Wystąpią solistki Polskiej Opery Królewskiej Justyna Reczeniedi i Anna Radziejewska. Zostanie zaprezentowany urozmaicony repertuar, w dużej mierze związany z wydaną w grudniu 2021 roku przez DUX płytą „Romantic Duets”. Są to odkryte na nowo utwory europejskiej literatury wokalnej na dwa głosy żeńskie z fortepianem. Podczas koncertu można będzie usłyszeć piękne duety z epoki romantyzmu. Ich twórcami są: Jan Karłowicz (ojciec Mieczysława Karłowicza), Józef Wieniawski (brat Henryka Wieniawskiego), Władysław Żeleński. Zostaną również wykonane utwory kompozytorów europejskich do słów poetów romantycznych: Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego, Gabriela Faurégo, Ernesta Chaussona, Gioachina Rossiniego oraz Pauliny Viardot.
Patronat nad wydarzeniem objął ks. Grzegorz Michalczyk – rektor kościoła św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła, krajowy duszpasterz środowisk twórczych. Organizatorem jest Fundacja ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego w Warszawie z przewodniczącym rady Zbigniewem Napierałą na czele. Koncert zostanie poprzedzony mszą św. o godzinie 17.00 w intencji Bogusława Kaczyńskiego, który urodził się 2 maja 1942 roku w Białej Podlaskiej i obecnie obchodziłby 81. urodziny.
O muzyce i Patronie opowiadać będzie Krzysztof Korwin-Piotrowski, dyrektor artystyczny Fundacji ORFEO i Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego. W tym roku wydarzenia festiwalu odbędą się w: Białej Podlaskiej (27 maja „Muzyczny lot do gwiazd”, 20-27 sierpnia koncerty i spektakle współorganizowane przez prezydenta Białej Podlaskiej Michała Litwiniuka oraz Bialskie Centrum Kultury), Leśnej Podlaskiej, Sarnakach oraz Serpelicach nad Bugiem. Festiwal został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego, w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.
Sopranistka Justyna Reczeniedi była ostatnią uczennicą Bogny Sokorskiej, zwanej „Słowikiem Warszawy”. Debiutowała w Warszawskiej Operze Kameralnej w 2004 roku. Prowadzi aktywną działalność koncertową w kraju i za granicą, m.in.: w Austrii, Grecji, Hiszpanii, Japonii, Kanadzie, Libanie, Niemczech oraz na Litwie, Łotwie i Węgrzech. Jest doktorem habilitowanym sztuki. Otrzymała m.in.: IIII nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Operetkowym Nico Dostala w Wiedniu, I nagrodę na II Ogólnopolskim Konkursie Wykonawstwa Muzyki Operetkowej i Musicalowej im. I. Borowickiej w Krakowie oraz III nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Operowym Arteincanto w Basciano we Włoszech.
Mezzosopranistka Anna Radziejewska była solistką Warszawskiej Opery Kameralnej (1999-2017), a następnie została członkiem zespołu Polskiej Opery Królewskiej. Występowała w prestiżowych teatrach operowych oraz salach koncertowych Europy i Japonii. Brała udział w ważnych międzynarodowych festiwalach, m.in.: Salzburg Festspiele, Holland Festival, Maerz Festival Berlin, Wiener Festwochen, Schwetzingen Festival, Warszawska Jesień. Od debiutu w roli Lady Macbeth w operze „Macbeth” Salvatore Sciarrino w Luzernie (2004), jest zaliczana do czołowych wykonawczyń utworów kompozytora na świecie. Specjalnie dla niej Sciarrino skomponował m.in. partię Izumi w operze „Da gelo a gelo” oraz La Donny w operze „Superflumina”, a także utwór kameralny „Immagina il deserto”. Wielokrotnie kreowała rolę La Malaspiny w „Luci mie traditrici, Suzarry w L’altro giardino, wystąpiła w La nuova Euridice w Teatro alla Scala w Mediolanie. Prowadzi klasę śpiewu na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie (dr hab., prof. UMFC).
14-letni skrzypek z Białej Podlaskiej Aleksander Żyła zaprezentuje drugą i trzecią część II Koncertu skrzypcowego d-moll Henryka Wieniawskiego oraz popisowe „Paganiniana” – wariacje na temat utworów Paganiniego, stworzone przez Nathana Milsteina. Aleksander Żyła jest uczniem w Zespole Szkół Muzycznych I i II stopnia im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej. Gra od szóstego roku życia. W 2019 roku wystąpił jako solista z orkiestrą Filharmonii Lubelskiej. Doskonalił swoją grę na kursach muzycznych prowadzonych przez Bartosza Bryłę i Andrzeja Gębskiego, a obecnie jego nauczycielem jest Agnieszka Cypryk. Artysta otrzymał m.in. I miejsca w: konkursie ARCHETTI w Jaworznie, Międzynarodowym Konkursie w Puławach, a także w Kielcach, Grudziądzu, Sochaczewie. Zdobył Grand Prix w Zamościu. Został także laureatem II miejsca w International competition Talents for Europe na Słowacji.
Krzysztof Trzaskowski jest wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, a także pianistą-korepetytorem Polskiej Opery Królewskiej. Studiował na UMFC w klasie prof. Piotra Palecznego, prof. Bronisławy Kawalli oraz prof. Mai Nosowskiej. Swoje umiejętności doskonalił współpracując z tak wybitnymi artystami jak: A. Jasiński, T. Shebanova, J. Sulikowski, D. Thai Son, B. Ringeissen, J. Rouvier, D. Kim czy V. Mierzhanov.
W 2005 roku został wyróżniony nagrodą specjalną na XV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Występował w najważniejszych salach koncertowych Europy i świata, m.in. w Japonii, Chinach, Korei Południowej, Indiach, USA, Kanadzie, Niemczech, Francji, we Włoszech, Szwajcarii, Hiszpanii, Norwegii. Podczas obchodów Roku Chopinowskiego, który zainaugurował w prestiżowej sali Konzerthaus w Berlinie (zwieńczenie obchodów uświetnił w Auditorio di Milano), współpracował z Adamem Makowiczem, grając serię koncertów Chopin na klasycznie i jazzowo.
Krzysztof Stanienda to absolwent UMFC w Warszawie w klasie prof. Edwarda Wolanina. Jest współtwórcą zespołu Chopin Piano Quintet, z którym występował na Litwie i we Włoszech, zdobywając główne nagrody w międzynarodowych konkursach. Otrzymał też I miejsce w Międzynarodowym Konkursie Kameralnym im. Antona Garcia Abril w Hiszpanii. Występował m.in. w Japonii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Holandii, Szwajcarii, Szwecji, Hiszpanii i we Włoszech.
Bogusław Kaczyński (2.05.1942 – 21.01.2016) był dziennikarzem, publicystą, krytykiem muzycznym, pianistą, dyrektorem festiwali, twórcą audycji radiowych i telewizyjnych, autorem wielu książek, wybitnym i powszechnie znanym popularyzatorem muzyki poważnej, opery i operetki w Polsce. Urodził się 2 V1942 w Białej Podlaskiej. Jego mama Julia z domu Dołęgowska zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Ojciec Jan Kaczyński był miłośnikiem kultury antycznej i muzyki. Udzielał synowi lekcji gry na domowym pianinie już od bardzo wczesnego dzieciństwa. Bogusław ukończył Szkołę Muzyczną (obecnie Zespół Szkół Muzycznych I i II Stopnia im. Fryderyka Chopina) w Białej Podlaskiej, a następnie jeździł na lekcje fortepianu do Warszawy, do cenionego pianisty i pedagoga Pawła Lewieckiego. W 1964 r. uzyskał dyplom ukończenia Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w stolicy. W 1971 roku Kaczyński ukończył z wynikiem bardzo dobrym studia w zakresie teorii muzyki w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) na Wydziale Kompozycji, Teorii i Dyrygentury. Swoją karierę na szklanym ekranie rozpoczął od prowadzenia cyklu programów muzycznych, w których grał równocześnie na fortepianie.
W 1974 r. dyrektorem Ośrodka Radia i Telewizji w Poznaniu został Zbigniew Napierała, który zaangażował go i umożliwił mu tworzenie cyklicznych programów, m.in. „Operowego qui pro quo”, „Zaczarowanego świata operetki” i „Rewelacji miesiąca”, uznanych za najpopularniejsze audycje w historii telewizji. Kiedy w 1986 roku Zbigniew Napierała został dyrektorem – redaktorem naczelnym TVP 2 w Warszawie, Kaczyński zaczął również pracować na Woronicza. Prowadził transmisje telewizyjne z najważniejszych wydarzeń muzycznych jak: Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, koncerty Pavarottiego i Domingo, Koncerty Noworoczne z Wiednia, Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego, Konkurs Piosenki Eurowizji. Występował także w stacjach telewizyjnych za granicą, m.in. w Nowym Jorku, Berlinie, Rzymie, Hawanie, Paryżu i Moskwie. Współpracował przez wiele lat z Polskim Radiem, szczególnie z Programem I, gdzie miał swoje autorskie audycje, w których prezentował ulubione dzieła muzyki poważnej oraz podziwianych i lubianych artystów śpiewaków. Autorskie artykuły i recenzje publikował w branżowych pismach: „Teatrze”, „Ruchu Muzycznym” oraz „Kulturze”, ale pisał także na łamach dzienników. W swojej pierwszej książce „Dzikie orchidee” opowiadał o primadonnach, słynnych tenorach, kompozytorach i wielkich teatrach operowych. „Dzikie orchidee” zdobyły tytuł Książki Roku, a Kaczyński został uznany Autorem Roku. Jury powołane przez Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich wpisało tę pozycję na listę dziesięciu najpoczytniejszych tytułów 1985 roku w Polsce.
Bogusław Kaczyński był twórcą Festiwalu Muzyki Łańcut i jego dyrektorem przez 10 lat (1980-1990). Zapraszał tam słynne śpiewaczki operowe (m.in. Setę del Grande, Katię Ricciarelli) i gwiazdy piosenki (m.in. Juliette Gréco, Gilbert Bécaud). Od 1984 do 2011 r. pełnił funkcję dyrektora Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, przemianowanego w 2003 r. na Europejski Festiwal im. Jana Kiepury. Występowały tam wielkie gwiazdy z Polski i zagranicy oraz teatry operowe i muzyczne. Przez 3 lata był prorektorem Akademii Muzycznej w Warszawie, a przez 4 lata (1994-1998) – dyrektorem Teatru Muzycznego „ROMA” w Warszawie. Przekształcił tę instytucję artystyczną na wzór nowojorskiej City Opera, wiedeńskiej Volksoper czy londyńskiej English National Opera jako przeciwwagę dla Opery Narodowej i uzupełnienie jej repertuaru. Wystawiał z wielkim przepychem spektakle operetkowe, operowe (śpiewane po polsku), baletowe i widowiska adresowane specjalnie do dzieci. Był również dyrektorem artystycznym Katowickich Spotkań Opery, Baletu i Operetki oraz prowadził w Sali Kongresowej w Warszawie cykl widowisk muzycznych, operetkowych i musicalowych „Bogusław Kaczyński zaprasza”, zainicjowany i organizowany przez łódzki impresariat PROMOTON Barbary Kaczmarkiewicz. Był często zapraszany za granicę. Jeździł z ulubionymi artystami i prowadził koncerty w Europie, USA i Kanadzie.
