Tomasz Pasternak: Czy marimba to instrument klawiszowy, czy perkusyjny?
Kacper Kolasiński: W marimbie dźwięk powstaje poprzez uderzenie pałeczką w drewniane sztabki, pod którymi znajdują się rezonatory, które działają jak pudła rezonansowe: wzmacniają drgania płytek, przez co dźwięk staje się głośniejszy i pełniejszy. Dzięki rezonatorom dźwięk dłużej się „niesie”, nie urywa się od razu po uderzeniu, ale delikatnie wygasa, co nadaje marimbie to charakterystyczne, miękkie brzmienie.
Marimba to zdecydowanie instrument perkusyjny, chociaż sztabki faktycznie przypominają klawisze fortepianu. Co ciekawe to właśnie fortepian, chociaż tak nie wygląda, jest technicznie instrumentem perkusyjnym.
Gram również na wibrafonie oraz wielu innych instrumentach perkusyjnych, ale to właśnie na marimbie najczęściej koncertuję. Całkowicie podbiła moje serce swoim ciepłym, intrygującym brzmieniem.
Marimba ma bardzo długą i bogatą historię, sięgającą setek, a właściwie tysięcy lat wstecz. A jednak w jej współczesnej formie jest instrumentem nowym i nieznanym. Chyba to najbardziej w niej lubię – zachwyt osób, które po raz pierwszy słyszą znane im utwory wykonane na instrumencie zupełnie dla nich nowym.
Czy marimba to instrument uniwersalny? Czy można grać na nim utwory klasyczne? Czego nie można zagrać na marimbie?
Ja uważam, że tak. To instrument uniwersalny z bardzo szerokim spektrum możliwości, zarówno dźwięku który możemy z niego wydobywać, jak i repertuaru, który można na nim wykonać. Można grać utwory klasyczne, barokowe, jazz lub pop. W swoim repertuarze mam utwory Chopina, Bacha czy Vivaldiego, a także aranżacje utworów Młynarskiego czy muzykę filmową.
Jedyne co nas ogranicza to cztery pałeczki zamiast na przykład 10 palców. I bardzo szeroki rozstaw oktaw, co utrudnia bardzo szybkie pasaże. Jednak przy odpowiedniej aranżacji nie ma utworu, którego nie dałoby się wykonać na marimbie. Oczywiście nie można oczekiwać, że będą dokładnie jak w oryginale, ale przecież nie o to chodzi.
Jak doszło do współpracy z Filipem Chojnackim i Karoliną Kram-Chojnacką?
Z Filipem i Karoliną, znamy się już od jakiegoś czasu, ponieważ przed przeprowadzką do Warszawy, tak jak ja, mieszkali w Poznaniu. Zawsze byłem pod wrażeniem ich umiejętności, Filip jest niezwykłym pianistą a Karolina ma niesamowity głos i piękną barwę, o czym można się było przekonać na naszym koncercie. Do wykonania jednej z części „Koncertu marimbowego” potrzebowałem akompaniamentu fortepianu. Zadzwoniłem do Filipa, który zgodził się ze mną wystąpić. Świetnie mi się z nimi występowało, więc mam nadzieję, że ten koncert to tylko początek dłuższej współpracy.
A jak wybieraliście repertuar? Program był bardzo zróżnicowany?
Z uwagi na datę koncertu tak blisko Dnia Kobiet, postanowiliśmy z Karoliną i Filipem oprzeć się na utworach, które do kobiecości nawiązywały. Stąd „Supermenka” i „Por Una Cabeza” z filmu „Zapach kobiety”. Zależało mi jednak, żeby pokazać pełnię możliwości mojego instrumentu. W tym celu wybrałem dwie części „Koncertu Marimbowego” Emmanuela Sejourne, z którego całością planuję koncertować w tym roku.
To była wielka przyjemność wystąpić w tym niesamowitym miejscu. Podobno odgłosy dochodzące z Hali wpasowywały się w niektóre fragmenty utworów, co było ciekawym urozmaiceniem dla publiczności. Ja sam chyba te odgłosy wyłączyłem jakoś w głowie i skupiłem się w pełni na oddaniu muzyki. To efekt wielu lat ćwiczenia w sali po kilka osób na raz, każdy gra coś innego, jeden na kotłach, drugi na werblu a ja oczywiście na marimbie.
Aktualnie skupiam się na dokończeniu studiów w Holandii, ale planuję również w bliższym i dalszym terminie ciekawe projekty i koncerty, których na razie nie mogę zdradzić. Proszę obserwować mnie na Social Media, tam będę dawał znać o wszystkim.
– To opowieść o was wszystkich – mówi Charon o twarzy Vincenta Cassela w zwiastunie filmu. – O ludziach, którzy sądzą, że miłość jest potężniejsza od śmierci. To opowieść o Orfeuszu i Eurydyce, zinterpretowana współcześnie, w kostiumach Dolce & Gabbana i operowym entourage’u.
Producenci zapewniają, że jest to magnetyzujące doświadczenie dla miłośników muzyki i filmu, a także prawdziwa uczta dla oczu i uszu. Całość skąpana jest w surrealistycznej, niesamowitej scenografii przypominającej świat obrazów Salvadora Dalí. Kostiumy do filmu zaprojektował jego producent: luksusowy dom mody Dolce & Gabbana. W roli Charona pojawi się demoniczny Vincent Cassel, a jako Prozerpina – legenda francuskiego kina Fanny Ardant.
Wystąpią także aktorzy z filmów Almodovara, m. in. Rossy de Palma jako Atropos. Zobaczymy także operowe gwiazdy, ze znakomitym urugwajskim barytonem Erwinem Schrottem na czele, artysta wcieli się w Plutona. Orfeuszem będzie Valentino Buzza, a Eurydyką Mariam Battistelli. Wykorzystane zostaną słynne arie operowe Vivaldiego, Pucciniego, Verdiego.
Jednym z twórców jest David Livermore, znany z wielu teatralnych i operowych przedstawień, w pamięci pozostaną jego realizacje na Rossini Opera Festiwal. W 2012 roku w „Ciro di Babilonia”, odczytanego w sposób nawiązujący do „Nietolerancji” Davida Warka Griffitha oraz „Purpurowej róży z Kairu” Woody’ego Allena partię tytułową kreowała Ewa Podleś.
