REKLAMA

Kompleks Elektry w męskim świecie wojny i pokoju. Pierwsza powojenna realizacja „Mocy przeznaczenia” w Teatrze Wielkim w Warszawie

Można by wiele napisać o klątwie dzieła, wokół którego narosło wiele mitów, przesądów i niesprawiedliwości. Na scenach światowych opera święci nieprzerwany triumf, jeśli tylko uda się znaleźć odpowiednich protagonistów. Ale w powojennej historii teatralnej Polski „La forza del destino” pojawiła się tylko kilkukrotnie, w przeciwieństwie do innych dzieł Verdiego skomponowanych w tym jego okresie kompozytorskim, pomiędzy „Balem maskowym” i „Don Carlosem”. Opera Śląska wystawiła ją w 1961 roku pod dyrekcją Włodzimierza Ormickiego i w reżyserii Zbigniewa Zbrojewskiego, Leonorę śpiewała wspaniała Stanisława Marciniak – Gowarzewska, Preziosillą była Krystyna Szostek – Radkowa. Ponownie „Moc przeznaczenia” pojawiła się dopiero trzydzieści lat później, w Poznaniu w 1991 roku (w reżyserii Roberta Skolmowskiego). Skolmowski inscenizował także kolejne wystawienia: w Teatrze Wielkim w Łodzi (2004 rok) i Teatrze Wielkim w Poznaniu (2008 rok), a Opera Śląska po raz kolejny sięgnęła po ten tytuł w 2017 roku, w wybitnej i niestety ostatniej produkcji zmarłego przedwcześnie Tomasza Koniny.

Tadeusz Szlenkier (Don Alvaro) i Krzysztof Szumański (Don Carlo) w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński
Tadeusz Szlenkier (Don Alvaro) i Krzysztof Szumański (Don Carlo) w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński

Warszawski spektakl broni się nie tylko autorskim odczytaniem Mariusza Trelińskiego (reżyser podkreśla okrutny świat patriarchatu), lecz także wspaniałą wizją sceniczną Borisa Kudlički, słowackiego scenografa, architekta i projektanta, pracującego z Trelińskim, od czasu „Madame Butterfly” przy każdej jego produkcji. Treliński, w swojej tęsknocie za kinem, umieścił produkcję w ramach filmowej opowieści rodem z Hollywood (ciekawa czołówka, pokazana po prologu aktu pierwszego). Ten pomysł też dystansuje widza, oglądamy bowiem historię z pewnego oddalenia i możemy przeżywać fikcję, nawet jeśli uświadamiamy sobie, że staje się ona prawdą. Bardzo dobre są też kostiumy autorstwa Moritza Junge.

Przeznaczenie jest wynikiem przypadku, rozumianego jako niezamierzone zdarzenie wywołane przez błądzących bohaterów. W pierwszej scenie Leonora, spakowana i gotowa do ucieczki, cały czas ma wątpliwości, czy może rozstać się z ukochanym ojcem. Być może ten brak konsekwencji prowadzi do wielkiego dramatu i do tytułowej mocy przeznaczenia. Stąd tylko krok do greckiej tragedii, w opowieści o nieuchronności losu nic nie może się dobrze skończyć.

Tajemnicza Preziossilla, młoda Cyganka, opętana obsesyjnym nawoływaniem do wojny przypomina w pierwszym swoim pojawieniu hiszpańską Madonnę lub krwiożerczą boginię Kali, wymagającą ofiar (o czym mówi reżyser). Według mnie wyglądała ona też jako Santa Muerte (Święta Śmierć) z Meksyku, to postać bardzo iberoamerykańska. Jak sama śpiewa, jej nie da się oszukać… W swojej ostatniej scenie jest natomiast samozwańczą apoteozą Generała, nosi jego wojskową marynarkę i epatuje seksem. To przerażająca postać, jej nastawienie do motywacji walki jest chore. I również jej partia jest niezwykle trudna, najeżona kontraltowym wyzwaniem koloratury, rejestru piersiowego i górnych dźwięków. Doskonała scenicznie Monika Ledzion – Porczyńska skoncentrowała się na wyższym rejestrze, brzmiała czasem zbyt ostro, choć potrafiła przebrnąć przez meandry tej roli. Mając jednak w pamięci jej wspaniałą niedawną kreację Amneris odrobinę zabrakło mi w jej śpiewie demonizmu niskich, piersiowych dźwięków.

„Moc przeznaczenia” – scena zbiorowa © Krzysztof Bieliński
„Moc przeznaczenia” – scena zbiorowa © Krzysztof Bieliński

Kontrowersyjny pomysł wprowadzenia „Króliczków z Playboya” okazał się w realizacji genialny, konsekwentny i adekwatny do przedstawienia tragicznej wizji rozpadającego się świata. Tancerki w klubie nocnym dla panów mają za zadanie bawić i zagrzewać do zabawy. Po wybuchu wojny jako upiorne cheerleaderki swoim wyuzdanym tańcem (choreografia: Maćko Prusak) motywują żołnierzy. W obu tych patriarchalnych rzeczywistościach kobiety służą mężczyznom. Ale miałem też wrażenie, że opętane markietanki, poprzez światło zmieniające wygląd ich czaszek (jak kozły), uczestniczą w jakimś orgiastycznym święcie Dionizosa.

Króliki czy kozły? Te zwierzęta są uosobieniem rozwiązłości i niepohamowanej prokreacji zapewniającej nowe mięso armatnie. Wojna jest piękna, jak przekonują tańczące Bachantki, ale świat, który oglądamy na scenie, jest przerażający, okryty kolczastym drutem, brudem i nieszczęściem (przejmująca scena obozowego balu pełnego kalek i tańca z gumową lalką). Wstrząsający jest akt ostatni, gdzie wszystko rozgrywa się w podziemiach, stylizowanych na nowojorskie metro; twórcy sugerują, że ta wojna musiała się bardzo źle skończyć. I podoba mi się pomysł, że Leonora, umierając, idzie do nieba po schodach, bo wie, że na powierzchni spotka ją tylko śmierć.

Tomasz Konieczny (Ojciec Gwardian) w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński
Tomasz Konieczny (Ojciec Gwardian) w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński

Doskonałym pomysłem jest połączenie dwóch ojców: Markiza (w tej inscenizacji Generała) Calatravy i Padre Guardiano; choć jest to trend, a nie idea Trelińskiego – w wielu światowych inscenizacjach coraz częściej stosuje się to rozwiązanie. Leonora uciekając od ojca „ziemskiego” oddaje się w ręce ojca „niebiańskiego”, kreowanego w stylu iście wagnerowskim przez Tomasza Koniecznego. Artysta buduje też napięcie głównie poprzez minimalistyczny, acz wyrazisty sposób aktorskiego wyrazu. Piękna jest scena, gdy Leonora przybywszy do królestwa Padre Guardiano widzi w nim ojca w mundurze, a nie zakonnym habicie. Tomasz Konieczny, niewidomy ślepiec z laską, jest też w finale rodzajem Cicerone i niczym Charon przeprowadza żywych do świata umarłych w impresywnej scenerii zrujnowanego nowojorskiego metra. Głos artysty jest mocny i dramatyczny, choć także w tej partii oczekiwałbym choć odrobiny belcanta.

