Andrzej Filończyk rozpoczął naukę gry na fortepianie w 2000 roku w Szkole Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Oleśnicy. Kontynuował naukę gry na fortepianie w Szkole Muzycznej im. Ryszarda Bukowskiego we Wrocławiu, gdzie rozpoczął również naukę śpiewu u Bogdana Makala. W latach 2009-2011 uczęszczał do Szkoły Baletu i Tańca przy Operze Wrocławskiej. W 2017 roku ukończył studia śpiewu pod kierunkiem Bogdana Makala we wrocławskiej Akademii Muzycznej. Od czerwca 2014 roku uczęszczał do Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie. Szkolił się tam pod kierunkiem Eytana Pessena. W sezonie 2016/2017 był członkiem Międzynarodowego Studia Operowego w Operze w Zurychu. W roku 2016 zdobył I nagrodę i Nagrodę im. Bogusława Kaczyńskiego dla najlepszego polskiego głosu ufundowaną przez ORFEO Fundację im. Bogusława Kaczyńskiego na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Stanisława Moniuszki w Warszawie.
W ostatnich sezonach polski artysta występował w tak znamienitych teatrach jak m. in.: w Teatro Real w Madrycie i San Carlo w Neapolu (Marcello w „Cyganerii”), Operze w Zurychu (Figaro w „Cyruliku sewilskim” Gioachina Rossiniego), Teatro dell’Opera w Rzymie (Sharpless w „Madame Buttefly” Giacomo Pucciniego), Opera Bastille w Paryżu (Lescaut w „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego) i Bawarskiej Operze Narodowej w Monachium (Henryk w „Łucji z Lammermoor” Gaetano Donizettiego). W Royal Opera House w Londynie zaśpiewał Silvia w „Pajacach” Ruggera Leoncavalla w roku 2017, kreował tam też Schaunarda w „Cyganerii” Giacomo Pucciniego.
Jego debiut w Metropolitan Opera zaplanowany był na kwiecień 2020 roku. Gdyby do niego doszło, stałby się najmłodszym polskim śpiewakiem w historii, który wystąpił w tym teatrze. Niestety te plany, jak też kilka innych występów, pokrzyżowała pandemia.
W Pesaro, podczas Rossini Opera Festival, 28-letni baryton wystąpi jako Rimbaud cztery razy: 9, 12, 16 i 19 sierpnia. Oprócz Juan Diego Flóreza w partii Hrabiego Ory towarzyszyć mu będą: Julie Fuchs (Adèle), Maria Kataeva (Isolier), Monica Bacelli (Dame Ragonde) i Nahuel Di Pierro (Guwerner). Orchestra Sinfonica Nazionale Della Rai poprowadzi Diego Matheuz. Reżyserem spektaklu jest słynny argentyński inscenizator Hugo De Ana.
Festiwal w Bregencji trwa około pięciu tygodni, od mniej więcej końca lipca do końca sierpnia. Na wielkiej pływającej scenie, mieszczącej do 7 000 widzów i zbudowanej specjalnie na potrzeby tego wydarzenia, wystawiane są najpopularniejsze tytuły operowe. Każda produkcja gości tu przez dwa sezony. Ostatnio był to „Rigoletto” Giuseppe Verdiego, za dwa lata pokazany zostanie „Wolny strzelec” Carla Marii von Webera.
W pobliskim teatrze, Festspielhaus Bregenz, wybudowanym w latach 1977-1980, prezentowane są obecnie dzieła „zapomniane”, mniej popularne lub w ogóle nieznane. Festspielhaus służy też jako alternatywne miejsce dla przedstawień na Jeziorze podczas złej pogody, ale wtedy nie wszyscy widzowie mogą się tam zmieścić. Oprócz oper w programie Festiwalu są także produkcje teatralne, koncerty muzyki symfonicznej i współczesnej. W Teatrze na Kornmarktplatz przygotowywane są inscenizacje z udziałem młodych śpiewaków.
Festiwal stał się wydarzeniem międzynarodowym już podczas swojej pierwszej edycji w 1946 roku, po II wojnie światowej. Pokazano wtedy w porcie na gondoli operę „Bastien und Bastienne” Wolfganga Amadeusza Mozarta i balet „Eine kleine Nachtmusik”. Spektakl nazwano „Spiel auf dem See”. Dzięki darowiźnie Karla Deuringa, od 1950 roku budowano największą scenę nad Jeziorem, z trybuną na 6 400 miejsc. Obecnie po rozbudowie na spektakl może przybyć nawet 7 000 widzów.
Bregenzer Festpiele od lat cieszy się wielką popularnością. W kwietniu i maju 2008 roku kręcono na pływającej scenie kilka ujęć do 22. filmu o Jamesie Bondzie, „Quantum of Solace”, grano wtedy „Toskę”. Tego samego roku stacja telewizyjna ZDF prezentowała codzienne reportaże podczas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. W 2010 roku odbyło się około 100 spektakli, które przyciągnęły blisko 200 tysięcy widzów. Od czternastu lat z Bregenzer Festpiele związana jest Anna Marchwińska, polska pianistka i coach wokalny.
W Bregencji wystawiono też kilka dzieł Giacomo Pucciniego, należących do operowego kanonu. Pierwszą była „Cyganeria” (2001 i 2002), pokazano też „Toskę” (2007 i 2008) oraz „Turandot” (2015 i 2016). „Madame Butterfly” (2022 i 2023) jest czwartą operą tego włoskiego twórcy wykonywaną na scenie Jeziora.
Niemiecki reżyser Andreas Homoki ma w swoim dorobku kilkadziesiąt produkcji operowych. Jego międzynarodowa kariera rozpoczęła się w 1992 roku sensacyjnym sukcesem inscenizacji „Kobiety bez cienia” Ryszarda Straussa w Genewie. Magazyn „Opernwelt” uznał to przedstawienie Produkcją Miesiąca. Homoki w 2002 roku zastąpił Harry’ego Kupfera na stanowisku dyrektora naczelnego Komische Oper w Berlinie, a od 2004 roku był tam także dyrektorem artystycznym. Obecnie jest dyrektorem Opery w Zurychu.