Po raz kolejny (bodajże trzeci „Così fan tutte” i „Simonie Boccanegrze”) zamiast streszczenia libretta mamy w programie przetworzoną opowieść reżysera. Oto fragmenty: Znajdujemy się na odległej planecie Naxos, w stacji kosmicznej. W kriogenicznej kapsule śpi Ariadna (..). Na stacji Ariadnie pomaga służba złożona z humanoidalnych androidów (…). W kapsule, w której obudziła się Ariadna, znajduje się obcy stwór. Niezgrabny byt nabiera ludzkiego kształtu. I tym podobne. Dlaczego nie można zamieścić oryginalnego libretta ? Jak można tak nachalnie skracać tłumaczenie spektaklu?
To pierwsza realizacja dzieła w Warszawie i pierwsza warszawska produkcja Trelińskiego bez udziału Borisa Kudlički, druga, po prezentowanej w Lyonie „Kobiety bez cienia”, która była początkiem współpracy z Fabienem Lédé, francuskim scenografem i artystą wizualnym. Za realizację „Ariadny” w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej odpowiedzialni są także: Marcin Cecko (dramaturg), Julian Kutyła (konsultacje dramaturgiczne w zakresie mitologii), Marek Adamski (kostiumy), Piotr Stanek (choreografia), Marc Heinz (reżyseria świateł), Bartek Macias (projekcje wideo), Waldemar Pokromski (charakteryzacja i efekty specjalne) oraz Wojciech Frycz (efekty dźwiękowe). Pomimo stosowanych już przez reżysera tropów to zupełnie inny Treliński, być może nie tak widowiskowy. Są tu elementy, które mogą frapować, ale także drażnić swoją dosłownością.
To niezwykłe dzieło składające się z dwóch odrębnych, różnych nastrojem i stylem muzycznym części. Mamy proces tworzenia i owoc realizacji produkcji. Podczas komediowego Prologu jesteśmy świadkami „teatru w teatrze”, toczących się awantur i konfliktów, tam ciągle coś się dzieje. Tenor rzuca maskami, Primadonna wrzeszczy, młody Kompozytor przeżywa prawdziwy dramat, ponieważ jego tragiczna opera musi być połączona z wodewilem, kabaretem i Bóg wie, czym jeszcze, dojrzewanie bywa bolesne. Prolog jest w zamierzeniu twórców komedią, choć nie brak w nim pieprzu i bólu.
To jak się okazuje bardzo aktualna satyra na sprawy współczesne, pełna prawd o życiu, artystach i przygotowywaniu sztuki. To też niezwykły koncert Kompozytora, który śpiewa tu bardzo dużo. Zaproszona do tej roli bułgarska mezzosopranistka Svetlina Stoyanova ma piękny i nośny głos, trochę jednak zbyt jeszcze lekki do tej partii, co szczególnie słychać było w finałowych fragmentach rozpaczy, przydałoby się tu więcej pewności brzmienia.
Mariusz Treliński postanowił zmienić libretto i płeć bohatera, czyniąc z partii spodenkowej Kompozytora partię kobiecą Kompozytorki – w oryginale ta rola napisana jest na mezzosopran. Reżyser tłumaczy to odwróceniem perspektywy, w historycznych czasach opery kobiety nie mogły komponować, w takim podejściu być może ta opowieść staje się bardziej współczesna, może bardziej feministyczna. Ale co to wnosi? Ten chybiony zabieg pozbawia partię ciężaru tradycji i skojarzeń z Cherubinem, bohaterami rossiniowskimi czy Oktawianem, bohaterem „Kawalera srebrnej róży”, poprzedniej opery Straussa.
Bezwzględni są Robert Gierlach (Impresario), Dariusz Machej (asystent producenta), komiczni Bartłomiej Kieszkowski (Perukarz), Bartosz Szwaciński (Kochanek), a zwłaszcza Mateusz Zajdel w roli Choreografa – wszyscy świetnie odnajdujący się w meandrach muzycznych.
W Prologu na scenie panuje chaos, nie ma napięcia i emocji. Nie sprawdza się też zamiana Majordomusa na Mecenasa (w tej partii niemiecki aktor Adam Venhaus), który zniekształconym i wzmocnionym cyfrowo głosem wykrzykuje swoje kwestie, to nie pasuje tu muzycznie. Zabawny jest natomiast pomysł przerwania spektaklu i rozpoczęcia go na nowo tak, by publiczność była rzeczywiście świadkiem próby, choć nie wiem, po co powtarzać to trzy razy. Treliński potrafi też mrugnąć do widza, jednym z przesuwanych elementów jest Lalka-Bobas, fragment scenografii z jego realizacji „Turandot”, z czasów współpracy z Borisem Kudličką. Druga część, właściwa Opera jest scenicznie lepsza i ciekawsza.
Kompozytor choruje lub umiera, a właściwie przekształca się w swoją bohaterkę. I leci w Kosmos, co akurat jest rozwiązaniem na tyle ciekawym, co banalnym. Czym różni się bezkres Morza Śródziemnego od przestrzeni kosmicznej, gdzie rozsiane gwiazdy to tak naprawdę wyspy-planety? Ariadna budzi się na Naxos, otoczona humanoidanymi robotami. To członkowie trupy Zerbinetty, świetni i świetnie zespoleni wokalnie: Mikołaj Trąbka (Arlekin), Emil Ławecki (Scaramuccio), Remigiusz Łukomski (Truffaldino) oraz Conny Thimander (Brighella), wykonujący niezbędne prace domowe, takie jak np. odkurzanie. Ten pomysł bardzo mi się podobał. Humanoidem była też Zerbinetta, niczym maszyna sopranistka w tej roli musi trzaskać nieziemsko trudnymi koloraturami, przedstawiając porzuconej i samotnej bohaterce swoją wizję oczekiwania na nowego boga (ciekawa scena narodzin jest kilkuminutowym monodramem w wykonaniu Michała Ciećki).
Katarzyna Drelich świetnie wykonała tę arcytrudną partię, na dodatek dobrze rozkładając siły, jej bohaterka ma też dużo do powiedzenia także w Prologu. Co ciekawe, najpiękniej brzmiała moim zdaniem w najwyższych rejestrach, jest też niesłychanie sprawna, jeśli chodzi o pasaże. Dobrym Tenorem/ Bachusem był Rafał Bartmiński, którego głos pięknie i mocno lśni w niemieckim repertuarze, śpiewał dramatycznie i bohatersko, nawet jeśli czasem przydałoby się więcej lirycznego serca. Wokalnie doskonale uzupełniały się Sylwia Salamońska (Najada), Magdalena Pluta (Driada) oraz Adriana Ferfecka (Echo), naśladując i powtarzając po sobie wokalne frazy niczym w średniowiecznym kanonie. Muszę podkreślić, że artyści byli wokalnie naprawdę dobrze przygotowani.