Izabela Matuła pięknie oddała wszystkie rozterki Leonory di Vargas w trzech wielkich ariach, ujmując swą cudowną średnicą, pewną górą i subtelnym piano, ale także zaskakującym, ciemnym i mięsistym dolnym rejestrem. Była też znakomita scenicznie, zarówno podczas uwertury (nieudana próba zdzwonienia się z ukochanym), rozmowie z Padre Guardiano, jak i w finale. Jej bohaterka najwyraźniej cierpi na kompleks Elektry, nie może zapomnieć o miłości do ojca, bo jest od niego uzależniona. Przejmujące są obrazy klasztorne, szczególnie scena chłosty, czysta i piękna plastycznie, zepsuta niestety dosłownością projekcji postaci Matki Boskiej.

Tadeusz Szlenkier jako Don Alvaro w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński
Tadeusz Szlenkier jako Don Alvaro w „Mocy przeznaczenia” © Krzysztof Bieliński

Tadeusz Szlenkier jako Don Alvaro nie pokazał wszystkich niuansów verdiowskiego śpiewu. Jego głos nabrał co prawda ogromnej szlachetności brzmienia, szczególnie w jedwabistej średnicy, ale niestety nie zawsze w górnych rejestrach. Krzysztof Szumański w roli mściciela, brata Leonory Don Carlosa, podczas premierowego spektaklu wydawał się wokalnie wyczerpany, śpiewając zmęczonym dźwiękiem. Interesujące było za to poprowadzenie jego postaci. Artysta, który swój kunszt udowodnił interpretacją Barona Scarpii, był bardzo dobry scenicznie: w tej interpretacji to lekkoduch o nieokreślonych preferencjach (np. przyjaźń z Alcade – dobra rola Michała Romanowskiego), następnie otrząsa się, kierując pragnienie swojego życia jedynie w kierunku zemsty i honorowego zabójstwa. Początkowa fascynacja Don Alvarem ma w tym odczytaniu drugie dno.

W operze dużo jest postaci drugoplanowych, które poprzez swój komizm zmiękczają ten pełen tragicznych diapazonów dramat. Takim bohaterem jest Fra Melitone, jadowicie przedstawiony przez Dariusza Macheja. Również wspaniale zaśpiewany i zagrany Trabucco Mateusza Zajdla, szczególnie w scenie tańca, zapada w pamięć w wyczekiwaniu dalszego, tragicznego rozwoju akcji, ale pozwala jednak o nim na chwilę zapomnieć. Patrick Fournillier prowadził orkiestrę równo, intensywnie i mocno, choć brakło mi odpowiedniej dynamiki oraz liryzmu Verdiowskiej frazy.

Monika Ledzion – Porczyńska (Preziosilla), Izabela Matuła (Leonora) i Krzysztof Szumański (Don Carlo) © Krzysztof Bieliński
Monika Ledzion – Porczyńska (Preziosilla), Izabela Matuła (Leonora) i Krzysztof Szumański (Don Carlo) © Krzysztof Bieliński

Jednak w tej inscenizacji wskazać można kilka zgrzytów. Dlaczego Leonora, po tak drastycznym wypadku samochodowym, nadal żyje? Czy jej dalsze losy to pośmiertna wizja? Czemu, wybierając pustelnię, nie udaje jej się ucieczka od patriarchatu? Do ostatnich granic zostały wykorzystane możliwości sceny Teatru Wielkiego, słynącej nie tylko ze swoich gabarytów, lecz także rozwiązań technicznych. Scena obrotowa kręci się nieustannie (i trochę też niestety skrzypi), co jednak można odczytać jako ciekawą interpretację ludzkiego losu, ciążącego nad nim fatum i tego, że wszystko płynie (pantha rhei). W arcyciekawej, co podkreślam, wizji reżysera tych pomysłów i tych obrotów jest być może trochę za dużo, tak jakby nie potrafił on zaufać samej muzyce i czuł potrzebę uatrakcyjnienia jej na siłę akcją sceniczną.

Spektakl stanowi swoisty melanż licznych poprzednich pomysłów wykorzystywanych przez Trelińskiego (na przykład motyw rodziny i ojca), podanych jednak w inteligentnym porozumieniu z literą libretta, ale i udaną próbą odczytania tej z jednej strony prostej, a z drugiej zaś zagmatwanej i nie do końca przekonującej historii.

Śpiewacy maję więc trudne zadania, choć w większości wychodzą z nich obronną ręką. Ale także wizja reżysera, hipnotyczna, kontrowersyjna i denerwująca naprawdę zmusza do myślenia. Pomimo wspaniałych scenicznych rozwiązań, niektóre pomysły wytrącają widza ze strefy komfortu, zachwycając i irytując. Taka jest w moim pojęciu istota teatru, bo opera jest przecież także teatrem.

„W daleki świat. Moje życie z operą w trzech aktach”. Opowieść Piotra Beczały już w księgarniach

Jest wielce interesujące, jak odmiennie reaguje widownia w różnych krajach. Każdy z teatrów operowych ma pod tym względem swoją specyfikę. W nowojorskiej Metropolitan Opera brawa są gwałtowne i krótkie, rzęsiste jak nawałnica. W Wiedniu na odwrót, widzowie dają sobie czas na aplauz. Żona zaś mówi mi często, że jestem mistrzem świata w powstrzymywaniu oklasków, ale ja wolę to od ryzyka wyjścia z roli. Chociaż tak naprawdę my, śpiewacy, potrzebujemy tych chwil, w których czujemy sympatię publiczności, to właśnie one nas uskrzydlają. Mam nadzieję, że za sprawą tej opowieści będę mógł trochę tej energii Państwu przekazać – mówi we wstępie do swojej książki Piotr Beczała.

Wspaniały polski artysta współpracuje, między innymi z teatrami: De Nederlandse Opera w Amsterdamie, Théâtre Royal La Monnaie w Brukseli, Opéra National de Paris, Bilbao Opera, Deutsche Oper i Staatsoper Unter den Linden w Berlinie, Bayerische Staatsoper w Monachium, Opernhaus we Frankfurcie nad Menem, Staatsoper w Wiedniu, Grand Théâtre w Genewie, Teatro Real w Madrycie, Teatro Comunale di Bologna, Teatro alla Scala w Mediolanie, Megaron w Atenach, Royal Opera House Covent Garden w Londynie, San Francisco Opera, Lyric Opera of Chicago i Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Regularnie gościnnie koncertuje na najważniejszych międzynarodowych festiwalach: Salzburg Festival, Vienna Festival Weeks, Vienna Klangbogen Festival, Styriarte Graz, Bad Kissingen Festival, Zurich Festival, Lucerne Festival, Montpellier Festival, Festival de Saint Denis.

