REKLAMA

„Don Kichot” czyli błędny rycerz, Kitri, Basilio i Dulcynea w Operze na Zamku w Szczecinie

Podczas konferencji prasowej przed premierą dyrektor Jacek Jekiel stwierdził: Uwielbiamy takich bohaterów, którzy mierzą się z ciężarem ponad swoje siły, często sami przeciwko wszystkim. Jak mówił Gandhi: najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, na końcu z tobą walczą, a w rezultacie wygrywasz. Don Kichot świetnie pasuje do tej narracji. Pobito go, odarto, okradziono. Ale wszyscy wiedzą, kto to jest Don Kichot, a czy ktoś pamięta choć jedno nazwisko tych, którzy z nim walczyli? Nie. Bo on zwyciężył. Zwyciężyła wola walki o prawdę, o idee, myślę też, że w pewnym sensie o piękno.

To była poetycka zapowiedź przedstawienia. Natomiast zastanowił mnie plakat, który nie ma nic wspólnego z baletowym „Don Kichotem”, a wręcz może odstraszać. Przedstawia twarz dojrzałego mężczyzny z marsową miną. Myślałem, że przedstawienie będzie poważniejsze, a tymczasem była to głównie zabawa i konwencja commedii dell’arte.

Bardzo dobrze się stało, że dyrektor artystyczny Jerzy Wołosiuk wybrał muzykę Minkusa w orkiestracji Johna Lanchbery’ego, przygotowanej dla choreografa Rudolfa Nureyeva. O powodach decyzji i bogatej kolorystyce tej wersji muzycznej opowiadał w rozmowie ze mną przed premierą.

„Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Boglárka Novák, Kazutora Komura. „Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

W mediolańskiej La Scali jeszcze 2 lata temu można było zobaczyć inscenizację „Don Kichota” w orkiestracji Lanchbery’ego i wspaniałej choreografii Nureyeva, w repertuarze tego teatru od 1980 roku! Nureyev połączył w umiejętny sposób elementy commedii dell’arte z baletem klasycznym. Takie spojrzenie na „Don Kichota” pomaga w odbiorze szerszej publiczności, także dzieci i młodzieży, ponieważ same popisy baletowe zatrzymujące akcję niekoniecznie interesują najmłodszą widownię. W szczecińskim spektaklu w choreografii i reżyserii Anny Hop również widać tę inspirację, choć premiera została przygotowana na podstawie klasycznej wersji choreograficznej Mariusa Petipy.

W produkcji Opery na Zamku były poważne ograniczenia, związane z liczebnością i możliwościami zespołu baletowego. Przygotowania do tego spektaklu rozpoczęto jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa. Potem nastąpiła katastrofa związana z zamykaniem teatrów. Zespół baletowy się „rozsypał”. Rekonstrukcja i powiększenie składu zajęły teatrowi 3 lata – i w końcu się udało. Od września 2022 roku kierownikiem baletu jest Grzegorz Brożek. Wcześniej pracował jako koryfej w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie zaznaczył się też bardzo ciekawymi realizacjami choreograficznymi: „Face the Truth”, „Faustusa”, „Separated Life” i „Mandragory”.

Stéphanie Nabet, Kazutora Komura występujący w I obsadzie „Don Kichota" © P. Gamdzyk | Opera na Zamku
Stéphanie Nabet, Kazutora Komura występujący w I obsadzie „Don Kichota” © P. Gamdzyk | Opera na Zamku

Na scenie Opery na Zamku w premierowym spektaklu wystąpili: Paweł Wdówka (Don Kichot), Węgierka Boglárka Novák (Dulcynea), Ukrainka Ksenia Naumets (Kitri), Patryk Kowalski (Basilio), Włoszka Chiara Belloni (Amorek), Hiszpan Roger Bernad Paretas (Sancho Pansa), Piotr Nowak (Ojciec Kitri – Lorenzo), Bułgar Anton Mladenov (Gamache), Japończyk Taiga Ueno (Toreador), Szwajcarko-Włoszka Nadine De Lumé (Carmen), Nayu Hata (Przyjaciółka 1), Japonka Rena Miyamoto (Przyjaciółka 2), Japończyk Kazutora Komura (Matador 1, Król Cyganów), Włoch Damiano Maffeis (Matador 2), Francuzka Stéphanie Nabet (Cyganka solo), Nowozelandka Emma McBeth (Oberżystka) oraz Aleksandra Głogowska, Aleksandra Januszak-Kacperska, Julia Safin i Włosi Martina Vanzetto, Alessandro Imperiali, Damiano Maffeis, Giulio Refosco. W sumie więc zobaczyliśmy zespół, w którym większość stanowią artyści z zagranicy. Jest to imponujące. Ponad 20 osób to dużo jak na szczecińskie warunki, mało w porównaniu z innymi scenami baletowymi w Polsce i na świecie.

„Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Patryk Kowalski i Ksenia Naumets © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Jednak nie miałem wrażenia niedosytu, ponieważ scena Opery na Zamku jest niewielka, a scenografia Małgorzaty Szabłowskiej pomogła w tworzeniu odpowiedniego klimatu (na przykład piękne łoże z baldachimem dla Don Kichota, płaskie formy malarskie udające domy, pofałdowane jak z dzieł Gaudíego). Dobrze zaistniały  na scenie także piękne kostiumy zaprojektowane przez Katarzynę Rott. 

Dobrym rozwiązaniem były animacje Agaty Hop, nawiązujące do prostych, klasycznych kreskówek. Mogliśmy oglądać na płótnie, jak Don Kichot jedzie na koniu, a Sancho Pansa goni go na ośle (w Madrycie można zobaczyć jego pomnik). W pewnym momencie osioł pokazał, że ma dość i – rozkraczył się. Widzimy, jak Don Kichot pędzi za szalem Dulcynei. W kolejnym filmiku Dulcynea biegnie jedną trasą, a Don Kichot z giermkiem – drugą, zaznaczoną innym kolorem. Na początku drugiego aktu zobaczyliśmy w animacji wyczerpującą walkę głównego bohatera z wiatrakami. To był bardzo dobry pomysł, dzięki któremu łatwiej dało się odnaleźć leitmotiv spektaklu czyli wędrówkę błędnego rycerza za fantomem pięknej kobiety. Animacje spełniały podwójną rolę – artystycznego pomysłu, ale także wypełnienia czasu podczas zmian dekoracji.

„Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
„Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

W adaptacji libretta Mariusa Petipy, dokonanej przez Annę Hop, pojawiają się elementy znane też z wersji Nureyeva. Na przykład początkowa scena przedstawia Don Kichota, który czyta książkę i nagle przenosi siebie – i nas – do świata marzeń, wywołując fantom pięknej Dulcynei z białym woalem. Dodatkowym pięknym efektem jest tu element czarów, ponieważ otwarta księga świeci jak lampa. Bardzo ładna jest scena z Cyganami przy ognisku. Don Kichot walczy z Królem Cyganów i uwalnia kobietę. W drugim akcie, po walce z wiatrakami, błędny rycerz wchodzi w interakcję z driadami, Dulcyneą, Kitri i Amorem (kobietą). Podobne sytuacje są również w choreografii Nureyeva.

W granej na scenie moskiewskiego Teatru Wielkiego wersji według choreografii Mariusa Petipy i Alexandra Gorsky’ego (premiera w 1999 roku) imponująca jest scena, gdy Sancho Pansa wprowadza na scenę prawdziwego osiołka, a Don Kichot wjeżdża na białym koniu. Natomiast ukłony błędnego rycerza i jego giermka tuż przed finałem spektaklu nie mają sensu i są bardziej estradowe niż teatralne.

Nie widziałem w innej inscenizacji śmierci Don Kichota. W szczecińskiej wersji została ona przedstawiona we wzruszający sposób, gdy Sancho Pansa zakrywa tiulem ciało swojego pana, po czym gasi świecę (lampę) przy jego łożu. W finale jest również dopisana przez reżyserkę scena, podczas której Don Kichot tańczy z Dulcyneą. Są już w zaświatach jako dwa duchy. Niezrozumiałe jest jednak dla mnie pojawienie się na końcu wszystkich gości weselnych, ale to już licentia poetica.

