REKLAMA

Emocje na wyciągnięcie ręki. Sondra Radvanovsky, Piotr Beczała i Ambrogio Maestri w jubileuszowym koncercie charytatywnym „Muzyka czyni cuda!”

Podczas poprzednich edycji „Muzyka czyni cuda” wystąpiły takie nazwiska jak m. in.: Thomas Hampson, Juan Diego Flórez, José Cura, Simone Kermes, Vivica Genaux, Vesselina Kasarova i Erwin Schrott. W tym roku występ słynnego barytona został w ostatniej chwili odwołany, ale zastąpił go Ambrogio Maestri, jeden z najwybitniejszych obecnie odtwórców okrutnego barona Scarpii.

Sondra Radvanovsky przyjęła zaproszenie po raz kolejny. W cyklu „Muzyka czyni cuda” zaśpiewała 5 lat temu, w 2019 roku, był to jej drugi, po NFM we Wrocławiu, występ w Polsce. Wybitna sopranistka była też gwiazdą 12. Festiwalu NDI Sopot Classic, teraz znowu przyjechała do Polski. Po raz pierwszy natomiast prezentując swoją koronną partię Cavaradossiego pojawił się w Gdańsku Piotr Beczała, najsłynniejszy polski tenor po Janie Kiepurze. Warto dodać, że artysta debiutował w tej partii w 2019 roku w Wiener Staatsoper, właśnie u boku Sondry Radvanovsky.

Sondra Radvanovsky i Piotr Beczała w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Sondra Radvanovsky i Piotr Beczała w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

Pomysłodawcą inicjatywy „Muzyka czyni cuda” jest prof. Piotr Czauderna, przewodniczący głównego organizatora koncertu, Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Chirurgicznie Chorym. Cały dochód przeznaczony jest na wyposażenie medyczne dla Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Wydarzeniu towarzyszyła licytacja online, prowadzona w dniach 2 – 15 listopada przez Sopocki Dom Aukcyjny.

Czauderna jest wybitnym chirurgiem dziecięcym, ale także wielkim melomanem. Profesor powitał licznie zgromadzoną publiczność zapowiadając wielkie wzruszenia. Mówił też o tym, że miłość do opery jest „chorobą nieuleczalną” i może dlatego jako lekarz jest z nią związany tak blisko.

Piotr Czauderna dziękuje artystom i publiczności po koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Piotr Czauderna dziękuje artystom i publiczności po koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

W tym roku w X jubileuszowym koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku wystąpili Sondra Radvanovsky (Tosca), Piotr Beczała (Cavaradossi) i Ambrogio Maestri (Scarpia). Orkiestrą Polskiej Filharmonii Bałtyckiej zadyrygował Gianluca Marcianò. Zapowiadano koncertowe wykonanie „Toski”, ale zaprezentowano fragmenty dzieła z udziałem tych trzech głównych postaci, bez chóru, Angelottiego, Zakrystianina Spoletty i Pastuszka. To moim zdaniem bardzo dobry pomysł, uwaga widza i tak skupia się na protagonistach, a wielcy śpiewacy wykonali właściwie całe swoje partie, tak napisana jest ta opera.

Artyści w cudownie intymnej kameralnie amfiteatralnej architekturze sceny Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku byli jak na wyciagnięcie dłoni, śpiewali i poruszali się między widzami, można było niemalże ich dotknąć. I w sposób niemalże porażający swoją bezpośredniością wybrzmiały wyśpiewywane przez nich emocje.

Sondra Radvanovsky i Ambrogio Maestri © Piotr Połoczański
Sondra Radvanovsky i Ambrogio Maestri © Piotr Połoczański

Wszyscy dowiedli swojego kunsztu. Piotr Beczała jest Cavaradossim idealnym, w swojej oryginalnej interpretacji przypomina dawnych mistrzów, idealnie stosując wypracowane przez nich techniki pozawokalne techniki wzruszania, śpiewając w charyzmatycznie niepowtarzalny sobie sposób.

Piotr Beczała w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Piotr Beczała w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

Sondra Radvanovsky jest wielką interpretatorką partii Toski, bawiąc się swoim nerwowym rozedrganiem rozpiętym na łuku miłości i zazdrości. Artystka potrafi wyrazić to wszystko wokalnie, denerwując się i płacząc. Jej wykonanie „Vissi d’arte” było niezwykłym odczytaniem tej modlitewnej arii, to podsumowanie życia, ale też pretensja do Boga, który tak ciężko ją doświadcza, mimo, że żyła sztuką i miłością, nikomu nie robiąc nic złego.