Na najsłynniejszych scenach operowych występuje zarówno jako śpiewak, jak i ambasador kultury polskiej – to dzięki jego inicjatywie doszło do wystawienia „Halki” Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego na deskach Theater an der Wien.

Piotr Beczała jako Werter w Gran Teatre del Liceu w Barcelonie © Antoni Bofill

Repertuar Piotra Beczały obejmuje głównie tenorowe partie liryczne w operach Vincenzo Belliniego, Gaetano Donizettiego, Antonína Dvořáka, Charlesa Gounoda, Leoša Janáčka, Alberta Lortzinga, Julesa Masseneta, Wolfganga Amadeusa Mozarta, Jacquesa Offenbacha, Giacomo Pucciniego, Antona Rubinsteina, Bedřicha Smetany, Richarda Straussa, Karola Szymanowskiego, Piotra Czajkowskiego, Giuseppe Verdiego i Richarda Wagnera, oraz w operetkach: Ferenca Lehára, Johanna Straussa.

Piotr Beczała był wielokrotnie wyróżniany najbardziej prestiżowymi nagrodami świata opery, w tym statuetką International Opera Award (2018), Europejską Nagrodą Kulturalną „Taurus” Kammersänger opery wiedeńskiej (2019). Monachijskie nagranie „Traviaty” z jego udziałem nominowane zostało do nagrody Grammy. Na rodzimym gruncie otrzymał m. in. „Fryderyka” w kategorii „Artysta roku 2014”. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2015) i Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2018). Otrzymał także „Złotą Muszkę”, Nagrodę im. Bogusława Kaczyńskiego w 2019 roku.

Okładka książki © Wydawnictwo Poznańskie

Kilka dni temu do polskich księgarń trafiła jego książka, pod tytułem „W daleki świat. Życie operowe w trzech aktach”. W przeciwieństwie do ostatnio opublikowanych wywiadów-rzek z Małgorzatą Walewską i Aleksandrą Kurzak, opowieść Beczały jest w pewnym sensie autobiografią i monologiem wewnętrznym narratora. Artysta w fascynujący sposób opowiada o przebiegu swojej kariery, ale mówi też o wpadkach na próbach i „rozmaitych” koncepcjach reżyserskich. Zdradza, co ma wspólnego pieczenie z premierami i dlaczego jest to ważne, szczególnie w czasach kryzysu, aby konsekwentnie płynąć pod prąd. Książka podzielona jest na „trzy akty” – w pierwszym tenor opowiada o swojej drodze na operowy Olimp, w drugim o sukcesach na scenach międzynarodowych. W trzecim, refleksyjnym rozdziale dzieli się przemyśleniami na temat swojej kariery, szczególnie interesujące rozdziały: „Kilka refleksji o pracy tenora”, czy „Życie dla sztuki”.

Książka jest tłumaczeniem publikacji, która ukazała się w 2020 roku za granicą (w Austrii, nakładem wydawnictwa Amathea Verlag), opowieści Piotra Beczały wysłuchała i spisała Susanne Zobl. Na język polski przetłumaczyła je Maria Wagińska – Marzec, a wydało ją Wydawnictwo Poznańskie.

„Głos serca dla Ukrainy 2023”. Charytatywny koncert operowy we Wrocławiu

W koncercie w zabytkowym wnętrzu Oratorium Marianum Uniwersytetu Wrocławskiego zaśpiewają soliści, którzy występują na scenach polskich i europejskich: Joanna Moskowicz (sopran), Iryna Zhytynska (mezzosopran), Rafał Bartmiński (tenor) i Jerzy Butryn (bas baryton). Na fortepianie towarzyszyć im będą pianiści: Ashot Drnayan-Babrouski i Katarzyna Neugebauer.

Program wydarzenia to autorska propozycja artystów, którzy przygotowali arie i duety zarówno ze znanych operetek (w końcu mamy karnawał!), jak i klasyczne pozycje operowe nieczęsto wykonywane na kameralnych koncertach. Usłyszymy m. in. arię Stefana „Cisza dokoła” ze „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki, „Duet kwiatów„ z opery „Lakmé” Léo Delibesa, wesoły czardasz Rozalindy i kuplety Księcia Orłowskiego z „Zemsty nietoperza” Johanna Straussa, monumentalną arię księżnej de Bouillon z „Adriany Lecouvreur” Francesca Cilei, wzruszającą scenę Króla Filipa „Ella giammai m’amo” z „Don Carlosa” Giuseppe Verdiego, a także pieśni neapolitańskie, ukraińskie oraz… nieśmiertelne „Brunetki, blondynki”.

Koncert jest niebiletowany. Zaproszeni są wszyscy, którzy chcą finansowo wesprzeć ofiary wojny w Ukrainie, a jednocześnie wziąć udział w niezapomnianym wydarzeniu muzycznym. Uprzejmie informujemy, że wolontariusze podczas wydarzenia przyjmować mogą wyłącznie gotówkę. Sugerowana wartość cegiełki na ten wyjątkowy koncert waha się od 30 do 50 złotych.

Charytatywny koncert operowy „Głos serca dla Ukrainy 2023” odbędzie się 22 stycznia 2023 roku (niedziela), o godz. 17:00 w Oratorium Marianum (Uniwersytet Wrocławski, Plac Uniwersytecki 1, wejście główne – przez niebieskie drzwi od strony ul. Więziennej).

Na koncert zapraszają Stowarzyszenie im. Richarda Straussa oraz Fundacja Ukraina.

Plakat „Głos serca dla Ukrainy 2023” © materiał nadesłany

Polscy artyści na świecie: Piotr Buszewski debiutuje w Metropolitan Opera w „Dialogach Karmelitanek” Francisa Poulenca

Piotr Buszewski urodził się w 1992 roku. Studiował na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, Accademia Nazionale di Santa Cecilia pod kierunkiem Renaty Scotto, w Juilliard School w Nowym Jorku oraz w Academy of Vocal Arts w Filadelfii. W Stanach Zjednoczonych zadebiutował w amerykańskiej premierze opery „Pigmalione” Gaetana Donizettiego w New York City Opera oraz wcielił się w rolę Księcia Mantui w „Rigoletcie” w Wolf Trap Opera. W 2018 roku otrzymał 3. nagrodę oraz nagrodę specjalną Teatro alla Scala w Konkursie im. Leyli Gencer w Stambule. Podczas Metropolitan Opera National Council Auditions w Nowym Jorku w 2019 roku wykonał arię Stefana ze „Strasznego dworu”. Otrzymał pierwszą nagrodę w Konkursie im. Marcella Sembrich International Voice Competition.