Piotr Nowak i Emma McBeth. „Don Kichot” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Piotr Nowak i Emma McBeth występujący w II obsadzie „Don Kichota” w Operze na Zamku w Szczecinie © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Najwięcej imponujących scen było z udziałem Kitri i Basilia, którzy i tak są tu głównymi bohaterami opowieści. Mają też wspaniałe popisy baletowe. Zarówno Ksenia Naumets, jak i Patryk Kowalski wzbudzili mój podziw. Historia ich uczucia i walki dziewczyny z ojcem, zakończonej wreszcie sukcesem, jest zabawna i chwilami wzruszająca. Moment, gdy jej ukochany popełnia samobójstwo byłby jednak bardziej dramatyczny, gdybyśmy nie widzieli mocno ruszającego się brzucha tancerza. Jeśli upadłby na bok, efekt dla widzów mógłby być lepszy. Cudowne ożywienie go przez wróżbitkę, uratowaną wcześniej przez Don Kichota, stało się pięknym akcentem w spektaklu. Jest to o wiele lepsze niż w wersji z Teatru Bolszoj w Moskwie, gdzie Basilio udaje, że przebija się nożem i robi z tej sceny teatrzyk razem z udającą rozpacz Kitri.

Boglárka Novák, Paweł Wdówka © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Boglárka Novák, Paweł Wdówka © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Niezamierzonym bohaterem jednej ze scen był mężczyzna w białej koszuli, widoczny w prześwicie między dekoracjami. Szkoda, że nie miał czarnego ubrania – mniej rozpraszałby uwagę widzów. Również niezamierzonym efektem stały się tańczące budynki – płaskie malowidła, zawieszone na sztankietach. Były poruszane przez wpadających z impetem i wybiegających ze sceny tancerzy.

Podczas rozbudowanej popisowej sceny na miejskim placu targowym soliści chwilami nie utrzymywali równowagi po zakończeniu popisowych tańców. Trzeba jeszcze nad tym popracować. Może był to premierowy stres, a może podłoga sceny była trochę za śliska? Drugi akt wypadł pod tym względem zdecydowanie lepiej i precyzyjniej. Scena uroczystości weselnej Kitri i Basilia z popisami tanecznymi wywołała wiele razy burzliwe oklaski i wiwaty zachwyconej publiczności.

Ksenia Naumets, Piotr Nowak i Anton Mladenov © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Ksenia Naumets, Piotr Nowak i Anton Mladenov © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Reasumując, byłem pod wrażeniem sprawności technicznej i entuzjazmu zespołu baletowego Opery na Zamku w Szczecinie. Teraz więc czeka tych artystów jeszcze sporo pracy, aby podwyższać poziom. Będzie to możliwe dzięki takim wyzwaniom jak „Don Kichot” i inne słynne klasyczne balety, które dają szansę rozwoju. Należy więc zrobić wszystko, aby grać jak najwięcej takich spektakli, co przyniesie dobrą motywację zespołowi. Myślę, że warto byłoby stworzyć też nieco krótszą wersję widowiska dla młodych widzów. Słyszałem, że planowane jest prezentowanie go młodzieży licealnej, ale bardzo wdzięczną publicznością są również dzieci. Można by ewentualnie skrócić nieco popisy baletowe i bardziej zwartą historię zaprezentować też najmłodszej publiczności, która będzie się na tym spektaklu świetnie bawić.

Paweł Wdówka i Boglárka Novák  © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Paweł Wdówka i Boglárka Novák © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Warto też pomyśleć o innym reklamowym plakacie. Gdyby teraz dano na afisz zdjęcia artystów baletu wcielających się w dwie pary: Don Kichota z Dulcyneą i Kitri z Basiliem, lepiej oddałoby to tematykę spektaklu niż mroczna twarz mężczyzny, który mógłby świetnie reklamować „Fausta”.

„Requiem” Verdiego w Łodzi. Wykonanie monumentalnej mszy żałobnej Giuseppe Verdiego zadedykowane pamięci Jarosława Bręka

Jarosław Bręk systematycznie współpracował z Łódzkimi Filharmonikami. Swój ostatni jak się okazało koncert zaśpiewał w czerwcu 2022 roku. Właśnie wtedy umówił się z dyrektorem artystycznym Filharmonii Łódzkiej, Maestro Pawłem Przytockim, że powróci do Łodzi na początku sezonu 2023/24. Niestety los zdecydował inaczej. Jarosław Bręk zmarł po krótkiej i ciężkiej chorobie 11 kwietnia 2023 roku.

To bardzo piękny i wzruszający gest Dyrekcji Filharmonii Łódzkiej by zadedykować „Requiem” jego pamięci. Solistami koncertu byli Iwona Sobotka (sopran), Joanna Motulewicz (alt), Piotr Buszewski (tenor) i Peter Mikuláš (bas). Chór przygotował Artur Koza, a całość poprowadził Paweł Przytocki.

„Requiem” Verdiego w Łodzi © Anna Sapieha
„Requiem” Verdiego w Łodzi © Anna Sapieha

Z wielką przyjemnością słuchałam Iwony Sobotki i Piotra Buszewskiego, solistów, których dość dawno nie miałam okazji słyszeć na żywo. To oni oraz artyści chóru i orkiestry byli dla mnie bohaterami wieczoru.

Iwona Sobotka potwierdziła klasę jednego z najlepszych polskich sopranów. Jest to bardzo dojrzała i świadoma artystka, jej interpretacja była dla mnie poruszająca. Przyznam, że w finałowej części „Libera me” miałam dreszcze. 

Tym bardziej cieszy mnie fakt, że melomani będą mieli okazję spotykać się z nią systematycznie w Łodzi. Sobotka jest artystką – rezydentką w bieżącym sezonie artystycznym. Do Łodzi powróci jeszcze trzykrotnie. Usłyszymy ją w „II Symfonii c-moll Zmartwychwstanie” Gustawa Mahlera, w „Czterech ostatnich pieśniach” Richarda Straussa oraz w I akcie „Tristana i Izoldy” Ryszarda Wagnera.

Iwona Sobotka © Anna Sapieha
Iwona Sobotka © Anna Sapieha

Cieszę się, że mogłam usłyszeć wczoraj Piotra Buszewskiego, jednego z solistów, którym gorąco kibicuję i z przyjemnością śledzę rozwój kariery. W mojej opinii Buszewski to jeden z najjaśniejszych polskich talentów wokalnych ostatnich lat. Brzmiał bardzo dobrze, śpiewa z blaskiem i imponującą świadomością wokalną. Myślę, że jego interpretacja partii tenorowej w „Requiem” Verdiego z roku na rok będzie zyskiwała na dojrzałości wynikającej z wieku. To było bardzo dobre wykonanie.

Osobne słowa uznania i gratulacje należą się artystom chóru i orkiestry Filharmonii Łódzkiej. 

„Requiem” Verdiego w Łodzi © Anna Sapieha
„Requiem” Verdiego w Łodzi © Anna Sapieha

Bellini, Verdi i Tampakopoulos. Inauguracja sezonu 2023/2024 w Operze Krakowskiej

Rozpoczęto muzyczną podróż od uwertury do opery „Nabucco” Giuseppe Verdiego. Premiera tego dzieła odbędzie się w marcu 2024 roku na krakowskiej scenie. Zabrzmiał też potężny chór „Va, pensiero”, wywołując burzę oklasków.

Podczas gali był tylko jeden polski akcent. Arię Miecznika ze „Strasznego dworu” wykonał z odpowiednią energią i aktorską interpretacją baryton Opery Krakowskiej od 2015 roku, Adam Szerszeń. Słyszałem tego artystę również na innych polskich scenach operowych, między innymi w Bytomiu, Łodzi i Warszawie. Śpiewa z dużą kulturą i precyzją.

Ucieszyła mnie w repertuarze koncertu aria tytułowej Rusałki z opery Antonína Dvořáka. Jakie to szczęście dla europejskiej kultury, że ten artysta nie został rzeźnikiem, jak chciał jego ojciec! „Rusałka” to muzyczne arcydzieło. Żałowałem, że nie wykonano innych fragmentów tej opery. Warto byłoby wystawić ją na krakowskiej scenie.

