussa. Taneczne tempo podtrzymał wspomagany przez balet Jakub Oczkowski arią Boniego „Tak całkiem bez dziewczątek” z operetki Kalmana „Księżniczka czardasza”. Doskonale wypadł też popis tercetu wokalnego: Iwona Socha, Jakub Milewski i Jakub Oczkowski w arii „Dziewczę z Węgier” z operetki Kalmana „Hrabina Marica”. Z tej samej operetki pochodziła inna aria „Graj Cyganie” w wykonaniu Jakuba Oczkowskiego. Węgierskim prezentacjom towarzyszyły występy tancerzy. Muzyczne szaleństwo podtrzymały kolejne arie: „Joj mama” i „Kiedy cygańska dusza gra” interpretowane przez czwórkę artystów: Iwonę Sochę, Małgorzatę Długosz, Jakuba Milewskiego i Jakuba Oczkowskiego.
Oczarowana publiczność na stojąco wyrażała aplauz orkiestrze i solistom. Na finał wszyscy soliści uraczyli słuchaczy wielkim przebojem z „Wesołej wdówki” – „Usta milczą dusza śpiewa”. Beztroski nastrój zabawy udzielił się wzruszonym melomanom, obecnym w amfiteatrze. Wielkie brawa należą się organizatorom festiwalu: prezydentowi miasta Biała Podlaska, Bialskiemu Centrum Kultury i Fundacji „Orfeo” im. Bogusława Kaczyńskiego, a także wszystkim artystom uczestniczącym w tym wydarzeniu.
Po koncercie poprosiłem uczestników o wypowiedzi.
Izabela Kłusek – Jestem wzruszona i pełna zachwytu nad dzisiejszą prezentacją. Wspaniałe głosy solistów, znakomicie prowadzona orkiestra i niepowtarzalna atmosfera udzieliły się wszystkim obecnym w amfiteatrze. Mam nadzieję, że festiwal Bogusława Kaczyńskiego będzie miał kolejne odsłony. Zapewnia on bowiem melomanom przeżycia nie do opisania. Ktoś, kto kocha muzykę, nie może wobec takich szlagierów pozostać obojętnym. Polecam relację z festiwalu do obejrzenia na YouTube.
Jadwiga Romaniuk – Szkoda, że takie imprezy odbywają się w mieście stosunkowa rzadko. Jestem przekonana, że patron festiwalu Bogusław Kaczyński życzyłby sobie, aby koncerty z muzyką operetkową i operową organizowane były znacznie częściej. Bialczanie są spragnieni dobrej rozrywki na wysokim poziomie. W zalewie mało wartościowej muzyki popularnej, te ponadczasowe szlagiery nic nie tracą ze swej aktualności i porywają nas tak samo, jak innych pięćdziesiąt czy sto lat temu.
Alina Miłaszewska – Wspaniale, że mogłam dzisiejszego wieczoru znaleźć się w amfiteatrze. Znakomite tempo koncertu okraszone bogactwem dźwięków, fantastycznymi kostiumami i popisami tancerzy oczarowały niejednego słuchacza. Mam apetyt na więcej i liczę, że trzecia odsłona festiwalu Bogusława Kaczyńskiego przyniesie wiosną przyszłego roku jeszcze więcej znakomitej muzyki, za którą wszyscy przepadamy.
Prezydent Miasta Biała Podlaska Michał Litwiniuk, Dyrektor Bialskiego Centrum Kultury Zbigniew Kapela oraz Dyrektor Artystyczny ORFEO Fundacji im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie Krzysztof Korwin-Piotrowski zapraszają na II Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego. W sobotę 26 września o 16.00 i 19.00 w Amfiteatrze w Parku Radziwiłłowskim w Białej Podlaskiej odbędzie się premiera widowiska „Zaczarowany świat operetki i musicalu”. Wydarzenie zapowiada dyrektor artystyczny Krzysztof Korwin-Piotrowski.
Narratorem i reżyserem pierwszej części „Śnić sen” będzie dyrektor artystyczny festiwalu i reżyser Krzysztof Korwin-Piotrowski. Wystąpią: primadonna ORFEO Małgorzata Długosz, aktor musicalowy z Teatru Muzycznego w Gdyni Mateusz Deskiewicz, solista Teatru Wielkiego -Opery Narodowej Zbigniew Macias oraz para taneczna i Kwartet wokalny Chwilka z Bialskiego Centrum Kultury, przygotowany przez Ireneusza Parafiniuka. Druga część to „Zakochani w operetce” w reżyserii Łukasza Lecha. Są to najpiękniejsze fragmenty widowiska jubileuszowego Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie, przygotowanego z okazji 15-lecia teatru. Wystąpią: Małgorzata Długosz (sopran, primadonna Orfeo), Iwona Socha (sopran, solistka Opery Krakowskiej), Jakub Milewski (baryton, kierownik artystyczny Mazowieckiego Teatru Muzycznego), Jakub Oczkowski (tenor), zespół baletowy i orkiestra MTM pod dyrekcją Mieczysława Smydy. Balet przygotowała choreograf Violetta Suska. Partnerem Wydarzenia jest Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury – Dyrektor Iwona Wujastyk.
W pierwszej części można będzie usłyszeć takie przeboje musicalowe jak „W taki piękny wieczór” z „Południowego Pacyfiku” Richarda Rodgersa, „Śnić sen” z „Człowieka z La Manchy” Mitcha Leigha, piosenkę Thenardiera „Kramu tego król” z „Nędzników” Claude-Michela Schoenberga, „Gdybym był bogaczem” oraz „To świt, to zmrok” ze „Skrzypka na dachu” Jerry’ego Bocka, a także takie słynne utwory jak „Straingers in the Night” czy tango „Por una cabeza”. Usłyszymy też „Na pierwszy znak” z repertuaru Ordonki i piosenki z Kabaretu Starszych Panów.
Natomiast w części drugiej zabrzmią fragmenty operetek „Hrabina Marica” i „Księżniczka czardasza” Imre Kalmana, „Perła z Tokaju” Freda Raymonda, „Wesoła wdówka” Franza Lehara oraz Annen-Polka Johanna Straussa i piosenka „To ja, Lulu” z musicalu „Dama od Maxima” Ryszarda Sielickiego.
