REKLAMA

120. lecie urodzin Jana Kiepury w Mazowieckim Teatrze Muzycznym

Jan Kiepura, wybitny polski śpiewak stał się jednym z pierwszych idoli kultury masowej. Urodzony w Sosnowcu był pracowitym perfekcjonistą, aktorem filmowym i wielkim patriotą. Śpiewał w Wiedniu, Berlinie, Brnie, Pradze i Budapeszcie. W 1927 roku wystąpił w Royal Albert Hall w Londynie. Rok później zadebiutował na scenie mediolańskiej La Scali jako Kalaf w „Turandot” Giacoma Pucciniego. W latach 30. popularność śpiewaka zwiększyła się dzięki korzystaniu z nowego medium – kina. Wiele filmów, w których zagrał, wyprodukowano w kilku wersjach językowych.

Kiedy powracał do Warszawy witały go tłumy. Był wielką gwiazdą. Śpiewał dla swoich fanów z balkonu Hotelu Bristol. Przemawiał do widowni przez okno wagonu czy z dachów samochodów. W okresie międzywojennym wybudował w Krynicy-Zdroju hotel Willa Patria, który scenerią dla kilku filmów zrealizowanych pod koniec lat 30.

Sto dwudziesta rocznica urodzin naszego Patrona nie może przejść bez echa w Mazowieckim Teatrze Muzycznym. Był to bowiem artysta dotychczas niedościgniony, człowiek niezwykłej odwagi, talentu, nietuzinkowy, myślę, że wzór dla wielu pokoleń- mówi Iwona Wujastyk, Dyrektor MTM.

© Mazowiecki teatr Muzyczny im. Jana Kiepury

Wydarzenia w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury miały na celu uhonorowanie życia i twórczości artysty w 120-tą rocznicę jego urodzin. 14 maja o godz. 17:00 , w siedzibie teatru przy ul. Jagiellońskiej 26, otwarta została wystawa „Jan Kiepura. Wielka sława to fakt!”. Wśród unikatowych pamiątek po Artyście znajdują się przedwojenne zdjęcia, grafiki, recenzje i artykuły. Odwiedzający mogą podziwiać gabloty z oryginalnymi płytami gramofonowymi, nutami, czy programami filmowymi. Prezentowane materiały pochodzą ze zbiorów Zbigniewa Rymarza, Jarosława Wojciechowskiego oraz Konrada Kopaczewskiego, Iwony Wujastyk i Tomasza Gęsikowskiego.

W przeddzień urodzin tenora 15 maja odbyła się premiera widowiska muzycznego „Dla Ciebie śpiewałem…”. Na scenie teatru wystąpili artyści wcielający się w Jana Kiepurę, Marthę Eggerth – jego największą miłość, Hankę Ordonównę i Eugeniusza Bodo. Zaprezentowano wielkie przedwojenne przeboje takie jak: „Brunetki, blondynki …”, „Ninon, ach uśmiechnij się”, „Miłość Ci wszystko wybaczy”, czy „Umówiłem się z nią na dziewiątą”. W podróż do czasów najpiękniejszych piosenek, widzów zabrał narrator widowiska – Kacper Kuszewski oraz wokaliści: Marta Burdynowicz, Zuzanna Caban, Jakub Milewski i Łukasz Ratajczak.

„Zamorskie zaloty” z Opery Paryskiej w polskich kinach od 12 do 17 maja

Inscenizacja operowo-baletowego arcydzieła francuskiego kompozytora doby baroku porusza dzisiejsze problemy migracyjnych postaw. Dzieło Rameau, którego dosłowny tytuł brzmi: „Zalotne Indie” lub „Pełne wdzięku Indie” („Les Indes galantes”), opowiada o niejednoznacznym poglądzie ówczesnych Europejczyków na zamorskie narody, szczególnie w kwestiach miłosnych. Poprzedzone prologiem cztery części opery noszą podtytuły: „Wielkoduszny Turek”, „Inkowie z Peru”, „Perskie Święto Kwiatów” i „Dzicy”. Każda z nich opowiada egzotyczną historię miłosną, tragiczną lub komiczną.