Realizatorzy, z Andreasem Homoki na czele, zdecydowali się na tradycyjną i bardzo symboliczną inscenizację, w której udało się nakreślić przejmujący psychologicznie obraz porzuconej japońskiej branki i stworzyć przedstawienie bardziej kameralne. Z wielkim wyczuciem możliwości sceny wykorzystano symbole kultury japońskiej, poczynając od nieruchomej scenografii pogiętej kartki papieru (za scenografię odpowiedzialny jest Michael Levine, za kostiumy Anthony McDonald). Wizualnie arkusz robi wrażenie czegoś kruchego, zawieszonego w przestrzeni, unoszącego się jak piórko nad Jeziorem Bodeńskim. W rzeczywistości waży, jak czytamy w programie, 300 ton i zajmuje ponad 1300 metrów kwadratowych. Ale jest też wspaniałym polem do multimedialnych projekcji (Luke Halls), żonglowania światłem (Franck Evin) i nastrojem, w zależności od natężenia dramatu. To też nawiązanie do sztuki origami, japońskiej sztuki składania papieru.
Butterfly, co znamienne, nie przypływa łodzią (jak np. w słynnej warszawskiej realizacji Mariusza Trelińskiego), ale pojawia się w orszaku schodzącym z gór. Finałowy płomień palący arkusz jest dowodem, jak łatwo ulatują marzenia, jak bardzo ta odległa dziś historia jest nieuchwytna i umowna.
Niepokojącą rolę pełnią wszechobecne, upiornie białe duchy, pojawiające się jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu. To niejako siostry (bracia?) Cio-cio-san, przeciągające ją na swoją stronę, wytrącające ją z marzeń i mrzonek o szczęśliwym życiu z Pinkertonem. Kolor biały, w kulturze japońskiej, jako symbol śmierci, jest zapowiedzią zbliżającego się dramatu. Zjawy, z biało pomalowanymi twarzami osaczają tytułową bohaterkę od początku spektaklu, jej los jest oczywisty. Wstrząsająca jest scena wyrywania amerykańskiej flagi, którą opasana jest Butterfly, bowiem upiory pragną włączyć ją do swojego przerażającego korowodu. Złowieszcza jest też grupa gejsz, z wieloznaczną symboliką wachlarza i Butō, japońskiego tańca mroku i ciemności. Cio-cio-san, pomimo wiary w wielką miłość i wierność amerykańskiego męża jest w tym spektaklu przez nie prześladowana, wiadomym jest, że nie ma żadnego wyboru.
Upajający i oryginalny scenicznie jest sen Butterfly, gdy śni ona o wymarzonym powrocie zaślubionego przed trzema laty ukochanego. Ostatnie chwile jej oczekiwania symbolizuje właśnie stateczek z papieru, sztuczny, chwilowy i niepoważny…
Ale pomimo niesamowitych rozwiązań scenicznych, np. upiorna wizyta Wuja Bonzo (bas Levente Páll), wejście Butterfly, czy ognisty finał, bohaterowie na scenie są samotni, oddaleni od siebie, tak jakby twórcy celowo chcieli podkreślić dzieląca ich przepaść. Wielki duet miłosny z pierwszego aktu był stopniowym zbliżaniem się bohaterów, choć w większej jego części Pinkerton musiał biegać po tej gigantycznej przestrzeni.
W partii tytułowej, chyba jednej z najdłuższych i najtrudniejszych partii kobiecych w literaturze operowej Elena Guseva pokazała drapieżność głosu i dużą wrażliwość, potrafiła zagrzmieć i wzruszyć. W jej ujęciu Butterfly, zaślepiona jest wiarą w powrót Pinkertona, rosyjska śpiewaczka potrafiła pokazać prawdziwą, bezinteresowną i bezkompromisową miłość. Wspaniałym Benjaminem Franklinem Pinkertonem był, także doskonały scenicznie polski tenor Łukasz Załęski, pięknie i skutecznie operując tenorową klasą werystycznego belcanta i tenora dramatycznego in spe.
Inscenizatorzy nie tchnęli nowego znaczenia partii Suzuki, była to oddana i poddana służąca, w rzetelnym wykonaniu Claudii Huckle, dobrze zarysowanej wokalnie. Zasadniczym, o ciemno-matowym głosie, interpretacyjnie nie znoszącym sprzeciwu Sharplessem był Brett Polegato, choć w jego śpiewie przydałoby się więcej żarliwości. W niewielkiej roli Kate, amerykańskiej żony Pinkertona błysnęła przejmującą słodyczą Sabine Winter. Efektownie też wypadł Patrick Reiter w roli przypływającego na łodzi zalotnika, Księcia Yamadori.
Maestro Enrique Mazzola, wieloletni gość Bregenzer Festpiele, prowadził orkiestrę Wiener Symphoniker bardzo uważnie, nie pozwalając na wiele wylewności, ale czuwając nad rytmem i pięknem brzmienia.
Rafał Izbicki, dyrektor bialskiego muzeum, zaproponował razem z współkuratorem Grzegorzem Kurpetą, aby w Parku Radziwiłłowskim,1 sierpnia 2022 roku zaprezentowana została wystawa plenerowa poświęcona patronowi warszawskiej Fundacji ORFEO i Honorowemu Obywatelowi Białej Podlaskiej. Według pomysłu Krzysztofa Korwina-Piotrowskiego ekspozycja ma formę książki o Bogusławie Kaczyńskim.
Przewodniczący rady fundacji Zbigniew Napierała zasugerował, aby koncepcję artystyczną przygotowała wybitna scenografka Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Izabela Chełkowska. Razem z Cezarym Żeglińskim przygotowała ona projekt graficzny w oparciu o zbiory Fundacji ORFEO.