W zeszłym sezonie zadebiutował w Berlin Staatsoper jako włoski śpiewak w „Kawalerze srebrnej róży” Ryszarda Straussa, wystąpił jako Cassio w „Otellu” Giuseppe Verdiego, Izmaela w „Nabuccu”, Nemorina w „Napoju miłosnym” w Operze w Hamburgu praz Nadira w „Poławiaczach pereł” w Operze Wrocławskiej. W tym sezonie zaśpiewał Rudolfa w „Cyganerii” w Teatrze Wielkim w Warszawie u boku Adriany Ferfeckiej (Mimi), Szymona Mechlińskiego (Marcello) i Aleksandry Orłowskiej (Musetta).

W najbliższym czasie wystąpi jako Książę w „Rusałce” Antonína Dvořáka w Théâtre du Capitole w Tuluzie, Rinuccio w „Gianni Schicchi” Giacoma Pucciniego w San Diego Opera, Fadinard w „Il cappello di pagli”a Nino Roty w Operze w Grazu. W kwietniu w Warszawie zaśpiewa tenorową partię w „Stabat mater” Antonína Dvořáka, u boku Izabeli Matuły, Anny Lubańskiej i Rafała Siwka, pod dyrekcją Andrzeja Boreyki.

A w Nowym Jorku wystąpi 5 razy: przedstawienia zaplanowane są na 15, 18, 21, 25 i 28 stycznia. Spektakl w reżyserii Johna Dextera miał swoją premierę w 1977 roku. Kilka lat temu był transmitowany w ramach cyklu „The MET Opera: Live in HD”. Na scenie Met zobaczymy Ailyn Pérez (Blanche), Alice Coote (Madame de Croissy, Stara Przeorysza), Christine Goerke (Madame Lidoine, Nowa Przeorysza), Jamie Barton (Matka Maria) i Sabine Devielhe (Siostra Konstancja). Orkiestrę poprowadzi Bertrand de Billy.

„Antonina Kawecka w setną rocznicę urodzin”. Uroczysty Koncert Jubileuszowy w Teatrze Wielkim w Poznaniu

Dla jednych była Maestrą, dla pracowników Teatru, jak i dla wiernej publiczności po prostu Tośką. Z czasem „Tośka” nabrała też i innego znaczenia. Partię Florii Toski artystka śpiewała najwięcej razy, podbijając serca melomanów – to nią żegnała się ze sceną.

Antonina Kawecka urodziła się 16 stycznia 1923 roku w Warszawie. Od dziecka wykazywała talent muzyczny i aktorski. Naukę śpiewu rozpoczęła w czasie okupacji w tajnym Konserwatorium Warszawskim pod opieką Stanisława Kazuro, Margerity Tromboni-Kazuro i Piotra Rytla. Młoda adeptka śpiewu występowała podczas koncertów organizowanych przez Radę Główną Opiekuńczą. Pierwszy odbył się w 1943 roku.

Po zakończeniu wojny artystka Antonina Kawecka otrzymała angaż w Państwowej Operze Śląskiej w Bytomiu (1945), gdzie jej ówczesny dyrektor – Adam Didur – zebrał doskonały zespół solistów. Artystka wykonywała najpierw partie mezzosopranowe: debiut w partii Loli w „Rycerskości wieśniaczej”, Zofia w „Halce”, Jadwiga w „Strasznym dworze”, Berta w „Cyruliku sewilskim”, Suzuki w „Madame Butterfly”, Mercedes, a następnie tytułowa Carmen w operze Bizeta. Rolą tą zdobyła serce publiczności, a podobne uznanie wzbudziła jej Amneris w „Aidzie”.

Antonina Kawecka jako Carmen © Grażyna Wyszomirska | Teatr Wielki w Poznaniu
Antonina Kawecka jako Carmen © Grażyna Wyszomirska | Teatr Wielki w Poznaniu

Nagłe zastępstwo w roli Santuzzy w „Rycerskości wieśniaczej” określiło wokalną przyszłość Antoniny Kaweckiej – najwspanialsze partie sopranowe. Dziennikarze doceniają talent Kaweckiej i nazywają ją „jedną z gwiazd odrodzonej opery polskiej”. Warszawski sukces artystów z Bytomia utwierdza Zygmunta Latoszewskiego, dyrektora Teatru Wielkiego w Poznaniu, w przekonaniu, że warto do zespołu zaprosić Antoninę Kawecką.

Od sezonu 1947/1948 Artystka śpiewa już dla poznaniaków. Na początku wykonuje repertuar przeznaczony dla mezzosopranów. Jest Olgą w „Eugeniuszu Onieginie”, nadal święci triumfy jako Carmen i Amneris. Pozostaje pod stałą opieką wokalną Józefa Wolińskiego. Dzięki sugestiom Latoszewskiego z czasem zaczyna sięgać po role sopranowe; rozpoczyna od partii Tatiany w „Eugeniuszu Onieginie”. Jako sopran odnosi największe sukcesy, zajmując czołowe miejsce wśród solistów poznańskiej sceny. W jej repertuarze znajduje się przeszło czterdzieści partii, w tym m. in. Aida, Tosca, Amelia, Desdemona, Leonora w „Trubadurze” i Elżbieta w „Tannhäserze”, Jarosławna w „Kniaziu Igorze”, Katarzyna Izmajłowa w „Lady Makbet mceńskiego powiatu” i Agata w „Wolnym strzelcu”.

Antonina Kawecka jako Aida © Grażyna Wyszomirska | Teatr Wielki w Poznaniu
Antonina Kawecka jako Aida © Grażyna Wyszomirska | Teatr Wielki w Poznaniu

Jednak jednym z jej największych sukcesów wokalnych okazuje się Halka. Opera Moniuszki w inscenizacji Leona Schillera i pod kierownictwem muzycznym ówczesnego dyrektora poznańskiej sceny Waleriana Bierdiajewa ma premierę 22 stycznia 1950 roku. Recenzenci zgodnie obwieszczają triumf Antoniny Kaweckiej, która na wiele lata pozostaje Halką doskonałą. Wykonuje tę partię nie tylko na gościnnych scenach operowych w Polsce, ale także jest zapraszana za granicę. Śpiewa Halkę w Bratysławie (1950), Pradze (1951), Budapeszcie i Cluj (1952), Moskwie i Berlinie (1953) oraz w Bukareszcie (1956). Ponadto Artystka występuje w rożnych przedstawieniach, także w Chinach, NRD i RFN, Stanach Zjednoczonych, Francji i Włoszech. Wzrasta też dorobek fonograficzny solistki, w tym szczególne uznanie zdobywa nagranie „Halki”.

Antonina Kawecka żegna się z poznańską sceną w 1979 roku. Po zakończeniu kariery scenicznej Antonina Kawecka dzieli się swoim doświadczeniem ze studentami ówczesnej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Poznaniu, z którą rozpoczęła współpracę już w 1971 roku. Wypuszcza w świat doskonałe grono śpiewaków, są wśród nich między innymi: Elżbieta Ardam, Barbara Mądra, Aga Mikolaj i Wojtek Drabowicz – wszyscy oni błyskawicznie podbijają sceny operowe w Polsce i za granicą. Ponadto bierze udział w pracach jury podczas licznych konkurów wokalnych, jest także członkiem Kapituły Zasłużonych SPATiF-ZASP.