„Zamorskie zaloty” to wielkie barokowe widowisko, pełne śpiewu i tańca, w nowej odsłonie. Ze względu na trudności wykonawcze oraz na swoje rozmiary bardzo rzadko pojawia się na afiszach teatrów operowych świata. Dlatego też paryski spektakl, prezentowany obecnie w kinach, jest wyjątkową gratką dla melomanów.

Premiera realizacji odbyła się we wrześniu 2019 roku. Wyreżyserował je Clément Cogitore, a polskim akcentem była obecność Wojciecha Dziedzica, odpowiedzialnego za kostiumy. Spektaklem dyrygował Leonardo García Alarcón. Wystąpili m.in.: Edwin Crossley-Mercer, Julie Fuchs, Stanislas de Barbeyrac, Mathias Vidal, Sabine Devieilhe, Jodie Devos.

„Zamorskie zaloty” Jeana-Philippe’a Rameau będzie można obejrzeć w kinach w całej Polsce w dniach 12 -17 maja. Pełną listę kin można znaleźć tutaj.

Zwiastun spektaklu „Zamorskie zaloty” w Opéra national de Paris

Pierwsza realizacja „Króla Rogera” w Operze na Zamku

„Król Roger” Karola Szymanowskiego jest zawsze nadzwyczajnym wydarzeniem muzycznym. Jest operą, oratorium i misterium jednocześnie. Realizowany przez najbardziej uznanych dyrygentów i reżyserów, zachwyca na scenach operowych niemal całego świata. Jest też ogromnym wyzwaniem artystycznym dla jego twórców.

Kierownictwo muzyczne obejmie Jerzy Wołosiuk, dyrektor artystyczny Opery na Zamku, a reżyserii podjął się Rafał Matusz. Tak opowiada w wywiadzie o swoim operowym debiucie reżyserskim: … nie ma takiego tekstu dramatycznego, który by w tak wyrazisty, niesamowity sposób opowiadał o zbiorowym zaczadzeniu, zbiorowym ataku histerii. Perspektywa zmierzenia się z takim tematem była bardzo pociągająca. Ważna była też dla mnie możliwość pracy w operze. Teatr dramatyczny przyzwala na mniej rygorystyczne i mniej konkretne podejście do materiału scenicznego. Zupełnie inaczej jest w teatrze operowym. Tu panuje dyscyplina, dzieło jest zaklęte w muzyce, a libretto jest sztuką interpretacji, a nie sztuką przepisywania tekstu.

Za scenografię odpowiedzialny jest Mariusz Napierała. Kostiumy przygotowała Zuzanna Kubicz, choreografię Robert Przybył, a projekcje multimedialne Zachariasz Jędrzejczyk i Veranika Siamionava. W tytułowej roli wystąpi Rafał Pawnuk. Pasterza zaśpiewają Juan Noval-Moro i Pavlo Tolstoy. Roksaną będą Ewa Tracz i Joanna Tylkowska-Drożdż. W Edrisiego wcielą się Tomasz Madej i Paweł Wolski. Obok solistów, orkiestry, baletu i chóru Opery na Zamku wystąpią soliści gościnni oraz chór Theater Vorpommern i Szczeciński Chór Chłopięcy „Słowiki”.

W tym sezonie „Król Roger” zostanie pokazany tylko dwukrotnie: 14 i 15 maja.

Festiwal ORGANy PLUS+2022 WIOSNA MONIUSZKO_150 w Gdańsku

W dniach 27-30 maja w ramach wiosennej edycji festiwalu ORGANy PLUS+© pod hasłem MONIUSZKO_150 odbędą się cztery monograficzne wieczory poświęcone twórczości tego wybitnego Polaka. W trakcie koncertu w piątek 27 maja o godz. 19.00 we franciszkańskim kościele Świętej Trójcy w Gdańsku gdańscy artyści: Maciej Jachimowicz przy organach, dyrygenci Beata Śnieg i Michał Kozorys przedstawią utwory z czasów wileńskich. Będą to m.in. dwie msze na chór żeński i organy. Wystąpią także chóry Akademii Muzycznej im. St. Moniuszki w Gdańsku: Chór żeński „Gaudium per Canto” oraz Chór Mieszany Wydziału Dyrygentury Chóralnej, Muzyki Kościelnej, Edukacji Artystycznej, Rytmiki i Jazzu.