Ekspozycja przedstawia na stronie tytułowej Bogusława Kaczyńskiego z Marią Callas, którą poznał we Włoszech. Biografia opisuje najważniejsze wydarzenia z życia artysty: narodziny w Białej Podlaskiej (2 maja 1942), maturę w I LO (1959), studia w PWSM w Warszawie (1966-1971), debiut w TVP (1969), dyrekcję Festiwalu Muzyki Łańcut (1981-1990), dyrekcję Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju (1984-2011), założenie Fundacji ORFEO (1991), pełnienie funkcji prorektora PWSM w stolicy (1993-1996), dyrekcję Teatru Muzycznego ROMA (1994-1998), śmierć w Warszawie (21 stycznia 2016 roku).
Bohater wystawy tak powiedział o sobie: Jestem wczesnym Bykiem, a Byki mają ogromną siłę, potrafią i lubią walić rogami w mury i dość często udaje się im te mury przestawiać… Kolejne plansze układają się w napis KACZYŃSKI. Są na nich zdjęcia, formy graficzne i teksty, dotyczące różnych etapów życia kariery „chłopca z Białej Podlaskiej”. Jest opis dzieciństwa, rodziny, młodości, pracy w Telewizji Poznań, kilkudziesięcioletniego pobytu w Warszawie, festiwali muzycznych w Łańcucie i Krynicy-Zdroju, eskapad po świecie (Europie, Ameryce, Afryce) i dyrekcji Teatru Muzycznego ROMA. Ostatnia plansza została poświęcona Festiwalowi im. Bogusława Kaczyńskiego, którego dyrektorem artystycznym jest Krzysztof Korwin-Piotrowski, współpracujący z bohaterem wystawy od 2002 roku.
Przy realizacji wystawy pomagały dyrektorka zarządu Fundacji ORFEO Anna Habrewicz i zajmująca się archiwum po Bogusławie Kaczyńskim Ewa Titow. Ekspozycja plenerowa będzie czynna do 30 października, a następnie pojedzie do Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej.
Festiwal w prowansalskim La Roque-d’Anthéron jest uznawany za jedno z najważniejszych tego rodzaju wydarzeń na świecie. Sinfonia Varsovia i Polska Orkiestra Kameralna brały w nim udział od pierwszych lat jego istnienia, partnerując jako stały gość całej plejadzie najsłynniejszych pianistów naszych czasów, jak Nelson Freire, Daniil Trifonov i Nicholas Angelich.
W tym roku Sinfonia Varsovia wystąpi u boku takich pianistów, jak Florent Boffard, Nelson Goerner, David Kadouch, Alexandre Kantorow, Adam Laloum, Anne Queffélec, Gabriel Stern i Tanguy de Williencourt. Orkiestrą pokierują Aziz Shokhakimov i Pascal Rophé. W programie koncerty fortepianowe Béli Bartóka, Johannesa Brahmsa, Piotra Czajkowskiego, Györgya Ligetiego, Franciszka Liszta, Wolfganga Amadeusa Mozarta oraz Roberta i Klary Schumannów, a także utwory na orkiestrę symfoniczną Brahmsa, Schumanna i Antonína Dvořáka.
Koncerty 5 i 6 sierpnia będą transmitowane na żywo przez rozgłośnię France Musique. Dodatkowo koncert 6 sierpnia transmitowany będzie na żywo także w Programie Drugim Polskiego Radia. Szczegóły dotyczące transmisji na stronie: www.francemusique.fr oraz www.polskieradio.pl.
Festiwal otworzą trzej wielcy twórcy Romantyzmu Polskiego: Chopin, Mickiewicz i Moniuszko. „Widma”, które są muzyczną wersją II części „Dziadów” zabrzmią z razem z inną kantatą twórcy „Strasznego dworu”: „Nijołą”. Po entuzjastycznie przyjmowanych operach powstanie kolejne nagranie, z solistami, Chórem Opery i Filharmonii Podlaskiej i orkiestrą Europa Galante, pod batutą Fabio Biondiego.
Zaplanowane są też trzy koncerty z pieśniami Stanisława Moniuszki. Wystąpi Olga Pasiecznik z Ewą Pobłocką, Mariusz Godlewski z Radosławem Kurkiem (oba promujące wydawane przez Instytut albumy płytowe) i Dorothee Mields z Tobiasem Kochem. Niezwykle ciekawe „akcenty Moniuszkowskie” znajdą się także w programach koncertów Royal Philharmonic Orchestra, która zagra uwerturę do „Parii”. Sinfonia Varsovia wykona „Perły Moniuszkowskie” Zygmunta Noskowskiego: symfoniczne orkiestracje pieśni ojca polskiej opery narodowej.
Oś programowa Festiwalu tradycyjnie już oparta jest na muzyce Chopina, którego twórczość najsilniej wpisuje się w fenomen polskiego romantyzmu. Jego utwory wykonają wybitni pianiści i znakomite zespoły, na instrumentach współczesnych i historycznych; nie zabraknie też interesujących kontekstów. Etiudy i nokturny zagra Jan Lisiecki, preludia Aimi Kobayashi, Bruce Liu podczas recitalu wykona „Wariacje na temat La ci darem la mano”. Z Royal Philharmonic Orchestra pod batutą Vasilego Petrenki zagra „Koncert f-moll”. „Koncert f-moll” zabrzmi również w interpretacji Kate Liu, ale też… po raz pierwszy w wersji na gitarę w interpretacji Mateusza Kowalskiego i Collegium 1704 Vaclava Luksa.
Cyprien Katsaris przywoła utwory przyjaciół i uczniów Chopina wraz z fragmentami zarejestrowanego w całości dla Instytutu „Don Giovanniego” Mozarta w transkrypcji Georgesa Bizeta. W wykonaniu Orkiestry Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Andrzeja Boreyki usłyszymy „Fuego Fatuo” Manuela de Falli. To utwór przeznaczony na scenę, w całości oparty na muzyce Chopina zinstrumentowanej przez twórcę „Trójgraniastego kapelusza”.