W widowisku wezmą udział tancerze Wiktor Snochowski i Justyna Malinowska. Reprezentują Studio Tańca Duet w Warszawie, prowadzone przez Jarosława i Dominikę Marzec. Współpracują z klubem Tańca Towarzyskiego DancePoint Biała Podlaska. Osiągnięcia tej pary to m.in.: 2 razy Półfinał Mistrzostw Polski w klasie A Dorośli Latin i I miejsce w cyklu Grand Prix Polski U21 Standard. Stanęli także na podium w San Marino we Włoszech.
Klub Tańca Towarzyskiego DancePoint w Białej Podlaskiej działa od 4 miesięcy. Trenerami są: obecna wicemistrzyni par zawodowych (Tańców Latynoamerykańskich) Polski, posiadająca najwyższą międzynarodową klasę taneczną S, wielokrotna mistrzyni Polski amatorów, Wicemistrzyni Świata, finalistka dziewiątej edycji Tańca z Gwiazdami – Natalia Głębocka oraz para posiadająca najwyższą międzynarodową klasę taneczną S – Łukasz Świtalski i Natalia Mikołajczyk ( Tańce Standardowe) – Mistrzowie Saksonii.
Jest to wyjątkowa szkoła, która łączy profesjonalną naukę tańca i rozwój osobisty. Współpracuje ze Studiem Tańca Duet w Warszawie. W klubie tańczą dzieci od lat 3, młodzież i dorośli.Pomimo krótkiego stażu działalności szkoły, tancerze osiągają wiele sukcesów, reprezentując klub na Ogólnopolskich Turniejach Tańca Towarzyskiego.
bty
Kwartet wokalny CHWILKA działa przy Bialskim Centrum Kultury im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej, w składzie: Magdalena Bancarzewska, Zuzanna Krajewska, Kornelia Najdyhor, Wiktoria Zielińska. Zespół powstał w 1986 roku, jest laureatem wielu festiwali ogólnopolskich i międzynarodowych. Soliści oraz zespoły Chwilki to uczestnicy wielu muzycznych programów telewizyjnych. Obecnie zespół liczy około 30 osób, a jego kierownikiem artystycznym jest Ireneusz Parafiniuk.
„Gdy ludzie pytają mnie, kiedy zaczęłam tańczyć, odpowiadam: w łonie matki, prawdopodobnie dzięki ostrygom i szampanowi, które są pokarmem Afrodyty” – tak wspomina w autobiografii „Moje życie Isadora Duncan” – sławna na cały świat amerykańska tancerka. Naprawdę nazywała się Dora Ángela Duncan. Wychowywała się w biednym domu, bez ojca, z dwójką rodzeństwa. Matka, nauczycielka muzyki, wpajała dzieciom miłość do sztuki. Wieczorami siadała przy fortepianie i grała kompozycje Beethovena, Schumanna, Schuberta, Mozarta, Chopina, a także czytała na głos Szekspira, Shelleya, Keatsa czy Burnsa. „Matce zawdzięczam, że w dzieciństwie nasze życie było przepojone muzyką i poezją” – napisała Isadora. To od niej przejęła uwielbienie dla kultury klasycznej. Greckie rzeźby i obrazy Botticellego stały się dla egzaltowanej dziewczyny inspiracją dla własnej wizji tańca, całkowicie odmiennej od tradycyjnego baletu.
Już jako 6–latka założyła domową „szkołę taneczną”, w której mama przygrywała dzieciom na pianinie, a Isadora pokazywała „powiew ramion”. Mając 10 lat oznajmiła matce, że przerywa swoją naukę w szkole. Upięła włosy w koczek, aby wyglądać poważniej – na 16 lat – i zapowiedziała, że teraz będzie zarabiać pieniądze, ucząc tańczyć. Na lekcje przychodziły małe dziewczynki z sąsiedztwa, a ich rodzice płacili jej za naukę. Pojawienie się ojca, którego nie znała nawet z opowiadań matki, sprawiło, że na krótki okres poprawiła się ich sytuacja materialna i przenieśli się do dużego domu z obszernym salonem, kortem tenisowym, stodołą i wiatrakiem. W stodole jej brat Augustyn otworzył teatr, gdzie rodzeństwo mogło prezentować widzom swoje talenty. Idylla nie trwała jednak zbyt długo. Kolejny raz przenoszą się, tym razem do Nowego Jorku, ale i tu szczęście nie sprzyja tułającej się rodzinie. W hotelu Windsor, w którym rezydowali, wybucha pożar. Isadora wraz z matką i rodzeństwem zostaje na ulicy, bez dachu nad głową, bez bagaży, które również spłonęły w pożarze. W sytuacji, w jakiej się znaleźli, a dodatkowo wobec tak chłodnej publiczności jak pisze w swojej książce moim wielkim pragnieniem było znaleźć się w Londynie. Postanawia poszukać uznania dla swojej sztuki po drugiej stronie Atlantyku.
Kompilacja zdjęć Isadory Duncan
Londyn to początek nowego, burzliwego okresu w jej życiu. Zapraszana do salonów zamożnych dam z londyńskiej i paryskiej elity poznaje wiele osobistości ze świata artystycznego i zdobywa coraz większą popularność. Jej taniec, jakże odmienny od klasycznego, narzucającego pewne ograniczenia, ma niepowtarzalny styl oparty na własnej filozofii. Jej ruchy są powolne i płynne, obdarzone maksymalną ekspresją emocjonalną, jak gdyby pozwoliła kołyszącym się falom zawładnąć swoim ciałem. Odrzuca klasyczną białą spódniczkę baletową (paczkę tutu) i baletki, a także mocno spięte w koczek włosy. Nie chce, aby cokolwiek krępowało jej artystyczną ekspresję. Tańczy przyodziana jedynie w zwiewną grecką tunikę, boso i z rozpuszczonymi włosami, w które często wpina czerwone kwiaty. Jako pierwsza tancerka pokazuje się na scenie ubrana tylko w obcisły trykot, odważnie eksponując nagie ramiona i nogi. Jej ciało, tańcząc na tle niebieskich draperii, wykonuje serpentynowe ruchy, taniec wykreowany wcześniej przez Loïe Fuller, a do perfekcji doprowadzony przez Isadorę Duncan. Jej styl tańca jest improwizacją na scenie, odzwierciedleniem uczuć. Ośmieliła się zerwać ze sztywnością tańca klasycznego i pokazać bardziej autentyczne ruchy.