Został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą (pośmiertnie) i Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”. Otrzymał wiele nagród, między innymi 3 Wiktory oraz Super Wiktora za całokształt twórczości telewizyjnej. Odebrał też m.in. Nagrodę Neapolitańską za propagowanie kultury wysokiej na świecie oraz trzykrotnie „Złoty Ekran”. Był Kawalerem Orderu Uśmiechu. W plebiscycie tygodnika „Polityka” znalazł się w pierwszej dziesiątce największych osobowości telewizyjnych XX wieku. Został uhonorowany tytułem Mistrza Mowy Polskiej. Z okazji 50-lecia TVP otrzymał honorową statuetkę „Gwiazda Telewizji Polskiej”. Otrzymał Złotego Hipolita oraz nagrodę im. Hipolita Cegielskiego, tytuł „Wybitna Osobowość Pracy Organicznej” i nagrodę „Piękniejsza Polska”. Otrzymał honorowe obywatelstwa Białej Podlaskiej, Krynicy-Zdroju, Łańcuta, Lipna, Buska Zdroju. Zmarł w Warszawie 21 stycznia 2016 r. po długiej i ciężkiej chorobie. Został pochowany w Alei Zasłużonych na Powązkach. Jego pogrzeb miał charakter państwowy i zgromadził wiele tysięcy osób, w asyście kompanii honorowej Wojska Polskiego i orkiestry wojskowej. Pod koniec kwietnia 2022 roku Wydawnictwo Muza opublikowało biografię „Będę sławny, będę bogaty. Opowieść o Bogusławie Kaczyńskim” autorstwa redaktorki Polskiego Radia Anny Lisieckiej.
W 1991 roku Bogusław Kaczyński założył Fundację „ORFEO”, wspierającą kulturę narodową i propagującą ambitne wydarzenia artystyczne. Fundacja współpracowała z Impresariatem Artystycznym – Wydawnictwem Casa Grande Sp. z o.o. przy organizacji Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju oraz Przystanków Festiwalowych w całym kraju. Wydała książki: „Krynicki benefis” (album jubileuszowy z okazji 50. urodzin) oraz „Xenia Grey: księżna Chicago”. Przewodniczącym rady jest Zbigniew Napierała, a dyrektorem zarządu – Anna Habrewicz. W radzie zasiadają również: Barbara Kaczmarkiewicz i Zbigniew Jakubas.
Fundacja ORFEO organizuje od 2019 roku Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego z prezydentem Białej Podlaskiej Michałem Litwiniukiem, dyrektorem Bialskiego Centrum Kultury Zbigniewem Kapelą. Dyrektorem artystycznym festiwalu jest Krzysztof Korwin-Piotrowski.
Śpiewała na scenach całego świata, odnosząc niebotyczne sukcesy. Ale pamiętajmy, że początek jej kariery przypadał na lata, w których czarnoskórzy śpiewacy nie mogli występować na wielu scenach, nie mogli też się uczyć. Pomimo otrzymanego stypendium nie chciano jej, ze względu na kolor skóry, przyjąć do Instytutu Muzyki w St. Louis. Jej pojawienie się w Bayreuth, w roli Wenus w „Tannhäuserze” było sensacją, podobnie jak występ na festiwalu w Salzburgu w roli Lady Makbet w „Makbecie” Verdiego kilka lat później.
Studiowała w Bostonie, uczyła się też u słynnej śpiewaczki Lotte Lehmann w Santa Barbara. Zadebiutowała jako Amneris, w 1958 roku w Bazylei. Tę rolę kreowała też w 1960 roku w Paryżu. W Metropolitan Opera w Nowym Jorku po raz pierwszy pojawiła się w 1965 roku, kreując Eboli w „Don Carlosie”.
Wykonywała wszystkie wielkie role mezzosopranowe, z Azuceną, Eboli, Amneris, Carmen i Wenus na czele. W miarę rozwoju swojej kariery przechodziła do coraz wyższych partii, np. zmieniła Azucenę na Leonorę w „Trubadurze”. Są nagrania, gdzie z Ilvą Ligabue jako Leonorą wykonuje Azucenę (Chicago z 1964 roku), oraz Leonorę u boku Bianki Berini jako Azuceny (Nowy Jork, 1964 rok). W „Requiem” Verdiego śpiewała zarówno partię mezzosopranu, jak i sopranu. Podczas tej samej produkcji „Normy” w Covent Garden występowała w dwóch rożnych rolach w dwóch różnych obsadach niemal dzień po dniu: Adalgisa (z Montserrat Caballé w roli tytułowej) i Norma (z Josephine Veasey jako Adalgisą). Jest studyjne nagranie, gdzie artystka sama ze sobą śpiewa duet Aidy i Amneris.
Z powodzeniem sięgnęła też po Salome Ryszarda Straussa, Medeę Luigiego Cherubiniego i Turandot Giacomo Pucciniego. Doskonale śpiewała Elwirę w „Ernanim” Giuseppe Verdiego. Była jedną z najlepszych w historii wokalistyki Abigaille w „Nabuccu”. Kreowała Toskę i Leonorę w „Mocy przeznaczenia”. Śpiewała tytułową Jenufę, z Magdą Olivero jako Kościelnichą pod dyrekcją Jerzego Semkowa w La Scali w 1974 roku.
Dokonała wielu nagrań studyjnych, ale na szczęście zachowało się dużo żywych rejestracji jej występów, są to zarówno transmisje radiowe, jak i nagrania pirackie, dokonywane przez wielbicieli jej talentu. Jedno z jej najpiękniejszych nagrań to aria Safony z opery Charlesa Gounoda, w której umierająca bohaterka śpiewa „O Ma Lyre Immortelle” („O moja nieśmiertelna liro”), to niezwykle przejmujące wykonanie.
Jej pożegnalny występ miał miejsce w 1997 roku, a była to Klitamnestra w „Elektrze” Ryszarda Straussa w 1997 roku w operze w Lyonie, ale nadal występowała z recitalami. W 2005 roku przyjechała na kursy mistrzowskie do Warszawy, a w wywiadzie dla „Trubadura” mówiła:
O śpiewie nie można powiedzieć w ten sposób, że coś jest w nim bardziej lub mniej ważne. Jeżeli nie ma się właściwej techniki, nie da się w żadnym razie właściwie interpretować muzyki. Opera to bardzo, bardzo energetycznie i emocjonalnie wyczerpujący wehikuł. Technika pozwala śpiewać ze swobodą i z wolnością, bez niej nigdy nie pokona się pewnych trudności, bez niej kariera śpiewaka nigdy nie będzie trwała długo! To jest po prostu niemożliwe. Każdy śpiewak powinien pokonywać stopień po stopniu – jak dziecko. Dziecko najpierw zaczyna raczkować, dopiero później uczy się chodzić. Tak samo my, śpiewacy. Najpierw uczymy się oddechu, wokaliz, potem doskonalimy się, uczymy się śpiewać i interpretować. Jeżeli ktoś zaczyna interpretować muzykę, zanim jeszcze posiądzie technikę i nauczy się porządnie śpiewać, popełnia samobójstwo. Dlatego dla mnie technika i interpretacja są tak samo ważne.
Przestawiając swój głos na sopran byłam świadoma, że nie mogę zacząć śpiewać całego repertuaru sopranowego, na przykład nie byłabym w stanie zaśpiewać mojej ukochanej roli, Violetty w „Traviacie”, nawet jeżeli mam wysoką skalę głosu i radzę sobie z wysoką tessiturą. Marzyłam o Traviacie, ale wiedziałam też, że śpiewając ją, popełniłabym wokalne samobójstwo. Ale są partie, o których doskonale wiedziałam, że mogę je bez żadnych złych konsekwencji śpiewać.
Śpiewak musi mozolnie uczyć się techniki, dojrzewać, starać się dokładnie rozumieć, co jest w partyturze, jakie były intencje kompozytora. Należy też uczyć się swojej wrażliwości, aby świadomie ją wykorzystywać. Na mnie, jeśli chodzi o osobowość i charyzmę, największe wrażenie wywarły Lotte Lehmann i Magda Olivero. One wpoiły mi te zasady. To dwie śpiewaczki z kompletnie różnych światów, w różnym wieku, śpiewające inny repertuar. Obie jednak miały tę samą świadomość i wrażliwość na zapis kompozytora, „posłusznie” przedstawiały to, co zamierzył kompozytor. Nie myślały: – Och, mam cudowny głos, więc mogę śpiewać wszystko co chcę i jak chcę. Cudowny, tak zwany piękny głos jest nieważny! Oczywiście, że dobrze, jeżeli się go ma, ale w śpiewie jest znacznie więcej do zrobienia, niż tylko popis cudnej urody głosem. Myślę, że młodzi ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, uważają, że mają wspaniałe głosy i że to wystarczy. I z tego powodu ich kariery bywają niezwykle krótkie.
Od samego początku, gdy tylko uświadomiłam sobie, że pragnę być śpiewaczką, chciałam śpiewać długo. Bo to cudowne uczucie komunikować się z ludźmi w ten właśnie, niby nienaturalny i dziwny, sposób. Muzyka przenosi nas w inne miejsce, jeśli oczywiście wierzy się w sztukę śpiewu i jeśli oczywiście potrafimy uwierzyć znajdującemu się na scenie muzykowi.
Koncert odbywa się w ramach programu Dyrygent- rezydent. Program ten umożliwia młodym polskim dyrygentom i dyrygentkom udział w rezydencjach w zawodowych zespołach orkiestrowych oraz w teatrach operowych i muzycznych. Polska Filharmonia Kameralna Sopot uczestniczy w programie po raz trzeci. We wcześniejszych edycjach dyrygentami- rezydentami byli Ariel Ludwiczak i Jagoda Brajewska.
Szymon Naściszewski w ramach programu Dyrygent-rezydent współpracuje jako asystent dyrygenta przy 4 koncertach orkiestry pod opieką dyrektora artystycznego prof. Wojciecha Rajskiego. Koncert w Gniewie przygotuje i poprowadzi samodzielnie. Solistą koncertu będzie pochodzący z Kostaryki Carlos Peña Montoya – I harfista Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.
W wykonaniu artystów usłyszymy:
Romuald Twardowski – „Serenada na orkiestrę smyczkową”
Georg Friedrich Händel – „Koncert na harfę i smyczki op. 4 nr 6”
Georg Christoph Wagenseil – „Koncert na harfę i smyczki”
Leoš Janáček – Suita na orkiestrę smyczkową „Idylla”
Wstęp na koncert jest bezpłatny.
Koncert w ramach rezydencji współorganizowany są przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca w ramach programu własnego „Dyrygent-rezydent”, finansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Uczestnicy Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej mogli dodatkowo wziąć udział w walce o nagrodę za pieśni. Według Regulaminu można przedstawić cały cykl lub wybór pieśni, z zastrzeżeniem, że występ nie może przekroczyć 15 minut. Do tej kategorii dopuszczone są osoby, które znalazły się w drugim etapie.
Do turnieju przystąpiło dziesięcioro śpiewaków, w tym tylko dwoje mężczyzn. I w większości były to bardzo dobre wykonania, często o wiele bardziej dopracowane niż występy w kolejnych rundach konkursowych.
Wspaniałe były dwie prezentacje artystów chińskich. Baryton Chao Liu po mistrzowsku przedstawił „Trzy sonety do słów Petrarki” Franciszka Liszta, budując, jak przy poprzednich swoich występach magiczny i wspaniały nastrój. Sopranistka Hanxiao Wang pokazała wybór pieśni chińskiego kompozytora Tzu Huanga, interpretując te niezwykłe kompozycje niezwykle wzruszająco. Wszyscy, prowadzeni przez jej srebrzysty śpiew na chwilę przenieśliśmy się w świat orientu.