W czasie drugiego koncertu, w sobotę 28 maja o godz. 19.30 w kościele oo. Salezjanów pw. Św. Jana Bosko na gdańskiej Oruni młodzi śpiewacy zaprezentują pieśni sakralne Moniuszki. Wystąpią: Nikolina Gąsior – sopran, Karolina Borowczyk – alt, Adam Brusznicki – tenor i Dominik Mazan – bas. A towarzyszył im będzie wybitny i doświadczony organista ze Śląska, rektor Akademii Muzycznej w Katowicach – Władysław Szymański, który wzbogaci program kompozycjami organowymi z czasów Moniuszki.

Dzięki współpracy z Nadbałtyckim Centrum Kultury kolejne dwa koncerty odbędą się w Centrum św. Jana w Gdańsku. W niedzielę 29 maja o godz. 19.00 usłyszymy Litanie Ostrobramskie, hymny, Requiem Aeternam oraz Marsz Żałobny. Będzie to nowe opracowanie bazujące na materiałach źródłowych przygotowanych przez Polskie Wydawnictwo Nutowe. Zaśpiewają: słowacka sopranistka Ingrida Gapova, niemiecka alcistka Marion Eckstein, polski tenor Sebastian Mach oraz niemiecki bas baryton Tobias Berndt. Solistom towarzyszyć będzie gdański zespół Goldberg Baroque Ensemble poszerzony o instrumentalistów z Litwy i Niemiec grających na romantycznych instrumentach oraz chór kameralny z Lipska Gellert Ensemble. Koncert poprowadzi Andrzej Szadejko. 

Ostatni akcentem będzie koncert monograficzny poświęcony sakralnym dziełom kameralnym Stanisława Moniuszki. W poniedziałek 30 maja o godz. 19.00. w wykonaniu litewskiego organisty Vidasa Pinkeviciusa, który będzie również improwizował w stylu kompozytora, oraz dwóch zespołów polskiego Goldberg String Quintet oraz niemieckiego Gellert Ensemble pod kierunkiem Andreasa Mitschke z Lipska zabrzmi między innymi przepiękna rozbudowana msza łacińska Des-dur, jedno z ostatnich dzieł kompozytora.

Wydarzenia dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca, Gminy Miasta Gdańska, Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej i Samorządu Województwa Pomorskiego.

Współorganizatorami są: Klasztor Franciszkanów w Gdańsku, Fundacja Trinitas Artis, Nadbałtyckie Centrum Kultury, Parafia pw. św. Jana Bosko, AMRS Production.

„Gwałt na Lukrecji” ponownie w Polskiej Operze Królewskiej

Napisana w 1946 roku opera, stanowi w twórczości Benjamina Brittena (1913-1976) zwrot ku formie o intymnym i kameralnym charakterze. Niewielka obsada, zarówno wokalna, jak i instrumentalna, ukazuje geniusz twórcy w zakresie kształtowania brzmienia zespołu. Poszczególne arie są niezwykle sugestywne, ale i zróżnicowane. Przejmująca delikatność współbrzmień w scenach nocnych jest przeciwstawiona sile ekspresji fragmentów mocniej nacechowanych emocjonalnie. 

Tematem opery jest na wpół legendarna historia Lukrecji, której piękno i wierność zostały zbrukane przez niegodny czyn Sekstusa z etruskiego rodu Tarkwiniuszy. Antyczna opowieść o miłości, honorze i zdradzie daje asumpt do psychologicznego spojrzenia na akt przemocy i los ofiary. Pokazuje nierówność w relacji mężczyzny i kobiety, ich różne postawy wobec świata. W dramacie Lukrecji, w sposób symboliczny, odbija się także sytuacja ówczesnego Rzymu, niszczejącego pod panowaniem etruskiej dynastii. Dodatkowo, w dziele Brittena podjęta zostaje próba wpisania tej historii w chrześcijański kontekst. Wielowymiarowość dzieła daje pole do popisu dla interpretatorów – zarówno realizatorów, jak i wykonawców, spośród których nie tylko każdy śpiewak, ale i każdy instrumentalista jest solistą.