Szybko staje się modna i podziwiana w całej Europie, nie wyłączając Rosji uchodzącej za ostoję baletu klasycznego. Do kręgu jej przyjaciół zaliczali się wybitni choreografowie Sergiusz Diagilew i Michaił Fokin, reformator teatru Konstantin Stanisławski oraz pisarze George Bernard Shaw i Francis Scott Fitzgerald.
„Lekka jak tchnienie, szybka jak fala, lotna i zwiewna” – tak o Isadorze Duncan pisała berlińska prasa. Berlińczyków zaszokowała nie tylko pełnym ekspresji, łamiącym konwencje baletu klasycznego tańcem, ale i nowoczesnym wizerunkiem, który zapewnił jej miejsce w historii tańca i… sztuki – stwierdza Monika Nowakowska w swoim artykule o Duncan. Amerykańska tancerka święci triumfy na europejskich scenach. Jest uważana za twórczynię tańca współczesnego i jedną z najbardziej rewolucyjnych osobowości w świecie artystycznym.
Pomimo dużej popularności i podziwu dla jej sztuki Isadora nie jest szczęśliwa. W 1913 roku przeżywa tragedię. Jej dwoje małych dzieci (Deirde i Patrick), jedno z reżyserem teatralnym Gordonem Craigiem, drugie z Parisem Singerem (synem właściciela fabryki maszyn do szycia Isaaca Singera) ginie na skutek nieszczęśliwego wypadku. Samochód, w którym były dzieci razem z nianią, stoczył się ze wzgórza wprost do Sekwany. Wszyscy utonęli. To był jeden z najtrudniejszych momentów życia Isadory. Popada w depresję i na pewien okres czasu wycofuje się z życia towarzyskiego. Wyjeżdża z bratem i siostrą na Korfu, a następnie na włoskie wybrzeże, aby tam odzyskać spokój. Dość szybko nawiązuje romans z młodym Włochem, rzeźbiarzem Romano Romanellim. Owocem tego związku jest syn, trzecie dziecko, które niestety umiera zaraz po porodzie. Isadora, która tak bardzo pragnęła ponownie zostać matką, załamana po utracie dziecka postanawia opuścić Europę gdzie straciła troje dzieci.
Kupuje bilet na luksusowy statek Lusitania, aby wrócić do Ameryki. Jednak w ostatniej chwili, z obawy przed niepewną przyszłością finansową, zmienia datę wyjazdu, zamieniając bilet na tańszy rejs. Tym razem podjęta decyzja okazuje się zbawienna. 7 maja 1915 roku statek, którym miała wypłynąć, zostaje storpedowany przez niemiecki okręt podwodny. W tragedii ginie 1198 osób. Rodzima Ameryka nie okazuje jednak zrozumienia dla talentu i wdzięku Isadory. Uroda i umiejętności tancerki zawróciły natomiast w głowie Mercedes de Aoście, amerykańskiej poetce, z którą Duncan wdała się w krótkotrwały romans. Jej niespokojna dusza zapragnęła ponownych zmian. Teraz wyrusza na podbój Moskwy.
Isadora miała wielu partnerów, była zdeklarowaną biseksualistką. Wolna miłość była dla niej równie ważna jak wyzwolony taniec, jednoczenie była zagorzałą przeciwniczką instytucji małżeńskiej. Wytrwała w tym postanowieniu 32 lata, a potem wyszła za mąż za Siergieja Jesienina (młodszego o 18 lat) wybitnego rosyjskiego poetę, ale przy tym brutala i alkoholika. Przy okazji zakochała się również w hasłach bolszewików, stając się we własnym kraju persona non grata. Po ślubie z Siergiejem w 1922 roku Isadora szybko odkryła, że mąż nie jest jej wierny i często zagląda do kieliszka, a kiedy się upija, bije ją. Szybko przestał być aniołem i „złotym chłopcem”, jak go nazywała. Małżeństwo przetrwało zaledwie rok. Rozgoryczona, zawiedziona i już lekko starzejąca się tancerka traci na swojej atrakcyjności. Jej odwaga w stroju i formie tańca przestaje być już nowa i szokująca, a dodatkowo pojawiają się znacznie młodsze od niej tancerki, na przykład występująca topless piękna Josephine Baker. Zaczynają się też kłopoty finansowe.
Isadora Duncan i Siergiej Jesienin
14 września 1927 roku – to ostatni dzień jej burzliwego życia. Przebywa akurat na południu Francji, na zaproszenie znajomego, prawdopodobnie kochanka. Wybierają się właśnie na przejażdżkę sportowym kabrioletem marki Amilcar należącym do przystojnego Włocha Benoit Falchetto, zwanego „Bugattim”. Ta przejażdżka miała być ostatnią w życiu Duncan. Otulona jak zawsze zwiewnym szalem, który był stałym elementem jej garderoby Duncan nie przewidziała, że tym razem szal okaże się dla niej zabójczy. W pewnym momencie powiewający na wietrze materiał zaplątał się w tylne koło samochodu, co sprawiło, że szal gwałtownie zacisnął się na szyi Duncan i z wielką siłą wyrzucił ją z auta, powodując natychmiastową śmierć przez uduszenie.
Odeszła na zawsze tancerka, której życie było niewątpliwie połączeniem talentu, odwagi, a także buntu i tragedii. Jej życie, tak jak i jej śmierć, były niezwykłe. Pochowana została w Paryżu na słynnym cmentarzu Père-Lachaise.