Prawdziwym kabaretem, w najlepszym tego słowa znaczeniu, były pieśni „Cabaret Songs” Benjamina Brittena. Marta Huptas potrafiła bawić się manierą, to był naprawdę świetny występ, z umiejętnym stosowaniem wokalnych środków interpretacji tych niezwykłych kompozycji. Bardzo podobała mi się Weronika Kober, która musi uwierzyć w piękno swojego piana i nauczyć się epatować liryzmem, a nie forte. Także Leonie Paulus z kolei dobrze odnalazła się pieśniach Wolfa, umiejętnie stosując środki lirycznego wyrazu i budując intymny, osobisty klimat. Przekonująco atmosferę twórczości Gustava Mahlera przedstawiła też Weronika Rabek, nawet jeśli przydałoby się tutaj więcej dramatyzmu.
Artystyczne partnerstwo było widoczne podczas występu Justyny Khil i Rozalii Kierc. Khil wykonała „Pięć pieśni” Szymona Laksa do słów Juliana Tuwima, bardzo zróżnicowanych w nastroju. To było pełne dramatycznej mocy śpiewanie, jej spintowy sopran potrafi zabrzmieć jak dzwon i rozpływać się niczym złoto.
Dorothy Gal wykonała z kolei pieśni Alberta Ginastery „Cinco Canciones popolares Argentinas”. Zaśpiewała te utwory w stylu iście iberoamerykańskim, choć w jej głosie pojawia się tremolo, czyli tzw. groszek. Rzetelnie wykonała pieśni Ryszarda Straussa Tina Drole, ale moim zdaniem nie potrafiła uwieść słuchacza, dlatego, że jest w swojej interpretacji dość monotonna. Ivo Kovrigar zaśpiewał cykl Maurice’a Ravela, umiejętnie wcielając się w Don Kichota, ale było w tym zbyt dużo teatru, także od strony siłowej.
Drugi etap Konkursu Sztuki Wokalnej zakończył się ogłoszeniem listy uczestników, którzy znaleźli się w trzecim etapie i którzy wyruszą jutro na próby z orkiestrą do Opery Krakowskiej. Zakwalifikowano dziewięć osób, w tym troje Polaków: sopranistka Justyna Khil, mezzosopranistka Weronika Rabek i baryton Adrian Janus. W trzecim etapie usłyszymy też artystów chińskich: barytona Chao Liu i tenora Lianga Weia. Ponadto w tym gronie znalazł się Niemiec Lukas Enoch Lemcke, Ukrainka Iryna Haich oraz Koreanki Hyejin Lee i Celine Mun.
Ogłoszono też dwie nagrody. Za wybitne wykonanie pieśni nagrodzono Justynę Khil. Leonie Paulus otrzymała nagrodę za najlepsze wykonanie utworu kompozytora współczesnego, była to pieśń Enno Poppe pt. „Vespe”.
9 maja 2023 | etap II, tura I i II
Do drugiego etapu weszło 26 uczestników, szesnaście śpiewaczek i dziesięciu śpiewaków. W tym gronie znalazło się dziesięć sopranów, sześć mezzosopranów, sześciu barytonów, dwa basy, jeden bas – baryton i tylko jeden tenor.
Jak zawsze bywa z wynikami na konkursach wokalnych, decyzje jury cieszą, ale i zaskakują. Małgorzata Walewska, przewodnicząca jury i dyrektor konkursu powiedziała na ogłoszeniu wyników, że jesteśmy specjalistami, ale każdy z nas czego innego oczekuje w muzyce i inaczej odbiera wykonania. W pewnym sensie decyduje tu matematyka, średnia ocen przyznawana przez każdego z jurorów jest punktem wyjścia do dyskusji, kto powinien przejść dalej.
Także my, słuchacze, obserwatorzy i konkursowa publiczność ma swoich własnych faworytów. Mnie zdecydowanie zabrakło kilku śpiewaków, którzy dobrze zaprezentowali się w pierwszym etapie lub na tyle ciekawie, że dałbym im szansę pokazania swoich wokalnych umiejętności w kolejnej turze. Żałuję, że tej możliwości nie dostał kontratenor Jakub Foltak. Zmartwiła mnie nieobecność mezzosopranistki Barbary Skorej czy kilku sopranów: Louise Guenter, Valerii Boichenko, Alicji Ciesielczuk, Magdaleny Lucjan, Zuzanny Ciszewskiej i Magdy Górniak. A także barytonów Romana Markovycha i Michała Zielonki. Ale cieszę się, że kilka osób, za które po pierwszych przesłuchaniach trzymam kciuki, mogły pokazać dalszą część przygotowanego na ten wymagający konkurs repertuaru.
W drugim etapie śpiewacy, zgodnie z regulaminem, musieli obowiązkowo zgłosić arię lub pieśń polskiego kompozytora, a także utwór współczesny, napisany przez kompozytora urodzonego po 1960 roku. W tym podejściu prezentacja konkursowa w tej fazie powinna być minirecitalem artysty, który jest zmuszony pokazać się w różnych stylach i udowodnić umiejętność wzbudzania różnych nastrojów. Niektórzy uczestnicy zdecydowanie podkreślili swoją klasę, niektórzy jednak rozczarowali, głównie przez nerwy i nagminnie stosowane środki jedynie dramatycznego wyrazu.
Gubiło to przede wszystkim sopranistki. Marta Huptas traciła się intonacyjnie. Niestety rozczarowała, po wspaniałym występie w poprzednim etapie Teresa Marut, może przyczyną był źle dobrany repertuar? Celine Mun, Seoho Park i Hanxiao Wang wydawały się zdenerwowane i posługiwałyby się zbyt mocnym emisyjnie śpiewem. Amerykanka Dorothy Gal, która tak cudownie przedstawiła Desdemonę, zawiodła Halką, Ta partia jest dla niej zbyt mocna, może lepsza byłaby, rozważając możliwości repertuaru polskiego Roksana z „Króla Rogera”? Leonie Paulus nazbyt ostro i dramatycznie podeszła do wielkiej arii Halki.
Bezbarwowym głosem wydała mi się Gabriela Celińska – Mysław, która miała wiele problemów intonacyjnych, operowała także ściśniętą i trochę „przestarzałą” emisją. Ciekawy repertuar (m. in. „Oda do Twittera” Moritza Eggera) nie uratował słoweńskiej mezzosopranistki Tiny Drole przed problemami z oddechem i także z intonacją. Być może obie wyżej wspomniane śpiewaczki śpiewają nie swoimi głosami?
Znacznie lepiej niż w poprzednim etapie zaśpiewała Weronika Kober, która tylko w nielicznych niestety miejscach potrafiła pokazać bogactwo swojego piana. Był to jednak niewątpliwie przemyślany i odpowiednio zinterpretowany występ.
Mezossopran Iriny Haich zagrzmiał z mocą, fantazją i sercem, artystka rozumie dramatyzm długiej frazy, było to znakomite. I zwłaszcza do „statycznej” arii Dalili umiała wnieść pewien bardzo oczekiwany nerw. Patrycja Kwiecień potrafiła z sukcesem zaadaptować mięsistość swojego mezzo w różnych wybranych przez siebie utworach, bardzo dobrze je wykonując. Anna Grycan o jasnej pewnej górze i lekko przyciemnionym dole być może lepiej odnalazłaby się w repertuarze sopranu, ale zaśpiewała cały swój program bardzo interesująco. Weronice Rabek przydałoby się więcej zróżnicowania nastroju, choć w utworze współczesnym błysnęła wspaniałym aktorstwem i komizmem.
Hyejin Lee, niezwykle muzykalna i wrażliwa sopranistka z Korei Południowej zaczarowała nie tylko wspaniale wykreowaną pieśnią koreańską i księżniczką z baśni Szymanowskiego („Samotny księżyc”), ale także brawurową Adelą z „Zemsty nietoperza”. W ciągu krótkiej prezentacji pokazała swoje różne oblicza w tak rożnych utworach. To był wspaniały występ. Justyna Khil, nawet jeśli nie do końca panowała nad swoim scenicznym temperamentem, była w stanie znakomicie ukazać oblicza swojej osobowości. Głos jest piękny, a interpretacja jest bardzo przemyślana, potrafi zaciekawić, wzruszyć i zachwycić.
Niemiecki bas Lucas Enoch Lemcke udowodnił swój talent kameralisty. Stworzył bardzo intymny, wymagany do tego repertuaru nastrój. Jego głos ma też dużą rozpiętość barwową, sięgając blasku barytonowych gór. Czas pokaże, w jakim repertuarze będzie poruszał się ten artysta. Czarująco przedstawił Mefista z Gounoda bas Filip Rutkowski, ale musi on wypracować sposób nieoperowej interpretacji pieśni. Jego bogaty głos swobodnie idzie ku górze, powinien więc zaczekać na dojrzałość basowych dźwięków profondo. Obecnie wykonuje je on zbyt siłowo i mało subtelnie, choć efektownie.
Jedyny w tej edycji tenor, Liang Wei wybrał ambitny repertuar (Stefan ze „Strasznego dworu”), pomimo rzetelnej interpretacji jego głos jest stworzony do śpiewania belcanta. Najmłodszy uczestnik tej edycji konkursu, Zhengyu Li, to niezwykle utalentowany i obiecujący baryton, któremu w moim przekonaniu brakuje już tylko doświadczenia pracy na scenie. Ma dużą swobodę interpretacyjną i duże wyczucie sceniczne, w pamięci pozostanie jego odczytanie „Kozaka” Moniuszki.
Trudno ocenić występ Szymona Raczkowskiego, który był wyraźnie niedysponowany, śpiewak, nie bez przyczyny licząc na swoją technikę, walczył do końca, ale finalnie postanowił się wycofać. Tomasz Łykowski zabawnie pokazał arię z „Kandyda” Leonarda Bernsteina, ale w innych utworach nie potrafił bawić się atmosferą i postawił na te same środki wyrazu. Zabrakło zróżnicowania i subtelności ukazania jego pięknego barytonowego głosu.
Ivo Kovrigar podczas występu w drugim etapie jeszcze bardziej mnie zafrapował, jego baryton jest bardzo jasny, a tenorowy potencjał objawił się przede wszystkim w operetkowym Danile z „Wesołej wdówki”. Pomimo pięknie wykonanych pieśni rzadkiej umiejętności tworzenia atmosfery przejmującej widza nadal uważam, że artysta powinien zmierzyć się z repertuarem tenorowym.
Adrian Janus nie odnalazł się w baroku i szkoda, że kontynuował drogi barytonowego belcanta. Bas baryton Michał Karski, jak poprzednio, pokazał ogromne zacięcie aktorskie i emocjonalne zaangażowanie, które słusznie oddziaływać powinno (i oddziałuje) przede wszystkim na słuchacza.
Ale niewypowiedzianą atmosferę, ciszy i spokoju wywołał chiński baryton Chao Liu, przejmując nie tylko Berliozem, ale i rozpaczliwym błaganiem o miłość w pieśni Karłowicza. Tylko nieliczni wielcy artyści mogą poprzez swoją artystyczną produkcję tworzyć tak wielką magię.
Przed nami kolejny dzień konkursu – będzie to turniej pieśni. A uczestników trzeciego etapu poznamy najpewniej w środę wieczorem.
8 maja 2023 | etap I, tura IV, przesłuchania popołudniowe
W popołudniowych przesłuchaniach pierwszego etapu wystąpiło 11 uczestników. Kilka osób nie zdecydowało się na wystartowanie w zmaganiach wokalnych, niektórzy wycofali się prawie w ostatniej chwili. Ale tak dzieje się na każdym konkursie, w każdym etapie. Po zakończeniu ostatniej tury przesłuchań wiemy, że do Konkursu przystąpiło 55 osób. To więcej niż w poprzedniej edycji, w której udział wzięło 46 śpiewaków. To była „sesja sopranowa”, w której usłyszeliśmy też dwa mezzosoprany i trzech barytonów.