Adam Szerszeń i Piotr Sułkowski © Andrii Kotelnikov Opera Krakowska
Adam Szerszeń i Piotr Sułkowski © Andrii Kotelnikov Opera Krakowska

Arię zaśpiewała w sposób wyciskający łzy Maritina Tampakopoulos, którą włoski dziennik „La Stampa” ogłosił jednym z najciekawszych głosów ostatnich lat, wybrzmiewającym wspaniale w wysokich tonach, o pięknej barwie lirico-spinto. Po studiach w Narodowym Konserwatorium w Grecji Tampakopoulos kształciła się w Staatsoper w Wiedniu i w Modenie u Rainy Kabaivanskiej. Ukończyła program studiów operowych w słynnej nowojorskiej Juilliard School, śpiewając w Juilliard Opera Donnę Elwirę w „Don Giovannim” Mozarta, Elżbietę w „Marii Stuardzie” Donizettiego oraz Elżbietę de Valois w „Don Carlosie” Verdiego. Jej wyjątkowy talent został doceniony podczas wielu międzynarodowych konkursów wokalnych i przyniósł artystce wiele nagród oraz wyróżnień m.in.: „Spazio Musica” (pierwsze miejsce, nagroda publiczności i Teatro Comunale di Bologna), „Giovanni Consiglio” (nagroda za koncert w Nowym Jorku), „Zandonai” (pierwsza nagroda). Występowała na deskach Teatro Massimo Palermo, Teatro Regio w Turynie, Deutsche Oper w Berlinie, a także podczas gali z okazji 100-lecia urodzin Marii Callas w Atenach.

Maritina Tampakopoulos © Andrii Kotelnikov
Maritina Tampakopoulos © Andrii Kotelnikov

Tampakopoulos wywołała też ogromne wzruszenie, śpiewając podczas krakowskiej gali słynną arię „Casta Diva” z opery Vinzenza Belliniego „Norma”. Aż trudno uwierzyć, że ta aria była 8 razy przerabiana przez kompozytora, nawet w dniu premiery, gdy partię Normy śpiewała sławna Giuditta Pasta, nazywana wielką tragiczką. Norma w towarzystwie kapłanów i blasku księżyca ma proroczą wizję i zapowiada upadek Rzymu. Głos Maritiny wspaniale współbrzmiał z orkiestrą i chórem, był krystalicznie czysty, z piękną barwą i odpowiednią siłą.

Krakowska publiczność usłyszała pełen pozytywnej energii i humoru duet Hrabiego i Zuzanny z „Wesela Figara” Mozarta. Iwona Socha przekonująco wcieliła się w pokojówkę, pełną sprytu i chętną do uczestniczenia w intrydze, aby pomóc Hrabinie. Hrabiego, który ma nadzieję na romans z piękną kobietą, przekonująco kreował Szymon Komasa. Brawurowo, z niesamowitym temperamentem i złością zaśpiewał też arię Hrabiego, który domyśla się, że jest wystrychnięty na dudka i planuje „słodką” zemstę.

Szymon Komasa, Iwona Socha i Piotr Sułkowski © Andrii Kotelnikov
Szymon Komasa, Iwona Socha i Piotr Sułkowski © Andrii Kotelnikov

Zabrzmiały również arie z oper komicznych Gaetana Donizettiego. Bohater „Napoju miłosnego” Nemorino marzy o Adinie i od szarlatana – doktora Dulcamary kupuje eliksir miłosny, aby dziewczyna go wreszcie pokochała. Cudowny eliksir okazuje się winem z Bordeaux, ale Nemorino wierzy w jego działanie i upojony miłością do Adiny śpiewa arię „Una furtiva lagrima”. Wykonał ją z delikatnością w głosie i piękną barwą tenor liryczny Jarosław Bielecki, solista Opery Krakowskiej, współpracujący ze scenami operowymi w Warszawie, Bytomiu i Szczecinie.

Jarosław Bielecki © Andrii Kotelnikov
Jarosław Bielecki © Andrii Kotelnikov

„Don Pasquale” Donizettiego oglądałem w tym roku na Festiwalu Muzycznym im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju w wykonaniu artystów Opery Krakowskiej i był to prawdziwy tryumf ze względu na świetną reżyserię Jerzego Stuhra, wysoki poziom wokalny solistów i chóru, precyzyjną grę orkiestry oraz znakomite aktorstwo śpiewaków operowych. Akcja tej opery zawsze wywołuje rozbawienie. Kiedy podstarzały Don Pasquale postanawia nagle wziąć sobie za żonę młodziutką Norinę, chwilowo mu się to udaje, ale w wyniku intrygi jest wystrychnięty na dudka. Arię doktora Malatesty, który pomógł Norinie w uwolnieniu spod sideł niemiłego starca, zaśpiewał ze swadą Adam Szerszeń. Za kilka miesięcy zadebiutuje w tej partii podczas wznowieniowych spektakli „Don Pasquale” w Krakowie.

Krzysztof Korwin - Piotrowski prowadzący © Andrii Kotelnikov
Krzysztof Korwin – Piotrowski prowadzący © Andrii Kotelnikov

Słynną arię Lauretty „O mio babbino caro” („O mój drogi tatusiu”), śpiewaną do ojca Gianniego Schicchi, wykonała z delikatnością, lekkością i wdziękiem Iwona Socha. Ten krótki, 3-minutowy utwór z jednoaktówki Giacoma Pucciniego stał się prawdziwym przebojem, wykonywanym często na bis podczas operowych koncertów. Spopularyzowała go australijska sopranistka operowa Dame Joan Hammond. Sprzedano milion płyt z jej nagraniem.

Szymon Komasa © Andrii Kotelnikov
Szymon Komasa © Andrii Kotelnikov

Wielki entuzjazm publiczności wzbudził Szymon Komasa, śpiewając słynne kuplety Toreadora z „Carmen” Georges’a Bizeta. Jest to jeden z najlepszych polskich śpiewaków, który nie osiadł na laurach po ukończeniu studiów w Akademii Muzycznej w Łodzi. Kontynuował naukę śpiewu operowego w Guildhall School of Music and Drama w Londynie, a następnie w prestiżowej Juilliard School of Music w Nowym Jorku w klasie śpiewu Edith Wiens. Jest laureatem i zwycięzcą wielu międzynarodowych konkursów wokalnych m.in.: w Nowym Sączu (Konkurs im. Ady Sari), Dublinie i Nowym Jorku. Występował w Arena di Verona we Włoszech, Carnegie Hall w Nowym Jorku i Wigmore Hall w Londynie. Lubi też akrobatykę, więc podczas koncertu nie wchodził na scenę, lecz wbiegał z lekkością nastolatka. Ma przy tym duże poczucie humoru i dystans do siebie.

Chór i Orkiestra Opery Krakowskiej © Andrii Kotelnikov
Chór i Orkiestra Opery Krakowskiej © Andrii Kotelnikov

Na finał I części koncertu zabrzmiał chór z IV aktu „Carmen” Bizeta: „Les voici! Voici la quadrille”. Trzeba przyznać, że zarówno orkiestra, jak i chór Opery Krakowskiej były znakomicie przygotowane i słusznie publiczność nagrodziła to wykonanie burzą oklasków.

Brawurowo zagrana została też przez orkiestrę pod dyrekcją Piotra Sułkowskiego uwertura do opery „Wesele Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta. Najtrudniej jest prezentować utwory najbardziej popularne, ponieważ mamy w pamięci wiele wykonań i nagrań. Tym razem nie miałem żadnego niedosytu.

Piotr Sułkowski dyryguje Orkiestrą Opery Krakowskiej © Andrii Kotelnikov
Piotr Sułkowski dyryguje Orkiestrą Opery Krakowskiej © Andrii Kotelnikov

Piotr Sułkowski, który od roku stoi na czele Opery Krakowskiej, ma bardzo duże doświadczenie. Był dyrektorem Warmińsko-Mazurskiej Filharmonii w Olsztynie, szefem muzycznym Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej i gościnnym dyrygentem Signature Symphony Orchestra w USA. Był też dyrektorem muzycznym festiwalu operowego w USA, a z Warszawską Operą Kameralną przygotował „Wesele Figara” Mozarta, z którym odbył tournée po Japonii. Jest profesorem doktorem habilitowanym. Prowadzi klasę dyrygentury w akademiach muzycznych w Krakowie i Bydgoszczy oraz warsztaty dyrygenckie w Hiszpanii.