Gdyby żył Bogusław Kaczyński, mistrz słowa i wybitny popularyzator muzyki, 2 maja obchodzilibyśmy Jego 78 urodziny.
W dniach 24-26 kwietnia 2020 roku miał się odbyć Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Jego rodzinnym mieście Białej Podlaskiej. Z powodu pandemii koronawirusa trzydniowe wydarzenie zostało przesunięte na jesień. W związku z tym, że Scena Orfeo nie może spotkać się z melomanami, udostępniliśmy w Internecie 2 części widowiska Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego i Anny Siwczyk „Wiedeń moich marzeń”, a także obszerne fragmenty spektaklu Marii Meyer „Ordonka. Miłość ci wszystko wybaczy” na nowym portalu muzycznym ORFEO www.orfeo.com.pl oraz na kanale Youtube Orfeo.TV.
„Wiedeń moich marzeń”, cz.I – widowisko operetkowe z muzyką Straussa i Lehara (78. urodziny Bogusława Kaczyńskiego). Soliści: Małgorzata Długosz, Anita Maszczyk, Joanna Trafas, Łukasz Gaj i Adam Sobierajski. Narrator: Krzysztof Korwin-Piotrowski. Śpiewakom towarzyszy Zespół Wokalno-Taneczny „ORFEUM”: Marta Dobrowolska-Rezinkin, Anna Jakiesz-Błasiak, Magdalena Marcinkowska-Łamacz, Katarzyna Wysłucha, Mikołaj Król, Przemysław Łamacz, Bogdan Szolc i Paweł Tyszkiewicz oraz soliści baletu Kamila Święcicka i Jurij Stesew. Gra Chopin University Chamber Orchestra pod dyrekcją szefa artystycznego Rafała Janiaka. Scenariusz i reżyseria: Krzysztof Korwin-Piotrowski, choreografia: Anna Siwczyk. Produkcja: Fundacja Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie. Nagranie z premiery na Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Hali Widowiskowo-Sportowej AWF w Białej Podlaskiej 29 września 2019 roku.
„Wiedeń moich marzeń”, cz.II z fragmentami “Zemsty Nietoperza” Johanna Straussa – widowisko operetkowe. Soliści: Anita Maszczyk, Joanna Trafas, Adam Sobierajski i we fragmencie ostatniego utworu Łukasz Gaj. Narrator: Krzysztof Korwin-Piotrowski. Śpiewakom towarzyszy Zespół Wokalno-Taneczny “ORFEUM”: Marta Dobrowolska-Rezinkin, Anna Jakiesz-Błasiak, Magdalena Marcinkowska-Łamacz, Katarzyna Wysłucha, Mikołaj Król, Przemysław Łamacz, Bogdan Szolc i Paweł Tyszkiewicz oraz soliści baletu Kamila Święcicka i Jurij Stesew. Gra Chopin University Chamber Orchestra pod dyrekcją szefa artystycznego Rafała Janiaka. Scenariusz i reżyseria: Krzysztof Korwin-Piotrowski, choreografia: Anna Siwczyk. Produkcja: Fundacja Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie. Nagranie z premiery na Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Hali Widowiskowo-Sportowej AWF w Białej Podlaskiej 29 września 2019 roku.
„Wiedeń moich marzeń” to spektakl będący sentymentalną podróżą do cesarskiego Wiednia z czasów Franciszka Józefa i cesarzowej Sissi. Akcja rozpoczyna się i kończy w najsłynniejszym wiedeńskim parku Schönbrunn z pięknymi fontannami, pomnikami, drzewami i mnóstwem kwiatów. Park i pałac – letnia rezydencja Habsburgów należą do Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Publiczność może wysłuchać między innymi najpiękniejszych arii i duetów z takich dzieł muzyki klasycznej jak: „Zemsta nietoperza” i „Baron cygański” Johanna Straussa oraz „Wesoła wdówka”, „Cygańska miłość” i „Kraina uśmiechu” Franciszka Lehara.
Scenarzystą, reżyserem, narratorem i twórcą projekcji filmowych był Krzysztof Korwin-Piotrowski, dyrektor artystyczny Fundacji Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie oraz Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej, a także redaktor naczelny nowego portalu muzycznego ORFEO.
Inspiracją dla „Wiednia moich marzeń” była wypowiedź Bogusława Kaczyńskiego z 2000 roku, opublikowana w „Kurierze Porannym”, a następnie w książce „Jak samotny szeryf”. Zapytany przez dziennikarkę, jaką epokę by wybrał, gdyby mógł się przenieść w inne czasy, słynny popularyzator muzyki powiedział: „Być może byłby to Wiedeń albo Paryż, albo Petersburg. Wiedeń to najbardziej muzykalne, roztańczone, rozśpiewane miasto ówczesnej Europy, gdzie mógłbym rozmawiać z Johannem Straussem i słuchać jego gry na czarodziejskich skrzypcach. Tam oglądałbym cesarza Franciszka Józefa i jego piękną żonę, którą ubóstwiam, pieszczotliwie przez poddanych nazywaną Sissi…”.
Widowisko odbywające się w ramach Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego zostało wyprodukowane przez Fundację Orfeo im. Bogusława Kaczyńskiego przy wsparciu Urzędu Miasta w Białej Podlaskiej, Bialskiego Centrum Kultury, mecenasów i sponsorów. Patronat nad wydarzeniem objął Prezydent Białej Podlaskiej Michał Litwiniuk. Kierownictwo muzyczne sprawował kompozytor operowy i dyrygent Rafał Janiak, a twórczynią choreografii była Anna Siwczyk. Przedstawienie oklaskiwało 2500 widzów.