Duże wrażenie wywarł występ Patrycji Kwiecień, której Mozart zaśpiewany był z ogromnym wyczuciem stylu tego kompozytora i odpowiednim dla niego natężeniem dramatyzmu. Gęsty jedwab swojego głosu artystka pokazała także w Charlotcie z „Werthera” Julesa Masseneta i nie mam wątpliwości, że jej prawdziwy mezzosopran będzie w stanie kreować w przyszłości krwawe role Verdiego. Anna Grycan to z kolei głos jaśniejszy, może bardziej odpowiedni do repertuaru francuskiego, o pięknych, niemalże sopranowych górach i świetnie w nich brzmiący.
Ivo Kovrigar z Austrii był jedynym uczestnikiem, którego jury nie prosiło o wykonanie utworu Mozarta. Po pieśni Wolffa, w iście werystycznym stylu zaśpiewał Silvia z „Pajaców” Leoncavalla. Jego głos ma przedziwną barwę tenorową, zastanawiałem się, słuchając jego śpiewu, czy Kovrigar rzeczywiście jest barytonem i jak brzmiałby w repertuarze tenorowym.
Elegancko i belcantowo zabrzmiał z kolei Adrian Janus, który doskonale rozwija się w kierunku barytona lirycznego. Michał Karski zaprezentował, zwłaszcza w arii Twórcy Lalek z opery „Pocztówka z Maroka” Dominicka Argenta przekonujące oblicze aktorskie mocnym, choć nie zawsze wyrównanym głosem.
„Casta diva” z „Normy” Vincenza Belliniego okazał się fatalną pomyłką repertuarową dla Marty Jakubowskiej. Śpiewaczka dysponuje lżejszym sopranem lirycznym i nie udźwignęła kantyleny tej arii. I trudno zatrzeć to wrażenie po dość poprawnie wykonanej arii mozartowskiej „Zaidy”. Ciekawy głos Marty Huptas nie zawsze panował nad zespojeniem poszczególnych rejestrów, szczególnie w nieciekawie brzmiącym dole. Podobnie Veronika Kaiserová bardzo powiększała swój subretkowy glos.
Weronika Kober przedstawiła Szymanowskiego w stylu Abigaille z verdiowskiego „Nabucca”, z manierą nie mającą nic wspólnego z wykonawstwem pieśni. Lepiej sprawdziła się w okrutnym monologu Królowej Nocy, ale tu z kolei zabrakło techniki koloratury. Roksana Korban nie potrafiła przeprowadzić Blanche z „Tramwaju zwanego pożądaniem” André Previna przez zmienne nastroje swojej bohaterki, stosując przede wszystkim mocniejsze środki wyrazu. Dobrze natomiast pokazała się Szwedka Caroline Ottocan, trochę jednak gubiąc intonację w górze.
Wspaniałą, wzruszającą Mimi była Justyna Khil, umiejętnie operując napięciem i liryzmem swojego dużego i mocnego głosu. Na pewno nie będzie to śpiewaczka mozartowska, jednak jej Elwira, zaśpiewana była z ogromnym wyczuciem stylu tego bezlitosnego kompozytora.
Ale dziś na scenie najczęściej pojawiał się Aleksander Teliga, pianista towarzyszył dziewięciorgu wykonawcom.
Za chwilę poznamy wyniki i zobaczymy, kto z 55 młodych śpiewaków znalazł się w drugim etapie.
8 Maja 2023 | Etap I, Tura III, przesłuchania poranne
Trzecia część przesłuchań pierwszego etapu była właściwie sesją „kobiecą”, wśród trzynastu uczestników znalazło się tylko dwóch panów. Była to bardzo ciekawa tura, w której pojawiło się wiele wokalnych obietnic, mimo, że często występy bywały nierówne.
Anna Ziółek dysponuje bogatym sopranem, z nadzieją w przyszłości na wspaniały sopran spinto, choć czasem nie kontroluje wolumen i ponosi ją temperament. Ale jej aria Balladyny była naprawdę przejmująca.
Obietnicą wspaniałej, mrocznej i dramatycznej Królowej Nocy jest z pewnością Valeria Boichenko, sopranistka z Ukrainy. Pięknie i mocno zaśpiewała ona tę arcytrudną arię i bardzo dobrze zaprezentowała Gildę, nawet jeśli czasem trafiały się zbyt nerwowe dźwięki. Gabriela Celińska – Mysław posługuje się szerokim, skupionym mezzosopranem, podobał mi się zwłaszcza jej Brahms, choć trochę raziło mnie posługiwanie się manieryczną, w moim przekonaniu lekko przestarzałą emisją.
Alicja Ciesielczuk pomysłowo i aktorsko, także z mądrym wykorzystaniem środków wokalnych pokazała monolog Pani Fluth z „Wesołych kumoszek z Windsoru” Nicolaia, ale także odnalazła się w Mozarcie, może czasami z za dużymi tendencjami do dramatu. Wzruszającą Mimi była Zuzanna Ciszewska, śpiewając miękko i ciepło, z pięknym, nośnym brzmieniem, choć też przydałoby się więcej subtelności i przede wszystkim umiejętność operowania pianem. Także Dominika Dobrolińska, pomimo wspaniale soczystego i pełnego głosu też wpada czasami w manierę lekkiego krzyku. Dobrą Dorabellą może być Tina Drole, która powinna nadal pracować nad techniką, bo jej potencjał wokalny jest naprawdę wielką obietnicą.
Zawiódł Paweł Ziółkowski, który przez swój głęboko osadzony głos i niewłaściwą emisję nie mógł właściwie zaprezentować swojej niewątpliwej muzykalności. Zuzanna Caban, ładny i lekki sopran liryczno-koloraturowy, zaśpiewała rzadko wykonywaną arię z opery „Chopin” Oreficego oraz Donnę Annę. W obu utworach pokazała swoje zdenerwowanie i brak precyzji.
Marta Górniak olśniła mnie swoim wykonaniem pieśni Szymanowskiego („Wysła burzycka”), jej Mozart był słodki i delikatny, ale niestety tu też, zwłaszcza w zakresie koloratury zadziałały nerwy.
Ale kilka osób jest obietnicą na wielkie, światowe kariery. Kontratenor Jakub Foltak popisał się swoim Cherubinem, wzbogacając go o dodatkowe ozdobniki. Artysta prowadził głos miękko i jedwabiście, wspaniale opierając go na oddechu. Prawdziwym mrocznym mezzosopranem jest Iryna Haich, której interpretacja „Arii z kartami” z „Carmen”, ale także lekko „niemozartowski” Mozart długo pozostaną mi w pamięci.
7 maja 2023 | Etap I, tura II, przesłuchania popołudniowe
Również w drugiej, popołudniowej turze pierwszego etapu wszyscy uczestnicy musieli wykonać Mozarta. Ale dla większości, w przeciwieństwie do przesłuchań porannych, spotkanie z wielkim Amadeuszem pokazało ich słabsze strony. A także wyraźnie wskazało obszary do poprawy, nawet jeśli brawurowo wypadli w pierwszej prezentowanej przez siebie niemozartowskiej arii.
Usłyszeliśmy szesnaścioro śpiewaków. Pod względem gatunków głosów mieliśmy większą różnorodność. Przeważały soprany (było ich osiem). Wystąpiły dwa mezzosoprany, a wśród mężczyzn objawił się jeden kontratenor, tenor i bas oraz trzech barytonów.
Obie pochodzące z Polski mezzosopranistki zaprezentowały piękne i zupełnie różne od siebie produkcje. Weronika Rabek dysponuje jasnym, metalicznym i soczystym głosem, myślę, że bardzo odpowiednim do kreowania w przyszłości wielkich partii repertuaru francuskiego. Obie arie, właśnie francuska – Urbana z „Hugenotów” Meyerbeera i sakralna – Mozarta, pomimo nielicznych problemów w intonacji pokazały, że Rabek potrafi wprowadzić słuchacza do swojego muzycznego świata. Barbara Skora to z kolei ciemniejszy i bardziej gęsty mezzosopran, miejscami przypominający mi młodą Agnes Baltsę, z mięsiście atakowanym rejestrem piersiowym. Ujmująca była interpretacja pieśni Berlioza, ale w Mozarcie niestety śpiewaczka pokazała brak precyzji i trochę się pogubiła.
Kontratenor sopranowy Artur Plinta potrafi bawić się muzyką, nie forsując rejestrów i śpiewać kuplety księcia Orłowskiego z „Zemsty nietoperza” w sposób fantazyjny i kolorowy. Ale przejaskrawił nadekspresją arię Ramira z „Rzekomej ogrodniczki”, być może niewłaściwie wybranym dziełem Mozarta. Chińczyk Liang Wei, pomimo początkowych niepewności zabrzmiał w iście belcantowym stylu włoskiego tenora w arii z „Korsarza” Giuseppe Verdiego, ale kompletnie nie rozumiał specyfiki i techniki Mozarta. Filip Rutkowski to bardzo ciekawy głos, który rozwija w kierunku bas barytona. Śpiewak ma też ekspresję sceniczną i usiłuje stworzyć kreację. Ale mimo dużej muzykalności, a także fantazji w interpretacji zdarza się tutaj pewna manieryczność i niepotrzebne epatowanie wolumenem.
Szymon Raczkowski dysponuje barytonem o naprawdę dużej szlachetności, co próbował, zresztą bardzo skutecznie, pokazać w Aleku z opery Rachmaninowa. Jednak ta aria jest dla niego zbyt bohaterska i zbyt bohatersko starał się ją ukazać. Znacznie lepszy był Figaro Mozarta, z doskonałym wyczuciem stylu i właściwym wyważeniem ekspresji. Dobrym wykonawcą pieśni może stać się baryton Michał Zielonka, o lejącej się mozartowskiej frazie i wielkiej muzykalności, choć tutaj przydałoby się więcej operowego zacięcia, zwłaszcza w odniesieniu do nośności jego wolumenu. Brawa za repertuarową odwagę dla Damiana Szczepańskiego! Ale w arii do psów z „Kynologa w rozterce” Henryka Czyża pokazał bardziej warsztat aktora niż operowego barytona, śpiewając siłowo i głęboko.
Monika Radecka bardzo operowo, z sercem i żarem, zaprezentowała „Wiosenne wody” Rachmaninowa nadmiernie eksponując swój głos, nieadekwatnie do pieśni. Tu z kolei napięcie przejawiało się, zwłaszcza w utworze Mozarta, w niewystarczającej kontroli operowania oddechem. Podobnie jak u Pauliny Rogóż – Migacz (chrypka w arii Neali z moniuszkowskiego „Parii), choć głos śpiewaczki ma piękną barwę. Aria Królowej Nocy pokazała muzyczny potencjał Katarzyny Wardak, jednak jej koloratury nie zawsze były selektywne.
Austriacka sopranistka Leonie Paulus stylowo zaśpiewała pieśń Ryszarda Straussa, niemniej czuć było pewne zdenerwowanie i niewystarczające podparcie głosu, także w Ilii z „Idomenea” Mozarta. Podobała mi się Gilda Hanxiao Wang, chińska sopranistka brzmiała niczym słowik, operując wspaniałym, niekończących się oddechem. Podobnie inna Chinka, Xiaofang Zhao, brawurowo zinterpretowała arię tytułowej Lindy z opery „Linda di Chamonix”. Oniryczną Luizą Charpentiera, o wspaniałych, delikatnych i opartych na oddechu pianach, błysnęła Celine Mun, sopranistka z Korei Południowej. Wzruszającą Salome z opery „Herodiada” Masseneta zaproponowała Belgijka, Louise Gunter. Ale żadna z nich nie potrafiła przedłużyć ani brawury, ani oniryzmu, ani wzruszenia w ariach mozartowskich wykonywanych na życzenie jury.