Antonia Kawecka umiera 5 października 1996 roku. Jest pochowana w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Komunalnym na poznańskim Junikowie.

Poznaniacy pamiętają o wybitnej Artystce. Przy ulicy Wieniawskiego, obok budynku Opery, znajduje się skwer Jej imienia, natomiast na budynku przy ulicy Libelta 1, gdzie w latach 1948-1978 mieszkała Antonina Kawecka, znajduje się tablica pamiątkowa ufundowana przez jej wnuka, Wojciecha.

Koncert poświęcony jej pamięci, pod honorowym patronatem Prezydenta RP, odbędzie się w Auli Uniwersyteckiej w poniedziałek, 16 stycznia br., o godz. 19:00. Wystąpią: Iwona Sobotka, Magdalena Nowacka, Gosha Kowalinska i Dominik Sutowicz. Chórem, przygotowanym przez Mariusza Otto i orkiestrą Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu zadyryguje Tadeusz Kozłowski. Wydarzenie poprowadzą Beata Demianowska i Andrzej Ogórkiewicz. W programie znajdą się fragmenty dzieł, w których występowała ta wybitna artystka, m. in. „Otella”, „Mocy przeznaczenia”, „Madame Butterfly”, „Halki” i oczywiście „Toski”.

W wieku 77 lat odeszła Antonina Kowtunow, gwiazda śpiewu koloraturowego, primadonna Opery Poznańskiej i wspaniały pedagog

Antonina Kowtunow ukończyła studia we Wrocławiu, a swój warsztat wokalny doskonaliła podczas stypendium w Weimarze. Jeszcze podczas studiów zdobyła IV nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym we Wrocławiu, a niedługo później tryumfowała na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym w Tuluzie we Francji. Debiutowała na scenie Opery Wrocławskiej jako Żywia w „Starej baśni”Władysława Żeleńskiego. Tam też po raz pierwszy zaśpiewała partię Gildy w „Rigoletcie” Giuseppe Verdiego.

W Operze Poznańskiej wykreowała ponad 50 partii operowych, wystąpiła także jako Olimpia w „Opowieściach Hoffmana” Jacques’ Offenbacha, Konstancja i Blonda w „Uprowadzeniu z seraju”, Zuzanna i Marcelina w „Weselu Figara”, Despina i Fiordiligi w „Così fan tutte”, Donna Anna w „Don Giovannim” Wolfganga Amadeusza Mozarta, Zerbinetta w „Ariadnie na Naksos” Ryszarda Straussa, Norina w „Don Pasquale”, Maria w „Córce pułku”, Corilla w „Viva la mamma” Gaetana Donizettiego, Adela i Rozalinda w „Zemście nietoperza” Johanna Straussa, G. Donizettiego, Hanna w „Strasznym dworze” Stanisława Moniuszki, Gabriela w „Diabłach z Loudun” Krzysztofa Pendereckiego, Roksanę w „Królu Rogerze” Karola Szymanowskiego, Śpiewała także Goudę w „Skrzypku na dachu, Carlottę w „Upiorze w operze” i Dorotę w „Krakowiakach i Góralach”. Antonina Kowtunow śpiewała też partię Kopciuszka w dziele Gioachina Rossiniego, roli, która w tradycji wykonawczej śpiewają mezzosoprany i kontralty.

W latach 1978- 1982 współpracowała z Teatrem Wielkim w Warszawie. Od początku kariery śpiewała także za granicą m.in. w Pradze i Bukareszcie. Z macierzystym Teatrem Wielkim występowała w RFN, Wielkiej Brytanii, USA, Francji, Belgii, Holandii, Luksemburgu, Bułgarii, Rumunii, Finlandii, Portugalii, Włoszech, Czechosłowacji i ZSRR.

Antonina Kowtunow jako Amina, 2 maja 1982, Opera Śląska (Bytom) © Encyklopedia Polskiego Teatru
Antonina Kowtunow jako Amina, 2 maja 1982, Opera Śląska (Bytom) © Encyklopedia Polskiego Teatru

Na stronie Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu Stefan Drajewski pisze, że Antonina Kowtunow była gwiazdą operową, która stała na granicy dwóch światów. Z jednej strony miała w sobie cechy wielkich primadonn, o których czytamy w pamiętnikach, śpiewaczki w dawnym stylu, przywiązującej wagę do swojego wyglądu, zachowania na scenie i poza sceną… Z drugiej zaś była szalenie nowoczesna i niezależna, gotowa na ryzyko artystyczne, jeśli tylko reżyser lub dyrygent ją przekonali. Podobnie jak wielkie primadonny przywiązana była do swojego teatru. Darmo szukać dziś gwiazdy, która przez ponad trzydzieści lat byłaby wierna scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Moja profesorka Irena Bardy-Tartyłło mówiła, że trzeba mieć swoje gniazdo, z którego się wyfruwa i do którego się wraca. Poznań był dobrym domem. Wyfruwałam i dobrze mi z tym było. Ale zawsze miałam dokąd wracać – twierdziła przed laty Antonina Kowtunow. – Po sukcesie na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym w Tuluzie mogłam poczekać dwa tygodnie w Wiedniu, by stanąć do przesłuchania przed szefem tamtejszej opery, ale wróciłam do Poznania, bo czekały mnie ostatnie próby do premiery. Widać mam w sobie coś z agenta ubezpieczeniowego. Nie potrafiłam postawić wszystkiego na jedną kartę, ale nie żałuję.

Zaśpiewałam partie, o których nawet nie marzyłam – mówiła po latach. – Taki był i jest Teatr Wielki w Poznaniu, że mając takie koloratury, jak Krystyna Pakulska czy ja, dawał nam szansę poprzez dobór repertuaru… Nie zaśpiewałam tylko jednej partii w koronie ról koloraturowych – Łucji w operze „Łucja z Lamermooru”.

Jako pedagog w latach 1990 do 2000 roku pracowała jako konsultantka wokalna solistów Teatru Muzycznego w Poznaniu. W latach 1999–2012 prowadziła klasę wokalną w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Zespole Szkół Muzycznych w Poznaniu. W 2000 roku objęła klasę śpiewu w Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego. W 2013 otrzymała tytuł profesora zwyczajnego. W 2018 roku pożegnała się z uczelnią. Była pomysłodawczynią i organizatorką odbywającego się od 2014 roku Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego w Drezdenku.

Żyła 77 lat. Artystka zostawiła po sobie wiele nagrań radiowych, telewizyjnych i płytowych, zarejestrowano m. in. jej recital wokalny w TVP z cyklu „Piękne głosy” w reżyserii Laco Adamika, „Wokół Wielkiej Sceny” pod redakcją Piotra Nędzyńskiego czy „Stabat Mater” Szymanowskiego pod dyrekcją Mieczysława Dondajewskiego, w reżyserii Ryszarda Peryta.