Maritina Tampakopoulos powróciła na scenę, wykonując arię z opery „Adriana Lecouvreur” Francesca Cilei. Tytułowa Lecouvreur była sławną aktorką, gwiazdą Komedii Francuskiej w Paryżu w I połowie XVIII wieku. Zachwycał się nią Wolter, a jednym z jej kochanków był Maurycy Saski, syn króla Augusta II Mocnego. Na gali zabrzmiała aria Adriany z I aktu „Io son l’umile ancella”, artystki uwielbianej i podziwianej, która uważa się tylko za służebnicę wielkiej sztuki. Maritina zaśpiewała ją ze skromnością i wdziękiem.

Iwona Socha © Andrii Kotelnikov
Iwona Socha © Andrii Kotelnikov

Miałem wrażenie, że publiczność Opery Krakowskiej wstrzymała oddech, gdy Iwona Socha śpiewała arię Cio-Cio-San „Un bel di vedremo” z opery „Madame Butterfly” Giacoma Pucciniego. Kobieta śpiewa do Suzuki: Powstrzymaj swój lęk, ja z pełną wiarą na niego czekam. Wyobraża sobie, że za chwilę spotka się z ukochanym, niewidzianym od dawna Pinkertonem. Ale my wiemy, że to marzenie jest złudne i za chwilę wydarzy się tragedia, ponieważ jej „mąż” jest matrymonialnym oszustem.

Już w grudniu Iwona Socha zadebiutuje w partii Cio-Cio-San w spektaklu wyreżyserowanym w Operze Krakowskiej przez Waldemara Zawodzińskiego. Jest gwiazdą tego teatru. Współpracuje z najlepszymi polskimi orkiestrami oraz teatrami operowymi w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Bydgoszczy i Bytomiu. Brała udział w prestiżowych festiwalach muzycznych na Litwie, we Francji i Polsce. W 2013 roku zdobyła laur dla Najlepszej Śpiewaczki Operowej w Polsce w ramach Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury. Jej głos dojrzał już do Pucciniego, uzyskał odpowiednią moc i ciemniejszą barwę, dzięki czemu może śpiewać bardziej dramatyczne partie.

Maritina Tampakopoulos © Andrii Kotelnikov
Maritina Tampakopoulos © Andrii Kotelnikov

Maritina Tampakopoulos po raz kolejny wywołała poruszenie na widowni. W II akcie opery Pucciniego tytułowa Tosca robi, co może, aby uwolnić Cavaradossiego. Szef tajnej rzymskiej policji, bezduszny Scarpia upatrzył ją sobie jako ofiarę własnej lubieżności. Upokorzona kobieta u kresu wytrzymałości próbuje się modlić i śpiewa „Vissi d’arte”. Tampakopoulos wykonała tę arię z koniecznymi w tym momencie silnymi emocjami, a równocześnie z niezwykłą precyzją.

Po Tosce przyszedł czas na rozbawienie publiczności cavatiną Figara „Largo al factotum” z „Cyrulika Sewilskiego” Gioachina Rossiniego. Cyrulik Figaro jest pełen werwy, radosny, głośny i uwielbiający intrygi. Jest totumfackim tego miasta: „Wszyscy wołają mnie, panie, młodzieńcy, starcy i dziewczęta. Jednemu peruka, drugiemu ogolenie brody, innemu upuszczenie krwi, a kolejnemu przekazanie listu”. Szymon Komasa zrobił z tej arii teatr jednego aktora. W pewnym momencie nawet zaczął dyrygować batutą. Publiczność wiwatowała po jego występie i wznosiła radosne okrzyki jak na stadionie. Kłaniał się więc kilka razy, wbiegając i zbiegając ze sceny w imponującym tempie.

Piotr Sułkowski, Szymon Komasa, Maritina Tampakopoulos, Adam Szreszeń, Iwona Socha, Jarosław Bielecki i Krzysztof Korwin – Piotrowski © Andrii Kotelnikov
Inauguracja sezonu 2023/2024 w Operze Krakowskiej. Piotr Sułkowski, Szymon Komasa, Maritina Tampakopoulos, Adam Szerszeń, Iwona Socha, Jarosław Bielecki i Krzysztof Korwin – Piotrowski © Andrii Kotelnikov

Dwa „Requiem” w Krakowie. Msze żałobne Gabriela Faurégo i Maurice’a Duruflé w Filharmonii Krakowskiej

W okresie skupienia i zadumy poprzedzającym obchody Święta Zmarłych, w Filharmonii Krakowskiej wybrzmią dwie msze żałobne idealnie wpisujące się w atmosferę tego czasu.

Kompozycja Gabriela Faurégo nazywana była przez niego samego – ze względu na rozmiary w pierwotnej formie dzieła – „małym requiem”. Utwór składał się bowiem tylko z 5 części i przewidywał zawężony skład wykonawczy. Na przestrzeni lat, od prawykonania w 1888 roku, „Requiem” rozrastało się w swoim kształcie, uzyskując dwie części i kolejnych wykonawców dzieła, by zabrzmieć w pełnej wersji w lipcu 1900 roku podczas Wystawy Światowej w Pałacu Trocadero w Paryżu. Kompozytor nigdy nie zestawiał tego utworu z wydarzeniami swojego życia, choć zapewne nie bez wpływu na jego powstanie była śmierć kolejno obojga rodziców. Sam dopatrywał się w nim nakreślonych muzyką obrazów wyzwolenia z doczesności i spokojnego zaśnięcia. Gdy kompozytor zmarł w listopadzie 1924 roku, „Requiem op. 48” wykonane zostało podczas jego pogrzebu.

W przypadku kompozycji Maurice Duruflé dedykacja była świadoma i jasna. Kompozytor napisał bowiem „Requiem” dla swojego ojca, osadził zaś w stylu chorałowym, który wyróżnia się świętością, melodyjnością, giętkością płynnego metrum i spokojem (Małgorzata Janicka-Słysz). W dziewięcioczęściowej mszy, podobnie jak w kompozycji Faurégo, nie ma obrazu Sądu Ostatecznego (Dies irae), lecz świadome wskazanie bożego miłosierdzia i wzlatującej ku niebu duszy (In Paradisum), co w kontekście okrucieństwa II wojny światowej, będącej scenerią do powstającego dzieła, można odczytać także jako sposób na ucieczkę od doczesności w stronę tego, co dobre i wieczne.

Koncert poświęcony jest pamięci zmarłego 14 października polskiego kompozytora Stanisława Radwana, twórcy muzyki do filmowej i teatralnej.

Orkiestra i Chór Filharmonii Krakowskiej © Kryzsztof Kalinowski
Orkiestra i Chór Filharmonii Krakowskiej © Kryzsztof Kalinowski

Jak postrzegane są msze żałobne, czyli „przejmujące łzy kompozytorów”, w jakich okolicznościach powstawały i z jakich pobudek – porozmawiać będzie można z dyrygentem anonsowanych koncertów, Maciejem Tworkiem, który w sobotę 28 października 2023 roku o godz. 16.30 będzie gościem Agnieszki Malatyńskiej-Stankiewicz. Dyskusyjny Klub Muzyczny „Wszystko Gra”, powstaje we współpracy z Radiem Kraków, które rejestruje całe spotkanie do emisji w charakterze podcastu na swojej stronie internetowej. Wstęp na spotkanie jest bezpłatny.

Barokowy spleen w Hali Koszyki. Występ Owczarek | Łoboda Duo w cyklu „Midnight Concert – Klasyka na Koszykach”

Koncert inauguracyjny 7. edycji cyklu organizowanego przez Julian Cochran Foundation i Halę Koszyki przeniósł zgromadzonych słuchaczy w świat gorącej Hiszpanii. Występ Jana Olesza (fortepian) i Małgorzaty Matuszewskiej (tancerka flamenco grająca na kastanietach) był niezwykłym połączeniem muzyki i brawury tańca. Zespół Owczarek | Łoboda Duo, który pojawił się w drugim wieczorze stworzył zupełnie inny klimat. Była to nostalgiczna tęsknota i spleen, który przeżywamy podczas długich jesiennych wieczorów.