Istvan Grabowski pisał w recenzji w tygodniku „Podlasiak”:
„Nie był to tradycyjny koncert estradowy, ale wciągająca akcja sceniczna, pulsująca muzyką, tańcem, śpiewem, fantastycznymi strojami z epoki i animacją filmową, przenoszącą słuchaczy do wiedeńskich oaz zieleni i kwiatów Schönbrunnoraz Stadtpark. Jeśli doda się do tego najpopularniejsze melodie operetkowe w wydaniu czołowych śpiewaków polskich scen muzycznych, otrzyma się miks skutecznie działający na zmysły kilkutysięcznego tłumu. Już po pierwszym wejściu Chopin University Chamber Orchestra pod dyrekcją Rafała Janiaka widownia poczuła się jak w krainie tysiąca i jednej nocy. Reżyser widowiska Krzysztof Korwin-Piotrowski zadbał o najdrobniejsze detale. Na tle fantastycznie grającej orkiestry pokazali się z najlepszej strony sopranistki i tenorzy. Wspomagał ich nieustannie 10-osobowy zespół wokalno-baletowy Orfeum, obecny na scenie i na widowni.”
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak Pan przyjął informację o tak długim terminie zamknięcia opery dla widzów?
Paweł Wolski, tenor: Na początku trochę z niedowierzaniem i nadzieją, że to będzie jednak chwila. Jak się później okazało niestety, nieco dłuższa.
Pavlo Tolstoy, tenor: Z wielkim smutkiem.
Janusz Lewandowski, bas-baryton: Bezpieczeństwo przede wszystkim. Jeśli sytuacja tego wymagała, trzeba się podporządkować.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Już długo jest Pan w domu. Jak udało się przeorganizować swoje życie, wywrócone przez przymusową izolację do góry nogami?
Paweł Wolski: To było dokładnie 11 marca. Na długo zapamiętam tę datę, dzień wcześniej miałem jeszcze próbę muzyczną do opery „Madama Butterfly”. Następnego dnia usłyszałem w Trójce komunikat o zamknięciu szkół i uczelni. Wiedziałem, co to oznacza, zamknięcie Opery było tylko kwestią czasu…
Janusz Lewandowski: Nie było to łatwe, ale można się przyzwyczaić. Jest trochę więcej czasu do zagospodarowania, zarówno na pracę, jak i trochę lenistwa.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak wygląda Pana dzień? Udaje się ćwiczyć w domu?
Paweł Wolski: Z tym jest największy kłopot. Niestety, w przypadku części instrumentów, do których należy również głos operowy, ze względu na ich dynamikę, ćwiczenie w warunkach domowych, jest uciążliwe, szczególnie, gdy ma się szacunek do swoich sąsiadów. Żeby uzyskać ten efekt, który widzowie usłyszą podczas spektaklu, potrzebne są niekiedy długie godziny pracy nad głosem. Problem rozwiązałaby willa, może być z basenem… (śmiech).
Janusz Lewandowski: Nie mam możliwości śpiewania w miejscu zamieszkania. Wielka płyta nie wybacza (śmiech).
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Sąsiedzi nie narzekają?
Paweł Wolski: Nie powinni mieć powodu do narzekania, ponieważ na co dzień ćwiczę w teatrze.
Pavlo Tolstoy: Co dzień taki sam „dzień świstaka”. Nie ćwiczę, bo nie chcę przeszkadzać sąsiadom.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak bardzo doskwiera izolacja? A może właśnie nie doskwiera, bo ten czas też można spędzić twórczo?
Paweł Wolski: Trochę tak, ponieważ w swojej pracy mam przede wszystkim kontakt z ludźmi, który jest moją siłą napędową i którego brakuje najbardziej. Na ten moment pozostaje tylko internet lub telefon, który czasami rozgrzany jest do czerwoności!
Pavlo Tolstoy: Izolacja doskwiera — chcę na scenę, na próby, do ludzi.
Janusz Lewandowski: Najbardziej dokucza ze względu na brak kontaktów z innymi ludźmi. Co do twórczej strony, można poszerzać swoją wiedzę i zainteresowania w zakresie zawodowym, jak i hobbystycznym.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Jak u Pana z samodyscypliną?
Paweł Wolski: Myślę, że nie najgorzej, pomimo wolnego czasu staram się nie odkładać rzeczy „na jutro”. Chociaż w tej chwili jeden dzień podobny jest do drugiego, na każdy wyznaczam sobie jakieś zawodowe wyzwania. Poza tym przed 7.00 nie ma kolejki w piekarni, więc problem porannego wstawania rozwiązał się sam.
Pavlo Tolstoy: Z samodyscypliną porządek.
Janusz Lewandowski: Bez problemu.
Janusz Lewandowski
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Czy ten czas wyzwolił u Pana pewną energię na przykład do szukania nowych inspiracji? Czy jest to okazja do zrobienia czegoś artystycznie nowego, innego?
Paweł Wolski: Energii na szczęcie nie brakowało i nie brakuje, ciężko ją tylko w tym momencie przełożyć na artystyczne plany. Naszym miejscem jest scena, która wiem, że na nas czeka, a my za nią tęsknimy i wierzymy, że za chwilę będziemy mogli na niej stanąć.
Janusz Lewandowski: Śledzenie streamingów teatrów operowych i oglądanie spektakli może być świetną okazją do poszukiwań artystycznych, jak i wyciągania wniosków dotyczących poszczególnych wykonań.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: A prywatnie, dzieje się coś nowego?
Paweł Wolski: Szkoła w domu. Syn jest w siódmej klasie, więc musieliśmy z żoną „na szybko” powtórzyć sobie materiał z trudniejszych przedmiotów, takich jak fizyka czy chemia.
Janusz Lewandowski: Prywatne niech pozostanie prywatnym (śmiech).
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Co Pan robi w wolnych chwilach?
Paweł Wolski: Staram się wykorzystać czas do nadrobienia rzeczy, na które zwykle go brakuje, przede wszystkim porządek w nutach, który robię, mam wrażenie, od zawsze… Jest to także doskonała okazja, aby obejrzeć ciekawą operę czy koncert, których w tej chwili w internecie lub telewizji jest całe mnóstwo. Niedawno podziwiałem mojego ulubionego tenora Piotra Beczałę w wiedeńsko-warszawskiej odsłonie „Halki” w reżyserii Mariusza Trelińskiego.
Janusz Lewandowski: Aktywność fizyczna, eksperymenty kulinarne, lektura (dużo lektury).