Sondra Radvanovsky © Piotr Połoczański
Sondra Radvanovsky © Piotr Połoczański

Ambrogio Maestri, znany polskiej publiczności z udziału w premierze „Toski” w Operze Wrocławskiej w 2021 roku, przerażał swoją nonszalancją i obojętnością. Po raz pierwszy usłyszałem „Te Deum” bez chóru, monolog Scarpii zabrzmiał tak, że można było dostać dreszczy. Maestri niczym Jagon z verdiowskiego „Otella” siłą wyrazu budził trwogę swoim zdeterminowanym i okrutnym Credo. To wielka, niezapomniana kreacja.

Ambrogio Maestri Gianluca Marcianò w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Ambrogio Maestri Gianluca Marcianò w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

Koncertowe wykonania siłą rzeczy pozbawione są magii teatru, reżyserii i scenografii. Ale dzięki charyzmie artystów tego nie brakowało, śpiewacy wnosili do swoich interpretacji także elementy aktorskie, można było odnieść wrażenie, że jest się na spektaklu, a scena Filharmonii Bałtyckiej zamienia się w Kościół Świętego Andrzeja, Pałac Farnese, czy Zamek Świętego Anioła.

Gianluca Marcianò w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Gianluca Marcianò w koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

Mocno i dramatycznie prowadził Orkiestrę Filharmonii Gdańskiej Gianluca Marcianò, nie bojąc się wyrażenia huku w momentach stricte dramatycznych. Dyrygent dosłownie płynął z artystami w rwącym nurcie Pucciniego, doskonale nad nimi czuwając i doskonale im partnerując.

Następna edycja „Muzyka czyni cuda” odbędzie się dopiero za rok, ale profesor Piotr Czauderna ma już pomysł na kolejne wydarzenie. Niestety jeszcze nie chciał zdradzić tej tajemnicy. Ale także za rok muzyka czynić będzie cuda.

Ambrogio Maestri, Gianluca Marcianò, Sondra Radvanovsky i Piotr Beczała. Owacje po koncercie po koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański
Ambrogio Maestri, Gianluca Marcianò, Sondra Radvanovsky i Piotr Beczała. Owacje po koncercie „Muzyka czyni cuda” w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku © Piotr Połoczański

Czy Judyta zwycięża? Oratorium „Judyta Triumfująca” po raz pierwszy scenicznie w Polsce w Warszawskiej Operze Kameralnej

Ostatnie kilka lat to renesans twórczości operowej Antonio Vivaldiego. Sceniczna twórczość Rudego Księdza z Wenecji („Il prese rosso” – tak bowiem nazywano kompozytora) została na wieki zapomniana. Zainteresowano się nim pod koniec XIX wieku, dzięki badaniom nad dziełami Jana Sebastiana Bacha. Wielką popularność zdobył dopiero po II wojnie światowej, ale głównie jako twórca dzieł instrumentalnych. Jego koncerty skrzypcowe „Cztery pory roku” zna chyba każdy. W swoich czasach (zmarł w 1741 roku w Wenecji) był bardzo popularny, ale po śmierci jego sława nie trwała długo. Ponoć wspominany był głównie w anegdotach, jako ksiądz biegający często do zakrystii, aby zapisać temat muzyczny, który właśnie wpadł mu do głowy. Stworzył podobno 40 oper, z których tylko połowa (22) przetrwała do naszych czasów.

W 1927 roku biblioteka w Turynie zakupiła wielki zbiór rękopisów zawierających jego kompozycje, wśród nich była też partytura „Judith triumphans”, jedynego oratorium Vivaldiego, które przetrwało do naszych czasów. Ale ciągle odkrywane są inne jego dzieła i jak pisze Piotr Kamiński w Tysiąc i jedna opera”: gdy jego opery doczekają się godnych siebie wykonań, oczom naszym ukaże się być może operowy geniusz, który w wolnych chwilach komponował także koncerty skrzypcowe.

Kamil Pękala (Holofernes) i Aleksandra Opała (Judyta) © Grzegorz Bargieł
Kamil Pękala (Holofernes) i Aleksandra Opała (Judyta) © Grzegorz Bargieł