Bardzo podobała mi się orkiestra, operująca pod dyrekcją Lothara Koenigsa stalowym, miejscami chropowatym brzmieniem, stalowo, pewnie i mocno. Partię fortepianu wykonała Anna Marchwińska. Zachwyciła mnie też w roli tytułowej Nadja Stefanoff, o słodkim w górze sopranie, mocą dramatyczną w średnicy i nieziemsko prowadzonych frazach, śpiewała miękko i pewnie, a nade wszystko bez siłowania się z materią muzyczną, co bywa czasem charakterystyczne dla niemieckiego stylu wykonania. To właśnie Nadja Stefanoff i Lothar Koenigs byli głównymi bohaterami tego wieczoru i dzięki nim tę „Ariadnę” zapamiętam.
PS W dniu premiery pojawiła się wiadomość, że Boris Kudlička spotkał się z Ministrą Kultury i Dziedzictwa Narodowego Hanną Wróblewską, która przyjęła rekomendację Komisji Konkursowej na nowego dyrektora Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. Podczas premiery wielu widzów zastanawiało się, jakie będą dalsze losy Opery Warszawskiej, kto będzie dyrektorem artystycznym, jak często reżyserować będzie Mariusz Treliński i czy na tej scenie pojawią się też inni wybitni twórcy, tacy jak np. Krzysztof Warlikowski.
Podczas konferencji ujawniono szczegółowo program nadchodzącej, 34. już edycji. W spotkaniu udział wzięli także: Anna Sroka-Hryń, Jitka Stokalska, Aleksandra Olczyk, Adam Banaszak, Tomasz Cyz, Rafał Siwek, Michał Znaniecki, Tomasz Pokrzywiński oraz Rektor UMFC prof. Robert Cieśla. Spotkaniu z dziennikarzami towarzyszyły występy artystów Festiwalu: Orkiestry MACV, Bastarda Trio oraz Natalii Rubiś i Artura Jandy, którym towarzyszyła Olha Kozlan. Festiwal Mozartowski potrwa dwa miesiące – od 8 maja do 6 lipca 2025 roku.
Pierwsza edycja Festiwalu Mozartowskiego odbyła się w 1991 roku, a WOK przez lata był jedynym teatrem na świecie, gdzie w ciągu dwóch miesięcy można było obejrzeć wszystkie dzieła sceniczne Mozarta. Prowadzący konferencję Jerzy Snakowski przybliżył historię Festiwalu, wspominając Stefana Sutkowskiego, pomysłodawcę tego niezwykłego przedsięwzięcia. Ówczesny dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej wpadł na szalony, i jak się później okazało genialny pomysł, żeby wystawić wszystkie opery Mozarta, także fragmenty jego nieukończonych dzieł. Ta inicjatywa tak się spodobała, że festiwal wpisał się w muzyczną mapę Polski i dzięki niemu Warszawa stała się trzecim domem Mozarta po Salzburgu i Wiedniu.
– Opera dla mnie jest inną planetą – mówiła Anna Sroka-Hryń. Musiałam zastanowić się, co znaczy dziś łaskawość Tytusa i jak ja ją rozumiem. Co to znaczy być władcą tak, abyśmy dobrze i bezpiecznie czuli się w świecie, w którym jesteśmy. Człowiek jest skomplikowaną i niejednoznaczną istotą. W mojej interpretacji każdy z bohaterów może przejść swego rodzaju przemianę.
„Requiem” Mozarta zabrzmi trzy razy. W Filharmonii Narodowej 12 maja 2025 roku odbędzie się premiera płyty „Requiem” Mozarta, ukaże się na CD, ale także w wersji winylowej, zabrzmi także „Wielka Msza c-moll”, zadyryguje Adam Banaszak. Partie basowe zaśpiewa Rafał Siwek, który powiedział, że dwa razy nagrał „Requiem” Verdiego, ale dopiero pierwszy raz „Requiem” Mozarta. – To ogromna przyjemność wrócić do Warszawskiej Opery Kameralnej – mówił artysta. – W 2001 roku zaśpiewałem tutaj swojego pierwszego Mozarta, a był to Sarastro.
– Jeśli chodzi o nieoczywiste aranżacje – mówiła Alicja Węgorzewska-Whiskerd – w szczególny sposób chciałabym podkreślić „Mesjasza” Georga Fryderyka Händla 15 czerwca 2025 roku na Zamku Królewskim w Warszawie. To będzie opracowanie Mozarta, który na nowo zinstrumentował dzieło mistrza, z którego pewnie chciał się dużo nauczyć.
– Chcemy nawiązać do słynnej powieści epistolarnej „Niebezpieczne związki” Pierre’a Choderlosa de Laclos – opowiada Tomasz Cyz – i mówić o miłości, pragnieniu, pożądaniu i nienawiści. Nawiązujemy do słynnego filmu Stephena Frearsa z Glenn Close i Johnem Malkovichem, ale także do zapomnianej wersji Miloša Formana. Powieść ukazała się w 1782 roku, wtedy miała tez miejsce prapremiera „Uprowadzenia z seraju”. Wciąż spieramy się, jak ułożyć program. Ale to jest cudowny spór, bo takie spory po prostu prowadzą do wielkich rzeczy.
– Ale finałów będzie kilka – mówiła Alicja Wegorzewska-Whiskerd. 3 lipca 2025 roku wystawimy niezwykłe odczytanie „La finta semplice” w reżyserii Jitki Stokalskiej, pod dyrekcją Tomasza Pokrzywińskiego i w jego aranżacji, z udziałem Trio Bastarda.
– Sama jestem ciekawa, co z tego powstanie – powiedziała Jitka Stokalska. – Razem z Tomaszem Pokrzywińskim i Trio Bastarda próbujemy zrobić transkrypcję „La Finta Semprice”, wyciągnąć potencjał improwizacji comedii dell’arte. Wpadłam na pomysł, żeby zupełnie inaczej to odczytać. Oczywiście wszystkie linie melodyczne zostaną zachowane, ale będzie to zupełnie inaczej brzmiało. Wykonawcy też będą mogli improwizować.