Pavlo Tolstoy
Pavlo Tolstoy: W wolnych chwilach staram się wyjść na spacer, oglądam filmy, czytam wiadomości.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Każdy obecnie przeżywa chwile kryzysu. Jak sobie Pan z nim radzi?
Paweł Wolski: Ostatnim spektaklem, który udało się zagrać była bajka dla dzieci. W niej jako zegarmistrz mówiłem słowa: „czasu nie można zatrzymać..”. To prawda, zatrzymać się nie da, ale dzisiaj płynie on zupełnie inaczej. Wszystko zwolniło, w codziennych sprawach nie ma już takiego pośpiechu, jak zawsze. Ale jest za to chwila, żeby zadzwonić do przyjaciół, zapytać o zdrowie, spokojnie porozmawiać. Trzeba być dobrej myśli, problem mniej lub bardziej dotknął każdego z nas i musimy się w tej nowej sytuacji wspierać i sobie pomagać.
Pavlo Tolstoy: Jak na razie radzę sobie.
Janusz Lewandowski: Staram się o tym nie myśleć.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Bardzo Pan tęskni za spotkaniem z widzami? Jak wyobraża Pan sobie powrót do normalności?
Paweł Wolski: Bardzo! Teatr to nasze życie i niestety internet nie jest go w stanie zastąpić nam, artystom, a przede wszystkim naszej drogiej publiczności. Pomimo zaawansowanej technologii nie jest możliwe zbudowanie takiej relacji aktor-widz, jak podczas spektaklu „na żywo”. Pozostaje nam być cierpliwym i jeszcze chwilę poczekać, bo wierzymy, że na pewno wszystko się dobrze zakończy! Przecież w kombinezonach grać nie będziemy, a „Seksmisji” w repertuarze nie mamy…
Janusz Lewandowski: Prezentacje sceniczne to treść naszego zawodu. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy wypoczęci i pełni energii na scenę ku radości widzów, jak i naszej.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Co Pan zrobi jako pierwsze po powrocie do teatru?
Pavlo Tolstoy: Nie wiem, uściskam wszystkich? Pójdę sprawdzić, jak tam scena.
Janusz Lewandowski: Porządnie się rozśpiewam (śmiech).
Dyrektor Metropolitan Opera Peter Gelb zapowiedział na początku, że nastąpi zmiana w układzie gali, ponieważ są kłopoty techniczne z połączeniem się z Piotrem Beczałą, który znajduje się „na końcu świata”, w polskich górach (dokładnie w Żabnicy w Beskidzie Śląskim). Nie pojawiła się zapowiadana Anna Netrebko. A jednak problemów technicznych było wyjątkowo mało jak na tak potężny projekt łączenia się „na żywo” z około 40 artystami, znajdującymi się w swoich domach w USA, Kanadzie i wielu krajach Europy od Gruzji po Francję.
Świetnym pomysłem było błyskawiczne przeskakiwanie przez ocean za pośrednictwem Skype’a i zapowiadanie występu kolejnego śpiewaka (lub pary artystów) przez osobę, która występowała wcześniej. Został w ten sposób stworzony łańcuch serc. Wiadomo przecież, że wszyscy ci artyści się dobrze znają i podczas tej gali nie dało się wyczuć ani na moment jakiejś zazdrości, rywalizacji, która towarzyszy śpiewakom operowym podczas wielu lat kariery. Tu przede wszystkim wyczuwało się serdeczność i radość wiążącą się ze spotkaniem oraz wzruszenie.
Bardzo miłą, wręcz rodzinną atmosferę stworzył dyrektor generalny Peter Gelb, który przecież jak każdy szef musi liczyć straty, a one sięgają już około 60 milionów dolarów, ponieważ okres otwierania teatrów jest wciąż przekładany. MET odwołała wszystkie spektakle do końca sezonu i rozpoczęła zbiórkę pieniędzy, a Gelb zrezygnował ze swojej pensji wynoszącej prawie półtora miliona dolarów. Opera nie płaci pensji orkiestrze i chórowi. Sytuacja jest dramatyczna jak w większości instytucji artystycznych.
Słowo „gala” niezbyt pasuje do wydarzenia, którego byliśmy świadkami, ale organizatorzy sprytnie napisali „at-home”. Był to przecież koncert bez precedensu. Wielu melomanów wspomina galę na stulecie MET, która trwała 11 godzin. Tam były: złoto, brylanty, fraki i piękne suknie. Tu wielkie gwiazdy, podziwiane divy jak Diana Damrau, Elīna Garanča, Aleksandra Kurzak nie miały na sobie kolii, przepięknych kreacji, teatralnego makijażu i fantastycznych fryzur. Równocześnie mógł się zdziwić ktoś, chcący zajrzeć do wnętrza najsłynniejszych śpiewaków świata, ponieważ w zdecydowanej większości pokazano nam fragment pokoju z książkami w tle albo nawet kawałek kuchni. Artyści byli ubrani może trochę lepiej niż domowo, ale na pewno nie wieczorowo. I to właśnie spowodowało, że była to pierwsza w historii gala w pantoflach, a domowa atmosfera sprawiała, że poczuliśmy się częścią tej wielkiej operowej społeczności.
Ogromne wrażenie zrobiła cudowna para śpiewaków: Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna. Rozbawili mnie do łez, wykonując brawurowo duet z opery komicznej „Napój miłosny” Donizettiego. Do akcji w ich domu w malutkiej miejscowości Le Raincy we Francji wystarczyły proste rekwizyty takie jak butelka, partytura trzymana do góry nogami czy drabina przy biblioteczce, na którą w pewnym momencie wszedł słynny tenor.
Piotr Beczała powitał nas z ładnego pokoju z kominkiem w swoim górskim domu i zaśpiewał z właściwą sobie klasą arię „Recondita armonia” z I aktu „Toski” Pucciniego. Cavaradossi maluje w rzymskim kościele obraz jasnowłosej Marii Magdaleny, który nagle zmienia na wizerunek swojej ukochanej śpiewaczki Florii Toski. Następnego dnia sławny tenor podzielił się fanami na Facebooku swoją radością z uczestniczenia w gali.