Owczarek | Łoboda Duo tworzą Aleksandra Owczarek (skrzypce) i Klaudia Łoboda (klawesyn), absolwentki krakowskiej Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego. Ich repertuar to głównie utwory z II połowy XVII wieku oraz w stylus fantasticus, co oznacza wirtuozowski i często improwizowany styl ze środkowego okresu baroku.

Owczarek | Łoboda Duo w Hali Koszyki © Aleksander Jura Hala | Koszyki
Owczarek | Łoboda Duo w Hali Koszyki © Aleksander Jura Hala | Koszyki

Podczas koncertu instrumentalistki zaprezentowały repertuar składający się na ich nowy, niezakończony jeszcze projekt muzyczny pt. „Spleen”. Inspiracją do tego tytułu był słynny polski przebój Maanamu pt. „Krakowski spleen”, w którym wokalistka śpiewa o „chmurach wiszących nad miastem” oraz „powietrzu lepkim i gęstym”. Poetycki tekst utworu, wraz z niezwykłą interpretacją wokalną Kory na tyle zainteresował artystki, że postanowiły tak właśnie zatytułować swoje nowe artystyczne działania.

Jak czytamy w Słowniku PWN „spleen” to stan apatii, cechujący się brakiem chęci do działania i obojętnością, wywołany brzydką pogodą, zmęczeniem lub stresem. Ale spleen to nie tylko synonim chandry i przygnębienia. W języku angielskim to słowo oznacza także śledzionę, organ, który odpowiedzialny jest za smutek, apatię i niemoc. Jednym z głównych nurtów medycyny starożytnej była tzw. patologia humoralna, mówiąca o wzajemnym oddziaływaniu czterech płynów ustrojowych ciała na zdrowie, samopoczucie i temperament. Autorem teorii czterech humorów był Hipokrates, który twierdził, że za produkcję czarnej żółci, płynu ustrojowego, którego nadmiar wywołuje w człowieku smutek, chandrę, czy melancholię odpowiedzialna jest właśnie śledziona.

Aleksandra Owczarek © Aleksander Jura Hala | Koszyki
Aleksandra Owczarek © Aleksander Jura Hala | Koszyki

Inspiracją projektu muzycznego Owczarek | Łoboda Duo były także wiersze Charlesa Baudelaira z cyklu „Kwiaty zła”, szczególnie „Danse Macabre”. Ale wokalistka Maanamu czeka w piosence na „wiatr, co rozgoni ciemne skłębione zasłony” i na słońce, które zawsze wpływa na dobre samopoczucie i daje chęć do działania.

Artystki przedstawiły utwory barokowe kompozytorów z II polowy XVII wieku, takich jak Philipp Friedrich Böddecker („Sonata d-moll”), Johann Paul von Westhoff (III sonata d-moll), Heinrich Ignaz Biber (Sonata misteryjna „Ofiarowanie Jezusa w świątyni”), Carlo Ambrogio Lonati („II sonata d-moll”) i Francesco Maria Veracini („XII sonata d-moll op. 2”). Aleksandra Owczarek grała na dwóch parach skrzypiec tłumacząc zjawisko skordatury, czyli metody przestrojenia strun instrumentu w celu uzyskania innych, wirtuozowskich i niezwykłych brzmień.

Klaudia Łoboda © Aleksander Jura | Hala Koszyki
Klaudia Łoboda © Aleksander Jura | Hala Koszyki

I rzeczywiście, obie artystki zaprezentowały niezwykłą, pełną pasji i żywiołu grę. Aleksandra Owczarek wydobywała ze skrzypiec na przemian piekielne i niebiańskie brzmienia, operowała plastyczną barwą, potrafiła zróżnicować kolor i dynamikę. Była w tej grze nieoczywistość natury i piękno przyrody. W pewnym momencie miałem wrażenie, że Owczarek imituje skrzypcami śpiew ptaków, szum drzew, czy zbliżającą się burzę. Pięknie posługiwala się tez techniką pizzicato, polegającą na wprowadzeniu w ruch struny instrumentu smyczkowego poprzez szarpanie jej palcem.

Klaudia Łoboda dopełniała ten obraz pięknym towarzyszeniem klawesynu, ale umiała też pokazać przedziwne jego brzmienia. W jej grze słychać było dźwięki wielkomiejskiej rzeczywistości, czasami wydawało mi się, że klawesyn pod jej placami brzmi jak dźwięk tłuczonego szkła.

W prezentacji artystek oba instrumenty rozmawiały ze sobą i śpiewały. Oba malowały za pomocą utworów barokowych obrazy nostalgiczne i leniwe, pewne spleenu, apatii i chandry, ale także nadziei. Brakowało mi trochę komentarza artystek, choć nie dziwię się, że nie chciały przerywać swojego muzycznego seansu. Była to wspaniała gra, pełna jak poprzednio w przypadku pianisty i tancerki idealnego uosobienia idei „partnerstwa w muzyce”.

Owczarek | Łoboda Duo © Aleksander Jura | Hala Koszyki
Owczarek | Łoboda Duo © Aleksander Jura | Hala Koszyki

Kolejny koncert 7 listopada 2023 roku poświęcony będzie muzyce musicalowej, a już w końcu listopada odbędzie się kolejna odsłona „Opery na Koszykach”, tym razem będzie to „Wesele Figara” (29 listopada 2023 roku).

Informacje o projekcie „Midnight Concert. Klasyka na Koszykach”

Cykl „Klasyka na Koszykach” potrwa do końca czerwca 2024 roku. Koncerty odbywają się co dwa tygodnie we wtorkowe wieczory na 1. piętrze Hali Koszyki.

Jerzy Maksymiuk otrzymał tytuł Doktora honoris causa Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie

Jerzy Jan Maksymiuk, urodzony 9 kwietnia 1936 roku w Grodnie to polski dyrygent, pianista, kompozytor muzyki poważnej i filmowej, felietonista i animator życia muzycznego. Studiował kompozycję pod kierunkiem Piotra Perkowskiego, grę na fortepianie u Jerzego Lefelda (ukończył w 1964) oraz dyrygenturę w klasie Bogusława Madeya. W latach 1970–1972 był dyrygentem Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1972 roku stanął na czele zespołu złożonego z członków Warszawskiej Opery Kameralnej, który – od 1973 znany jako Polska Orkiestra Kameralna – zyskał międzynarodową sławę. W 1984 roku orkiestra zmieniła nazwę na Sinfonia Varsovia – Polska Orkiestra Kameralna.

Jerzy Maksymiuk i Klaudiusz Baran podczas uroczystości nadania tytułu doktora honoris causa w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie © Rafał Kazanecki
Jerzy Maksymiuk i Klaudiusz Baran podczas uroczystości nadania tytułu doktora honoris causa w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie © Rafał Kazanecki

W 1973 roku rozpoczął pracę z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. W 1975roku dyrygował orkiestrą podczas finałowych przesłuchań na Międzynarodowym Konkursie im Fryderyka Chopina w Warszawie. W 1977 roku otrzymał kontrakt płytowy w firmie EMI. W 1979 roku wystąpił z Polską Orkiestrą Kameralną w Carnegie Hall, w Nowym Jorku, a w 1981 roku odbył z nią koncerty w Japonii, Australii, Nowej Zelandii, Stanach Zjednoczonych i Niemczech. W latach 1983–1993 kierował BBC Scottish Symphony Orchestra w Glasgow. W 1990 roku debiutował na koncertach BBC Proms w Royal Albert Hall, w Londynie. Podjął też współpracę z English National Opera, z którą przygotował premiery „Don Giovanniego” Wolfganga Amadeusza Mozarta (1991) i „Zemsty nietoperza” Johanna Straussa (1993).

Jest promotorem muzyki współczesnej. Współtworzył „Warszawską Jesień” jako członek komisji repertuarowej Festiwalu. Skomponował muzykę do ponad stu filmów, m.in. do filmu „Sanatorium pod Klepsydrą” w reżyserii Wojciecha Hasa.

W 2005 roku został odznaczony Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Doktorat honoris causa otrzymał na University of Strathclyde w Glasgow (1990), Uniwersytecie w Białymstoku (2017) i Akademii Muzycznej w Bydgoszczy (2021). W 2021 roku został uhonorowany Doroczną Nagrodą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za całokształt twórczości.