– Sam fakt zaproszenia Trio Bastarda do tego przedsięwzięcia – mówił Tomasz Pokrzywiński – świadczy o dużej otwartości i gotowości na eksperyment w zespole Warszawskiej Opery Kameralnej. Oprócz mnie grają Paweł Szamburski na klarnecie i Michał Górczyński na klarnecie kontrabasowym. Nasz zespół wymyka się wszelkim próbom klasyfikacji. Sięgając po różne teksty kultury staramy się zawsze komponować i opracowywać swoją muzykę. Ze względów muzycznych i aranżacyjnych w tym projekcie dołączy do nas troje wspaniałych muzyków: Olivia Bujnowicz-Wadowska (skrzypce), Mirosław Feldgebel (fortepian) i Igor Wiśniewski (gitara). Są to wszyscy artyści elastyczni i wszechstronni, dlatego będziemy czasem przysuwać się bardzo blisko tekstu Mozarta, a czasem odchodzić od niego dość daleko.
Podczas 34. edycji Festiwalu Mozartowskiego można będzie zobaczyć także repertuarowe przedstawienia WOK: „Don Giovanniego”, „Idomeneo” , „Wesele Figara”, „Uprowadzenie z seraju” i „Czarodziejski flet”. 25 maja 2025 roku odbędzie się „Moje życie z Mozartem”, będzie to koncertowa wersja książki Erica Emmanuela Schmitta ze specjalnym udziałem autora. 18 maja 2025 roku gośćmi Tomasza Strahla będą Krzysztof Jakowicz i Robert Morawski.
Bilety na wszystkie wydarzenia festiwalowe są dostępne na stronie: bilety.operakameralna.pl. ORFEO Fundacja im. Bogusława Kaczyńskiego jest patronem medialnym tego wydarzenia.
Agnieszka Rehlis: Trzeba mieć przepis na siebie i zaufać swojej intuicji wokalnej. Każdy śpiewak powinien wiedzieć, jak dany organizm pracuje, jak wydobywa dźwięk i co dzieje się w ciele. To jest podstawa wokalistyki. Nasza głowa powinna przetworzyć wszystkie uwagi, jakie dostajemy, ale musimy wiedzieć, czy są one dobre lub złe. Każdy śpiewak musi mieć „ukrytego pedagoga”. Śpiewanie musi być bardzo świadome. Ciągle powtarzam słowa Andrzeja Dobbera: trzeba poczuć ziemię.
Po raz pierwszy zaczęła Pani oceniać kandydatów 5 edycji temu.
Dostałam zaproszenie od Beaty Klatki, Dyrektor Konkursu. To była 8. edycja, rok 2013. W komisji zasiadali wtedy Jolanta Żmurko i Romuald Tesarowicz, wspaniali artyści, z ogromnym dorobkiem, poczułam się bardzo wyróżniona. Przesłuchiwaliśmy płyty CD, było ich około trzystu, mój mąż pomagał mi odebrać wielkie, ciężkie pudła. Wtedy nie mieliśmy zbyt dużo informacji o uczestniku, nie znaliśmy ich nazwisk, ocenialiśmy tylko nagranie audio. Teraz formuła się zmieniła, wszystko mamy online, oglądamy wideo, możemy w Internecie sprawdzić, kim jest dany uczestnik i dowiedzieć się, ile ma lat.
Wiek jest ważny, ponieważ kiedy ktoś ma zaledwie ponad 22 lata, a śpiewa głosem już zmęczonym i rozwibrowanym, to jest dla mnie sygnał, że jest niestety niedobrze. W przypadku osoby starszej np. o 10 lat, pewne rzeczy z podobnego wykonania jestem w stanie bardziej łagodnie potraktować. Drugą kwestią jest to, że jeżeli śpiewak ma 22 lata, a kolejny 32 lata i ocenię ich po równo, to będę za tym, aby do konkursu została dopuszczona osoba starsza, ponieważ młodsi uczestnicy mają jeszcze wiele edycji konkursu przed sobą. Ale na to też nie ma reguły.
Czy ocenianie jest trudne? Zwłaszcza po 15 latach?
Bardzo. Poświęcam każdemu uczestnikowi przynajmniej 10 – 15 minut, w zależności od długości trwania nagrania. Niektórzy wysyłają dwa utwory, niektórzy cztery. Wszystkich słuchałam w całości, za wyjątkiem pojedynczych przypadków, gdzie chciałam dać zero punktów…
Za co przyznawała Pani najwięcej punktów? Za osobowość czy kwestie techniczne?
Na moją ocenę wpływają różne aspekty. Przede wszystkim wnętrze i oczywiście uroda głosu. Ale były też osoby, które nie miały ładnego głosu, ale miały wnętrze i to mnie w nich ujęło. Ważny jest przekaz. Jestem w stanie natychmiast ocenić, czy ktoś rozumie słowa, które śpiewa. Niektórzy śpiewają pięknym, pełnym głosem od początku do końca, ale w jednej dynamice. Ktoś ma kawał głosu, ale nie śpiewa frazą – wtedy zastanawiam się, czy może warto dać szansę? Maksymalną ocenę daję osobie, która naprawdę mnie zachwyca pod każdym względem, a w tej edycji było kilka takich osób.
Ile czasu mieliście Państwo na przesłuchanie materiałów?
Trzy tygodnie, ale ja zrobiłam to w 17 dni. Byłam wtedy w Londynie, w produkcji „Trubadura”, gdzie kreowałam wyczerpującą emocjonalnie rolę Azuceny. Nie słuchałam nagrań w dniu moich spektakli. Jeżeli ktoś śpiewa niepoprawnie, to odbija się na moim głosie, bo moja krtań jakby przyciąga te dźwięki. Generalnie w życiu nie słucham zbyt dużo muzyki operowej na co dzień, interesuję się innymi gatunkami. Było 442 zgłoszeń, czyli 5 godzin dziennie słuchania, oczywiście nie non-stop, ale to była bardzo ciężka praca. Musiałam pod uwagę brać różne aspekty, robiłam bardzo szczegółowe i wnikliwe notatki, aby zawsze móc je otworzyć i przypomnieć sobie wykonawcę.
Tak, wszyscy przyznajemy punkty, co więcej – na końcu, po zdaniu ocen, każdy z nas dostaje wykaz wszystkich ocen, oraz wyliczoną średnią z przesłuchania każdej osoby. To jest czysta matematyka. Oczywiście mieliśmy spotkanie online, w celu przedyskutowania niektórych osób. Tym razem było aż czterech jurorów, a nie jak dotąd trzech.