Produkcja Warszawskiej Opery Kameralnej spełnia te założenia i nadzieje. Otrzymaliśmy spektakl wspaniały muzycznie i scenicznie, doskonale zaśpiewany i zagrany. Warto wspomnieć, że prapremiera „Judyty triumfującej” miała miejsce w 1716 roku w Wenecji. Vivaldi napisał ją dla Ospedale della Pietà, słynnego na cała Europę klasztoru, sierocińca i szkoły muzycznej dla dziewcząt. Jak czytamy na Wikipedii: odwiedziny w klasztorze i wysłuchanie działającego tam zespołu było obowiązkowym punktem odwiedzin miasta-legendy, zwanego Serenissimą (Najjaśniejszą) w XVII i XVIII wieku. Koncerty organizowano w sposób zawoalowany i tajemniczy, dziewczęta występowały na wpół zasłonięte, za draperiami z cienkiego materiału. Vivaldi przez kilka lat pełnił tam funkcję maestro di coro, nauczał śpiewu i komponował dzieła wokalne. Podczas prapremiery w oratorium wystąpiły wychowanki sierocińca, które były podrzutkami lub sierotami, znamy tylko ich imiona, były to: Caterina, Barbara, Apollonia, Silvia i Giulia.

Aleksandra Opała (Judyta), Nino Javchadze (Vagaus) i Joanna Moskowicz (Abra) © Grzegorz Bargieł
Aleksandra Opała (Judyta), Nino Javchadze (Vagaus) i Joanna Moskowicz (Abra) © Grzegorz Bargieł

To oratorium to właściwie opera, nie ma w niej narratora, a cała treść zawiera się w akcji, muzyka jest drapieżna, dynamiczna i po prostu wspaniała. Maria Sartova pokazała w swoim odważnym spektaklu okropności wojny, zabijanych ludzi, porywane dzieci, a także pewną dekadencję (transowe wcielenia żołnierzy). W programie reżyserka pisze, że chciała ukazać nieokreślony świat wojny, ale mundury i karabiny kojarzyły mi się Włochami czasów Mussoliniego. Niestety, to nie jest przeszłość, wojny dzieją się ciągle, w tym sensie to inscenizacyjne podejście jest uniwersalne. I znakomicie pasuje do nieokiełznanej muzyki Vivaldiego.

Inscenizacja robi ogromne wrażenie, jest tu dużo krwi i przemocy. Wciska w fotel, niczym w thrillerze, scena uwodzenia i zabójstwa, choć ucinanie głowy jest tutaj, w rzeczywistości XX-wiecznej wojny być może zbyt biblijnie dosłowne.

Doskonale zabrzmiała Orkiestra Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej MACV pod batutą Hugo Reyne, belgijskiego dyrygenta i muzykologa, specjalizującego się głównie w muzyce dawnej. Były wielkie kulminacje, szczególnie w scenach scenicznego napięcia, ale też momenty lirycznej rozpaczy w niezdecydowaniu Judyty. Bardzo ciekawie przedstawiła tę postać Maria Sartova, uzupełniając podczas prologu jej historię o przerwane wesele i zabicie poślubianego właśnie małżonka. Judyta wkradając się do obozu wroga chce oczywiście wyzwolić swoje miasto, ale jest wyraźnie zafascynowana Holofernesem, trochę bezwolna, pełna wahań i zwątpień. Zabija go nie tyle z bohaterstwa, co poprzez dosłownie pchającą ją do tego czynu służącą Abrę.

Aleksandra Opała (Judyta) © Grzegorz Bargieł
Aleksandra Opała (Judyta) © Grzegorz Bargieł

Wspaniałą odtwórczynią roli tytułowej była Aleksandra Opała, z ciemnym pięknym mezzosopranem, jedwabiście operującym mrokiem i rozpaczą, o mięsistym i dobrze ustawionym rejestrze piersiowym. Piękno jadowitej koloratury i swobodę wokalną zaprezentowała Joanna Moskowicz w roli podstępnej Abry, w tej inscenizacji to ona jest tak naprawdę bohaterką tego dramatu. To ona zasłania oczy Ozjaszowi i Judycie podczas finałowej egzekucji Vagausa. Moskowicz była cudowna scenicznie, słodka, fałszywa, niezłomna i gotowa na wszystko, aby osiągnąć swój cel. To także wielka kreacja aktorska.

Kamil Pękala (Holofernes) i Nino Jachvadze (Vagaus) © Grzegorz Bargieł
Kamil Pękala (Holofernes) i Nino Jachvadze (Vagaus) © Grzegorz Bargieł

Objawieniem była dla mnie Gruzinka Nino Jachvadze kreująca rolę Vagausa, sługi Holofernesa. W jej śpiewie była nie tylko precyzja, ale także wokalne szaleństwo, ta rola jest bardzo rozbudowana i artystka potrafiła pokazać zróżnicowanie techniki warsztatu i olśnić dramatycznym wyrazem koloratury. Tajemniczą postacią jest Ozjasz, który pojawia się w operze tylko dwa razy, to najważniejsza postać w najechanym mieście Betulia. Monumentalnie wykonała tę rolę Jadwiga Postrożna, z piękną długą frazą, rozpaczą i dramatyzmem oraz wyczuciem stylu tej muzyki. Wreszcie Holofernes – reżyserka powierzyła tę rolę mężczyźnie, w partyturze jak wiemy wszystkie partie śpiewają kobiety. Baryton Kamil Pękala brzmiał nośnie i władczo, postaciowo artysta nie bał się przedstawić odrażającej wizji swojego bohatera, pozbawionego człowieczeństwa i serca.