„Stabat Mater” Karola Szymanowskiego. Antonina Kowtunow – sopran, Ewa Werka – alt, Jan Czekay – baryton. Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego w Poznaniu, dyryguje Mieczysław Dondajewski. Opera Poznańska (1984)

Wstrząsnęła mną ta wiadomość… Zupełnie niespodziewanie odeszła wybitna śpiewaczka, wspaniały pedagog i szalony niezwykły człowiek – napisała na Facebooku Iwona Hossa. – Zawsze pełna energii, życzliwa, aktywna i ciekawa świata. Kochająca ludzi z wzajemnością. Żegnaj, kochana Tolu.

Maskarady i karnawałowe szaleństwo w najbardziej znanych miejscach na świecie

0

Jednym z najsłynniejszych, a jednocześnie największych ulicznych wydarzeń tego typu jest z pewnością karnawał w brazylijskim Rio de Janeiro, wpisany w 2014 roku do Księgi Rekordów Guinessa, ponieważ na ulicach Rio bawiło się w jednym czasie 5 milionów osób. Główna zabawa trwa przez 5 dni i wygląda jak wielka, wielogodzinna parada. Rozpoczyna się wybraniem króla karnawału i przekazaniem uczestnikom kluczy do miasta. Towarzyszy temu pokaz sztucznych ogni. Punktem centralnym tej szalonej karnawałowej parady są pokazy taneczne na słynnym Sambodromie, na którym przez pięć dni i pięć nocy rywalizują ze sobą tancerze różnych szkół samby. Bilety na te występy nie są tanie, ale naprawdę warto zobaczyć te niezwykle zgrabne, roztańczone Brazylijki i podziwiać pełne przepychu wspaniałe, wielobarwne, ale też bardzo skąpe stroje tancerek i tancerzy.

Karnawał w Rio de Janeiro, 2018

W Europie najpopularniejszym karnawałem jest Carnevale di Venezia. Jego początki sięgają XIII wieku, kiedy to imprezy taneczne trwały przez cały miesiąc. Niestety pod koniec XVIII wieku, za panowania króla Austrii, kiedy przestała istnieć Republika Wenecka, karnawał został zniesiony. Podbój miasta przez Napoleona w 1797 roku oznaczał całkowity koniec tego wydarzenia. Napoleon obawiał się, że podczas masowych imprez mogą powstawać bunty i z tego powodu zakazał organizacji karnawału. Dopiero w 1979 roku rząd włoski zadecydował o wskrzeszeniu tej pięknej tradycji.

Karnawał w Wenecji, 2020 rok (muzyka: N. Paganini – Il Carnevale di Venezia, G.P. Reverberi – Musica Fantasia)

To barwne widowisko, pełne zabawy i radości, każdego roku przyciąga do Wenecji turystów nie tylko z Włoch, ale również z całego świata. Oficjalnie karnawał w Wenecji trwa od kilku do kilkunastu dni. To właśnie tutaj, na wielkiej scenie, zwanej największą salą balową Europy – na Placu św. Marka – można spotkać najwięcej osób przebranych w bogato zdobione stroje z poprzednich epok. Każdego roku karnawał rozpoczyna się od „lotu anioła”, kiedy akrobata unosi się na stalowych linach nad placem św. Marka. Częścią dzisiejszego karnawału są tradycyjne przedstawienia nazywane Commedia dell´Arte, które odbywają się zarówno w teatrach, jak i na ulicach miasta. Wenecka maska to niezbędny element każdej kreacji.

Maski wykonywane są z porcelany, gipsu lub gazy i przyozdabiane najróżniejszymi koralikami, cekinami, piórkami, a także koronkami. Wszystko to w niezwykłych, soczystych kolorach tworzy w całości pewnego rodzaju małe arcydzieła. Każdy detal jest bardzo precyzyjnie dopracowany. Na koniec karnawału wybiera się najpiękniejszą maskę, a na placu św. Marka odbywa się wielki bal oraz pokaz sztucznych ogni.

Niektóre rodzaje masek (wg portalu Moja Wenecja):

  • Dottore – chyba najbardziej znana maska, z długim dziobem, która była noszona przez medyków. Jej kształt był uzasadniony tym, że na końcu długiego nosa lekarze wlewali sobie ziół, by zniwelować zapach rozkładających się ciał.
  • Pantalone – to maska z długim nosem i skośnymi oczami, przedstawiająca smutnego starca.
  • Volto – biała maska, symbolizująca ducha, noszona najczęściej z trójkątnym nakryciem głowy.
  • Bautta – kwadratowa maska, noszona z kapeluszem i peleryną, nie posiada otworu na usta.
  • Colombina – popularna maska zakrywająca jedynie oczy, najczęściej dostępna w kolorze srebrnym lub złotym.
  • Arlecchino – maska w kolorze czarnym, symbolizująca niewolnika. Często wykonana ze skóry lub drewna.
  • Moretta – to z kolei rodzaj maski, która nie ma zapięcia. Trzeba ją umocować przy twarzy, trzymając w zębach specjalny guzik, montowany od środka. Uwaga – ciężko coś w niej powiedzieć.

Każdego roku karnawałowi weneckiemu przyświeca inne hasło przewodnie, dlatego zarówno stroje, jak również maski powinny do tego tematu nawiązywać. W tym roku hasło brzmi: „Masz czas na oryginalne znaki”, (Take Your Time for the Original Signs), nawiązujące do zodiaku.

Karnawał w Wenecji- przepiękne stroje i maski

Również w Europie, w Nicei na Lazurowym Wybrzeżu od ponad 140 lat odbywa się uroczysty karnawał. Jego początki sięgają wprawdzie 1294 roku, ale wydarzenie w obecnej formie jest organizowane od 1872 roku. Karnawał wymyślono, by zapewnić rozrywkę burżuazji zimującej na francuskiej Riwierze, a obecnie z tej znakomitej imprezy korzystają wszyscy turyści i mieszkańcy miasta.

Każdego roku w barwnych paradach występuje około 1000 artystów z wielu krajów i 18 jeżdżących platform z ogromnymi kukłami, które lokalni artyści tworzą na kilka miesięcy wcześniej. Przedstawiają one między innymi postacie ze świata bajek. Karnawał rozpoczyna się wjazdem ogromnej kukły Króla Karnawału na Plac Massena w Nicei. Przez wszystkie dni zabawy król stoi tuż obok Fontanny Słońca i bierze udział w paradach. Towarzyszy mu równie duża kukła Królowej Karnawału. 

Każdego roku zmienia się motyw przewodni imprezy. Odbywają się także inne wydarzenia związane z karnawałem: Parada Światła (Corso Carnavalesque Illuminé) oraz Bitwa Kwiatowa (Bataille de Fleurs) to najważniejsze z nich. Na Placu Massena ustawiane są ogromne trybuny dla publiczności, aby w godzinach wieczornych można było podziwiać przechodzący barwny pochód artystów i kukieł, a wszystko to podświetlone i tańczące w rytm muzyki. Wystrzeliwane jest jednocześnie konfetti, którego zużywa się co roku 20 ton.