Z tym jest bardzo różnie, zdarzało się, że dawałam mniej punktów, ponieważ nagranie technicznie było bardzo złej jakości. To ma bardzo duże znaczenie. Nie można też montować nagrań, to musi być prezentacja całościowa, bez ulepszeń, bez dodawania pogłosu, bez manipulacji i doklejania kolejnych, dogranych fragmentów. Nie można oszukiwać.
Czy kontynuuje Pani praktykę pedagogiczną?
Mam doświadczenie pedagogiczne. Uczyłam wiele lat w Szkole Muzycznej II stopnia w Jeleniej Górze. Byłam asystentem prof. Ewy Czermak na Akademii Muzycznej we Wrocławiu, później po kilku latach byłam wykładowcą przez kilka lat, ale finalnie zrezygnowałam. Był taki okres w moim życiu, że myślałam, że muszę związać się z uczeniem, ponieważ występowałam tylko w Polsce, a nie miałam tak doskonałego agenta, który dbałby o moje występy zagraniczne i planował moją karierę. Nie zrobiłam też przewodu doktorskiego z dwóch powodów. Po pierwsze nie miałam na to czasu, po drugie robienie moim zdaniem przewodu naukowego z dziedziny, która jest rzemiosłem, jest nieporozumieniem i nie mam tego w planach. Uważam, że umiem uczyć. Do każdego staram się podejść indywidualnie, ponieważ nie ma czegoś takiego, że dwie osoby śpiewają tak samo, każdy śpiewa innym głosem. U każdego szukam problemu, żeby ten głos mógł wypłynąć.
Nie zakwalifikowałam się do Konkursu Moniuszkowskiego w 2001 roku. Pamiętam jak przygotowałam profesjonalne nagranie w Polskim Radiu we Wrocławiu. Było mi bardzo przykro, gdy otrzymałam negatywną odpowiedź. Zaledwie kilka miesięcy później pani Maria Fołtyn przyjechała do Wrocławia wysłuchać koncertowego wykonania „Manru” I. Paderewskiego, ja na tej prezentacji wykonałam rolę Azę i pani Maria od razu zaprosiła mnie na kolejną edycję. Trzy lata to dla artysty dużo czasu. Zadebiutowałam już wtedy w Teatrze Wielkim w Warszawie, nawiązałam współpracę z Filharmonią Narodową, śpiewałam w koncertach z profesorem Krzysztofem Pendereckim i dlatego postanowiłam, że nie przyjmę zaproszenia na kolejną edycję.
Czy trzeba brać udział w konkursach? Czy konkursy są niezbędne, żeby zrobić karierę?
Na pewno trzeba się pokazywać. Jury w Warszawie jest niesamowite, w dużej mierze składa się z osób decydujących o obsadach w wielu teatrach operowych. Może się zdarzyć, że uda się zdobyć zaproszenie do jednego z nich. To trochę takie przesłuchanie. Nie znamy dnia, ani godziny. W moim przypadku nie był to konkurs, a występ na scenie – była to „Jolanta” Piotra Czajkowskiego w Teatrze Wielkim Warszawie, po której odstałam propozycję współpracy z renomowaną agencją. Jednak zawsze zachęcam ludzi do udziału w konkursach.
W przyszłym sezonie zadebiutuję też w Filharmonii Paryskiej. Będę również śpiewała „Stabat Mater” Szymanowskiego w Londynie i Berlinie. Bardzo zabiegam o to, żeby śpiewać więcej koncertów niż oper, ponieważ chcę być więcej w domu. A w Polsce? We wrześniu wystąpię w Gostyniu na XX Jubileuszowym Festiwalu Muzyki Oratoryjnej MUSICA SACROMONTANA, wraz z Anną Mikołajczyk-Niewiedział, Tomaszem Krzysicą i Robertem Gierlachem będziemy wykonywać dzieła oratoryjne Józefa Zajdlera. Nie będzie chóru i dlatego dyrektor artystyczny festiwalu Wojciech Czemplik prosił, żeby każdy z nas zaprosił kogoś do swojego głosu, aby móc wspólnie wykonać partię chóralną. Ja zaprosiłam kontratenora Jakuba Foltaka, któremu przyznałam swoją nagrodę na poprzednim Konkursie Moniuszkowskim.
Pani kalendarz jest bardzo intensywny, czy ma Pani czas na marzenia?
Moim marzeniem jest zaśpiewanie Dalili. Niestety tej opery nie wystawia się tak często jak „Aidę” czy „Trubadura”. Proszono mnie o Miss Quickly w „Falstaffie” w Hamburgu, ale propozycja przyszła zbyt późno. Chciałabym wrócić do Brangeny w „Tristanie i Izodzie” debiutowałam w tej partii w Sewilli. Marzę o Erdach, zarówno w „Złocie Renu”, jak i „Zygfrydzie”. Bardzo pociąga mnie Wagner, dobrze czuję tę muzykę i chciałabym wejść w te dzieła troszeczkę głębiej, wykonując np. Frickę w „Walkirii”.
Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę, życzę spełnienia artystycznych marzeń i do zobaczenia na Konkursie Moniuszkowskim.
W obsadzie solistów, oprócz w Ewy Vesin w roli Abigaille, znaleźli się także m. in. Nabucco – Stepan Drobit, Zachariasz – Peter Martinčič, Izmael – Julien Henric, Fenena – Emilia Rukavina. Kierownictwo muzyczne objęła Yi-Chen Lin, która poprowadziła zespoły Orchestre et Chœur de l’Opéra de Toulon oraz Chœur de l’Opéra de Nice. Koncerty odbyły się 1 i 3 kwietnia 2025 roku w L’Auditorium Dr. François Trucy w Palais des Congrès Neptune w Toulon.
Repertuar Ewy Vesin obejmuje przede wszystkim role w operach Giacoma Pucciniego (tytułowe Tosca i Turandot), Richard Wagnera (Zyglinda i Brunnhilda w „Walkirii”, Gutruna w „Zmierzchu Bogów”, Venus w „Tannhäuserze”), Giuseppe Verdiego (tytułowa Aida, Leonora w „Trubadurze”, Desdemona w „Otellu”, Eboli w „Don Carlosie”), a także role tytułowej Halki w operze Stanisława Moniuszki, Maddaleny di Coigny w „Andrea Chénier” Umberto Giordana, Marii w „Umarłym mieście” Ericha Korngolda, Madame Lindoine w „Dialogach Karmelitanek” Francisa Poulenca, czy też Renaty w „Ognistym Aniele” Sergiusza Prokofiewa.