Kamil Pękala (Holofernes) © Grzegorz Bargieł
Kamil Pękala (Holofernes) © Grzegorz Bargieł

Piękna plastyczność produkcji jest zasługą Damiana Styrny (scenografia i projekty animacji), Anny Chadaj (kostiumy), Eliasza Styrny (multimedia), a także Pauliny Góral (reżyseria świateł). Sugestywna jest też choreografia Emila Wesołowskiego, w której tancerze wtapiają się w artystów chóru.

Premiera „Judyty Triumfującej” odbyła się w październiku 2023 roku, obejrzałem przedstawienie 6 listopada 2024 roku.

Dziewięć spektakularnych polskich karier operowych. „Śpiewacy eksportowi” Anny S. Dębowskiej

Na przestrzeni dziejów w historii opery wyraźnie zaznaczyło się kilku Polaków. Na początku ubiegłego wieku niezwykle popularni, także w Stanach Zjednoczonych, byli m. in. Marcella Sembrich-Kochańska, Ada Sari, Adam Didur oraz bracia Jan i Edward Reszke. Spektakularną karierę miał Jan Kiepura, który został następnie także gwiazdą srebrnego ekranu. Wiele lat później w ich ślady poszli Teresa Żylis-Gara, Wiesław Ochman, Teresa Kubiak, Stefania Toczyska, Zdzisława Donat, Ewa Podleś, Andrzej Dobber, czy Jolanta Omilian, wszyscy oni śpiewali na całym świecie, z niekłamanym uwielbieniem fanów, zostawiając w swoim artystycznym dorobku wiele nagrań studyjnych, przetrwało także wiele pirackich rejestracji ich występów. Ci śpiewacy znaleźli się na szczycie nie tylko dzięki niezwykłemu talentowi, lecz także poprzez ciężką pracę i niezbędny w tym zawodzie łut szczęścia.

Piotr Beczała © Anja Frere
Piotr Beczała © Anja Frere

Ale były to jednak relatywnie rzadkie przypadki. Nigdy dotąd na prestiżowych zagranicznych scenach operowych nie śpiewało tak wielu Polaków jak obecnie. Wymieniając największe współczesne gwiazdy operowe trudno nie wskazać Aleksandry Kurzak i Piotra Beczały. Słynna sopranistka komentuje to w wywiadzie z autorką w następujący sposób: To nie jest żaden boom na Polaków. Po otwarciu granic nareszcie wyrównały się szanse. Bez przeszkód bierzemy udział w konkursach i audycjach, a nasz talent otwiera nam drogę. Waldemar Dąbrowski stwierdza z kolei, że w Polsce mamy teraz jedyny w swym rodzaju czas obfitości talentów operowych.

Aleksandra Kurzak © newsroom.sonymusic.pl

Anna S. Dębowska opowiada o śpiewakach, którzy w życie zawodowe weszli po roku 1989. Jak pisze w Prologu „Kolejne pokolenie już frunie”: moimi bohaterami są artyści, których rozwój śledziłam od lat. Każdy z dziewięciu portretów zamieszczonych w tej książce jest opowieścią o człowieku obdarzonym talentem, determinacją, pracowitością, miłością do muzyki i głodem sceny. To również opowieść o walce z przeciwnościami i mądrej kalkulacji, która sprzyja karierze. Także o tym, że wszystkie te przymioty nie przyniosłyby tak obfitych owoców, gdyby nie konieczny w zawodzie artysty łut szczęścia.

Tomasz Konieczny © Karpati&Zarewicz
Tomasz Konieczny © Karpati&Zarewicz

Bohaterami kolejnych rozdziałów książki „Śpiewacy eksportowi. Sukces polskich artystek i artystów operowych” są: tenor Piotr Beczała, bas-baryton Tomasz Konieczny, kontratenor Jakub Józef Orliński, trzech barytonów: Mariusz Kwiecień, Artur Ruciński i Andrzej Filończyk, bas Rafał Siwek oraz dwie wspaniałe sopranistki: Aleksandra Kurzak i Ewa Płonka. Każda z tych opowieści jest inna, ale każda na swój sposób wzrusza, każda to właściwe materiał na film, ze szczęśliwym zakończeniem, jakim jest spełnienie (i spełnianie) artystycznych marzeń.