W pobliżu starego Miasta Nicei na Promenadzie Anglików organizowana jest Bitwa Kwiatowa. Kolorowy korowód samochodów udekorowany jest niezliczoną ilością świeżych kwiatów, a siedzący w nich przebrani ludzie obrzucają nimi publiczność.

Karnawał w Nicei, 23.02.2019

Szacuje się, że co roku podczas jednej bitwy zużywa się 100 tysięcy kwiatów. Są to w przeważającej większości nicejskie kwiaty takie jak mimozy, gerbery, lilie i róże. Należy wspomnieć, że impreza ta jest biletowana. Dzieci naturalnie mają zniżki, natomiast osoby, które są przebrane w barwne kostiumy, mają możliwość wejść na teren imprezy za darmo. Karnawał Nicejski kończy się spaleniem kukły Króla Karnawału.

Karnawał w Nicei, Corso Kwiatowe, luty 2018

Jeśli chodzi o bale karnawałowe, obecnie coraz popularniejsze stają się tematyczne imprezy, podczas których uczestnicy przebierają się w stroje zgodne z ustalonym wcześniej motywem przewodnim. W organizację takich zabaw często angażują się osoby prywatne, aby w gronie najbliższych znajomych zrobić imprezę karnawałową, bo karnawał jest co roku wielkim wydarzeniem towarzyskim. W tym roku znowu będziemy mogli wspólnie ze znajomymi bezpiecznie bawić się i mamy nadzieję, że maseczki, które musieliśmy nosić, pozostaną jedynie karnawałowym przebraniem.

Finisaż wystawy „Bogusław Kaczyński – z Białej Podlaskiej w Świat”

Prezydent Białej Podlaskiej Michał Litwiniuk i dyrektor Muzeum Południowego Podlasia Rafał Izbicki podsumują 4-miesięczną wystawę oraz 4. Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego. Następnie Gabriela Kuc-Stefaniuk (rzeczniczka Urzędu Miasta Biała Podlaska) i Krzysztof Korwin-Piotrowski poprowadzą spotkanie, podczas którego zabiorą głos także przyjaciele i znajomi Bogusława Kaczyńskiego. O jego czasach młodości opowiedzą m.in.: Janusz Denisiuk, Jan Hałabuda, Alicja Milaszewska, Małgorzata Kozłowska, Lidia Przesmycka, Krystyna Nowicka, Grzegorz Jobda, Andrzej Czapski, Istvan Grabowski, Ziemowit Kowieski i Waleria Mialeszko, która użyczyła zdjęć do wystawy.

Wystąpią również wybitnie uzdolnieni uczniowie Zespołu Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Białej Podlaskiej: Julia Kalicka i Aleksander Żyła. Młodym skrzypkom będzie towarzyszyć przy fortepianie Maria Trofymchuk. Zagrają utwory Grażyny Bacewicz, Niccolo Paganiniego i Henryka Wieniawskiego. Zostaną także zaprezentowane fragmenty książki Anny Lisieckiej „Będę sławny, będę bogaty. Opowieść o Bogusławie Kaczyńskim”, opublikowanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Muza we współpracy z Fundacją ORFEO im. Bogusława Kaczyńskiego.

Wystawa „Bogusław Kaczyński – z Białej Podlaskiej w Świat”  © ORFEO

Na godzinę 13.00 zaplanowane zostało ostatnie oprowadzanie kuratorskie. Pierwszym zwiedzanym miejscem jest sala „bialska”, w której można zobaczyć między innymi nagrody, dokumenty rodzinne, zdjęcia, akordeony. Na ścianie znajduje się ogromny fotos z młodym Bogusławem Kaczyńskim na tle rodzinnego domu przy ulicy Pocztowej 11. W wydzielonej części pomieszczenia jest stół rodzinny nakryty do wigilii, z udekorowaną choinką umieszczoną w rogu. Zwraca uwagę także konik na biegunach i rower.

W sali „światowej” warto zwrócić uwagę na biurko Bogusława Kaczyńskiego z jego ulubionym fotelem i „lampą Aladyna” oraz stuletnim telefonem. Na ścianach wiszą obrazy Tomasza Sętowskiego i Jerzego Dudy-Gracza (portrety Bogusława Kaczyńskiego). Pokój został udekorowany dużą ilością zielonych roślin i kwiatów, a na suficie są zawieszone motyle, które Bogusław Kaczyński przyczepiał sobie do marynarki w okresie karnawału. Jest kolekcja słoni, książek i płyt. Zostały też powieszone plakaty i zdjęcia z Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju oraz fotografie z podróży do różnych krajów Europy, Azji, Ameryki i Afryki (safari w Kenii).

Sala „telewizyjna” © ORFEO

W sali „telewizyjnej” są wyeksponowane nagrody, m.in. Wiktory i Super Wiktor, a także „Złote Ekrany”. Na monitorze można obejrzeć fragmenty programów z cyklu „Operowe Qui Pro Quo”, realizowanych przez Bogusława Kaczyńskiego w Telewizji Poznań za dyrekcji Zbigniewa Napierały. Są też listy pisane przez rodziców i przyjaciół oraz wysyłane przez Bogusława Kaczyńskiego z Nowego Jorku. Można oglądać także kolekcję płyt analogowych z muzyką operową i instrumentalną oraz gwiazdami piosenki. W tej sali zwracają uwagę również duże reflektory studyjne na ciężkich statywach i kamery filmowe.

Ostatnia jest sala „teatralna”, przypominająca salon Bogusława Kaczyńskiego z jego złotym zegarem i bogato zdobionymi świecznikami z czasów napoleońskich. Pod sufitem widać kryształowy żyrandol „Maria Teresa”, przy którym zostały powieszone kolorowe muszki smokingowe. Ściany zdobią oprawione w złote ramy duże plakaty z premier w Teatrze Muzycznym ROMA za dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego (1994-1998). Są tu również karykatury, programy do premier i kolorowe ulotki. Warto zwrócić uwagę na stare pianino, na którym grywał młody Bogusław Kaczyński, gdy był akompaniatorem chóru „Echo Podlasia” w Białej Podlaskiej.

Wystawa „Bogusław Kaczyński – z Białej Podlaskiej w Świat”  © ORFEO

Pomysłodawcą, kuratorem i autorem koncepcji artystycznej wystawy jest Krzysztof Korwin-Piotrowski, równocześnie dyrektor artystyczny Festiwalu im. Bogusława Kaczyńskiego. Współkuratorem jest pracownik muzeum Grzegorz Kurpeta.

Kolejna wystawa o Bogusławie Kaczyńskim jest planowana w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej pod koniec tego roku.

La forza del destino. Premiera „Mocy przeznaczenia” Giuseppe Verdiego w Warszawie

„Moc przeznaczenia” otwiera serię oper, które Giuseppe Verdi napisał na zagraniczne zamówienia. Po sukcesach „Rigoletta”, „Trubadura”, „Balu maskowego” i „Traviaty” sława kompozytora przekroczyła granice Włoch. Dla carskiej opery dworskiej skomponował „Moc przeznaczenia”, dla Paryża „Don Carlosa”, „Aidę” zaś na prośbę kedywa Egiptu.