Rafał Janiak przemawia podczas podczas uroczystości nadania Jerzemu Maksymiukowi tytułu doktora honoris causa w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie © Rafał Kazanecki
Rafał Janiak przemawia podczas podczas uroczystości nadania Jerzemu Maksymiukowi tytułu doktora honoris causa w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie © Rafał Kazanecki

Uroczystość nadania tytułu Doktora honoris causa Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie odbyła się w sali koncertowej UMFC przy ul. Okólnik 2 w Warszawie. Laudację wygłosił prof. dr hab. Tomasz Bugaj. Przemówienia wygłosili także dziekan Wydziału Instrumentalnego, prof. dr hab. Tomasz Strahl oraz dziekan Wydziału Dyrygentury Symfoniczno-Operowej UMFC dr hab. Rafał Janiak, a także prof. dr hab. Klaudiusz Baran, rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina.

W części artystycznej wystąpił Janusz Olejniczak (fortepian), a Jerzy Maksymiuk poprowadził Chopin University Chamber Orchestra, dyrygując adagio z „Divertimento nr 15 B-dur KV 287” Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz swój „Koncert na fortepian i smyczki”.

Pomagam tancerzom, aby mogli na scenie płynąć: rozmowa z Jerzym Wołosiukiem

Krzysztof Korwin-Piotrowski: Panie dyrektorze, interesuje mnie warstwa muzyczna w spektaklu „Don Kichot” Ludwiga Minkusa, którego premiera odbędzie się w Operze na Zamku w Szczecinie w sobotę 28 października 2023 roku. Wiadomo, że muzyka zmieniała się na przestrzeni lat, ewoluowała i były dokonywane różne rewizje dzieła. Kiedy Minkus je stworzył, był to wielki sukces, jednak później, na początku XX wieku zaczęto wprowadzać znaczące zmiany.

Jerzy Wołosiuk: Tak. W większości baletów klasycznych, może poza „Dziadkiem do orzechów”, istnieje więcej wersji. Nawet „Śpiąca Królewna” czy „Jezioro Łabędzie” mają różne warianty, co w wielu przypadkach powodowało problemy z dostępem do materiałów nutowych. Różne teatry miały swoje wersje muzyczne i choreograficzne. Kiedy więc przygotowuje się premierę baletu klasycznego, trzeba dokonać jakiegoś wyboru. My akurat zdecydowaliśmy na orkiestrację Johna Lanchbery’ego z 1966 roku, która była stworzona dla Rudolfa Nurejeva (rosyjskiego tancerza i choreografa, który wyemigrował do Francji). Ta wersja stała się dla nas bazowa, chociaż dokonaliśmy drobnych zmian.

Premiera w choreografii Nurejeva i orkiestracji Lanchbery’ego odbyła się w Operze Wiedeńskiej w 1966 roku. Wcześniej było wiele przeróbek. Czteroaktowa prapremiera w choreografii Mariusa Petipy odbyła się w 1869 roku w moskiewskim Teatrze Wielkim, a w 1871 roku produkcja została przeniesiona do Teatru Maryjskiego w Petersburgu – i wtedy Minkus dopisał piąty akt. Ja chciałbym w tym miejscu wspomnieć o dwóch innych wariantach.
Choreograf Aleksander Gorski pracował nad zmianami przez kilka lat. Jego trzecia wersja wyraźnie się spodobała, skoro od premiery w 1906 roku w Teatrze Bolszoj w Moskwie „Don Kichot” był w repertuarze aż do 1935 roku. Dokonał skrótów, a za to wprowadził taniec dziewczyny i toreadora Espady, wykorzystując muzykę Minkusa z baletu „Zoraya”. Kompozycje Antona Simona użył do tańca Mercedes oraz wariacji dla Dulcynei/Kitri. Do wariacji królowej driad wykorzystał muzykę Riccarda Driga. Dołożył marsz gości i dworzan do muzyki Yuly’ego Gerbera, a bolero do kompozycji Cesare Pugniego z baletu „Marmurowa dziewczyna”. Były jeszcze: fandango do nut Eduarda Napravnika i wariacja do fragmentu baletu Riccardo Drigo „Przebudzenie Flory”.

Jerzy Wołosiuk © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku
Jerzy Wołosiuk © Piotr Gamdzyk | Opera na Zamku

Nową wersję stworzył około 1940 roku rosyjski kompozytor Vasily Solovyov-Sedoy. Przywrócono dawną dramaturgię baletu. Sedoy dopisał muzykę „w duchu Minkusa” do sceny w tawernie oraz do miniatur choreograficznych „Carmencita” i gigue marynarzy. Dołożył muzykę Reinholda Glière’a do tańca solowego toreadora Espady i wprowadził taniec cygański do muzyki Valery’ego Zhelobinsky’ego. Ta wersja, zrealizowana z dyrygentem Jurijem Faierem oraz baletmistrzami Kasjanem Golyezovskym i Rostislavem Zakharovem, była prezentowana w Teatrze Wielkim w Moskwie na stulecie sceny w 1969 roku, a później też w innych miastach Rosji i za granicą.

Tak, wydaje mi się, że Teatr Wielki w Warszawie ma właśnie tę wersję. Opierał się na niej także Lanchbery, przygotowując opracowanie dla Nurejeva i Opery Wiedeńskiej. Nie ma tam nowej muzyki, ale są zmiany artykulacyjne i jest bogatsza instrumentacja, ciekawsza dla orkiestry operowej i trudniejsza. Na przykład w pewnych momentach są używane skrajne rejestry i instrumenty korespondują z sobą w nowocześniejszy sposób. Jest tu dużo kolorytu muzyki francuskiej. Trudno powiedzieć, czy są też echa wczesnego Strawińskiego, ale kolorystyka na pewno jest bogatsza. Ta wersja jest barwniejsza, w wielu momentach bardziej humorystyczna. Choreografowie często potrzebują odpowiednich akcentów w muzyce dla wzmocnienia efektu. Tutaj są takie akcenty w instrumentach perkusyjnych czy dętych blaszanych. Ta wersja wydała nam się lepsza energetycznie i spodobała się choreografowi.

Jerzy Wołosiuk prowadzi „Trubadura” © B. Warzecha | Opera na Zamku
Jerzy Wołosiuk prowadzi „Trubadura” © B. Warzecha | Opera na Zamku

Obecnie wciąż jest bojkotowana muzyka rosyjska w związku z wojną. Czy to był powód sięgnięcia po dzieło z innego kręgu muzycznego? Nie są Państwo jedynym teatrem w Polsce, który wystawia „Don Kichota”. W grudniu ubiegłego roku odbyła się premiera w Operze Bałtyckiej, a Polski Balet Narodowy powrócił również do tego tytułu i zaplanował 8 spektakli w 2024 roku.

Nie, pomysł „Don Kichota” pojawił się w naszym teatrze kilka lat temu, ale przygotowania do premiery trwały długo, rozpoczęły się w czasie pandemii. Można by też dyskutować, czy balety Minkusa nie są baletami rosyjskimi.

Tak, Minkus był Austriakiem czeskiego pochodzenia, ale już jako 30-latek podjął pracę jako skrzypek, a później dyrygent w Teatrze Wielkim w Moskwie. Zaczął też tworzyć muzykę do wielu spektakli baletowych, kiedy rozpoczął owocną współpracę z Mariusem Petipą, który go inspirował. To przyniosło mu sławę, a kolejne premiery odbywały się w Moskwie i Petersburgu.

W tym roku nie sięgaliśmy po „Dziadka do orzechów”, ponieważ takie były ustalenia Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów. „Don Kichot” nie nawiązuje wprost do kultury rosyjskiej. Ja jestem wyznania prawosławnego i wiem, że władza rosyjska od wielu lat wykorzystuje religię do celów politycznych, nad czym osobiście ubolewam.

Ale religię katolicką czy inne również wielokrotnie wykorzystywano w celach politycznych. W „Don Kichocie” mamy jednak odniesienia do kultury hiszpańskiej. Są: Don Kichot, Sancho Pansa, Dulcynea, toreadorzy i hiszpańscy Cyganie. Istotna jest więc wartość muzyczna tego dzieła i baza literacka w powieści Miguela de Cervantesa.