Wielkie brawa należą się Mirelli Malorny – Konopce, która w pierwszym dniu pierwszego etapu partnerowała uczestnikom XX Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu ponad dziesięć razy!
7 maja 2023 | Etap I, tura I, przesłuchania poranne
W pierwszym etapie uczestnicy Konkursu muszą zgłosić trzy utwory. Śpiewają dwa z nich – pierwszy wybierają sami, drugi wskazuje jury. W tym zestawie obowiązkowo musi się znaleźć kompozycja Wolfganga Amadeusza Mozarta. Zresztą każdy uczestnik wykonuje arię Mozarta. Jury prosi o nią, jeśli na początku młody artysta prezentuje innego kompozytora. I bardzo słusznie, ponieważ warsztat wokalny występujących śpiewaków w większości rozkwitał dopiero w Mozarcie.
Na Konkurs nie dojechało blisko dwudziestu zakwalifikowanych uczestników. Spośród 77 zakwalifikowanych osób, w pierwszym etapie planowanych jest 58 występów.
W porannej turze przesłuchań usłyszeliśmy 14 śpiewaków, w tym sześciu pochodzących z Azji. Była to sesja barytonowo-sopranowa, zaprezentowało się pięć sopranów i siedmiu barytonów. Dwa pozostałe głosy to basy.
Jako pierwsza wystąpiła Hyejin Lee, pochodząca z Korei Południowej. Sopranistka zaśpiewała wielką arię Łucji z dzieła Donizettiego oraz Konstancję z „Uprowadzenia z seraju” Mozarta. Śpiewaczka może być w przyszłości wspaniałą Łucją i bardzo dobrą Konstancją, jeśli nauczy się większej precyzji przechodzenia między rejestrami i nada brzmieniu oczekiwaną, zwłaszcza w repertuarze mozartowskim słodycz.
Niemiecki bas Lucas Enoch Lemcke, o dość jasnej barwie precyzyjnie zaśpiewał arię Sarastra. Natomiast drugi utwór, pieśń Ryszarda Straussa, wydał mi się ciekawy, lecz trochę za bardzo statyczny, i jak dla mnie, monotonny. Zbyt siłowo natomiast i odrobinę bez wyrazu zabrzmiał baryton Binga Li. Głos chińskiego artysty sprawiał wrażenie niedostatecznie swobodnego i rozluźnionego.
Na pewno wpływ na prezentacje wielu uczestników miał stres. Pięknie dźwięczny sopran Magdaleny Lucjan, w ciekawie zaśpiewanej arii Doretty z „Jaskółki” Giacomo Pucciniego, także brzmiał za mocno, z lekkim vibrato, choć artystka udowodniła wrażliwość muzyczną i sceniczną. Wydaje się, że nerwy zjadły Zhiweia Lina, barytona z Chin, który zaczął swój występ z dojrzałą świadomością Mozarta, ale skończył z wyraźnym zmęczeniem i nieopanowaniem stresu w arii Alfonsa z „Faworyty” Donizettiego. To wspaniały materiał wokalny i może po prostu brakuje mu doświadczenia. Kolejny chiński baryton, Chao Liu, mimo kilku surowości, błysnął sprawnym odczytaniem Rossiniego i wspaniałym, choć też za mocnym miejscami Mozartem.
Dobrym, przejmującym Onieginem okazał się polski baryton Tomasz Łykowski, lecz w Mozarcie pokazał się jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że ciemny głos artysty może w przyszłości wspaniale kreować repertuar dramatyczny. Także lepiej w Mozarcie wypadł ukraiński baryton Roman Markovych. Frazował on pięknie, choć często z nazbyt nerwową miejscami emisją. Mateusz Michałowski, baryton reprezentujący Polskę, bardzo interesująco, w autorski sposób zinterpretował Escamilla.
Młodych artystów poza nerwami, gubi też chęć pokazania wolumenu już w pierwszych sekundach występu. Nie zawsze mają oni świadomość, że legato i piano także pokazuje ich sztukę. W stylu Lady Makbet wykonała arię zażywającej truciznę Julii z opery Gounoda amerykańska sopranistka Shaina Martinez. Równie przedramatyzowana była jej Fiordiligi, choć głos śpiewaczki jest rzeczywiście piękny i duży. Nie jest basem w moim przekonaniu Remigiusz Nowak. Nie pomógł mu też dobór repertuaru i myślę, że lepiej i swobodniej zaprezentowałby się w partiach barytonowych.
Z ogromnym muzykalnym zacięciem pokazał się najmłodszy, 19-letni uczestnik konkursowych zmagań, chiński baryton Zhengyu Li. Nawet jeśli nie zawsze wszystkie nuty były idealnie trafione i zdarzały się zbyt niepewnie wyśpiewane dźwięki, to już jest artysta, którego występ się pamięta. Wspaniale zaśpiewała chińska sopranistka Seoho Park, z odpowiednim wyczuciem napięcia w arii Ognia z „Dziecka i czarów” Maurice’a Ravela.
Ale najjaśniejszym punktem pierwszej tury przesłuchań była Teresa Marut, sopranistka z Polski, która olśniła dramatyczną i spiżowo ciemną koloraturą w mozartowskiej arii Aspazji i wylewnością frazy w mazurku Fryderyka Chopina, napisanym w porozumieniu z naszym kompozytorem przez słynną śpiewaczkę, Pauline Viardot.
Wszystkie przesłuchania są transmitowane online na stronie: www.adasari.pl.
– Wyśpijcie się i pamiętajcie o oddechu – doradzała. Walewska, która od 2014 roku pełni funkcję Dyrektor Artystycznej Konkursu, w swoim wzruszającym powitaniu zwróciła uwagę także na fakt, że podczas przesłuchań będą z nami nie tylko Ada Sari, ale także zmarła w zeszłym roku profesor Helena Łazarska, legendarna pedagog śpiewu. Podkreśliła też, że Konkurs zawdzięcza powodzenie także Antoniemu Malczakowi, byłemu dyrektorowi Małopolskiego Centrum Kultury SOKÓŁ.
– Mam nadzieję, że Konkurs stanie się dla was czasem wspaniałym, który będzie owocował w waszej dalszej karierze – mówił Andrzej Zarych, dyrektor Małopolskiego Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu, podczas otwarcia
Dziś, 6 maja, od rana trwała rejestracja uczestników oraz pierwsze próby z akompaniatorami. Przesłuchania konkursowe wystartują w niedzielę, 7 maja. Zgodnie z przyjętą tradycją na wielu konkursach o kolejności przesłuchań decyduje przesłuchanie. W tej edycji wylosowano literę L, jako pierwsza wystąpi reprezentantka Korei Południowej, sopranistka Hyejin Lee.
Do tegorocznej 20. edycji jury zakwalifikowało 77 młodych śpiewaków z 19 krajów: Austrii, Belgii, Białorusi, Chin, Czech, Francji, Gruzji, Izraela, Korei Południowej, Meksyku, Niemiec, Polski, RPA, Słowenii, Szwecji, Turcji, Ukrainy, USA i Wielkiej Brytanii.
W międzynarodowym jury, poza Małgorzatą Walewską (przewodnicząca) i Wojciechem Maciejowskim (sekretarz) zasiądą: Marcin Habela – Profesor śpiewu na Genewskim Uniwersytecie Muzycznym, doradca artystyczny Akademii Muzycznej im. Tibora Vargi w Sion w Szwajcarii i Akademii Muzycznej szkoły Anargyriosa i Korgialeniosa na Spetses w Grecji; Beata Klatka – Dyrektor Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki oraz Kierownik AKADEMII OPEROWEJ Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie; Dominik Licht – Konsultant w zakresie castingu w Duńskiej Operze Królewskiej w Kopenhadze; Rebekah Rota – Dyrektor Opery w Wuppertalu w Niemczech (od sezonu 2023/2024); Keith Bernard Stonum – Dyrektor Artystyczny Jungen Oper im NORD (Staatsoper Stuttgart, Niemcy), śpiewak.
Konkurs potrwa do 13 maja i jak zwykle odbędzie się w trzech etapach. Pierwsze dwa oraz Koncert Laureatów rozegrają się w sali widowiskowej SOKOŁA w Nowym Sączu. Natomiast finałowe przesłuchanie będzie można obejrzeć na scenie Opery Krakowskiej. Podczas dwóch ostatnich wydarzeń Konkursu – w Krakowie i w Nowym Sączu – śpiewakom towarzyszyć będzie Orkiestra Opery Krakowskiej pod dyrekcją Piotra Sułkowskiego. Po poprzedniej edycji z pandemią w tle, w tym roku Konkurs powraca do swoich zasad – finału z orkiestrą, co jest wyzwaniem dla młodych artystów. To bardzo trudny konkurs, a dodatkową kategorią jest także przedstawienie (nieobowiązkowe) cyklu pieśni.
Międzynarodowy Konkurs Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu odbywa się co dwa lata, od 1985 roku. Jego organizatorem jest Małopolskie Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu, a współorganizatorem tegorocznej edycji jest Opera Krakowska. Za komunikaty prasowe odpowiada Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz.
Wszystkie etapy przesłuchań konkursowych otwarte są dla publiczności (w Krakowie na finał oraz w Nowym Sączu na Koncert Laureatów – niezbędne są wejściówki). Przesłuchania będą transmitowane online na stronie: www.adasari.pl.
Fundacja ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego jest jednym z patronów medialnych tego wydarzenia, a także fundatorem jednej z nagród pozaregulaminowych.
Jacques Offenbach, francuski kompozytor wielu operetek i tylko jednej opery uwielbiał bufonady. Offenbach był mistrzem w pisaniu operetek na kanwie mitów greckich („Piękna Helena” czy „Orfeusz w piekle”), jednak jego „antyczne” dzieła prawie zawsze w jakiś sposób odmalowywały mu współczesnych.
Z okazji organizowanej w Paryżu w 1867 roku Wystawy Światowej napisał „Życie paryskie”, które drwiło z wad mieszkańców miasta. Udawane hrabiny, niewierni baronowie, sprytni lokaje, uszlachcone pokojówki i… kolejarze – wszyscy oni uwikłani są w niezwykle skomplikowaną i pełną zwrotów akcji intrygę, okraszoną łatwo wpadającą w ucho, pełną francuskiej figlarności muzyką.
W „Życiu paryskim” Offenbach, jak zwykle, umieścił wymyślonego właśnie i bardzo modnego kankana. Zresztą inny jego kankan – ten z „Orfeusza w piekle” – jest najsłynniejszy na świecie. Twórca pisząc „Życie paryskie” był u szczytu sławy. Ta operetka to zachwycający i zabawny portret paryskiego społeczeństwa.
Spektakl ten grany jest według kompletnej, prapremierowej partytury z 1866 roku, zawierającej wszystkie pierwotne fragmenty, które Offenbach wykreślił lub przekomponował w późniejszych redakcjach, także na skutek cenzury. Palazzetto Bru Zane i jego członkowie proponują odkrycie oryginalnej wersji „La Vie Parisienne”. Cały materiał orkiestrowy został niedawno odkryty, ta wersja zawiera muzykę prezentowaną podczas prawykonania, dwa nowe akty to muzyka zupełnie nowa.
Jest to koprodukcja kilku francuskich instytucji: Palazetto Bru Zane, Opéra Royal de Wallonie-Liege, Opéra de Rouen, Théâtre des Champs-Elysées, Opéra Orchester national Montpellier, Opéra de Tours i Opéra de Limoges. Spektaklem zadyrygował RomainDumas.
Retransmisja z Théâtre des Champs-Elysées w Paryżu zostanie pokazana w sieci Multikino w całej Polsce 11 maja 2023 roku o godz. 18.00. Tutaj informacje o projekcjach i bilety.