„Koncert fortepianowy” Andrzeja Panufnika będzie miał swoją nową odsłonę w interpretacji Alexandra Gadjieva. Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod batutą Jean-Luca Tingauda wykona utwory E. T. A. Hoffmanna, Cesara Francka i Feliksa Nowowiejskiego…
Bez wątpienia tym, na co wszyscy – na równi słuchacze jak i organizatorzy czekają są występy najciekawszych osobowości ubiegłorocznego Konkursu Chopinowskiego. To nowa elita światowej pianistyki. Oprócz Bruce’a Liu, Alexandra Gadjieva i AImi Kobayashi, wystąpią Kyohei Sorita, Martin Garcia Garcia, Leonora Armellini, Jakub Kuszlik i J J Jun Li Bui. W ich programach oprócz Chopina pojawi się Beethoven, Bach, Debussy, Rameau, Liszt… Usłyszymy też zwyciężczynię z 2010 roku, Yuliannę Avdeevą i utalentowaną Ukrainkę Dinarę Klinton. Po raz pierwszy na Festiwalu zagra Alim Beisembayev, tryumfator ubiegłorocznego konkursu pianistycznego w Leeds.
Punktami kulminacyjnym Festiwalu będą koncerty Marii Joao Pires (z Orkiestrą Kameralną z Bazylei pod dyrekcją Trevora Pinnocka) i European Union Youth Orchestra pod batutą Gianandrei Nosedy z Francesco Piemontesim, a także występy kwartetu Belcea (razem i osobno) i Apollon Musagète Quartet. Magiczny świat autentycznego brzmienia i interpretacji muzycznej „historycznie poinformowanej” przybliżą nam w tym roku pianiści: Kristian Bezuidenhout, Tobias Koch, Dmitry Ablogin, Tomasz Ritter, Aleksandra Świgut, klarneciści od dawna związani z Festiwalem: Lorenzo Coppola i Eric Hoeprich, a także skrzypaczki Alena Baeva i Chouchane Siranossian. Zagrają cieszące się międzynarodową renomą orkiestry. Wystąpi nasz czołowy zespół tego rodzaju: {oh!} Orkiestra Historyczna, Europa Galante, Collegium 1704 i – w bardzo specjalnym ujęciu – Orkiestra XVIII wieku, towarzysząca Festiwalowi od jego pierwszej edycji. Usłyszymy po raz pierwszy w oryginalnym brzmieniu „Koncert fis-moll” Henryka Wieniawskiego. A także „V Koncert fortepianowy Es-dur” Beethovena, w którym Jan Lisiecki po raz pierwszy zasiądzie do fortepianu historycznego.
I jeszcze słów kilka o muzyce polskiej. W tym roku to przede wszystkim dzieła Polskiego Romantyzmu, takie jak: „Miserere” Józefa Władysława Krogulskiego (Collegium 1704), „Koncert klarnetowy” Karola Kurpińskiego (inaczej rekonstruowany niż w roku ubiegłym, tym razem w interpretacji Erica Hoepricha i Orkiestry XVIII wieku), „Koncert skrzypcowy” Augusta Fryderyka Duranowskiego oraz „Duo na klarnet i fortepian” Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego. Nie zabraknie też romantycznej muzyki niemieckiej („Winterreise” z Matthiasem Goerne i Leif Ove Andsnesem), francuskiej (Gounod i Franck, którego 200. rocznica urodzin przypada w tym roku), czeskiej (Reicha, Dvorak), skandynawskiej (Sibelius) i angielskiej (Elgar). Większość wydarzeń Festiwalu będzie dostępna w bezpłatnym streamingu na kanale Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina na YouTube. Wybranych koncertów będzie można posłuchać także za pośrednictwem transmisji w Programie 2 Polskiego Radia.
Organizatorem 18. Festiwalu „Chopin i jego Europa” jest Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Dyrektorem Artystycznym wydarzenia jest Stanisław Leszczyński. Szczegółowy program Festiwalu znajduje się na stronie festiwal.nifc.pl. Bilety można zakupić on-line na stronie bilety.nifc.pl oraz w kasach Muzeum Chopina w Warszawie (wt.-niedz. 11.00-19.00).
W dniach 28 lipca-20 sierpnia 2022 roku zespół wybierze się w trasę koncertową po Europie i Stanach Zjednoczonych, występując m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Holandii, Nowym Jorku i Waszyngtonie. Ukraińscy muzycy wystąpią pod batutą kanadyjskiej dyrygentki Keri-Lynn Wilson. Usłyszymy również wybitną ukraińską sopranistkę Liudmylę Monastyrską. Przy fortepianie zasiądzie wirtuozka Anna Fedorova. Do trasy koncertowej zespół będzie się przygotowywał podczas 10-dniowej rezydencji artystycznej w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
Orkiestrę poprowadzi Keri-Lynn Wilson, kanadyjska dyrygentka ukraińskiego pochodzenia. W programie usłyszymy „VII symfonię” ukraińskiego kompozytora Wałentyna Sylwestrowa, „II koncert fortepianowy” Fryderyka Chopina z udziałem młodej ukraińskiej wirtuozki fortepianu Anny Fedorovej oraz „IV symfonię” Johannesa Brahmsa lub „IX symfonię” Antonína Dvořáka. Liudmyla Monastyrska, słynna ukraińska sopranistka, która wykonała partię tytułowej Turandot w Met tej wiosny, podczas tournée zaśpiewa wspaniałą arię Leonory „Abscheulicher!” z „Fidelia” Ludwiga van Beethovena. To hymn na cześć człowieczeństwa i pokoju w obliczu przemocy i okrucieństwa.
Keri-Lynn Wilson jest pomysłodawczynią utworzenia orkiestry. Dyrygentka wychowała się w Winnipeg (Kanada) – największym ośrodku ukraińskiej diaspory w Ameryce Północnej. – Chciałam stworzyć najlepszym ukraińskim muzykom orkiestrowym, zarówno tym pozostającym w kraju i tym, którzy pracują za granicą, możliwość zademonstrowania artystycznej jedności i dumy – mówi dyrygentka. – Cieszę się ogromnie, że będę mogła poprowadzić tych utalentowanych artystów podczas występów w Europie i Stanach Zjednoczonych. Ta trasa koncertowa to wyraz ich miłości do ojczyzny i hołd dla tych, którzy zginęli i tak dużo wycierpieli.