Jakub Józef Orliński © Ksawery Zylbert
Jakub Józef Orliński © Ksawery Zylbert

Nie ma żadnych wątpliwości, że Aleksandra Kurzak i Piotr Beczała to jedne z najwspanialszych karier w polskiej historii opery. Tomasz Konieczny to jeden z najbardziej cenionych obecnie wykonawców muzyki Ryszarda Wagnera i Ryszarda Straussa. Spektakularnym przypadkiem jest Ewa Płonka, która śpiewa sopranem dopiero czwarty sezon, na światowych scenach wykonuje tak trudne partie, jak Turandot, Lady Makbet czy Abigaille. Bas Rafał Siwek z powodzeniem kreuje czołowe role basowe, na światowe sceny zapraszany jest regularnie. Wielką gwiazdą jest Mariusz Kwiecień, przez lata czołowy baryton liryczny Metropolitan Opera, ogromna szkoda, że artysta zdecydował się inaczej rozwijać swoją karierę i już nie występuje. Bardzo konsekwentnie poszerza swój dramatyczny repertuar, Artur Ruciński, który dla mnie jest jednym z najwspanialszych obecnie barytonów verdiowskich świata. Ogromne sukcesy odnosi Andrzej Filończyk, a Jakub Józef Orliński, także przez swój flirt z popkulturą, a poprzez swoje indywidualne i nieszablonowe podejście do występu, przyciąga młodszą publiczność. Wszyscy oni występują przede wszystkim za granicą, znacznie rzadziej w Polsce.

Artur Ruciński © Karpati&Zarewicz
Artur Ruciński © Karpati&Zarewicz

Być może w książce „Śpiewacy eksportowi. Sukces polskich artystek i artystów operowych” brakuje kilku postaci. W latach 90. rozwijały się kariery m. in.: Daniela Borowskiego, Małgorzaty Walewskiej, czy Aleksandry Zamojskiej. Na operowy Olimp skutecznie zmierzają teraz tacy artyści, jak: Szymon Mechliński, Agnieszka Rehlis, Izabela Matuła, Iwona Sobotka, Piotr Buszewski, Aleksandra Olczyk, Adam Palka, Ewa Vesin, Wojtek Gierlach, Jerzy Butryn, Gabriela Legun, Łukasz Goliński i wielu, wielu innych. Większość tych nazwisk Dębowska wymienia zresztą w książce, ale zdecydowanie jest to temat na inną publikację. Miejmy nadzieję, że będzie to okazja na ciąg dalszy opowieści o artystach, którzy tworzą i będą tworzyć historię opery i promować Polskę, bo chyba w żadnej innej dziedzinie nie mamy aż tylu sukcesów.

Rafał Siwek © Karpati & Zarewicz
Rafał Siwek © Karpati & Zarewicz

„Śpiewacy eksportowi. Sukces polskich artystek i artystów operowych” nie są zbiorem klasycznych biografii, Dębowska napisała je bardziej w stylu reporterskim. To po prostu opowieści, w które autorka włożyła ogrom pracy detektywistycznej, pełne szczegółów i dygresji, np. o historii Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth. Dziennikarka nie gloryfikuje bohaterów, przedstawia ich jako zdeterminowanych ludzi, wytrwale, choć nie bez zwątpień, dążących do celu, których artystyczna droga nie zawsze była pełna tylko i wyłącznie sukcesów. To ogromna siła tej publikacji.

Książka „Śpiewacy operowi” ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora 13 listopada 2024 roku. Spotkanie autorskie towarzyszące wydaniu książki odbędzie się 24 listopada 2024 roku o godz. 15.00 w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej (Sale Redutowe). Link do wydarzenia znajduje się tutaj.

Informacje o autorce

Anna S. Dębowska – od 2002 roku związana z „Gazetą Wyborczą”, pisze głównie o muzyce klasycznej. Autorka książki „Śpiewacy eksportowi. Sukces polskich artystek i artystów operowych”. Z pasją relacjonowała Konkursy Chopinowskie w Warszawie. Studiowała grę na skrzypcach i altówce na Akademii Muzycznej w Warszawie (obecnie UMFC). Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie (magister sztuki w zakresie wiedzy o teatrze). Współpracowała z TOK FM, RDC i TVP Kultura. Od 2009 roku jest redaktor naczelną „Beethoven Magazine”, od 2019 roku odpowiada za program gali muzyki klasycznej towarzyszącej rozdaniu nagród fonograficznych „Fryderyk”.