Tomasz Pasternak: Jest Pani śpiewaczką, pianistką, reżyserką. Od wielu lat organizuje Pani wspaniały Opera Festiwal w Rawennie, jest Pani autorką wielu wspaniałych artystycznych projektów. Od wielu lat prowadzi Pani „Grand opera workshop”, kreatywne warsztaty poświęcone wykonywaniu opery. To nie tylko coaching wokalny, nauka i korekta śpiewu…
Cristina Mazzavillani Muti: Staram się, żeby moje warsztaty wokalne były bardzo kompleksowe. Na początku chciałabym jednak podziękować Fundacji Amicus Arte, z radością przyjęłam zaproszenie Magdaleny Krzysztoforskiej – Beucher do przeprowadzenia masterclass wraz Maestro Alessandro Benignim, z którym od wielu lat współpracuję i którego bardzo szanuję. Jestem szczęśliwa, że mogłam przyjechać do Polski właśnie w tym momencie. Wasz kraj, centrum Europy, jest bardzo gościnny i przyjął mnie z otwartym sercem. Ja, tak oddalona od tego miejsca, chcę podziękować Polakom za to, co robią. Robicie to dla nas wszystkich.
W tej trudnej dla was sytuacji, w momencie agresji na Ukrainę, osobiście nie mogę zrobić nic więcej, jak tylko przyjechać tutaj i uczyć muzyki, śpiewu i teatru. Są tu bardzo ciekawe głosy i wspaniałe talenty wokalne, jestem szczęśliwa, że mogę z nimi pracować.
Pani była już wcześniej w Polsce, jakie są Pani wrażenia z wizyty w naszym kraju?
Byłam w Krakowie. Polska to świat stworzony z duszy. Bardzo mi się tu podoba.
Mieliśmy, wiele lat temu, włoską królową, Bonę Sforzę. To dzięki niej jemy więcej warzyw, ona przywiozła nam do Polski „italianita”, czyli włoszczyznę.
Naprawdę? Muszę Panu powiedzieć, że w Polsce czuję się jak w domu. Jest niezwykła, wspaniała atmosfera i poczucie czegoś bardzo szczególnego i wyjątkowego dla nas, Włochów.
Pracuje Pani nie tylko z młodymi artystami. Ponadto nad bardzo różnym repertuarem…
Taka jest przecież idea kursów mistrzowskich. Uczestnicy zostali wyselekcjonowani przez organizatorów, nie ja ich wybierałam. Ale są naprawdę bardzo, bardzo wspaniali! Oczywiście to głównie młodzi śpiewacy, pracujemy więc przede wszystkim nad repertuarem klasycznym, dziełami Wolfganga Amadeusza Mozarta, ale także nad wykonawstwem pieśni. Koncentrujemy się na wszystkich rodzajach muzyki, niektórzy z artystów są stworzeni do wielkiego repertuaru, inni do dzieł lirycznych czy komedii muzycznej, jaką jest np. „Wesele Figara”. Podczas moich kursów chcę pokazać dyscyplinę i szacunek do muzyki. Choć mamy też szczęście pracować także nad mocniejszymi rolami, np. nad Jagonem w „Otellu”…
Czy pracuje Pani także nad Rossinim?
Nie, akurat tutaj nie pracujemy nad jego utworami. Śpiewanie tego kompozytora, szczególnie dla tenora, to ogromna specjalizacja, prawie jak cyrograf. Trudno po śpiewaniu takich ról przejść do innego repertuaru. Inaczej niż np. w przypadku Donizettiego czy Belliniego.
A co dla Pani, jako nauczycielki śpiewu, jest najważniejsze w propozycji artystycznej?
Tak naprawdę wszystko jest bardzo ważne, nie tylko głos. Najbardziej istotna jest właściwie osobowość. Obecnie zwraca się wielką uwagę na odpowiedni wygląd do roli, czyli warunki fizyczne. Postać wokalnie i aktorsko musi przekonywać i wzruszać widza. Ważna jest równowaga. Na przykład w roli Mimi trzeba ukazać nie tylko kruchość i piękne śpiewanie. Cała kreacja musi być wiarygodna, także w sensie postaciowym. Tak samo umierająca na suchoty Violetta w „Traviacie”.
Albo Butterfly…
Dokładnie. To nie tylko kwestia odpowiedniego głosu do danej roli, to także warunki czysto fizyczne, które oczywiście można uwiarygodnić grą aktorską. Obecnie trzeba mieć na uwadze, że artysta musi fizycznie pasować do roli. Naturalnie można wykonywać opery koncertowo, tam nie ma to większego znaczenia. Ale na scenie liczy się wszystko.
To działa także w drugą stronę…
Pięknie, elegancko i stylowo śpiewający sopran o małym wolumenie nie jest w stanie udźwignąć niektórych wielkich dramatów. Dlatego podczas moich lekcji staram się określić rolę, jaką młody artysta będzie mógł wykreować. Jeśli ktoś jest zbyt nieśmiały, bywa wycofany, nie zawsze może wykonywać partie pierwszoplanowe, choć to też można przełamać. Śpiew powinien być przede wszystkim zabawą i przyjemnością głównie dla wykonawcy. Dopiero wtedy można zawładnąć widzem. Zaczynamy poszukiwania od dokładnego dopasowania śpiewaka do danej roli, zajmujemy się też równolegle właściwą wokalną emisją i jego sceniczną osobowością. Nigdy nie oceniam młodego śpiewaka po pierwszych dźwiękach, muszę przeprowadzić śledztwo. Głos to tajemnica.
W swoich reżyserskich produkcjach nie podchodzi Pani klasycznie do dzieła operowego. Często używa Pani innowacyjnych technologii multimedialnych. Czym jest dla Pani nowoczesna inscenizacja?
Postaram się to wytłumaczyć. Przede wszystkim zawsze najważniejszy dla mnie jest szacunek do muzyki i do tekstu. Ponadto fundamentalne jest to, co zostało napisane przez kompozytora i autora libretta. Muzyka i słowo stanowią całość kompozycji, całość dzieła. Ale w dzisiejszych czasach mamy inne narzędzia i możliwości, których możemy używać także po to, by podkreślić myśl kompozytora. W czasach powstawania danych konkretnych utworów, np. „Otella” Giuseppe Verdiego, stosowano maszynę do wiatru. Szukano efektów i rozwiązań, które potrafiły wzbogacić muzykę i wzmocnić ukazanie dramatu. Kompozytorzy w swoich utworach przedstawiali przecież różne nastroje: atmosferę wieczoru, napięcie wiatru i burzy, słodycz poranka. I ówczesne zdobycze techniki też były dla nich ważne, oni też tego poszukiwali. I używali nowych w swoich czasach technologii.
Dziś mamy możliwość, żeby nie przedstawiać scenografii w sposób sztuczny.
Możemy działać bardziej umownie, wykorzystując zdobycze cywilizacji. Mamy reżyserię świateł, mamy projekcje video. Nie musimy budować wielkich scenografii, które są coraz bardziej kosztowne. I nie zawsze mamy możliwości, aby je przechowywać.
Tym bardziej, że we Włoszech popularny jest system stagione. Każda produkcja pokazywana jest kilka razy w trakcie jednego sezonu i zwykle już nie wraca…
Dokładnie tak. Po kilku prezentacjach spektakl znika. Inscenizacja jest kwestią umowną i jestem przekonana, że współpraca z młodymi artystami doprowadzi ich do poczucia tej wieloznaczności. Także produkcja i obsługa maszynerii powoduje wiele niepotrzebnego hałasu. Nie chodzi mi tyko o kwestie logistyczne i finansowe. Wykorzystywanie nowych zdobyczy techniki rzuca inne światło na dzieło. Z doświadczenia wiem, że młodzi artyści, choć oczywiście nie każdy tytuł można wystawić z udziałem młodych wykonawców, są na te konwencje bardziej otwarci. Ale pamiętajmy, że światła, video i inne nowoczesne rozwiązania powinny mieć znaczenie tylko wtedy, kiedy są w zgodzie z tekstem i muzyką. Z tym, co napisał kompozytor.
Wielkim i wspaniałym Pani projektem są „Le vie della amizicia” („Drogi przyjaźni”).
Pierwszy koncert miał miejsce w 1997 roku w Sarajewie. To wydarzenie miało bardzo głęboki charakter i nie mogliśmy tego nie kontynuować. Odtąd „Drogi przyjaźni” pojawiają się co roku w innym miejscu na świecie. Za każdym razem występuje tam Maestro Riccardo Muti, mój mąż. Podjęliśmy decyzję, że do tego projektu będziemy zapraszać muzyków z różnych krajów tak, by znaleźli się razem w orkiestrze i wspólnie tworzyli dzieło. Na przykład wiolonczelista z Polski, skrzypek z Armenii, śpiewak z Niemiec… Ich zadaniem jest wykonać muzykę razem, w tym samym czasie, wspólnie. Muzyka i nuty są dla wszystkich, wszyscy potrafią czytać ten ponadjęzykowy zapis. Nawet jeśli nie mogą ze sobą rozmawiać, bo nie zawsze znają konkretny język i nie zawsze potrafią się porozumieć. To niemożność porozumienia prowadzi do tych strasznych rzeczy, które działy się i dzieją. Do wojen, zbrodni, masakr.
Muzyka jest ponad podziałami, wszyscy ją rozumieją. Przemawia do wszystkich i do wszystkich potrafi dotrzeć. I tak działo się w tych wszystkich miejscach, w których byliśmy. W Bejrucie, Kairze… Wyjątkowa sytuacja miała miejsce w Brazylii. Nauczyliśmy dzieci, mieszkające w fawelach, dzielnicach nędzy, „Va pensiero” z „Nabucca”. Zaśpiewały one razem z profesjonalnym chórem i orkiestrą, mój mąż był wzruszony i zaskoczony. To był niezapomniany moment.
Muzyka może być nośnikiem pokoju. Mówimy w Polsce, że muzyka łagodzi obyczaje.
Muzyka łagodzi wszystko. A co najważniejsze, jest płaszczyzną porozumienia. I niesie pokój.
Niech zawsze niesie pokój! Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Cristina Mazzavillani Muti: śpiewaczka (sopran), pianistka, reżyserka i nauczycielka śpiewu. Organizuje Festiwal w Rawennie od 1990 roku, gdzie przewodniczy komitetowi artystycznemu. Promuje, od 1995 roku, nowatorskie warsztaty „wielkiej opery” dla młodzieży. Od 1997 roku jest promotorką projektu „Le vie dell’amicizia” (Drogi do przyjaźni), w ramach którego Riccardo Muti, począwszy od pierwszego historycznego spotkania w Sarajewie w 1997 roku, dyryguje włoskimi orkiestrami i chórami w miastach będących symbolami historii starożytnej i współczesnej, takimi jak m. in. Sarajewo, Bejrut, Jerozolima, Moskwa, Erewań, Istambuł, Kair, Damaszek, Rzym, Mazara del Vallo, Triest, Nairobi, Mirandola, Otranto, Tokio, Teheran czy Kijów. Żona legendarnego dyrygenta Riccarda Mutiego. W 2000 roku została odznaczona Nagrodą Fundacji Jerozolimskiej, a w 2005 roku otrzymała od Prezydenta Republiki Włoskiej odznaczenie Wielkiego Oficera Zasługi Republiki Włoskiej. Do Warszawy przyjechała w kwietniu 2023 roku na zaproszenie Fundacji Amicus Arte.