Muzycy rozpoczęli okres intensywnych prób 18 lipca w Warszawie.Koncert inaugurujący trasę koncertową odbędzie się 28 lipca w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Koszty organizacji koncertu oraz pobytu muzyków w Warszawie, decyzją Wicepremiera i Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotra Glińskiego, zostaną pokryte ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Członkowie orkiestry to uchodźcy, którzy zmuszeni byli opuścić swój kraj w ostatnim czasie, ukraińscy muzycy należący do europejskich orkiestr, a także czołowi muzycy z Kijowa, Lwowa, Charkowa, Odessy i innych części kraju. Ukraińskie władze udzieliły specjalnego zezwolenia na udział w przedsięwzięciu mężczyznom w wieku poborowym, dzięki czemu zamiast broni wezmą do ręki swoje instrumenty i w ten niezwykły sposób zademonstrują moc sztuki w obliczu przeciwności losu.
Środki zebrane podczas trasy koncertowej zostaną przekazane Ministerstwu Kultury Ukrainy na pomoc artystom. Dodatkowo będzie można dokonywać bezpośrednich wpłat na konto ministerstwa za pośrednictwem strony internetowej donate.arts.gov.ua.
Następnie orkiestra wystąpi podczas BBC Proms w Londynie (31/07), który to koncert zostanie pokazany w telewizji; w Monachium (1/08); podczas Chorégies d’Orange Festival w południowej Francji (2/08); w berlińskim Konzerthausie (4/08); podczas Edinburgh Festival (6/08), w sali koncertowej w Snape Maltings (8/08); na Concertgebouw Festival w Amsterdamie (11/08), w hamburskiej Elbphilharmonie (13/08) oraz National Concert Hall w Dublinie (15/08). 16 sierpnia orkiestra poleci do Stanów Zjednoczonych, gdzie da koncerty w nowojorskim Lincoln Center (18 i 19/08) oraz Kennedy Center w Waszyngtonie (20/08).
Producentem trasy koncertowej Ukrainian Freedom Orchestra jest brytyjska agencja artystyczna Askonas Holt, jedna z największych tego typu organizacji na świecie. W gronie sponsorów znaleźli się Bloomberg, Ford Foundation, Rolex i United Airlines. Część kosztów organizacji trasy zostanie pokryta z biletów sprzedawanych przez gospodarzy koncertów.
We wspólnym oświadczeniu dyrektor generalny Met Peter Gelb oraz dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Waldemar Dąbrowski piszą: Muzyka może być potężną bronią przeciwko agresji. Ta trasa koncertowa ma na celu obronę ukraińskiej sztuki i bohaterskich artystów, którzy walczą o wolność swojej ojczyzny.
Podczas każdego piątku sierpnia widownia Pawilonu Koncertowego Sinfonii Varsovii zamieni się w taneczny parkiet. O dobry początek letnich weekendów dbać będą zaproszone zespoły i tancerze: bluesowy The Blue Drags wraz z Krystyną Ostrowską i Filipem Wąsiewskim ze studia Shake That Blues (5 sierpnia), bałkańska Bum Bum Orkestar z tancerzami zespołu tańca i pieśni bałkańskich Iglika (12 sierpnia), salsowi Rey Ceballo & Tripulacion Cubana z duetem Alo Cubano Raydel & Natalia (19 sierpnia) i kapela Nicponie wspólnie z Grzegorzem i Igą Ajdackimi (26 sierpnia).
Dwugodzinne potańcówki zaczynać się będą warsztatami wprowadzającymi do podstawowych kroków tanecznych oraz pokazem tańca gatunku wieczoru. Start godzina 19:00. Wydarzenie nie jest biletowane i nie wymaga rezerwacji miejsc. Szczegóły znajdują się na stronie wydarzenia.
Zabawę przy muzyce na żywo poprzedzi prezentacja i nauka tańca prowadzona przez profesjonalnych tancerzy. Wstęp wolny. 5–26 sierpnia 2022, Sinfonia Varsovia, ul. Grochowska 272, Warszawa.
W tegorocznym Festiwalu wzięli udział artyści, którzy zostali wcześniej nagrodzeni we wcześniejszych edycjach Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Jana Kiepury organizowanych przez stowarzyszenie. Mogliśmy usłyszeć: Zoyę Petrovą (sopran koloraturowy), Jadwigę Postrożną (mezzosopran), Wioletę Sędzik (sopran), Martę Mikę (mezzosopran), Ewę Menaszek (mezzosopran) oraz Adriana Domareckiego (tenor). Artystom towarzyszył Michał Goławski. Koncerty poprowadziły Victoria Andrea Gurgul (21 lipca) oraz Regina Gowarzewska (22 i 23 lipca). Projekt zrealizowano przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego
W przyszłym roku Krynickie Towarzystwo Kulturalne im. Jana Kiepury zorganizuje jubileuszową, XXX edycję Letniego Festiwalu Muzycznego.
– Słowik to z ciebie drewniany – to zdanie, które wygłosiła profesor Halina Słonicka po usłyszeniu mojego wykonania „Słowika” Aleksandra Alabiewa. Od dziecka zakochana byłam w głosie Bogny Sokorskiej. Czarną płytę „Słowik Warszawy” z jej ariami operowymi zdarłam na wiór. I marzyłam, że kiedyś będę śpiewać tak jak ona. Moje wyobrażenia opierałam na fakcie, że byłam w stanie wypiszczeć wszystkie dźwięki, które słyszałam na nagraniu. Profesor Słonicka, którą spotkałam na początku swojej edukacji wokalnej, pozbawiła mnie złudzeń. Bogna Sokorska była sopranem koloraturowym. Najwyższym z głosów żeńskich. Charakteryzuje się on dużą ruchliwością, co umożliwia wirtuozowskie wykonanie koloratur, czyli szybkich przebiegów drobnych nutek. Czasem brzmi jak dzwoneczek lub wspominany tu wielokrotnie słowik. Zazwyczaj takie głosy zamieszkują drobne ciałka osóbek z małymi główkami.