Artystka ma na swoim koncie występy w takich teatrach, jak Opera National Montpellier, Theater an der Wien, Oslo Opera, Hannover Staatsoper, Staatsoper w Hamburgu, Deutsche Oper am Rhein, Opera di Roma, Teatro Comunale di Bologna, St. Galler Festspiele, Teatr Królewski La Monnaie w Brukseli, Staatsoper Stuttgart i Teatro Massimo di Palermo.
Paweł Konik urodził się w Cieszynie. Studiował w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Kontynuował naukę w na Uniwersytecie w Yale Stanach Zjednoczonych, był członkiem Akademii Operowej w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.
Od sezonu 2018/2019 jest członkiem zespołu Opery Państwowej w Stuttgarcie, gdzie kreował takie role jak Albert („Werter” Julesa Masseneta), Alidoro („Kopciuszek” Gioachina Rossiniego), Sam w „Trouble in Tafiti” Leonarda Bernsteina, Szczełkałow w „Borysie Godunowie” Modesta Musorgskiego, Faninal („Kawaler srebrnej róży” Ryszarda Straussa”), Donner („Złoto Renu” Ryszarda Wagnera), Ford („Falstaff” Giuseppe Verdiego) oraz Orestes („Elektra” Ryszarda Straussa). W repertuarze ma także partie mozartowskie: Figara w „Weselu Figara”, Masetta w „Don Giovannim”, Don Alfonsa i Guglielma w „Così fan tutte” Wolfganga Amadeusza Mozarta.
W bieżącym sezonie artysta zadebiutował w kolejnych partiach: Zbigniew w „Strasznym dworze” Stanisława Moniuszki, Jochanaan w „Salome” Ryszarda Straussa, wykonywał też siedmiopostaciową rolę Travellera w „Śmierci w Wenecji” Benjamina Britena. Rola Amfortasa w „Parsifalu” Ryszarda Wagnera to kolejna ważna partia w jego karierze.
Premiera wznowienia głośnej produkcji słynnego i kontrowersyjnego reżysera Calixto Bieito odbędzie się 6 kwietnia 2025 roku, kolejne spektakle planowane są 13, 17, 21, 30 kwietnia oraz 11 maja 2025 roku. Wystąpią: David Steffens (Gurnemanz), Samuel Sakker (Parsifal), Shigeo Ishino (Klingsor), Rosie Aldridge (Kundry) oraz Peter Lobert (Titurel). Zadyryguje Dyryguje Cornelius Meister, Gereralny Dyrektor Muzyczny Opery w Stuttgarcie.
Jak czytamy w zapowiedziach: 64. Muzyczny Festiwal w Łańcucie będzie spełnieniem marzeń wielu melomanów. W programie zaskakujący taniec ptaków z tancerzami unoszącymi się nad sceną, Bach i brazylijska samba, podróż do tajemniczego średniowiecza, mistrzowska klasyka, wybitni instrumentaliści, śpiewacy, zespoły kameralne, chóry, orkiestry i oczywiście Supergwiazdy!
64. Muzyczny Festiwal w Łańcucie zainauguruje 15 maja 2025 roku „IX Symfonia d – moll” Ludwiga van Beethovena ze słynną „Odą do radości” w finale. To dzieło, które w kulturze europejskiej urosło do rangi uniwersalnego symbolu wolności i dążenia do szczęścia. Wystąpią: Ewa Tracz, Bernadetta Grabias, Rafał Bartmiński oraz Andrzej Dobber, a także Chór Filharmonii Narodowej i muzyków Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Davida Giméneza.
Zamkowa Sala Balowa w Łańcucie otworzy drzwi dla wyrafinowanej kameralistyki. 17 maja 2025 roku wystąpi Kwartet Smyczkowy Gliere z Wiednia – to pasjonaci dzieł kameralnych, którzy przypomną mistrzowskie utwory Mendelssohna i Ravela, a 7 czerwca 2025 Primuz Chamber Orchestra szczycąca się bardzo rozległym repertuarem – od baroku po współczesność, od rocka progresywnego po jazz, od muzyki filmowej po folk. Tym razem artyści zaprezentują muzykę XX wieku i nam współczesną, m.in. utwór Joanny Wnuk – Nazarowej poświęcony Krzysztofowi Pendereckiemu oraz kompozycje Piotra Mossa i Sławomira Kaczorowskiego.
Sala Koncertowa Filharmonii rozbłyśnie blaskiem dwóch wielkich gwiazd. 23 maja 2025 roku na scenie pojawi się Plácido Domingo – znakomity śpiewak i dyrygent, który wystąpił w ponad 150 rolach, a oklaskiwany był na scenach całego świata. Jego wyjątkowa kariera artystyczna trwa nieprzerwanie od ponad pół wieku, a za osiągnięcie tego niesamowitego kamienia milowego cieszy się uznaniem publiczności oper w Nowym Jorku, Wiedniu, Weronie, Mediolanie czy Buenos Aires.
Artyście towarzyszyć będzie sopranistka Rachel Willis-Sørensen. Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej poprowadzi Gaetano Lo Coco. W programie arie i duety z najsłynniejszych oper i operetek.
28 maja 2025 roku do Rzeszowa przyjedzie Paul Young z zespołem. Koncert będzie znakomitą okazją do przypomnienia sobie największych przebojów w oryginalnym wykonaniu. Nie zabraknie również muzycznych niespodzianek. Paul Young to artysta wciąż pełen wigoru, który mimo zmieniających się trendów pozostał wierny swojej muzycznej pasji, łącząc pop, soul z nowymi inspiracjami.
Oryginalnym kontrapunktem do repertuaru klasycznego będą dwa koncerty muzyki dawnej w Sali Balowej Muzeum Zamku w Łańcucie. 16 maja 2025 roku zagości zespół z Rzymu o nazwie Giardino di Delizie, który tworzą artystki z Polski i Włoch, wyspecjalizowane w grze na instrumentach dawnych. 25 maja 2025 roku głos zabiorą średniowieczne fidele, harfy i głosy zespołu Ensemble Peregrina z Bazylei, pod kierownictwem Agnieszki Bennett, który zgodnie ze swoją nazwą „Peregrina” – „wędrowczyni” wyraża pragnienie członkiń zespołu różnych narodowości do podróżowania po odmiennych stylach.