Gdy przyszło zamówienie z Rosji, kompozytor postanowił stworzyć dzieło oparte na dramacie Angela Pereza de Saavedry, księcia Rivas pt. „Don Alvaro albo moc przeznaczenia” z 1835 roku. Z prośbą o napisanie libretta zwrócił się do Francesco Marii Piavego, z którym tworzył „Rigoletta”, „Traviatę” i „Simona Boccanegrę”.

Premiera odbyła się w Petersburgu jesienią 1862 roku – publiczność przyjęła rzecz entuzjastycznie, krytycy rosyjscy mniej, a protestowali nacjonaliści, którzy chcieli wspierać narodową operę rosyjską. Verdi też nie był do końca zadowolony – postanowił nanieść poprawki dramaturgiczne i muzyczne, zmieniając m. in. okoliczności pojedynku Carlosa i Alvara oraz śmierci Donny Leonory. W 1869 roku w La Scali zagrano wersję ostateczną i tę wersję zobaczymy w Warszawie.

Będzie to trzecia koprodukcja Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie i Metropolitan Opera w Nowym Jorku. I trzecia inscenizacja Mariusza Trelińskiego na scenie nowojorskiej, po dyptyku „Jolanta Piotra Czajkowskiego i „Zamek Sinobrodego Béli Bartóka oraz „Tristanie i Izoldzie” Richarda Wagnera. 

Przygotowanie projekcji © No Drama Production / Wiola Łabędź, operator: Michał Dąbal
Przygotowanie projekcji © No Drama Production / Wiola Łabędź, operator: Michał Dąbal

W podwójnej roli Ojca: Markiza di Calatrava i Padre Guardiano wystąpi Tomasz Konieczny. Jego dziećmi będą Izabela Matuła (Leonora) i Krzysztof Szumański (Don Carlo). Tadeusz Szlenkier wcieli się w Don Alvara, a Monika Ledzion – Porczyńska zaśpiewa Preziosillę. Usłyszymy także Dariusza Macheja (Brat Melitone), Mateusza Zajdla (Trabucco), Magdalenę Plutę (Curra), Michała Romanowskiego (Alcade) i Pawła Czekałę (Chirurg). Kostiumy przygotuje Moritz Junge, Waldemar Pokromski odpowiedzialny będzie za charakteryzację i peruki, Maćko Prusak za choreografię, Bartek Macias za projekcje video, a Marc Heinz reżyserię świateł.

Zadyryguje Patrick Fournillier, który od sezonu  2020/2021 pełni funkcję dyrektora muzycznego Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

Premiera odbędzie się 13 stycznia, kolejne spektakle: 15, 18, 20, 22 stycznia.

Próba do spektaklu na Scenie Kameralnej © Krzysztof Bieliński
Próba do spektaklu na Scenie Kameralnej © Krzysztof Bieliński

Święto 50-lecia pracy twórczej Krzesimira Dębskiego i „Przeboje Wielkiego Ekranu” w warszawskiej Filharmonii Narodowej

Artysta należy do najbardziej wyrazistych postaci polskiej sceny muzycznej. Krzesimir Dębski prowadzi wyjątkowo różnorodną aktywność. Jest cenionym skrzypkiem jazzowym, pianistą, liderem zespołów (m. in. String Connection). Pracował niemal we wszystkich dziedzinach świata muzyki. Znany jest przede wszystkim z licznych i cieszących się dużą popularnością kompozycji muzyki filmowej, ale sam artysta twierdzi, że to muzyka klasyczna jest jego właściwą domeną.

Ukończył poznańską Akademię Muzyczną (kompozycję u Andrzeja Koszewskiego oraz dyrygenturę u Witolda Krzemieńskiego). Obecnie wykłada na tej uczelni. Jest twórcą dzieł symfonicznych, oratoryjnych i solowych, prezentowanych na filharmonicznych estradach. Ma na koncie ponad 70 utworów symfonicznych i kameralnych, napisał m. in. 4 koncerty fortepianowe i 3 skrzypcowe.  Jest także autorem opery „Hiob” na kanwie dramatu Karola Wojtyły, dzieło zamówione przez Polską Operę Królewską wystawiono w 2021 roku (pod muzyczną dyrekcją Tomasza Karolaka i w reżyserii Tomasza Cyza, z kreacją Adama Kruszewskiego w roli tytułowej).

Krzesimir Dębski © archiwum artysty
Krzesimir Dębski © archiwum artysty

Dyrygował niemal wszystkimi orkiestrami polskimi na czele z Orkiestrą Sinfonia Varsovia, Filharmonią Narodową i NOSPR, a także Irish BBC Orchestra, Moscow Symphony, Guadalajara Symphony Orchestra (Meksyk), Orchestra Teatro Municipal Rio de Janeiro, Cyprus National Orchestra Leopolis Chamber Orchestra i Wind Orchestra Los Angeles oraz Sud-Westfunk Orchester, Novi Sad Radio Orkiestra, Santiago de Chile National Orchestra. Prowadził dzieła muzyki dawnej, wielką symfonikę romantyczną, ale także muzykę baletową i operową.

Skomponował także muzykę do ponad 100 filmów fabularnych i dokumentalnych (m. in. słynna ekranizacja „Ogniem i mieczem” i tak popularne dzieła jak: „Kingsajz”, „Déjà vu”, „Szwadron”, „Medium”, „Wojna światów”, „V.I.P.”, „Goodbye Rockefeller”, „1920 Bitwa Warszawska”), ale także do wielu seriali: „Janka”, „Złotopolscy”, „Na dobre i na złe”, „Na Wspólnej”, „Ranczo”.

 To ogromne doświadczenie pozwala mu też występować w roli dyrygenta w realizacjach muzyki filmowej innych twórców (m. in. Jana Kaczmarka w „Całkowitym zaćmieniu” czy Michała Lorenca w „Dziecku szczęścia”).

W 2023 roku obchodzi 70. rocznicę urodzin.

Krzesimir Dębski © archiwum artysty
Krzesimir Dębski © archiwum artysty

7 stycznia Krzesimir Dębski zadyryguje Orkiestrą Filharmonii Narodowej. Wystąpią: Milena Lange (sopran) i Damian Wilma (baryton), zaśpiewa także Chór Filharmonii Narodowej pod dyrekcja Bartosza Michałowskiego. W programie koncertu znajdą się jego kompozycje, m. in. muzyka z „Ogniem i mieczem”, „Starej baśni. Kiedy słońce było Bogiem”, „W pustyni i w puszczy”, „1920 Bitwy Warszawskiej” i „Magicznego drzewa”.

W piątek, 6 stycznia o godz. 19:00 na profilu Filharmonii na Instagramie będzie miał miejsce wywiad na żywo z Artystą, który prowadzi influencerka Wearsovie.