Mimo że krótkie fragmenty dawałam radę wydobyć, to skoncentrowanie mojego głosu do uzyskania szpileczki kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku. W zasadzie zanim otworzyłam usta, już po samym moim wyglądzie widać było, że bliżej mi do słonika niż słowika. Mam 176 centymetry wzrostu i dość dużą głowę. Po chwilowym załamaniu, że nie będę koloraturą wstąpiła we mnie nowa nadzieja. W średniej szkole muzycznej poznałam sopranistkę Dorotę Radomską. Obie byłyśmy w klasie Maestry Słonickiej. Dorota umiała już wtedy dobrze śpiewać. Zachwycała mnie głównie jako tytułowa Traviata z opery Verdiego i Małgorzata z „Fausta” Charlesa Gounoda. Wspaniałe role bohaterek cierpiących z zasady i efektownie umierających. Coś dla mnie! – pomyślałam.
Okazało się, że to też za wysokie progi. Dorota dysponuje głosem tylko o jedną kategorię niższym niż pani Sokorska, czyli sopranem lirycznym. To nadal jest głos o dosyć wąskim paśmie alikwotów, co daje możliwości koloraturowe i mimo że fizycznie (gabarytowo) byłyśmy do siebie podobne, to nasz zakres możliwości głosowych jednak się znacznie różnił.
Potrafiłam zaśpiewać całkiem pokaźne fragmenty z repertuaru Doroty, ale moje koloratury nadal były ciężkie i nieprecyzyjne. W wyższej tessiturze (czyli wyższych rejestrach głosu), kiedy większość dźwięków znajduje się w górnej części pięciolinii, mój głos ewidentnie się męczył. Zanim zdążyłam popaść w kolejne załamanie profesor Słonicka, która już miała wyobrażenie, do czego mogę się nadawać i jaki mam gatunek głosu, rzuciła hasło: Carmen! No super!
Wreszcie dostałam rolę, która pasowała do mojego głosu, wyglądu, charakteru i ambicji aktorskich. Carmen jest rolą, którą z powodzeniem mogą śpiewać dwa gatunki głosów: sopran dramatyczny lub mezzosopran. Ja miałam ten drugi. Początkowo, kiedy bohaterka jest beztroską dziewczyną żądną przygód jej śpiewanie jest lżejsze i bardziej liryczne. Od trzeciego aktu wisi nad nią widmo śmierci i to ma zdecydowane odzwierciedlenie w muzyce. Głos musi być ciemniejszy, gęsty, a sposób śpiewania dynamiczny i mocno osadzony na oddechu. To z powodu wymagań, jakie stawia kompozytor w drugiej części opery, dyrektorzy artystyczni chętniej do roli Carmen angażują mezzosopranistki.
Są jeszcze dwie role z gatunku Zwischenfach (coś pomiędzy), które miałam okazję śpiewać: Santuzzę w „Rycerskości wieśniaczej” Pietro Mascagniego i Eboli w „Don Carlosie” Giuseppe Verdiego. Teraz już nie zdecydowałabym się sięgnąć do tych ról. Po pierwsze za względu na to, że teraz lepiej się czuję w niższym repertuarze, a po drugie, jak długo można udawać młodą?
Czasem warunki stawiane przez librecistę są niemożliwe do spełnienia. Madama Butterfly, tytułowa bohaterka opery Pucciniego, według libretta ma piętnaście lat! To wiek, w którym zaczyna się kształcić głos w kierunku operowym, a partia Cio-cio-san wymaga dojrzałości zarówno wokalnej, jak i emocjonalnej. W najlepszym wypadku bohaterka może mieć niespełna trzydziestkę. Znakomitą interpretatorką tej roli była Izabela Kłosińska, która na swoim ostatnim przedstawieniu dobiegała już pięćdziesiątki. Dzięki drobnej budowie ciała i świetnej technice wokalnej wciąż była bardzo wiarygodna. Głos także dojrzewa z wiekiem, co często powoduje zmianę fachu, czyli rodzaju głosu. Dobrym przykładem może być tu znakomita polska sopranistka Ola Kurzak, która dała się poznać światu jako Mozartowska Królowa Nocy, czyli sopran koloraturowy, a po kilkunastu latach kariery sięgnęła po partię Cio-cio-san.
Jeśliby dokładnie rozebrać damskie głosy na czynniki pierwsze, to mamy od góry: sopran koloraturowy, liryczny, dramatyczny, potem mezzosoprany: koloraturowy (przedstawicielką tego gatunku jest niezrównana Cecilia Bartolli) i dramatyczny, a na końcu alt. Znam jeden wybitny przypadek głosu zwanego kontraltem. To nasza chluba narodowa – Ewa Podleś. Głos Ewy w zasadzie wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Ma bardzo ciemną barwę i rozległą skalę, a przy tym niebywałą biegłość koloraturową. Śpiewa repertuar od przysłowiowego sasa do lasa i wszystko świetnie.
Dosyć wcześnie proponowano mi altowe, czyli najniższe wokalnie role żeńskie. Myślę, że ze względu na moją ciemną barwę głosu. Obecnie skupiam się głównie na takim repertuarze. W zasadzie każda z nas, śpiewaczek, idąc przez swoje życie zawodowe, ogarnia ze dwa albo trzy fachy. W repertuarze oratoryjnym głosy żeńskie zwykło się dzielić tylko na sopran i alt. Przeciętnie zaangażowany meloman powinien rozróżniać sopran, mezzosopran i alt. Choć zdarzają się pułapki. Kiedyś moja mama krzyczy z kuchni: Gośka, chodź, śpiewasz w radiu. To było jakieś oratorium. Słucham i się zastanawiam skąd ta transmisja? Nie pamiętam takiej rejestracji. Aż nagranie dobiega końca i prezenter przedstawia solistów: alt… Artur Stefanowicz! Artur miał tak podobną do mojej barwę, że sama się nabrałam. A jakiś czas temu moja managerka dostała emaila z prośbą o autograf. Czyj? Słynnej tenorki Małgorzaty Walewskiej.