Premiery operowe w Polsce: „Orfeusz i Eurydyka” w Opera Nova. Pierwsza realizacja Glucka w operze w Bydgoszczy

Jak pisze Ewa Chałat: Mityczna historia Orfeusza i Eurydyki fascynowała poetów od antyku do współczesności; opisywali ją m.in. Owidiusz, Wergiliusz, Rilke, Miłosz, Herbert. Zauroczeni mitem określonym przez Herberta „liryką zadumy i mroku” ubierali go w muzykę Monteverdi, Haydn, Milhaud, Offenbach… historia muzyki liczy ponad 50 „odsłon” o śpiewającym Argonaucie.

„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė
„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė

„Orfeusz i Eurydyka” Glucka to dla mnie jeden z ciekawszych tytułów operowych – przyznaje Robert Bondara, który jako reżyser i choreograf na nowo odczytuje mit o Orfeuszu. Twórca pragnie zabrać widzów w mroczne głębiny ludzkiej podświadomości i niczym w thrillerze rozwikłać zagadkę szaleństwa. Jak zapowiada: spektakl będzie podróżą Orfeusza przez głębię podświadomości i próbą odnalezienia się w żałobie. Będąc choreografem, reżyserskich środków nie ograniczam do tekstu, głosu i gestu. Od każdego artysty wymagam obecności na scenie: od palców stóp po czubek głowy – podkreśla Robert Bondara. Choreograf ma już w swym dorobku reżyserowanie opery (nagradzana m.in. właśnie za reżyserię „Legenda Bałtyku” w Teatrze Wielkim w Poznaniu). Robert Bondara, współpracując z Operą Nova, stworzył w Bydgoszczy inscenizacje wraz z choreografiami spektakli baletowych, takich jak: „Zniewolony umysł”, „Stabat Mater. Harnasie” oraz „Alicja w Krainie Czarów”. W Bydgoszczy po raz pierwszy realizuje produkcję operową.

„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė
„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė

Balansując na cienkiej granicy między rzeczywistością a obłędem, na scenie zjawi się niejeden Orfeusz i niejedna Eurydyka czy podwójna postać Amora (będą nim śpiewaczka i tancerka). Zespół baletowy wystąpi jako Furie, swój udział w spektaklu ma również chór. Na scenie dziać się będzie tak wiele, że potrzebne będzie wsparcie kaskaderów. Mimo że mit interpretowany jest współcześnie, w spektaklu nie zabraknie odniesień do świat antycznego m.in. w postaciach przewoźnika dusz zmarłych Charona, Hadesa i Hermesa – choć i oni (oprócz mitycznych) mają też swoje bardziej realistyczne wcielenia.

„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė
„Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka w Opera Nova © Simona Skrebutėnaitė

Listopadową premierę Opery Nova zwiastuje plakat Diany Marszałek, która jest także autorką scenografii spektaklu. Autorką kostiumów jest Martyna Kander, reżyserii świateł Maciej Igielski, projekcji multimedialnych Jagoda Chalcińska. Kierownictwo muzyczne sprawuje Przemysław Fiugajski.

Obsada jest potrójna. W partii Orfeusza wystąpią Łukasz Klimczak, Damian Wilma i Janusz Żak. Eurydykę zaśpiewają: Magdalena Czerwińska, Julia Pruszak-Kowalewska oraz Magdalena Stefaniak. Śpiewacy mają swych „bliźniaczych” Orfeuszy i Eurydyki , których odtwarzają tancerze : Takumi Mitsuhashi, Artem Rybalchenko, Rafał Tandek oraz tancerki: Lauren Draper, Arisa Suzuki, Marta Wróbel. Rolę Amora wykonują śpiewaczki: Agnieszka Nurzyńska, Marta Ustyniak-Babińska, Sylwia Wnuk oraz tancerki: Marta Berezowska, Mariia Nechosa.

Premiera „Orfeusza i Eurydyki” na scenie Opery Nova odbędzie się 16 listopada 2024 roku, dwa kolejne spektakle: 17 i 19 listopada 2024 roku.