Oczywiście. Historia Don Kichota to kanon kulturowy. Jako dyrektor artystyczny Opery na Zamku patrzę też na rozwój naszego zespołu baletowego, który ma szansę zmierzyć się z ciekawym dziełem w reżyserii i choreografii Anny Hop. Ta artystka nawiązuje do oryginału Petipy, ale pokazuje też autorskie spojrzenie. To jest wielka wartość, że nasz zespół dojrzał, aby sięgnąć po taki balet. Muzyka jest ciekawa i barwna, ale spektakle baletowe wystawia się przede wszystkim dla tancerzy.

Próby do „Don Kichota” w Operze na Zamku w Szczecinie © Opera na Zamku
Próby do „Don Kichota” w Operze na Zamku w Szczecinie © Opera na Zamku

Chodzi o widowiskowość, dzieło wizualne, ale muzyka jest z nim sprzężona, a tancerz w spektaklu baletowym jest dziełem sztuki.

Często słysząc muzykę wyobrażam sobie, jak ona będzie „wyglądać” w spektaklu baletowym. Staram się pomagać tancerzom, aby mogli na scenie płynąć.

Bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę.

Ja również. Do zobaczenia w Szczecinie.

25 października 2023 roku po raz piąty obchodzimy Światowy Dzień Opery. Specjalna jesienna edycja festiwalu Opera Rara w Krakowie

W środę, 25 października 2023 roku, po raz piąty obchodzimy Światowy Dzień Opery. Pomysł World Opera Day narodził się w Madrycie w 2018 roku podczas pierwszego Światowego Forum Operowego. Święto zostało zainicjowane przez międzynarodowe organizacje, zrzeszające operowe teatry, jak OPERA America, Opera Europa i Opera Latinoamerica. Wybór daty obchodów nie jest przypadkowy: to rocznica urodzin słynnych kompozytorów – Georges’a Bizeta i Johanna Straussa syna, wielkich twórców operowych i operetkowych. Pierwszy raz World Opera Day obchodzono w 2019 roku.

Światowy Dzień Opery to kampania uświadamiająca pozytywny wpływ i wartość opery dla społeczeństwa. Opera, podobnie jak sztuka, przyczynia się do rozwoju tolerancji i zrozumienia, otwiera umysły i pozwala ludziom na kontakt z silnymi, uniwersalnymi emocjami. Tak jak sport kształtuje zdrowe ciało, tak sztuka kształtuje zdrowy umysł – czytamy na oficjalnej stronie internetowej World Opera Day.

Jesienna edycja Opera Rara © Opera Rara
Jesienna edycja Opera Rara © Opera Rara

Z okazji Światowego Dnia Opery Opera Rara Kraków przygotowała specjalną jesienią edycję festiwalu. Organizatorzy pragną podkreślić, że opera nie jest tylko formą rozrywki, ale także podejścia do edukacji poprzez rozwijanie empatii i otwieranie umysłów.

Jesienne wydarzenia w ramach festiwalu oferują cztery koncerty. Pierwszy z nich odbędzie się 25 października 2023 roku w ICE Kraków i będzie stanowić inaugurację obchodów Światowego Dnia Opery. Na scenie zobaczymy wykonanie koncertowe „Orfeusza” Claudio Monteverdiego z 1607 roku, dzieła które zapoczątkowało ewolucję sztuki operowej. Wystąpią znani artyści, w tym Cyril Auvity, Natalia Kawałek, Céline Scheen i Luciana Mancini, a orkiestrę L’Arpeggiata poprowadzi założycielka Christina Pluhar.

Ian Bostridge © Warner Classic
Ian Bostridge © Warner Classic

Organizatorzy Opera Rara Kraków zapraszają również do Teatru im. Juliusza Słowackiego na wykonanie romantycznych utworów – „An die ferne Geliebte” Ludwiga van Beethovena oraz kompozycji „Schwanengesang” Franza Schuberta, które zostały wydane pośmiertnie. Wystąpi tenor Ian Bostridge, przy fortepianie towarzyszyć mu będzie Saskia Giorgini 29 października.

1 listopada 2023 roku w kościele św. Katarzyny Capella Cracoviensis pod batutą Christiny Pluhar zaprezentuje „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta. Zaśpiewają Antonina Ruda (sopran), Matylda Staśto (alt), Piotr Szewczyk (tenor) i Sebastian Szumski bas.

9 listopada 2023 roku w Teatrze im. Juliusza Słowackiego wystąpi francuski kontratenor Philippe Jaroussky, któremu towarzyszyć będzie zespół Le Concert De La Loge pod dyrekcją francuskiego maestro Juliena Chauvina. Usłyszymy utwory Johanna Adolfa Hassego, Leonardo Leo, Michelangelo Valentiniego, Tommaso Traetty, Andrea Bernasconiego, Georga Friedricha Händla, Johanna Christiana Bacha i Niccolò Jommelliego.

World Opera Day 2023 © World Opera Day
World Opera Day 2023 © World Opera Day

W mediach społecznościowych (Facebook, Instagram, Twitter) posty dotyczące Światowego Dnia Opery opatrzone są hashtagiem #WorldOperaDay.

Stefania Toczyska otrzymała tytuł Doktora „honoris causa” Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy

Stefania Toczyska urodziła się w Grudziądzu w 1943 roku. Tam uczęszczała do szkoły podstawowej, a następnie do Liceum Pedagogicznego. Edukację muzyczną kontynuowała w Toruniu, a studia z wyróżnieniem ukończyła w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Gdańsku. Zadebiutowała w 1972 roku na deskach Opery Bałtyckiej partią Jadwigi w „Strasznym dworze”. Śpiewała tam m. in. także tytułową Carmen w dziele Georgesa Bizeta, a także Dalilę w „Samsonie i Dalili” Camille’a Saint-Saënsa oraz Leonorę, tytułową Faworytę w operze Gaetano Donizettiego. Jeszcze podczas studiów otrzymała nagrody na międzynarodowych konkursach wokalnych: w Tuluzie (1971), Bazylei (1972), Paryżu (1973) i ’s-Hertogenbosch (1973).

Stefania Toczyska w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy © Adam Kujawski
Stefania Toczyska w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy © Adam Kujawski

Jej kariera szybko nabrała ogromnego tempa. Stefania Toczyska występowała na najważniejszych scenach świata, m. in.: Operze Wiedeńskiej, Operze w San Francisco, Metropolitan Opera, Covent Garden w Londynie, Teatro San Carlo w Lizbonie, Bayerische Staatsoper w Monachium, Deutsche Oper w Berlinie, Operze Paryskiej, Teatro Colón w Buenos Aires, na scenach operowych Barcelony, Hamburga, Rzymu, Genewy, Zurichu, Pittsburga, Chicago, Dallas (Bal maskowy) i Houston. Często występowała też w Polsce. Koncertowała z największymi artystami światowych scen operowych.

Stefania Toczyska w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy © Adam Kujawski
Stefania Toczyska w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy © Adam Kujawski

Zasłynęła jako wykonawczyni wielkich ról w dziełach Verdiego (Amneris, Azucena, Eboli i Ulryka), Donizettiego, (Leonora w „Faworycie, Joanna Seymour w „Annie Bolenie”, Elżbieta w „Marii Stuardzie”, Irena w „Belizariuszu”). Wykonywała też partie rossiniowskie (Rozyna w „Cyruliku sewilskim”, Izabela we „Włoszce w Algierze”). Kreowała partie w operach rosyjskich (Maryna w Borysie Godunowie” i Marfa w „Chowańszczyźnie” Modesta Mussorgskiego). Dokonała wielu nagrań studyjnych.

Stefania Toczyska to polska królowa „operowych piratów”, o istniejących rejestracjach jej „żywych występów” pisaliśmy tutaj.