O swojej inscenizacji Kamila Siwińska, reżyserka spektaklu, mówi: Dzieło Brittena jest piękne, dobre i mądre, ale zawsze warto się zastanowić, jak to rezonuje ze współczesnością i jak nas dziś dotyka. Co dziś może ono wnieść do naszego życia? Myślę, że w momencie, kiedy wciąż toczy się i powraca dyskusja na temat przemocy wobec kobiet, ale także przemocy w różnych środowiskach: w szkolnictwie, w tym w artystycznym, w pracy, w instytucjach kultury, to przedstawienie może być głosem w tej dyskusji.

Premiera „Gwałtu na Lukrecji”, w czerwcu 2021 roku, otrzymała znakomite recenzje. …najlepsze przedstawienie muzyczne, jakie do tej pory słyszałem w Polskiej Operze Królewskiej – napisał po premierze Aleksander Laskowski w „Opera Magazine”. Jacek Marczyński podkreślał w „Ruchu Muzycznym”, że …spektakl ma uniwersalną i współczesną wymowę. Wiesław Kowalski w „Teatrze dla Wszystkich” stwierdził, że: …to jak dotąd najciekawiej zrealizowany spektakl w tym urokliwym miejscu Parku Łazienkowskiego

„Gwałt na Lukrecji” w POK © Karpati & Zarewicz
„Gwałt na Lukrecji” w POK © Karpati & Zarewicz

Kierownictwo muzyczne sprawować będzie Lilianna Krych. Wystąpią m.in.: Anna Radziejewska i Dorota Lachowicz w roli Lukrecji, Paweł Michalczuk i Witold Żołądkiewicz w partii Juniusa, Piotr Halicki, Szymon Mechliński i Grzegorz Żołyniak jako Tarwiniusz oraz Slawomir Jurczak i Remigiusz Łukomski jako Collatinus. Zobaczymy także: Sylwestra Smulczyńskiego i Rafała Żurka (w partii Chóru Męskiego), Aleksandrę Klimczak i Joannę Talarkiewicz (w partii Chóru Żeńskiego). Malgorzata Bartkowska i Katarzyna Krzyżanowska kreować będą Biankę, a Iwona Handzlik i Maria Złotek Lucię.

Polscy artyści na świecie: Aleksandra Kubas-Kruk w partii Fiakermilli w „Arabelli” w Operze w Zurychu

Fiakermilli to postać autentyczna. Naprawdę nazywała się Emilie Turecek i była austriacką śpiewaczką ludową. I choć w dziele Ryszarda Straussa pojawia się tylko raz, na początku drugiego aktu, jej występ zapada wszystkim w pamięć, dzięki brawurowej arii koloraturowej i niezwykłych kadencjach z ludowym jodłowaniem.

W partii tytułowej usłyszymy Hannę-Elisabeth Müller. Jej siostrę Zdenkę zaśpiewa Anett Fritsch. Rywalami o serce Arabelli będą Josef Wagner (Mandryka) i Pavol Breslik (Matteo). W państwa Waldner wcielą się Michael Hauenstein i Judith Schmid.

Premiera produkcji obyła się w marcu 2020 roku. Przedstawienie wyreżyserował słynny kanadyjczyk Robert Carsen. Zadyryguje Markus Poschner.

Dwa jubileusze i Magdalena Kožená w Narodowym Forum Muzyki

Das Lied von der Erde” (Pieśń o ziemi”) to arcydzieło późnego romantyzmu, powstało w latach 1908–1909. Jest przedostatnim ukończonym przez kompozytora dziełem. Inspiracji dostarczył Mahlerowi zbiór poezji zatytułowany „Chińska fletnia”. Zawierał przygotowane przez Hansa Bethgego niemieckie parafrazy wierszy poetów starochińskich z VIII i IX wieku. Nastrój tych wierszy i podjęta w nich egzystencjalna tematyka silnie poruszyły twórcę, który wybrał siedem utworów. Austriacki romantyk stworzył na ich podstawie kompozycję w historii muzyki zupełnie wyjątkową, będącą syntezą dwóch gatunków – symfonii i cyklu pieśni. Dzieło składa się z sześciu ogniw: „Toast o ziemskiej biesiadzie”, „Samotny jesienią”, „O młodości”, „O pięknie”, „Pijany wiosną” i „Pożegnanie”. Części nieparzyste, dynamiczne i dowcipne wykonuje tenor, parzyste zaś, powolne i przesycone melancholią, mezzosopran.