Fundacja Amicus Arte powstała w 2017 roku, założona została przez Davida Beuchera i Magdalene Krzystoforską – Beucher. Jej projekty to m. in. Wydawnictwo Arte, Kameralna Scena Koncertowa oraz kursy operowe muzyki klasycznej. Zakończeniem kursów prowadzonych przez Cristinę Mazzavillani Muti był koncert w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w sobotę 29 kwietnia 2023 roku, transmitowany przez Radio dla Ciebie.
Uczestnikami LAD 2023 mogą być studenci i absolwenci Wydziałów Wokalno – Aktorskich polskich uczelni muzycznych, którzy dyplom ukończenia studiów otrzymali nie wcześniej niż w 2018 roku. Do udziału w obecnej edycji LAD zaproszenie przyjęli tak wybitni śpiewacy jak dr hab. Iwona Hossa (sopran), dr Ewa Wolak (kontralt), prof. dr hab. Marek Rzepka (bas) oraz prof. dr hab. Adam Zdunikowski (tenor).
Zajęcia z ruchu scenicznego poprowadzi dr hab. Zofia Rudnicka, tancerka, choreograf i pedagog; zajęcia z charakteryzacji – Darek Kubiak, szef pracowni charakteryzatorskiej Teatru Wielkiego w Poznaniu; zajęcia z budowania wizerunku i świadomości scenicznej: Marek Kałużyński, aktor, wykładowca PWSFTviT im. Leona Schillera w Łodzi.
Zofia Rudnicka poprowadzi w tym roku po raz pierwszy zajęcia z ruchu scenicznego. Jej autorski program zakłada m. in. odkrywanie ekspresji ciała i poznanie elementów tańca z różnych stron świata. Także Marek Kałużyński, który po raz pierwszy zjawi się w Kąśnej Dolnej przedstawił niezwykłą koncepcję zajęć. A Darek Kubiak, który był autorem warsztatów na dwóch poprzednich edycjach, przygotowuje charakteryzatorską niespodziankę.
Zaproszenie przyjęli również wspaniali pianiści: dr Alicja Tarczykowska (AMuz Bydgoszcz), Joanna Steczek (AMuz Katowice), prof. Robert Marat (AMuz Łódź) i Radosław Zaworski (AMuz Bydgoszcz).
W ramach kursów uczestnicy wezmą udział m. in.: w indywidualnych lekcjach śpiewu z pedagogiem prowadzącym oraz zajęciach z ruchu scenicznego, charakteryzacji oraz budowania wizerunku i świadomości scenicznej. Mogą także uczestniczyć jako wolni słuchacze w lekcjach prowadzonych przez wszystkich pedagogów (10 godzin). Kurs kosztuje 1150 zł. Przewidziano tylko 24 miejsca. Zgłoszenia przyjmowane są do 11 czerwca 2023 roku.
Organizatorem Letniej Akademii Doskonałości jest Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego, którego prezesem jest wybitny polski tenor Adam Zdunikowski. W skład Zarządu wchodzą także Marek Czekała, Sylwester Kostecki i Iwona Hossa. Stowarzyszenie organizuje także, co dwa lata, Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego, dwie poprzednie edycje odbyły w Opera Nova w Bydgoszczy.
Tomasz Pasternak: Śpiewa Pan wielki, wymagający repertuar. Jest Pan na operowym firmamencie. Pana kalendarz wypełniony jest po brzegi. Skąd pomysł na Baltic Opera Festival?
Tomasz Konieczny: Ta idea naradzała się stopniowo. Peter Svensson, wspaniały Heldentenor, który niestety zmarł w 2021 roku, zwrócił się do mnie z pytaniem, czy nie zechciałbym wziąć udziału Weinviertler Festspiele w mieście Mikulov, niedaleko granicy czesko – austriackiej. Tam, w betonowym amfiteatrze zbudowanym jako letnie kino, w 2020 roku, miał odbyć się spontanicznie organizowany festiwal wagnerowski. Planowano wystawienie dwóch dzieł: „Tristana i Izoldy” i „Latającego Holendra” oraz Galę Wagnerowską. Zaskoczyło mnie, jak dużo moich prominentnych kolegów zgodziło się wziąć udział w tym wydarzeniu, mając pełną świadomość, że być może nie będzie to miało dla nich żadnego waloru finansowego.
Pandemia miała na Pana i Pana kolegów karierę wielki wpływ?
Do czasów zamknięcia, do marca 2020 roku, nie miałem żadnych ambicji, żeby być organizatorem, czy współorganizatorem jakiejkolwiek imprezy kulturalnej. Czułem, że jestem wykonawcą, którego po prostu się do takich imprez angażuje. Trzy pierwsze miesiące tego najcięższego lockdownu spędziłem w Wiedniu. Byłem zakontraktowany do różnych produkcji, miałem zaśpiewać kilka znaczących ról w kilkunastu spektaklach. Miałem ogromne poczucie niesprawiedliwości. W tym czasie nie wolno nam było pracować, ani występować. Trzeba było szukać alternatyw dla tego trudnego czasu. Wielu moich kolegów niestety popadło w marazm.
Ale wykorzystał Pan czas tego zastoju.
Braliśmy w tym czasie udział w wydarzeniach realizowanych online. Z pianistą Lechem Napierałą, z którym współpracuję od prawie dziewięciu lat, zrobiliśmy masterclass poświęconą polskiej pieśni i polskiej praktyce wykonawczej. Dla nas były to absolutnie nieznane rejony. Wszystko po kolei kompletowaliśmy, także sprzęt nagraniowy. Jolanta Róża Kozłowska, ambasador RP w Wiedniu w latach 2017-2022, która jest także członkinią Komitetu Honorowego Baltic Opera Festival, udostępniła nam Ambasadę Polską. I tam nagrywaliśmy nasze materiały. Codziennie też, nawet, jak mi się bardzo nie chciało, ćwiczyłem repertuar, który w tym czasie śpiewałbym w Wiedniu. Wiele rzeczy poprowadziłem do przodu, zrobiłem coś, na co nie było czasu wcześniej.
Festiwal w Mikulovie się odbył, a prasa niemiecka pisała z entuzjazmem o tym przedsięwzięciu.
Zrealizowaliśmy cztery spektakle, z których część odbyła się w deszczu. To było niesamowite, a publiczność dopisała. I wtedy przypomniałem sobie, że w 2009 roku śpiewałem w „Złocie Renu” na 100-lecie powstania Opery Leśnej w Sopocie. Miałem w uszach akustykę tego wspaniałego miejsca. Zdałem sobie sprawę, że mamy w Polsce imponujący obiekt open-air, którego kompletnie nie reklamujemy za granicą. I wbrew nazwie, nie używamy go na potrzeby opery.
W Mikulovie pomyślał Pan o Operze Leśnej w Sopocie?
Tak, wtedy zaczął się w mojej głowie rodzić ten pomysł. W wakacje, po kilku miesiącach całkowitego lockdownu, nastąpiło rozluźnienie, zaczęliśmy wychodzić na ulice. Wraz z rodziną spędzałem urlop w Juracie. Siedząc na plaży od strony zatoki, patrząc z Helu w kierunku Trójmiasta, byłem pewien, że trzeba coś z tym zrobić.
I co Pan postanowił?
Skontaktowałem się z panem Jarosławem Sellinem, wiceministrem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Minister Sellin jest z pochodzenia Kaszubem. A także wielkim melomanem. Okazało się, że on od wielu lat stara się, żeby Operę Leśną przywrócić operze. Wraz z panem Rafałem Kokotem, którego znam z młodzieńczych lat, jesteśmy obaj łodzianinami, przystąpiliśmy do działania. Użyłem wszystkich moich możliwych kontaktów, przeprowadziłem setki rozmów z potencjalnymi sponsorami, dyrektorami oper, artystami i ludźmi, do których miałem zaufanie. Zgromadziłem wokół siebie grono ludzi, którzy są, tak jak ja, dosyć szaleni. Ale którzy są też marzycielami.
I prawie udało się Panu zrealizować ten pomysł w 2021 roku.
Wszystko rozeszło się o finanse, o niemożność przekazania pieniędzy przed wydarzeniem. Wówczas pojawiła się idea zaproszenia do tego projektu instytucji kultury z Pomorza, która będzie miała te możliwości, jakich my, jako niewielkie stowarzyszenie, Dal Segno Institut, nie mieliśmy. Dyrektor Opery Bałtyckiej, Romuald Wicza – Pokojski, podczas spotkania we wrześniu 2021 roku wyraził wstępne zainteresowanie współorganizacją projektu, ale jak zastrzegł, dopiero w 2023 roku. I my podążyliśmy tym tropem. Przy wsparciu Ministerstwa i, o czym możemy już oficjalnie mówić, Orlenu, jako głównego sponsora, mamy finansowanie na pierwszy festiwal operowy.
Organizacja ogromnej imprezy o charakterze międzynarodowym działa też z korzyścią dla regionu.
Opera Leśna jako obiekt jest absolutnie wyjątkowa. Występuję w bardzo różnych miejscach na świecie, także podczas festiwali letnich. Kilka dni temu, we wtorek 25 kwietnia, na potrzeby konferencji prasowej nagrywaliśmy w pustej Operze Leśnej „Kozaka” Moniuszki. Po raz kolejny zafascynowałem się tym miejscem. Operą Leśną powinniśmy się chwalić. To jest wspaniała promocja i władze lokalne są w to włączone.
Opera Leśna jest obiektem komercyjnym, gdzie odbywa się wiele różnych wydarzeń, od koncertów rockowych po kabaretony i festiwale telewizyjne. Bo właściwie nie mamy teraz festiwali piosenki, są festiwale prywatnych stacji telewizyjnych. Dlatego ten obiekt nie jest dostępny tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Wybraliśmy termin, który wydał mi się pasujący, bo próby w Bayreuth Festpiele, gdzie w tym sezonie występuję, miały rozpocząć się tuż przed 25 lipca. Miałem nadzieję, że jest szansa, że będę wtedy wolny. „Tetralogia” miała premierę w ubiegłym roku, myślałem, że mogę być w Bayreuth nieco później. W Bayreuth próby generalne to normalne przedstawienia, z udziałem publiczności.
Można na nie dostać bilety, nie czekając w tej wielorocznej kolejce…
Tak. I dopiero potem grane są premiery. Niestety, już w październiku 2022 roku otrzymałem informację z agencji, że próby generalne „Pierścienia” na Zielonym Wzgórzu odbędą się w dniach 16-19 lipca. Dokładnie w tym samym terminie, w którym zaplanowaliśmy pierwszą edycję festiwalu.
I jak Pan zareagował?
Spełnił się czarny scenariusz, który przewidywałem w maju 2021 roku. Legło w gruzach również moje marzenie wyreżyserowania tej opery, co deklarowałem od samego początku. Ale jestem człowiekiem pragmatycznym. Mam ogromne marzenia i staram się je realizować. Jednak zdaję sobie sprawę, że idea sopockiego festiwalu jest od nich większa. Na szczęście dość szybko znaleźliśmy innego Holendra. Partię tytułową zaśpiewa mój wspaniały kolega, Andrzej Dobber, którego zawsze podziwiałem, i w którego, jako młody człowiek wpatrywałem się jak w obrazek.
Trudno. Z pełną siłą i wielką determinacją pracuję dla festiwalu. Robię to honorowo i jestem z tego dumny.
Specjalizuje się Pan w rolach niemieckich, ale śpiewa Pan wielki repertuar francuski, włoski i angielski. Czy twórczość Ryszarda Wagnera jest Panu najbliższa?
Rzeczywiście jestem głównie kojarzony z repertuarem niemieckim i od lat mam na tym polu ugruntowaną pozycję. Ale ja po prostu kocham tę muzykę. Uważam, że Wagner dokonał prawdziwej rewolucji w teatrze operowym. Właściwie dopiero od jego czasów mówimy o dramacie muzycznym, czyli dziele mniej związanym z kompozycją „numeryczną”, następującymi po sobie ariami, duetami i ansamblami. To teatr!