W kwietniu 2014 roku Akademia Muzyczna w Gdańsku złożyła jej hołd, nadając tytuł doktora honoris causa. W piątek 20 października 2023 roku uroczystość uhonorowania wielkiej polskiej artystki odbyła się w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. – Wszystko, co dotyczy mojego życia muzycznego, zaczęło się w tym cudownym mieście, w Bydgoszczy. Nigdy w życiu nie myślałam, że los wybierze mnie, żeby śpiewać muzykę klasyczną. Kiedy jeszcze zaczęłam uczyć się śpiewu u pani profesor Janiny Puchowieckiej, to myślałam, że ja po prostu zostanę w piosence. Ta była moim życiem – podkreśliła Stefania Toczyska.

Wręczenie Nagrody Flisaka w Grudziądzu © Łukasz Szalkowski
Wręczenie Nagrody Flisaka w Grudziądzu © Łukasz Szalkowski

W sobotę, 21 października Stefania Toczyska na scenie Teatru w Grudziądzu odebrała Nagrodę Flisaka, przyznawaną za szczególne zasługi społeczne, gospodarcze i kulturalne. Ta nagroda jest wyrazem wdzięczności lokalnej społeczności dla wszystkich tych osób, które przez swój trud i poświęcenie uświetniły Grudziądz. – Nie myślałam, że nadejdzie taki dzień, kiedy z grudziądzkiej sceny będę mogła do państwa mówić, wyrazić wdzięczność – powiedziała wzruszona artystka.

„Moje życie to niesamowita przygoda”. Opowieści Gary’ego Guthmana „Grając na własną nutę”

Laureat Literackiej Nagrody Nobla 2023, norweski pisarz i dramaturg John Fosse w wywiadzie dla serwisu Lithub (cytowanym na portalu „Lubimy czytać”) powiedział: – Myślę, że najlepsza rada, jaką otrzymałem, to ta dana mi przez życie, a nie przez inną osobę. Dlatego właśnie brzmi ona: „słuchaj siebie, a nie innych. Trzymaj się tego, co sam masz i znasz. Nie myśl o tym, czego ci brakuje, co mają inni, skup się na tym, co zostało dane tobie. Posłuchaj swojego wewnętrznego głosu i własnej wizji tego, jak powinno wyglądać pisanie”.

Wspomnienia Gary’ego Guthmana przeczytałem, kiedy ogłoszono już laureata Literackiej Nagrody Nobla. Nie mogłem uwolnić się od myśli Johna Fosse’a. Guthman gra na własną nutę, robi wszystko „po swojemu” i słucha swojego wewnętrznego przesłania. Pozostaje wierny sobie, nawet jeśli nie wszystko idzie zgodnie z jego marzeniami. Podkreślić też należy literacką swobodę, z jaką porusza się artysta. Książkę czyta się znakomicie, dosłownie „jednym tchem”.

Gary Guthman © Karpati&Zarewicz
Gary Guthman © Karpati&Zarewicz

Nieokiełznana wyobraźnia pcha twórcę do innych dziedzin, niż tylko wykonawstwo. Guthman z sukcesem komponuje musicale i muzykę symfoniczną. Pisaliśmy o nagraniu „Concerto Romantico” („Koncert na harfę i orkiestrę symfoniczną”), utworze skomponowanym dla swojej żony, Małgorzaty Zalewskiej w 2017 roku. Jego prawykonanie odbyło się w Filharmonii Zabrzańskiej w lutym 2018 roku pod batutą Sławomira Chrzanowskiego. „Koncert na trąbkę i orkiestrę symfoniczną” powstał z kolei w 2019 roku. Po raz pierwszy zaprezentowano go w Filharmonii Łódzkiej w styczniu 2020 roku pod dyrekcją Pawła Przytockiego. Zastanawialiśmy się, o czym śpiewa flet w nowym koncercie Gary’ego Guthmana w wirtuozerskiej interpretacji Łukasza Długosza. Pisaliśmy o suicie „The Traveler” skomponowanej do cyklu wierszy zatytułowanych „The Nine Doors” („Dziewięć wrót”), inspirowanych tekstami filozoficznymi związanymi z astronomią i astrologią.

Guthman jest także kompozytorem „Fantazji Łódzkiej”, symfonii zamówionej przez Filharmonię Łódzką z okazji 600. rocznicy uzyskania przez Łódź praw miejskich w 1423 roku. Prapremiera odbyła się podczas 24. Festiwalu Filharmonii Łódzkiej „Kolory Polski” w 2023 roku. Czteroczęściowy utwór został zainspirowany burzliwą historią tego niezwykłego miasta, Łodzi – „Ziemi obiecanej”.

Gary Guthman jest autorem wszystkich kompozycji na dwóch albumach studyjnych wokalistki Sashy Strunin: „Woman in Black” (2016) i „Autoportrety” (2019, do wierszy Mirona Białoszewskiego).

Małgorzata Zalewska i Gary Guthman © Tomasz Zieliński
Małgorzata Zalewska i Gary Guthman © Tomasz Zieliński

Czytając wspomnienia Gary’ego Guthmana mamy do czynienia z innym obrazem tego twórcy. „Grając na własną nutę” to opowieści o jego przygodach i przebiegu kariery, choć nie jest to klasycznie linearnie napisana autobiografia. To ciąg rozważań o narodzinach i rozwoju pasji, wyciąganiu wniosków z niepowodzeń, ale także sukcesów. Są to refleksje o istocie sztuki muzycznej, przemyślenia związane z rozwojem kariery. Guthman pisze o koncertach na żywo z wybitnymi gwiazdami: Tomem Jonesem, Arethą Franklin, Johnnym Mathisem, Engelbertem Humperdinckiem, Sergio Mendesem, Burtem Bacharakiem, Tonym Bennettem, Michelem Legrandem, Neilem Sedaką i występach z Michaelem Bublé.

Ale nie relacjonuje przebiegu swojej edukacji. Jego wspomnienia nie zawierają też zwierzeń dotyczących życia osobistego, choć dużą część poświęca swoim dzieciom, Sarah i Davidowi. Pięknie opisuje też pierwsze spotkanie z Małgorzatą Zalewską, harfistką, której zakłócił koncert i dla której zamieszkał w Polsce. – Wiedziałem już, że to jest kobieta, której szukałem przez całe życie i z którą chcę spędzić resztę swoich dni – deklaruje artysta.

Kolejne przeprowadzki za granicę, do dwóch różnych kulturowo krajów, przygotowały mnie na konieczność dostosowywania się do nowej rzeczywistości i zawierania kompromisów – pisze w swoich wspomnieniach Gary Guthman, amerykański trębacz, muzyk jazzowy, kompozytor i pedagog, który występował z wieloma zespołami jazzowymi na całym świecie. – Miałem szczęście, że mogłem przyglądać się setkom międzynarodowych sław w Ameryce Północnej i grać z nimi, co pomogło mi zostać solistą, artystą estradowym i kompozytorem. Życie w Polsce dało mi okazję zasymilowania się z obcą kulturą i poznania nowego języka. Różne życiowe katastrofy dały mi najważniejszą lekcję: „Pozbieraj się, otrzep z kurzu i zacznij od początku!”. Dalej nie wiem, czy mam jakąś ostateczną odpowiedź na pytanie mojej córki Sarah: „Skąd wzięła się twoja pasja?”. Jedno wiem na pewno. Szukając iskry, która rozpaliła moją pasję, odnajduję pokłady inspiracji schowane naprawdę bardzo głęboko.”

Wspomnienia, muzyczne opowieści i mnóstwo anegdot z życia artysty w rytmie jazzu przetłumaczył Piotr Pieńkowski. Guthman zabiera czytelników na koncerty z największymi gwiazdami i spotkania z Milesem Davisem i Winstonem Marsalisem. Opowiada również o rodzinie, swoich związkach z Polską i polsko – żydowskich relacjach, które stały się muzycznymi inspiracjami utworów, np. musicalu „List do Warszawy”.

Okładka książki Gary’ego Guthmana „Grając na własną nutę” © Wydawnictwo Znak
Okładka książki Gary’ego Guthmana „Grając na własną nutę” © Wydawnictwo Znak

Nigdy bym nie przypuszczał, że wszystkie opisane tu, tak różne wydarzenia złożą się na cudowną podróż całego życia. Nadal będę grał na własną nutę! Gary Guthman obiecuje, że to jeszcze nie koniec!

Wspomnienia Gary’ego Guthmana „Grając na własną nutę” ukazały się nakładem Wydawnictwa Znak.