Plakat do „Orfeusza i Eurydyki” w Opera Nova autorstwa Diany Marszałek © materiały prasowe
Plakat do „Orfeusza i Eurydyki” w Opera Nova autorstwa Diany Marszałek © materiały prasowe

Trzy oblicza królowej. Prapremiera „Bony Sforzy” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej

Bona Sforza jest już bohaterką kilku polskich oper, dziś właściwie całkowicie zapomnianych, m. in. „Barbary Radziwiłłównej” Henryka Jareckiego i „Zygmunta Augusta” Tadeusza Joteyki, z której pochodzi słynna pieśń „Frottola Italiana”. Nową operę o Królowej Bonie z muzyką Zygmunta Krauze do libretta Vincenza de Vivo zaprezentowano prapremierowo w Krakowie. To owoc wspólnych działań Opery Krakowskiej (i regionu Małopolska) z Teatro Petruzzelli w Bari (i regionu Apulia). Umowa o współpracy została podpisana 18 kwietnia 2024 roku w Bari w 506. rocznicę zaślubin Zygmunta Starego oraz koronacji Sforzy na królową Polski.

Scena koronacji Bony. „Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael
Scena koronacji Bony. „Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael

To dobrze, że na kanwie operowej przypomina się tę barwną osobowość, niezwykle zasłużoną dla historii i kultury polskiej. Druga żona Zygmunta Starego intensywnie angażowała się w prowadzenie polityki zagranicznej Polski, a także polityki wewnętrznej. Była mecenasem kulturalnym młodzieży polskiej, wysyłając chętnych na studia zagraniczne, rozbudowywała polskie miasta, wznosiła zamki, młyny i tartaki, aktywnie włączając się do rozwoju polskiej gospodarki. Raczej nie była lubiana, żadna królowa wcześniej nie wtrącała się tak otwarcie do polityki.

Paula Maciołek (Bona Księżniczka) i Wanda Franek (Izabela). „Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael
Paula Maciołek (Bona Księżniczka) i Wanda Franek (Izabela). „Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael

O jej dramatycznych losach opowiada serial Janusza Majewskiego „Królowa Bona” z wybitną rolą tytułową kreowaną przez Aleksandrę Śląską. Wokół tej postaci narosło wiele mitów i legend, uważano ją za intrygantkę i trucicielkę, osobę despotyczną i władczą. Z pewnością nie miała w Polsce łatwego życia, o czym tak wymownie mówi jedna ze scen spektaklu, kiedy to Sforza opuszcza Polskę i kiedy rozjuszony tłum wyzywa ją od „czarownic” i „putan”.

Warto podkreślić, że to dzięki Bonie jemy w Polsce tak dużo warzyw, które do dziś nazywamy włoszczyzną, królowa zadbała też m. in. o obecność kalafiora, fasolki szparagowej, pomidorów, karczochów, szparagów i brokułów.

„Bona Sforza” Zygmunta Krauze to właściwie sceny liryczne, przedstawiające wybrane fragmenty jej życiorysu, a nie pełną historię biograficzną. Libretto traktuje o trzech etapach życia władczyni: Księżniczki, Królowej i Wdowy, prowadząc swoją opowieść niechronologicznie, ale wszystkie te wątki w sposób nieoczywisty się przenikają. Tę formę stosuje wielu narratorów, podobnie opowiedziana jest chociażby „Cyganeria” i „Manon Lescaut” Giacomo Pucciniego czy „Eugeniusz Oniegin” Piotra Czajkowskiego.

Paula Maciołek (Bona Księżniczka) i Adam Szerszeń (Zygmunt Stary) © Andrey Rafael
Paula Maciołek (Bona Księżniczka) i Adam Szerszeń (Zygmunt Stary) © Andrey Rafael

Bogate i rozbudowane libretto Vincenzo da Vivo przedstawia, trochę w duchu Netflixa, historię życia włosko-polskiej władczyni. To niezwykle widowiskowe podejście, pełne napięć, choć być może odrobinę brak w nim Krakowa, być może nie ma przedstawienia indywidualności i charyzmy Bony. Trzy etapy jej życia (przed zamążpójście, władza w Krakowie i umieranie w Bari) potraktowane są literacko w sposób dość umowny, ale bardzo operowy, co oczywiście rzutuje na muzykę i inscenizację. Ta opowieść, mocniej zarysowana dramatycznie, mogłaby bardziej wzruszać.

Bardzo plastyczna jest inscenizacja Michała Znanieckiego, doskonale ilustrująca operową formę libretta. Każda z trzech Królowych (w operze trzy sopranistki kreują Bonę Księżniczkę, Bonę Królową i Bonę Wdowę, śpiewając po włosku, polsku i po łacinie) zachowuje się inaczej. Ciekawym pomysłem jest podzielenie sceny w prologu i finale na trzy obszary, każdy z nich przedstawia przecież inną fazę życia tytułowej bohaterki. A jednak w pięknym scenicznie zamyśle Znanieckiego czasem za dużo się dzieje, ciągle coś wjeżdża i wyjeżdża, tak, jakby inscenizator nie potrafił zawierzyć sile muzyki i skupić się na zbudowaniu nastroju.