„Pieśń o ziemi” to jednak utwór wyjątkowy nie tylko ze względu na formę i orkiestrację. To przede wszystkim dzieło ogromnie poruszające, które nikogo ze słuchających nie pozostawia obojętnym. Sam Mahler uważał utwór za swoją najbardziej osobistą kompozycję

Arcydzieło przedstawią we Wrocławiu znakomici wykonawcy. Partię mezzosopranu zaśpiewa Magdalena Kožená. Artystka występuje na najważniejszych scenach operowych całego świata, m.in. w nowojorskiej Metropolitan Opera, monachijskiej Operze Bawarskiej, festiwalach w Salzburgu, Glyndebourne i Aix-en-Provence. Od wielu lat związana jest kontraktem nagraniowym z Deutsche Grammophon. Wytwórnia wydała jej kilkanaście płyt, m.in.: albumy z muzyką Vivaldiego, Händla, Bacha i Glucka, Brittena, Ravela, Respighiego. Szczególne miejsce w jej dyskografii zajmuje antologia pieśni czeskich „Song, my mother taught me” („Pieśni, których uczyła mnie moja matka”) nagrana wspólnie ze szkockim pianistą Malcolmem Martineau. Pieśni tenorowe wykona angielski śpiewak Andrew Staples, znany m.in. z występów w Covent Garden, a także operach w Salzburgu, Hamburgu, Brukseli i Pradze.

Orchestre des Champs-Élysées to zespół założony w 1991 roku. Każdy utwór wykonywany jest na kopiach instrumentów pochodzących z epoki, w której żył dany kompozytor. Koncert poprowadzi szef artystyczny zespołu, wybitny belgijski dyrygent Philippe Herreweghe. Artysta pełni tę funkcję od 2010 roku. Kilka dni temu, 2 maja, Maestro obchodził siedemdziesiąte piąte urodziny. Dlatego też 8 maja w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu, będą świętowane te dwa jubileusze.

O czym śpiewa flet w nowym koncercie Gary’ego Guthmana?

Gary Guthman, pochodzący ze Stanów Zjednoczonych trębacz i muzyk jazzowy, jest także kompozytorem. Napisał wiele utworów, zarówno stricte jazzowych, jak i symfonicznych, pisze także teksty, musicale oraz suity orkiestrowe. „Koncert na flet i orkiestrę” (2021) jest trzecim koncertem Guthmana na instrument solo i orkiestrę, po „Concerto Romantico na harfę i orkiestrę” (2018, dla Małgorzaty Zalewskiej) oraz „Koncertu na trąbkę i orkiestrę” (2020, pisanego z myślą o sobie). Łukasz Długosz, dla którego koncert został stworzony, jest solistą i kameralistą, jednym z najwybitniejszych obecnie flecistów w Polsce. Piotr Sułkowski to dyrygent symfoniczny i operowy, aktualnie Dyrektor Naczelny i Artystyczny Warmińsko-Mazurskiej Filharmonii w Olsztynie. I właśnie Ci trzej dojrzali artyści: Guthman, Długosz i Sułkowski byli bohaterami wieczoru „Guthman, Skoryk, Grieg”. Grała Sinfonia Iuventus, zespół złożony z młodych instrumentalistów. 

W pierwszej części zaprezentowano prapremierę „Koncertu na flet i orkiestrę”. Zgodnie z tradycją gatunku utwór jest trzyczęściowy, a poszczególne części nazywają się „Maxim”, Essence” i „Passage”. Kompozycja okazała się oryginalnym utworem synkretycznym, nawiązującym do różnych stylów i epok muzycznych. Co mnie szczególnie zdziwiło, jest relatywnie mało odniesień do świata jazzu. Guthman stworzył bowiem koncert symfoniczny, który zwłaszcza w bardzo lirycznej części drugiej kojarzył mi się z obecnością francuskich impresjonistów, z Debussym na czele. Końcowa część trzecia, konsekwentnie prowadzona do monumentalnej kulminacji, przypominała mi z kolei muzykę romantyków niemieckich. Ale w każdym fragmencie, pomimo wyraźnie zarysowanych linii melodycznych, znalazły się też elementy nowoczesności brzmienia, czy dalekie echa rozbuchanych orkiestr rozrywkowych. Słyszalne też dla mnie były ludowe wtrącenia muzyki folkloru. Kompozytor, czerpiąc z różnych stylów, potrafił nasycić koncert swoim indywidualnym odczytaniem. Utwór tkwi bardziej w duchu postmodernizmu niż awangardy rewolucji.