Dla mnie ogromnie przejmujący był śpiew Isabel Leonard, mezzosopranistki z Nowego Jorku, laureatki dwóch nagród Grammy. Wykonała bez podkładu „Somewhere” z „West Side Story” Leonarda Bernsteina. Kiedy śpiewała „Pewnego dnia przyjdzie czas dla nas, czas razem… Pewnego dnia gdzieś odnajdziemy nową drogę życia” – trudno było się nie wzruszyć. Sama artystka również nie kryła swoich emocji. Ten śpiew, nie zakłócany przez nagranie, czysty i wolny był najwspanialszym przesłaniem tego wieczoru. Czekamy z niecierpliwością na możliwość współodczuwania z artystami w teatrze. I gdzieś tam się spotkamy.
5 lipca 2012 roku na mglistych polach gdyńskiego festiwalu Open’er tworzyła się pewna historia. Podczas jednego z koncertów nie było – jak każdego roku – skakania w rytm ulubionych piosenek, śpiewania ulubionych refrenów, lecz widownię otaczała pełna skupienia cisza. Przyczyną tego zasłuchania było zaprezentowanie na scenie, po raz pierwszy w dziejach imprezy, repertuaru z kręgu muzyki poważnej. Palmę pierwszeństwa dzierżył Krzysztof Penderecki. Nie pierwszy raz w historii, a na deskach festiwalowej estrady wykonano jego kanoniczne dzieła: „Tren ofiarom Hiroszimy” i „Polymorphia”. Przyczynkiem do tego wystąpienia był międzypokoleniowy muzyczny dialog Jonny’ego Greenwooda z muzyką polskiego kompozytora, zapoczątkowany kilka lat wcześniej, a mający swoją kulminację podczas Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu w 2011 roku.
Jonny Greenwood znany jest szerokiej publiczności przede wszystkim jako gitarzysta rockowego zespołu Radiohead. Jednak nie jest to muzyk ograniczający się do jednego gatunku. Pracując nieco na uboczu komponował muzykę do filmów, czy też na zlecenie BBC. Wśród dzieł napisanych dla brytyjskiej stacji znajduje się utwór „Popcorn Superhet Receiver” — dzieło nie tylko nagradzane przez słuchaczy BBC Radio 3, ale również kompozycja nawiązująca wprost do „Trenu Ofiarom Hiroszimy” Krzysztofa Pendereckiego z 1960 roku.
Zainteresowanie Greenwooda polskim kompozytorem ma swoje źródła w okresie nauki w college’u. To wtedy 19-letni muzyk podczas zajęć usłyszał po raz pierwszy dzieła Pendereckiego. Zachwycił go świat dźwiękowy, barwy, których nie spodziewał się usłyszeć w wykonaniu klasycznego instrumentarium. Jak sam mówił w reportażu Penderecki reloaded: „Dla mnie fascynujące jest, że Penderecki tworzył muzykę elektroniczną w latach 60., zgłębił jej potencjał i wrócił do muzyki klasycznej. I postanowił to samo osiągnąć z orkiestrą”.
Możliwość zetknięcia się Greenwooda z mistrzem stworzył Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu uświetniający polską prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Z tej okazji zaproszono Jonny’ego Greenwooda oraz Aphexa Twina (twórcę muzyki elektronicznej i producenta) do stworzenia utworów inspirowanych twórczością Pendereckiego. Efekt obu koncertów przekroczył najśmielsze oczekiwania, a owocem jednego z nich była płyta „Krzysztof Penderecki and Jonny Greenwood”, zawierająca „Tren ofiarom Hiroszimy” oraz „Polymorphia”,a także zainspirowane tymi dziełami utwory Greenwooda „Popcorn Superhet Receiver” oraz „48 Responses To Polymorphia”.
Tak z powrotem trafiamy na mgliste pola festiwalu. Penderecki w wywiadach zaznaczał, że publiczność przyciągnęło nazwisko Greenwooda, a on był jednym z tych znanych nazwisk, ale nigdy nie słuchanych przez młodzież. A może warto napisać: słuchanych nieświadomie. W końcu ikoniczne obrazy filmowe takie jak „Lśnienie”Kubricka czy „Twin Peaks”Lyncha zawierają kompozycje Pendereckiego.
Absolutnie szalony pomysł organizatorów okazał się strzałem w dziesiątkę. Powodem tego może być fakt, że eksperymenty brzmieniowe Pendereckiego przypominają poszukiwania nowych barw, brzmień w muzyce popularnej. Atmosfera podczas koncertu tego dnia, unosząca się mgła, a także pewien chłód, potęgowały aurę tajemniczości dzieł Pendereckiego. Warto wrócić do tego magicznego momentu, gdy tonął we mgle wielotysięczny tłum zasłuchany w „Polymorphii”.
Gdy w 1877 roku Jacques Offenbach rozpoczynał pracę nad operą fantastyczną „Opowieści Hoffmanna”, nie sądził, że będzie to ostatnie dzieło w jego karierze. W końcu nikt nie wie, kiedy śmierć złapie go w swoje sidła. Jednak na pewno tkwiła w nim nadzieja, że przyszłe dzieło przeniesie jego karierę na nowy poziom. Dotąd był znany głównie jako twórca bardzo popularnych operetek, a opera ustawia jego twórczość w bardziej elitarnym gronie.
Na tapet wziął sztukę Jules’a Barbiera oraz Michela Carré opartą na trzech historiach fantastycznych Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna: „Der Sandmann” (Piaskowy mężczyzna), „Rath Krespel”, „Das verlorene Spiegelbild”(Utracone odbicie), oplecionych fragmentami z biografii ich autora. Początkowo libretto, stworzone przez duet Barbier-Carré, było przeznaczone dla kompozytora Hectora Salomona. Ostatecznie w 1873 roku tekstem zainteresował się Offenbach.