Idealizowałem to środowisko, a nie jest ono zbyt piękne. To moje największe rozczarowanie, ale mimo to nadal wrzucam kulkę do puszki z napisem „teatr”. (Jan Englert)
Artyści zwykli mawiać, iż to, co widz ogląda na scenie, jest zaledwie niewielkim procentem z rzeczywistego obrazu teatru. Wzniosłe emocje, wartościowe idee i piękno, gasną wraz z opadnięciem kurtyny. Za nią rozpościerają się już tylko pełne chaosu i wzajemnych niesnasek kulisy. Talent i ciężka praca tracą na znaczeniu, rozpływając się w powietrzu niczym bańki mydlane. Czy tak faktycznie jest? Czy teatr, którego zadaniem powinno być ubogacanie sfery emocjonalnej i intelektualnej człowieka, to tylko fantasmagoria?
Sugeruje to wyraźnie Mozart, jednoaktówką „Dyrektor teatru”, obnażając wszystkie przywary środowiska artystycznego. Ta błyskotliwa farsa powstała we współpracy z librecistą Gottliebem Stephanie (autorem tekstu do „Uprowadzenia z seraju”) w 1786 roku, na zamówienie cesarza Józefa II. Zamysłem monarchy był pojedynek dwóch oper. Utwór Mozarta miał stanąć w szranki z „Prima la musica e poi le parole” („Najpierw muzyka, potem słowa”) Antonia Salieriego, podczas wydawanego w Pałacu Schönbrunn przyjęcia.
Fabuła „Dyrektora teatru” nie należy do zawiłych. W nowo powstającym zespole aktorów prym wiodą śpiewaczki, z których każda uosabia cały wachlarz najgorszych cech stereotypowej primadonny. Narcyzm, egocentryzm, bezwzględność i roszczeniowość w osobach aż pięciu solistek to istna mieszanka wybuchowa. Żadna z nich nie cofnie się przed niczym, by otrzymać wymarzoną rolę. I musi być to, rzecz jasna, rola główna. A któż inny mógłby ją zagwarantować, jeśli nie Frank – tytułowy Dyrektor?
U Mozarta przedstawiony jest on jako ofiara nieustannych manipulacji. Nie tylko ze strony zespołu, który usiłuje stworzyć, lecz także Buffa, asystenta. Asystent ów, niczym diabeł stróż, podpowiada mu najbardziej nikczemne z rozwiązań w kierowaniu instytucją. Frank, mimo iż chciałby mieć własne zdanie, ostatecznie ulega wpływom i naciskom. Trochę dla tak zwanego świętego spokoju, a trochę z kiełkującej w nim, chcąc nie chcąc, chciwości. Teatr z libretta przypomina wręcz korporację. Jej siłą napędową jest pieniądz, zaś występujący w nim soliści rywalizują ze sobą w istnym wyścigu szczurów.
Czy zatem Dyrektor to faktycznie jedynie ofiara przebiegłego i żądnego wysokich honorariów zespołu? Takim przedstawia go Mozart, jednak rzeczywistość, także współczesna, dla wielu placówek kulturalnych pisze zgoła odmienne scenariusze. Gdyby faktycznie w stanowisko szefa opery wpisane było nieustanne borykanie się z chcącym wejść mu na głowę zespołem, nie byłoby ono zapewne tak oblegane, ilekroć któryś z teatrów ogłasza konkurs, by je obsadzić. O zaszczytnej funkcji dyrektora marzą bowiem wszyscy, od dyrygentów, poprzez śpiewaków, tancerzy, chórzystów, pracowników technicznych, wykładowców, dziennikarzy, popularyzatorów muzyki klasycznej, a nawet byłych polityków. Często w tym korowodzie ludzi rozmaitych profesji zapominając o najważniejszym – o doświadczeniu w efektywnym zarządzaniu instytucją kultury.
Dyrektor Bogusław Nowak, wespół z reżyserką Beatą Redo-Dobber, na okoliczność premiery postanowił odwrócić role artystów i widzów. Efekt? Na scenie pojawiły się krzesła, na których zasiadła publiczność. Soliści natomiast, w kostiumach nawiązujących historycznie do czasów Mozarta (surduty, gorsety, krynoliny i białe peruki) projektu Ryszarda Melliwy, przemieszczali się, nie bez trudu, pomiędzy rzędami foteli na widowni.
Osobiście muszę przyznać, że nie czułam się komfortowo, siedząc na scenie i mając pod stopami kanał orkiestrowy. Komfortu pracy nie mieli także śpiewacy, gdyż reżyseria i choreografia stanowiły nie lada wyzwanie. Przykładem jest chociażby konieczność przeskakiwania przez rzędy foteli, czy też śpiewanie stojąc na ich podłokietnikach lub oparciach. Dla solistów wybudowano również prowizoryczną, niewielką scenę, która swym wyglądem do złudzenia przypominała bokserski ring. Mieściły się na niej najwyżej trzy osoby. Na szczęście wykorzystano ją niemal wyłącznie do wykonywania duetów, w praktyce będących potyczkami słownymi i wokalnymi.
Muzykę Mozarta, dodaną do spektaklu, można kolokwialnie ująć nielubianym przeze mnie, lecz w tym przypadku uzasadnionym określeniem „wiązanki największych przebojów”. W fabułę wpleciono słynne duety, takie jak „La ci darem la mano”, wykonany przez Monikę Korybalską (Pani Pfeil) i znacznie kontrastującego z nią wokalnie na minus, Michała Kutnika (Eiler). Pojawia się także duet Papageny i Papagena z „Czarodziejskiego fletu”, który śpiewają Zuzanna Caban (Pani Vogelsang) o świetlistym, dźwięcznym sopranie i Robert Gierlach (Buff), wykonując do tego dwuznaczną choreografię z wyskakiwaniem naprzemiennie zza foteli.
Robert Gierlach w arii Leporella z I aktu „Don Giovanniego” wyśmienicie się bawi, Katarzyna Oleś-Blacha (Pani Herz) w arii Elettry „O smania! O furie!” z „Idomeneo” targana jest burzliwymi emocjami heroiny tragicznej. Jest też finał „Don Giovanniego”, w którym bas Wojciech Gierlach (Dyrektor Frank) mógł pokazać pełnię możliwości swojego ciemnego, gęstego głosu. Tego solisty, zwłaszcza w partii Komandora, zawsze przyjemnie się słucha. To tylko niektóre z przykładów, gdyż krakowski „Dyrektor Teatru” najeżony jest fragmentami muzycznymi.