Napisane przez Guthmana partie fletu są często subtelne, w zestawieniu z dużą i agresywną w niektórych miejscach orkiestracją. Kompozytor pozwolił też fleciście na długie kadencje – quasi improwizacje. Słuchając koncertów instrumentalnych mam czasami wrażenie pewnej rozmowy, w tym przypadku dialogu fletu z orkiestrą. Instrument w wykonaniu Łukasza Długosza opowiada i śpiewa, czasem kłóci się i płacze. Jest heroiczny i bywa wycofany. Chopin, który był wielkim miłośnikiem opery powtarzał swoim uczniom, że „Twoje palce muszą śpiewać”. I tę uwagę można zastosować do każdego solowego instrumentu. Nawet jeśli nie znamy dokładnie tematu tego dialogu.

Prawykonanie. „Koncertu na flet i orkiestrę. Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa © Piotr Banasik
Prawykonanie. „Koncertu na flet i orkiestrę”.
Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa © Piotr Banasik

Piotr Sułkowski bardzo uważnie prowadził orkiestrę. Wydobywał tam gdzie trzeba, stalową, rdzawą drapieżność, a liryzm w impresjonistycznych fragmentach. W drugiej części wieczoru zaprezentowano „Melodię a-moll” Myrosława Skoryka, a także dwie suity orkiestrowe „Peer Gynt” Edvarda Griega. Oba utwory pod batutą Sułkowskiego były spójnym uzupełnieniem muzycznych opowieści.

Opera Wrocławska zaprasza Michele’a Angeliniego do zaśpiewania partii Don Ramira

Michele Angelini to tenor włosko-amerykańskiego pochodzenia. Występuje na scenach Metropolitan Opera w Nowym Yorku, Royal Opera House w Londynie, La Monnaie w Brukseli, Teatro dell’Opera w Rzymie, Opera Philadelphia, Théâtre des Champs-Elysées w Paryżu i Teatro Real w Madrycie. Jest laureatem m.in: I nagrody w Międzynarodowym Konkursie Śpiewaczym Savonlinna Opera Festival 2010, I nagrody w Konkursie Śpiewaczym Fundacji Gerdy Lissner 2012 oraz głównej nagrody w konkursie Opera Index 2013.

Angelini znany jest ze swojego mistrzowskiego opanowania rossiniowskiego bel canto. Z bogatej twórczości operowej Rossiniego artysta ma w swoim repertuarze Rinalda w „Armidzie”, Rodriga w „Otellu”, Don Narcisa w „Turku we Włoszech” czy Corradina w Matyldzie z Shabran”.

Partię tytułową zaśpiewa Aleksandra Opała. Złymi siostrami Kopciuszka, Clorindą i Tisbe będą Hanna Sosnowska-Bill i Barbara Bagińska. Dandiniego zaśpiewa Yuriy Hadzetskyy, wystąpią także Jacek Jaskuła i Tomasz Rudnicki w partiach Don Magnifica i Don Alidora. Spektaklami zadyryguje Adam Banaszak.

Premiera wrocławskiej inscenizacji „Kopciuszka” odbyła się w 2017 roku, reżyserii podjęła się Irina Brook, córka wielkiego mistrza teatru, Petera Brooka. 