Ernst Theodor Amadeus Hoffmann to postać niezmiernie ważna w XIX wieku: jako literat (jeden z prekursorów fantastyki grozy) i krytyk muzyczny. W jego biografii możemy znaleźć epizod polski. Podczas pracy w Warszawie był współzałożycielem Towarzystwa Muzycznego organizującego koncerty, m.in. z pierwszymi polskimi wykonaniami symfonii Beethovena. Najbardziej znanym utworem literackim Hoffmanna jest opowiadanie „Dziadek do orzechów” i „Król Myszy”, będące podstawą libretta „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego.
„Opowieści Hoffmanna”, jak większość dzieł, mówią o miłości. Po raz pierwszy spotykamy głównego bohatera w winiarni, gdzie zaczyna snuć opowieści o swoich dawnych damach serca. W każdym akcie poznajemy inną ukochaną: w pierwszym — lalkę-automat Olimpię, w drugim — kurtyzanę Giuliettę, a w trzecim — młodą śpiewaczkę Antonię. Każda z tych historii, jak to bywa u Hoffmanna, jest pełna magii, fantastyki.
Prolog „Va pour Kleinzach!” w wykonaniu Neila Shicoffa
Premierę opery planowano na sezon 1877/78 w Théâtre-Lyrique-National (wcześniej działającym jako Théâtre de la Gaîté), lecz niestety z powodu cięć budżetowych nie doszła ona do skutku. Offenbach wciąż pracował nad dziełem, przeznaczając je do wystawienia w paryskiej Opéra Comique. Zmarł w 1880 roku, pozostawiając utwór niedokończonym na cztery miesiące przed premierą. Zarządcy teatru, zdeterminowani do wystawienia dzieła, zatrudnili do jego ukończenia kompozytora Ernesta Guirauda.
Aria Olimpii z I aktu w wykonaniu Jodie Devos
Ostatnie
dzieło
Offenbacha to niewątpliwie
utwór
ciekawy, podatny na interpretację, ale też trudny do wykonania.
Założeniem kompozytora było,
aby partie
czterech
głównych
postaci
kobiecych,
zupełnie inaczej przedstawionych
muzycznie, wykonywała jedna śpiewaczka. Ten rozstrzał charakterów
wykonywanych arii, ukazanie w nich skrajnie różnych walorów
głosowych
jest ogromnym
wyzwaniem dla wykonawczyń i zarazem ucztą dla melomanów.
Dzięki Telewizji ARTE możemy obejrzeć „Opowieści Hoffmana” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z brukselskiego teatru operowego La Monnaie. Nagranie jest dostępne do 18 maja 2020 roku.
Natomiast Melissa z trzyaktowej opery „Amadigi di Gaula” (Amadys z Galii) Georga Friedricha Händla (1685-1759) nie ma nic wspólnego z łagodzeniem nerwów. Jest czarodziejką zakochaną w młodzieńcu Amadysie, który z kolei kocha piękną księżniczkę Orianę. Opera pełna jest magii i dramatycznych zwrotów akcji. Zazdrosna Melissa więzi księżniczkę w wieży, jednak nieugięty i waleczny Amadys pokonuje przeszkodę w postaci płomieni i ratuje Orianę. Do akcji wkracza jego rywal Dardano, który dokonuje niegodnego czynu i pomaga Melissie ponownie zamknąć Orianę w wieży. Czarodziejka wymyśla podstęp i przy pomocy zaklęcia sprawia, że księżniczka ma omamy wzrokowe i widzi w Dardano ukochanego Amadysa, który atakuje swojego rywala i zabija go. Melissa w ataku szału popełnia samobójstwo. Na finał scena zamienia się w piękny pałac stworzony przez boskiego czarodzieja Organda. Prapremiera opery odbyła się w Królewskim Teatrze w Londynie w 1715 roku.
Posłuchajmy, jak robiący oszałamiającą międzynarodową karierę kontratenor Jakub Józef Orliński śpiewa arię Dardana cierpiącego z powodu niespełnionej miłości. W drugim akcie opery zaczyna on wątpić w potężną moc Melissy, która obiecała mu, że będzie mógł połączyć się z ukochaną księżniczką. Pod koniec teledysku widzimy jak Dardano zmienia się w Amadysa.
Jakub Józef Orliński, G.F. Händel: „Pena tiranna”, (Amadys z Galii)
W Teatrze Wielkim w Warszawie w 1983 roku odbyła się premiera „Amadysa z Galii” w reżyserii Laco Adamika i scenografii Barbary Kędzierskiej. W partii Amadysa można było usłyszeć Jadwigę Rappe, jako Oriana występowała między innymi Izabella Kłosińska, a postać Melissy kreowały Urszula Trawińska-Moroz, Teresa Krajewska i Alicja Słowakiewicz.
Jeden z najlepszych polskich kontratenorów Michał Sławecki zaśpiewał arię Amadigi „Sussurrate, onde vezzose” z początku II aktu opery na festiwalu Bydgoska Scena Barokowa jesienią 2019 roku z towarzyszeniem Altberg Ensemble. Poszukując swojej ukochanej Oriany Amadys trafia na zaczarowane źródło, w którym widzi księżniczkę całującą jego rywala Dardanusa. Był to fałszywy obraz stworzony przez podstępną czarodziejkę. Po pięknym zaśpiewaniu arii Amadys mdleje.
Michał Sławecki, G.F. Händel, „Sussurrate, onde vezzose”, (Amadys z Galii)
Nowy bydgoski festiwal, organizowany przez Stowarzyszenie Akademia Muzyki Dawnej jest w całości poświęcony wykonawstwu utworów z XVII i XVIII wieku na instrumentach historycznych: klawesynie, teorbie, cynku, violi da gamba, flecie traverso i skrzypcach barokowych. Jeden z koncertów był pojedynkiem kontratenorów – Michała Sławeckiego i Rafała Tomkiewicza, którzy brawurowo śpiewali arie i duety z oper Händla i Vivaldiego.
A wracając do melisy, z pewnością każdemu z nas przyda się czasem filiżanka świeżo zaparzonych ziół o wspaniałym cytrynowym zapachu. Natomiast muzyka barokowa mimo dramatycznej akcji jak w „Amadysie z Galii” i tak potrafi zawsze ukoić nasze skołatane nerwy.
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.