W show dźwiękowo – wizualnym przygotowanym na 24 maja 2025 roku w Filharmonii w roli głównej usłyszymy Rodrigo Leão, który wraz ze swoim zespołem zaprezentuje kompozycje będące częścią nowej wersji projektu „Os Portugueses”. Śpiew, altówka, wiolonczela, gitara, akordeon, perkusja tworzyć będą ciekawą „muzyczną opowieść” inspirowaną wspomnieniami muzyki lat 70, a także podróżami Rodrigo po rodzinnym kraju.
Muzyczno-taneczne widowisko „Chełmoński. Dźwiękiem malowane” 26 maja 2025 roku to taniec ptaków, w którym tancerze unoszą się nad sceną, animowane obrazy Józefa Chełmońskiego, a także anegdoty i ciekawostki o polskich obyczajach, życiu i malarstwie mistrza polskiego realizmu tworzą spektakularne wydarzenie z udziałem The Synesthesia Orchestra oraz Tancerzy Akrobatycznego Teatru Tańca Mira-Art.
Duo fortepianowe Vanessa Perez, Kristhyan Benitez 4 czerwca 2025 roku w Sali Balowej Zamku w Łańcucie zaprezentuje „A Fuego Lento” – koncert, który będzie ukłonem w stronę żywiołowej muzyki Ameryki Łacińskiej. To Bach i samba w jednym koncercie.
Na zakończenie Festiwalu 8 czerwca 2025 roku Sala Balowa rozkołysze się muzyką od utworów barokowego mistrza poprzez dzieła Heitora Villa Lobosa, po najpopularniejsze melodie gorącej samby. To hipnotyzujące wydarzenie wypełni popis gry niemieckiego wirtuoza skrzypiec Linusa Roth i brazylijskiej orkiestry Johann Sebastian Rio. Trudno o bardziej energetyczne zakończenie!
Tradycje muzyczne na Zamku w Łańcucie zostały odrodzone w 1961 roku – w czerwcu tegoż roku Państwowa Filharmonia w Rzeszowie i jej dyrektor Janusz Ambros zainaugurowali pierwsze „Dni Muzyki Kameralnej” przekształcone w 1981 roku przez ówczesnego dyrektora artystycznego Bogusława Kaczyńskiego w „Festiwal Muzyki Łańcut”. Utworzone tam przez Bogusława Kaczyńskiego święto sztuki było wspaniałym salonem artystycznym i najlepszym w Polsce festiwalem muzycznym. Kaczyński kierował nim przez 10 lat. Zapraszał nie tylko wspaniałych artystów operowych, polskich i zagranicznych, m. in. wystąpiła tu z recitalem Katia Ricciarelli i Gilda Cruz-Romo. W Łańcucie gościli słynni pieśniarze, m. in. Juliette Gréco i Gilbert Bécaud, przyjechał Czesław Niemen, którego występ, jak wieść niesie skończył się o godzinie czwartej rano. Byli tu także legendarni polscy aktorzy i fragmenty wstrząsających recytacji Daniela Olbrychskiego i Gustawa Holoubka.
O renomie Muzycznego Festiwalu w Łańcucie mogą świadczyć znakomite nazwiska artystów, którzy zaszczycili go swą obecnością. Są wśród nich m.in: Adam Harasiewicz, Rafał Blechacz, Joseph Malovany, Mischa Maisky, Shlomo Minz, Andreas Scholl, legendarny tenor – José Carreras, Kate Liu, Julian Rachlin, Piotr Beczała, José Cura, Artur Ruciński czy w ubiegłym roku Angela Gheorghiu.
W programie kolejnego wieczoru z cyklu „Klasyka na Koszykach. Midnight Concert” znajdą się utwory kompozytorów stale obecnych w repertuarze klasycznym oraz twórców mniej znanych. Kompozytorka Maria Theresa von Paradise była rówieśniczką Mozarta, artyści wykonają jej „Sicilienne”. Usłyszymy także preludium z „VI suity wiolonczelowej” Jana Sebastiana Bacha, „Prayer” Ernesta Blocha oraz „Sonatę wiolonczelową d-moll, Op.40” Dmitrija Szostakowicza.
Ten piękny i zróżnicowany program zabrzmi na scenie rozjaśnionej blaskiem świec. Na scenie antresoli Hali Koszyki pojawią się utalentowani artyści – wiolonczelista Jan Kozanecki (na co dzień studiujący w Kopenhadze) oraz pianista Maciej Piszek.
Koncert „Wiolonczela i fortepian” odbędzie się 8 kwietnia 2025 roku o godz. 20.00 na antresoli Hali Koszyki (ul. Koszykowa 63). Wstęp jest wolny, a link do wydarzenia znajduje się tutaj.
Informacje o „Midnight Concert”
Organizatorzy: Hala Koszyki | Julian Cochran Foundation
Mecenas: Symphar
Honorowy Partner: Filharmonia Narodowa
Partnerzy: Vank | Samarité
Partner Medialny: Orfeo – Fundacja im. Bogusława Kaczyńskiego
Informacje o artystach
Maciej Piszek to absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, a także Akademii Muzycznej w Katowicach. Jako artysta, zdobył liczne nagrody na konkursach rangi ogólnopolskiej i międzynarodowej oraz występował na renomowanych festiwalach, takich jak „Łańcuch”, „Od Chopina do Góreckiego” czy „Warszawska Jesień”. Koncertował na estradach prestiżowych sal koncertowych w Polsce i na całym świecie, w tym w Austrii, Hiszpanii, Włoszech czy Francji. Pianista współpracował z takimi orkiestrami, jak AUKSO, Sinfonia Varsovia czy Polska Orkiestra Radiowa, a płyta “Speechless Song” z utworami Pawła Mykietyna, której Maciej Piszek był współtwórcą, zdobyła dwie statuetki „Fryderyka”.