Dwie jednoaktówki Giacoma Pucciniego wyśpiewane głosami studentów

Wszystkie trzy części „Tryptyku” („Il trittico„) Giacoma Pucciniego, który miał swoją premierę w 1918 roku w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, zaliczane są do dzieł werystycznych. Weryzm w przeciwieństwie do oper o królewnach czy bogach, opartych na fantazji i baśniach, czerpał tematy z rzeczywistości i opowiadał o życiu prostych ludzi. Oczywiście takie libretta pojawiały się w literaturze operowej wcześniej np. „Don Giovanni”, „Traviata” czy „Trubadur”. Jednak wybuch weryzmu nastąpił dopiero w pod koniec XIX wieku. Giacomo Puccini uznawany jest obok Pietra Mascagniego i Ruggera Leoncavalla za jednego z głównych twórców tego stylu.

„Tryptyk” bardzo rzadko pojawia się w całości. Jego trzy części: „Suor Angelica”, „Gianni Schicchi” oraz „Il tabarro” są odmienne w nastroju. Opowiadają historię innym stylem muzycznym i są do siebie zupełnie niepodobne. Wymagają też różnych głosów. W warszawskiej studenckiej prezentacji pominięto „Il tabarro” („Płaszcz”). Ta opera potrzebuje dojrzałych i dramatycznych śpiewaków, podczas gdy w dwóch pozostałych można, oczywiście z różnym skutkiem, próbować wystawić je siłami studenckimi. Zresztą często prezentuje się w ramach studiów wokalnych utwory wymagające silnych i dojrzałych głosów, dostosowując je do możliwości danej uczelni. Studenci mogą występować w „Eugeniuszu Onieginie”, „Don Giovannim”, „Così fan tutte”, a także „Koronacji Poppei”. Koronnym przykładem produkcji z udziałem młodych adeptów jest wystawiana od kilkudziesięciu lat inscenizacja „Podróży do Reims” Gioachina Rossiniego na zakończenie letniej Accademia Rossiniana w Pesaro.

Zdarza się, że studenci nie wracają już do ról, które śpiewali na studiach. Przedstawienie „Così fan tutte” Wydziału Wokalnego i Instrumentalnego, wtedy jeszcze Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, w 1975 roku, okazało się jedyną Dorabellą Ewy Podleś. Kreująca partię na zmianę Ryszarda Racewicz także tej roli już nie zaśpiewała. Kolejny przykład to Małgorzata Walewska, która tylko raz wystąpiła w roli piastunki Arnalty w „szkolnym” przedstawieniu „Koronacji Poppei” Claudia Monteverdiego.

Pokazanie się na przedstawieniu prezentowanym na profesjonalnej scenie operowej jest okazją sprawdzenia zarówno nabytych umiejętności wokalnych, jak i praktycznej nauki zawodu. Śpiewacy pobierają nauki przecież dlatego, żeby występować. Ale takie produkcje są również publiczną prezentacją poziomu naukowego uczelni. A widzowie mogą zastanawiać się, który profesor ma najlepszych uczniów i w jaki sposób ich prowadzi.

Ambitną próbę pokazania potencjału przyszłych śpiewaków operowych przygotował UMFC pod opieką artystyczną prof. dr. hab. Roberta Cieśli i prof. UMFC dr. hab. Jolanty Janucik. Spektakle, pod patronatem JM Rektora prof. dr. hab. Klaudiusza Barana, zaprezentowano dwukrotnie, 23 i 24 kwietnia na scenie im. Emila Młynarskiego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. Nazywa się ją Salą Kameralną, w odróżnieniu od gigantycznej sceny głównej, choć wcale nie jest taka mała. Wystawia się na niej nie tylko utwory barokowe, ale także balety i opery współczesne, np. Benjamina Brittena czy Philipa Glassa. Obsada obu wieczorów była w większości podwójna, tylko niektóre mniejsze role śpiewali ci sami artyści. Obejrzałem spektakl 24 kwietnia.

Suor Angelica - scena zbiorowa © Rafał Kazanecki / UMFC
„Suor Angelica” – scena zbiorowa © Rafał Kazanecki / UMFC

Wyreżyserowane przez Ewę Rucińską obie jednoaktówki okazały się imponującymi inscenizacjami, jeśli chodzi o wyobraźnię realizatorki, odczytanie libretta i prowadzenie aktorów. Obie były też zupełnie inne. Mroczny i okrutny świat klasztoru w „Siostrze Angelice” silnie kontrastował ze zwariowaną, bałaganiarską i szaloną atmosferą Florencji w „Gianni Schicchim”.