Natomiast sztuka sama w sobie, zawiera dość obszerne dialogi (które i tak skrócono), skutkiem czego wyszedł dwugodzinny, odrobinę za długi spektakl. Dialogi zresztą budzą pewną wątpliwość, gdyż w jednoaktówce mamy do czynienia z „teatrem w teatrze”. Pojawiające się na przesłuchaniu u Dyrektora śpiewaczki, wraz z partnerami, odgrywają przed nim scenki: komiczne, bądź tragiczne. Odbiór owych scenek dłużył się, co potęgowała także absurdalność ich treści.
Kwestie mówione ratują w zasadzie tylko umiejętności aktorów, którzy mocno wczuli się w swoje role. Monika Korybalska tak bardzo, że wparowując na widownię opery, strąciła neon z napisem „wyjście ewakuacyjne” wiszący nad drzwiami. To tylko dodało animuszu jej postaci, nieznoszącej sprzeciwu primadonnie Pani Pfeil, istnej furiatce. Solistka w roli „z pazurem” pokazała zupełnie inne oblicze, pełne wybuchowego temperamentu.
Na plus wyróżnia się także Magdalena Barylak jako przekomiczna Pani Krone. Ta utalentowana i mająca mnóstwo dystansu do siebie śpiewaczka, z finezją wykorzystała swoje atuty fizyczne do budowania roli oraz modulowanie głosem w dialogach, chwilami obniżając go lub podwyższając do granic absurdu. Partnerujący jej Paweł Trojak (debiut na scenie Opery Krakowskiej) dał się poznać jako zdolny aktor, gdyż jego niewielka rola Pana Herz wymagała, by specjalnie grać kiepsko i wręcz fajtłapowato. Przyjemnie było też posłuchać jego barytonowego śpiewu.
Wśród solistek błyszczy również, stanowczo zbyt rzadko obsadzana, Karolina Wieczorek. To nie tylko znakomita aktorka o dużym talencie komediowym, lecz przede wszystkim sopran koloraturowy o pięknym brzmieniu we wszystkich rejestrach i doskonałej technice. Wprost stworzony nie tylko do Mozarta, lecz także do partii belcantowych. Jej ornamentyka wokalna w rondzie „Bester Jüngling!” oraz tercecie „Ich Bin Die Erste Sängerin” (Jestem pierwszą śpiewaczką), wykonywanym wraz z Katarzyną Oleś-Blachą i próbującym je rozdzielić tenorem Jarosławem Bieleckim, jest naprawdę imponująca.
Premiera należała jednak niewątpliwie do duetu aktorskiego Wojciecha i Roberta Gierlachów. Robert Gierlach jako Buff tryska pewnością siebie i jest niezwykle przekonujący w namawianiu Dyrektora Franka do złego. Doskonale bawi się wprowadzając chaos, niczym Joker, co podkreśla w pewnym momencie, zakładając czapkę Stańczyka. Wymachując nią na finał spektaklu, śpiewa z lubością, że taka jego rola, gdyż jest on basem buffo. Wojciech Gierlach, którego głos brzmi fenomenalnie także w dialogach, dzięki bezbłędnej dykcji i nośności, nieudolnie stawia opór swojemu przebiegłemu asystentowi. Jego Dyrektor Frank pokazuje słabość charakteru, przegrywającego w konflikcie idei stworzenia teatru ambitnego z okazją do łatwego zysku. Jednak nawet osaczony przez zmanierowane śpiewaczki, ich rozchwianych emocjonalnie partnerów i przebiegłego asystenta, jego bohater nie traci wyrazistości.
Orkiestra pod batutą Tomasza Tokarczyka, tym razem odwróconego w kanale tyłem do sceny, dzielnie towarzyszyła śpiewakom przez wszystkie, jakże zróżnicowane muzycznie i tematycznie, utwory Mozarta, dodane do pierwowzoru sztuki.
Soliści kończą spektakl śpiewem zespołowym o charakterze wodewilu. Niesie on ze sobą ponadczasowy morał: o wartości artysty nie decyduje jego ego, lecz przede wszystkim odbiór widzów. Choć przecież na samym początku spektaklu pada nie tak znowu dalekie od prawdy, ironiczne zdanie, iż widzowie nie mają własnych opinii i sugerują się recenzjami krytyków.
Finał dzieła Mozarta jest bardzo idylliczny, ponieważ jak pokazuje historia teatru operowego, także w Polsce, pracy w niniejszej branży daleko do ideału. Być może do słów zawartych w libretcie należałoby od czasu do czasu wracać, jako swoiste motto dla wszystkich artystów scenicznych. Opera Krakowska z pewnością słusznie je przypomniała i pokazała całkiem zgrabnie zrealizowaną, choć nieco przydługą komedię. Nie należy jednak zapominać, iż to nie owacje i nie wypowiedziane pod wpływem emocji pochwały powinny być miarą wartości artysty, lecz talent i ciężka praca, w połączeniu z nieustanną potrzebą samodoskonalenia.
Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie, aby zapewnić Tobie najlepsze wrażenia, zapamiętując Twoje preferencje i powtarzające się wizyty. Klikając „Akceptuj wszystko”, wyrażasz zgodę na użycie WSZYSTKICH plików cookie. Możesz jednak odwiedzić „Ustawienia plików cookie”, aby wyrazić kontrolowaną zgodę.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Funkcjonalne pliki cookie pomagają w wykonywaniu pewnych funkcji, takich jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.
Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.
Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób odwiedzający wchodzą w interakcję ze stroną internetową. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o wskaźnikach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.
Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania odwiedzającym odpowiednich reklam i kampanii marketingowych. Te pliki cookie śledzą odwiedzających w witrynach i zbierają informacje w celu dostarczania dostosowanych reklam.
Niezbędne pliki cookie są absolutnie niezbędne do prawidłowego funkcjonowania witryny. Te pliki cookie zapewniają anonimowe działanie podstawowych funkcji i zabezpieczeń witryny.