Jana Kozanecki – utalentowany wiolonczelista, który obecnie studiuje w Duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej w Kopenhadze pod okiem profesora Richarda Kruga. Jan doskonalił swoje umiejętności u wybitnych pedagogów, takich jak Toke Møldrup, Sarah Kim czy Stanisław Firlej, a także współpracował z wieloma uznanymi muzykami i dyrygentami, w tym z Leszkiem Możdżerem, Krzesimirem Dębskim i Moniką Bachowską. Jako lider sekcji wiolonczel w licznych koncertach symfonicznych, Jan występował w Polsce oraz za granicą, m.in. w Danii, Niemczech, Austrii czy Słowacji. Był także członkiem pierwszej edycji Lusławickiej Orkiestry Talentów. Pasję do edukacji muzycznej realizuje w kopenhaskiej szkole podstawowej, gdzie prowadzi zajęcia orkiestrowe, zespoły kameralne oraz lekcje indywidualne dzieci z klas międzynarodowych. W 2024 roku we współpracy z artystką Ronją, wystąpił na festiwalu Slot Art w Lubiążu, wykonując autorskie piosenki.
Urodził się 14 stycznia 1850 roku w Warszawie. Pochodził z muzykalnej rodziny. Matka Emilia Reszke (z domu Ufniarska) dysponowała mezzosopranem. Występowała z Józefem Wieniawskim i Stanisławem Moniuszko, brała również udział w koncertach charytatywnych. Ojciec Jan był właścicielem Hotelu Saskiego i inspektorem kolei żelaznych. Małżeństwo miało pięcioro dzieci, a troje z rodzeństwa – Jan, Edward i Józefina – zostało światowej sławy śpiewakami.
Najstarszy z nich, Jan doskonalił talent wokalny w Instytucie Muzycznym w Warszawie, a następnie w Turynie, Mediolanie i Paryżu. Początkowo kształcony był jako baryton. Zadebiutował w 1874 roku pod nazwiskiem Giovanni di Reschi w Teatro Malibran w Wenecji partią Alfonsa w „Faworycie” Gaetana Donizettiego. W kolejnych dwóch latach występował w Anglii, Irlandii i Francji, m. in. jako tytułowy Don Giovanni w dziele Wolfganga Amadeusza Mozarta, Walenty w „Fauście” Charlesa Gounoda i Figaro w „Cyruliku sewilskim” Gioachina Rossiniego, już pod nazwiskiem Jean de Reszke.
Forsowanie głosu w nieodpowiednim repertuarze poskutkowało przewlekłymi stanami zapalnymi. Interwencje chirurgiczne okazały się koniecznością. Artysta podjął decyzję o zmianie fachu wokalnego, kilka lat poświęcił dodatkowym lekcjom śpiewu i doskonaleniu techniki. Jako tenor zadebiutował w 1879 roku w Madrycie tytułową rolą w „Robercie Diable” Giacoma Meyerbeera, a następnie w 1884 roku w Opera Comique w Paryżu jako Jan Chrzciciel w „Herodiadzie” Julesa Masseneta.
Wielokrotnie występował w Paryżu, m. in. jako Don Ottavio w „Don Giovannim” Wolfganga Amadeusza Mozarta (w 100-lecie prawykonania dzieła), Rodrigo w prapremierze opery „Cyd” Julesa Masseneta, a pod koniec kariery także jako Canio w „Pajacach” Ruggiera Leoncavalla. Wystąpił tam także w 500. spektaklu „Fausta” Charlesa Gounoda pod batutą kompozytora, który z myślą o głosie Jana Reszke dodał arię „Ah! Jour de deuil” w finale III aktu „Romea i Julii”.
W nowojorskiej The Metropolitan Opera występował przede wszystkim w rolach wagnerowskich. Zadebiutował tam w 1891 roku jako tytułowy Lohengrin, a w kolejnych latach dołączył do niego Waltera von Stolzinga w „Śpiewakach Norymberskich”, Tristana w „Tristanie i Izoldzie”, Zygfryda w „Zygfrydzie” i w „Zmierzchu Bogów”. Drugą jego specjalnością była muzyka francuska, toteż wykonywał w Met partie w operach Charlesa Gounouda (Romeo w „Romeo i Julii” i tytułowy Faust), Julesa Masseneta (tytułowa rola w amerykańskim prawykonaniu „Werthera”, Rodrigo w operze „Cyd”, Kawaler des Grieux w „Manon”), a także w mniej znanych dziełach Giacoma Meyerbeera (Raul de Nangis w „Hugenotach”, Vasco de Gama w „Afrykance”, Jean de Leyde w „Proroku”). Był pierwszym Otellem w dziele Giuseppe Verdiego na scenie Met, wykonywał tam także rolę Don Joségo w „Carmen” Georgesa Bizeta, Radamesa w „Aidzie” Verdiego i Lancelota w „Elaine” Hermana Bemberga. Przez 11 sezonów (lata 1891-1901) wystąpił ponad 300 razy z zespołami Metropolitan.
W podobnej liczbie spektakli wystąpił w Royal Opera House w Londynie (lata 1888-1900), gdzie śpiewał także Riccarda w „Balu maskowym” Verdiego i Febusa w „Esmeraldzie” Louise’a Bertina. W rodzinnej Warszawie wystąpił jedynie wiosną 1893 roku, w „Lohengrinie” Richarda Wagnera oraz w „Romeo i Julii” i „Fauście” Charlesa Gounoda. Karierę sceniczną zakończył w 1903 roku w Paryżu występem w jednej ze swoich ulubionych ról, w roli tytułowego Zygfryda w dziele Wagnera.
Jego wielką pasją było jeździectwo. W 1898 roku zakupił majątek ziemski w Skrzydlowie koło Częstochowy, gdzie założył stadninę koni i urządzał polowania. Swoją najlepszą klacz nazwał Kundry, imieniem głównej żeńskiej bohaterki „Parsifala” Richarda Wagnera, dzieła, w którym tytułowej tenorowej roli nigdy nie wykonał.
W 1902 roku w swoim domu w Paryżu założył szkołę śpiewu. Lekcji udzielał takim śpiewakom, jak Adelina Patti, Nellie Melba, Felicja Kaszowska, Leo Slezak, Bronisław Romaniszyn Maggie Teyte, Wiktor Grąbczewski, Bidu Sayão i Janina Korolewicz-Waydowa. W 1916 przeprowadził się do Fontainebleau, a w 1919 do Nicei, gdzie zmarł 3 kwietnia 1925 roku w wieku 75 lat. Pochowany został na cmentarzu Montparnasse w Paryżu. Właśnie mija 100 lat od jego śmierci.
Dziękujemy za udostępnienie zdjęć Krzysztofowi Wójcikowi, reprezentującego Fundację imienia Edwarda, Jana Józefiny Reszków
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.