Jak dobrze, że zaczęto od tragedii! W ascetycznej „Angelice” mocno zaznaczono, posługując się właściwie tylko białymi plastikowymi krzesłami, więzienną przestrzeń mnisiej celi. Czarny świat przypominał piekło na ziemi. Białe habity zakonnic wyglądały jak zjawy. Symbolicznie i pięknie operowano też światłem (Maciej Igielski). Rucińska starała się zindywidualizować swoje nieszczęśliwe bohaterki. Zakon to właściwie koszary, a surowa, pełna przemocy Przeorysza (interesująco zaśpiewana przez Roksanę Maciejczuk) dotkliwie karze nowicjuszki za najdrobniejsze przewinienie. Jedynym komicznym epizodem jest w tym dziele wystąpienie Siostry Dolciny (Xiaoyu Mou), wielkiej łakomczuszki. Wspaniała jest scena snucia marzeń i piękny śpiew Siostry Genovieffy (Julia Pliś) o chęci dotknięcia zimnego nosa puchatej owieczki. Poruszający jest obraz z rozsypywaniem płatków kwiatów. „Suor Angelica” jest szczególna jeszcze z jednego powodu. To dzieło, w którym występują tylko kobiety.

Wizyta Ciotki Księżnej (La Zia Principessa) była jak z najlepszego horroru. W tę bezduszną i odrażającą postać wcieliła się Zuzanna Nalewajek, śpiewając rozlewnie i inteligentnie, pięknym, ciemnym mezzosopranem, wspaniale interpretując frazę Pucciniego i wspaniale grając. Niestety obdarzona silnym i gęstym sopranem Antonina Kiepuszewska, odtwórczyni roli tytułowej, bardzo forsowała swój głos, przez co tracił on barwę i niezbędną miękkość.

Po przerwie zaprezentowano operę „Gianni Schicchi”, jedyną w dorobku Pucciniego komedię. I jedno z nielicznych w jego dorobku dzieł, w których nikt nie umiera. Oczywiście umiera przedstawiciel rodu, florencki bogacz Buoso Donato, ale nie widzimy jego śmierci, a próby unieważnienia jego testamentu są kanwą opowieści. Opera jest dalekim echem Verdiowskiego „Falstaffa”, pełna motywów przewodnich i epizodów muzycznych. Perypetie spadkobierców przypominają w tej inscenizacji szaleńczą jazdę bez trzymanki. Ta sceniczna opowieść pełna jest gagów, gonitw i brawurowej, wymagającej gimnastyki. Studenci mieli naprawdę trudne zadania aktorskie i pod tym względem wyszli z nich obronną ręką. Kolorowa scenografia była rozbuchaną graciarnią. Jak napisał w swojej relacji Adam Rozlach dekoracja przypominała słynny „Kabarecik” Olgi Lipińskiej. Ale apartament przetrząśnięty przez chciwych kuzynów nie mógł wyglądać inaczej.

Gianni Schicchi - scena zbiorowa © Rafał Kazanecki / UMFC
„Gianni Schicchi” – scena zbiorowa © Rafał Kazanecki / UMFC

W operze występuje wiele postaci i każdy z licznych krewnych poprowadzony był odrobinę w inny sposób, tak jak u każdego trochę inaczej objawia się chciwość. W pamięć zapadły Zitta Agnieszki Zińczuk, Nella Anny Obrączki oraz Ciesca Katarzyny Prokopczuk. Aleksander Słojewski, Yonheng Dong, Bartek Kieszkowski oraz Anqui Yang kreowali odpowiednio Gherarda, Betta di Signa, Simona i Marca, sprawnie odnajdując się w długich i trudnych scenach ansamblowych. Partię tytułową kreował Łukasz Górczyński udowadniając duży talent sceniczny. Paulina Gocałek wzorowo po studencku wykonała słynną arię „O mio babbino caro”, a Jia Zhu był Rinucciem o belcantowym potencjale.

Za scenografię, kostiumy i charakteryzację obu oper odpowiadała Elżbieta Tolak, choreografię przygotowała Ilona Molka. Młodymi muzykami, także studentami UMFC dyrygował Rafał Janiak, wydobywając z orkiestry piękne, rzewne i dramatyczne brzmienie.