Jeśli chodzi o ten repertuar, czuję się naprawdę artystą bardzo doświadczonym. Bardzo dobrze znam libretto „Tetralogii” i wszystkie te zależności. Za każdym razem odkrywam tu coś nowego, to mnie nie nudzi, a cały czas fascynuje i pociąga. Nadmienię, że rolę Wotana w „Walkirii” zaśpiewałem już w siedemnastu rożnych produkcjach operowych, przedstawień było oczywiście o wiele więcej.
A czym jest „idiom wagnerowski”? Jakie cechy powinien mieć „głos do Wagnera”?
Trzeba spełniać pewne warunki. Głos, szczególnie w pewnych partiach musi mieć określony wolumen. Ale musi iść z tym w parze temperament wykonawcy dramatycznego i umiejętności aktorskie. Jestem aktorem także z wykształcenia. Bardzo żałuję, że w Polsce tak rzadko wystawia się te dzieła. To dotyczy też oper Ryszarda Straussa. Śpiewając tych kompozytów w wielu ważnych teatrach na świecie obserwuję reakcje publiczności, ludzie to bardzo emocjonalnie przeżywają. Nie jest tajemnicą, że jestem wagnerzystą. Wagner jest właściwie prawie w Polsce nieobecny. Są jakieś opory, jakieś zaprzeszłości, jakaś niechęć… Bardzo nad tym boleję. Moim zdaniem to ogromna strata dla publiczności.
A może wynika to z trudności wykonawczych?
Mamy w Polsce artystów, którzy potrafią to śpiewać. Ale przecież żyjemy w takich czasach, gdzie obsady w spektaklach operowych wszędzie na świecie są absolutnie międzynarodowe. Nie musimy w Polsce grać tylko i wyłącznie siłami polskich wykonawców. I odwrotnie, my Polacy też coraz częściej śpiewamy za granicą.
Podczas Baltic Opera Festival Wagner zestawiony będzie z Szymanowskim.
Dla mnie od samego początku było oczywiste, że trzeba połączyć repertuar zagraniczny z repertuarem polskim. Jestem także kameralistą i wykonuję bardzo dużo pieśni. Z Lechem Napierałą wydaliśmy już sześć płyt, często koncertujemy. Zawsze, gdy występuję na świecie, prezentuję polski repertuar, który zresztą – choć może nie w całości – bardzo cenię. Są pozycje, które są wspaniałe i fantastyczne. Na naszej ostatniej płycie, „From Scession to Distortion”, której premiera odbyła 31 marca, większość stanowią kompozycje polskie napisane przez Alka Nowaka oraz Henryka Czyża, zestawione z pieśniami Ryszarda Straussa.
Twórczość Alka Nowaka jest wspaniała.
Alek Nowak jest ceniony w Polsce. Zdobył wiele nagród, jest laureatem Fryderyków, dostał Paszport Polityki. Razem z dyrektorem PWM, Danielem Cichym, jesteśmy zdania, że jego twórczość trzeba jak najszerzej promować także poza granicami naszego kraju. Zrobię wszystko, żeby promować jego muzykę na świecie.
To także wspaniała promocja polskiej poezji. Baczyński, Leśmian…
Poezja to kolejna z moich fascynacji i jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Jako mody człowiek pisałem wierze, których oczywiście nikomu nie chciałbym pokazać. Krzysztof Kamil Baczyński jest moim ukochanym poetą. Leśmian – jednym z ulubionych. Najpierw ja poprosiłem Alka Nowaka o muzykę do wierszy Baczyńskiego, nawet sam złożyłem zamówienie kompozytorskie, a potem Instytut Adama Mickiewicza złożył oficjalne zamówienie na napisanie cyklu pieśni do poezji Bolesława Leśmiana. I mamy już dwie płyty poświęcone twórczości tych wspaniałych poetów i wspaniałemu polskiemu kompozytorowi.
Czy z żalem zrezygnował Pan z aktorstwa? Oglądałem Pana występy w „Pierścionku z orłem w koronie”, „Ogniem i mieczem”, czy serialu „Dom”.
Poszedłem na studia aktorskie będąc bardzo młodym człowiekiem, choć aktorstwo nie było moim pierwszym wyborem. Tak młodego człowieka nie przyjęto by na reżyserię. To było zaraz po maturze, miałem 18 lat, mama posłała mnie rok wcześniej do szkoły. Studia aktorskie realizowałem z myślą o reżyserii. Potem potoczyło się to inaczej, pojawiały się bardzo znaczące propozycje, od Andrzeja Wajdy, Ryszarda Bera, Krystyny Jandy i innych. Wspaniałe produkcje! Lubiłem granie na scenie. I sporo występowałem w teatrze i w filmie.
Jak aktor zaraził się operą?
Podczas pobytu na stypendium w Niemczech od razu poczułem bakcyla operowego. Zobaczyłem ogromny potencjał sceny operowej. I uświadomiłem sobie, że poprzez szerokość gestu i muzykę, która jest wpisana i skomponowana w kreację aktorską, jest on większy od potencjału teatru dramatycznego. Oczywiście przez parę lat zmagałem się z technicznym aspektem, środki wyrazu aktora filmowego, którym wtedy byłem, są dość minimalistyczne. Mam na myśli ruch, mimikę, spojrzenia… A na scenie operowej trzeba mieć szeroki gest. Pierwsze lata były dla mnie czasem budowania nowych środków wyrazu. Potem to wszystko razem się spotkało i od paru lat czuję się jak ryba w wodzie, szczególnie w „Tetralogii”.
A czy zaśpiewa Pan w „Śpiewakach norymberskich”? Spośród kanonicznych dzieł mistrza z Bayreuth tego tytułu jeszcze nie ma w Pana repertuarze.
Intensywnie o tym myślę. Chcę wykonać partię Hansa Sachsa, nawet miałem kilka interesujących propozycji wystąpienia w tej roli. Nawet Bayreuth mnie o to pytało. Ale uznałem, że to za wcześnie. To najdłuższa partia wagnerowska, samego śpiewu Sachsa jest w niej prawie dwie godziny. Podczas ćwiczeń z pianistą nie można prześpiewać całej partii. To wymaga ogromnej pracy, ale ja nad tym już pracuję. Przyjdzie więc czas, że zaśpiewam tę partię i zrobię to w sposób dojrzały.
Czy Sopot ma szansę zostać świątynią sztuki operowej? Tak jak Bayreuth?
Nie mam ambicji, żeby Sopot był drugim Bayreuth, choć przed wojną mówiło się o Sopocie jako „Bayreuth Północy”. Jest to kompletnie nierealne, nie jesteśmy w stanie czegoś takiego zrobić. Na Zielonym Wzgórzu prawie co roku gra się wiele wielkich tytułów. Festiwal w Bayreuth posiada pięć ogromnych sal prób, spektakle są przygotowywane właściwie równolegle. Festiwal sopocki przed wojną wystawiał tylko jeden tytuł. I mogę śmiało powiedzieć, że to jest moją ambicją. Chciałbym, żebyśmy co roku mogli zrealizować jedną nową produkcję festiwalową i drugą, którą na nasze potrzeby zrealizuje inny teatr i którą będziemy mogli zaprosić, prezentując ją jako premierę festiwalową. Chciałbym też, żebyśmy mogli powtarzać te inscenizacje, które już zrobiliśmy.
A zdradzi Pan, jakie są plany na kolejny sezon Balic Opera Festival?
Jeszcze nie. Mamy kilka rożnych pomysłów, rozmowy trwają i nie będziemy tego zdradzać. Na razie zapowiedzmy tegoroczną edycję.
Będziemy czekać! I bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję i zapraszam do Sopotu, do Opery Leśnej. Na pierwszy Baltic Opera Festival.
Pochodząca z Krakowa artystka roztacza wokół siebie aurę prawdziwego blichtru, z którym utożsamiać mogą się tylko nieliczni. W przypadku Grażyny Brodzińskiej określenie „primadonna” nie jest żadną hiperbolą czy nadużyciem. Jej wizerunek, stawiany za wzór elegancji i klasy, stał się wręcz ikoniczny. Gdy wkracza ona na scenę, zaciera się granica pomiędzy otaczającą rzeczywistością a uniwersum na wskroś baśniowym. Głos, taniec, każdy gest opanowany do perfekcji oraz szyte specjalnie dla niej suknie, z których każda jest dziełem sztuki – to wizytówka tej niezwykle lubianej śpiewaczki.
Grażyna Brodzińska jest niezaprzeczalnym potwierdzeniem tezy Bogusława Kaczyńskiego, który zwykł mawiać: Śpiewaczki są barwne jak kolibry w amazońskiej puszczy. Nie ulega wątpliwości, iż była ona na szczycie listy nazwisk najbliższych jego sercu. Z lubością i pietyzmem zapowiadał on każdy z jej występów. Jej pojawienie się na scenie wywołuje dreszcz emocji, a potem burzę oklasków – pisał najsłynniejszy polski popularyzator muzyki klasycznej. Potrafi ona, jak nikt inny, wzruszać i bawić, ujmuje nowoczesnością interpretacji i teatralną prostotą, lecz kiedy trzeba zniewala należnym gatunkowi patosem. Dodatkowo potrafi obnosić po scenie swoje przepiękne suknie z maestrią godną największych.
Kariera tej nietuzinkowej artystki trwa nieprzerwanie już od ponad pół wieku. Grażyna Brodzińska ma na swoim koncie liczne pierwszoplanowe role operetkowe oraz operowe, jak również musicalowe. Przez kolejne dekady była solistką Teatru Muzycznego w Gdyni, na scenie którego zadebiutowała w 1969 roku podczas dyrekcji Danuty Baduszkowej. Następnie weszła w skład zespołu solistów Teatru Muzycznego w Szczecinie (dzisiejszej Opery na Zamku), nieistniejącej już Operetki Warszawskiej, Teatru Muzycznego „Roma” oraz Gliwickiego Teatru Muzycznego.
Do jej najsłynniejszych scenicznych wcieleń operetkowych należą m.in.: Hanna Glawari w „Wesołej Wdówce”, Silva Varescu w „Księżniczce Czardasza”, Adela w „Zemście nietoperza”, Joanna w „Błękitnym zamku”, Daisy w „Balu w Savoy’u”, Krysia w „Ptaszniku z Tyrolu”, tytułowa „Perichola” czy Juliszka w „Błękitnej Masce”. Publiczności operowej dała się poznać m.in. jako Pamina w „Czarodziejskim flecie” i Zerlina w „Don Giovannim”, musicalowej zaś jako Eliza Doolittle w „My Fair Lady”.
Jest najczęstszą bywalczynią Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy, na który widzowie ze wszystkich stron Polski przyjeżdzają specjalnie dla niej. W ostatnich latach występowała na terenie całego kraju z cyklem koncertów „Grażyna Brodzińska i jej goście”, promując utalentowanych instrumentalistów i wokalistów. U jej boku wystąpili wówczas m.in. Janusz Kruciński, Marcin Jajkiewicz, Bogdan Kierejsza czy Wiesław Prządka.
Do jej najświeższych sukcesów zalicza się premiery operetki „Wesoła Wdówka” w Mazowieckim Teatrze Muzycznym (2019, reż. Henryk Konwiński) oraz Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku (2021, reż. Michał Znaniecki), gdzie solistka z charakterystycznym sobie wdziękiem kreuje kultową już postać Hanny. Grażyna Brodzińska wzięła także udział w licznych nagraniach. Wydała cztery solowe albumy studyjne oraz jeden z duetami operetkowymi, „Pardon, Madame”, wspólnie z tenorem Bogusławem Morką.
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.