Karin Wiktor-Kałucka (Bona Wdowa) © Andrey Rafael
Karin Wiktor-Kałucka (Bona Wdowa) © Andrey Rafael

Pomimo tych zastrzeżeń spektakl ogląda się znakomicie. Wspaniała jest monumentalna scenografia, zaprojektowana przez Luigi Scoglio, osadzona w wizualnym duchu renesansu, jak i piękne włoskie kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej. Autorką tanecznej choreografii jest Inga Pilchowska, projekcje należą do Karoliny Jacewicz. Wszystko to zabłysło by barwniej, gdyby reżyseria świateł (Dawid Karolak) mogła stworzyć bardziej wyrafinowaną atmosferę, scena Opery Krakowskiej była cały czas oświetlona, bez niuansów i cieni.

Znakomita jest też muzyka Zygmunta Krauze, zaprzeczająca tezie, że kompozycje współczesne są za trudne dla „przeciętnego” słuchacza. Ta kompozycja to dramat muzyczny, bardziej w duchu Ryszarda Wagnera i Ryszarda Straussa, niż Albana Berga i Krzysztofa Pendereckiego. To pełen intensywnych motywów muzycznych spektakl ilustrujący osobowości trzech bohaterek, dramatycznie chromatyczny, ale także bardzo liryczny. Kompozytor bawił się też historią, potrafił na przykład sugestywnie wpleść do partytury motywy muzyki dworskiej. Zmysłowo odczytał ją prowadzący orkiestrę Opery Krakowskiej Piotr Sułkowski, prezentując mosiężnie tę kompozycję, z wyczuciem lirycznej frazy, zawsze dbając o piękno brzmienia muzyków. Zastrzeżenia jednak budził nierówno śpiewający chór, który niestety nie potrafił być przekonującym i miarodajnym elementem tego muzycznego dramatu.

Edyta Piasecka (Bona Królowa) i Adam Szerszeń (Zygmunt Stary) © Andrey Rafael
Edyta Piasecka (Bona Królowa) i Adam Szerszeń (Zygmunt Stary) © Andrey Rafael

Edyta Piasecka w roli Bony Królowej była wokalnie najjaśniejszym punktem tego dramatu muzycznego, operowała charyzmą sceniczną i pięknem belcantowego śpiewu, majestatyczna i zapalczywa w walce o schedę korony swojego syna. Artystka stworzyła kreację, którą można zapamiętać i szkoda, że ta partia nie jest bardziej rozbudowana. Karin Wiktor-Kałucka jako Bona Wdowa operowała mocno postawionym sopranem, była przekonująca scenicznie i śpiewała bardziej belcantem niż weryzmem. Na tym tle niestety rozczarowała Paulina Maciołek (Bona Księżniczka), scenicznie świetna w swoim młodzieńczym rozedrganiu, ale wokalnie siłowa, jej partia napisana jest z wielką dozą liryzmu i słodyczy.

Edyta Piasecka (Bona Królowa) © Andrey Rafael
Edyta Piasecka (Bona Królowa) © Andrey Rafael

W innych rolach podkreślili swoją obecność Wanda Franek (Izabela, matka Bony, znakomicie posługująca się mrocznym rejestrem piersiowym), Sebastian Marszałowicz (ukochany Bony księżniczki, Ettore Pignatelli), a także Adam Szerszeń (Zygmunt Stary), Jarosław Bielecki (Zygmunt August), Adam Sobierajski (Gian Lorenzo Pappacoda, truciciel Bony). Podwójną rolę Przedstawiciela Sejmu i Crisostoma Colonny wykonał kontratenor Jakub Borowczyk. W baryjskim rozdziale błysnęła także Maryana Berezyak (Marina d’Arcamone, towarzyszka Bony w ostatnich jej ziemskich chwilach).

„Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael
„Bona Sforza” Zygmunta Krauze w Operze Krakowskiej © Andrey Rafael

Reasumując, „Bona Sforza” to wspaniały sukces Opery Krakowskiej. Czas pokaże, czy piękna i barwna inscenizacja, dobre głosy solistów i charyzmatyczne prowadzenie orkiestry przez Piotra Sułkowskiego zapewnią temu utworowi trwałe miejsce w historii. Osobiście mam nadzieję, że tak.

Premiery operowe w Polsce: polska premiera sceniczna „Luizy Miller” Giuseppe Verdiego w Operze Śląskiej w Bytomiu

„Luiza Miller”, arcydzieło włoskiego kompozytora z Busetto , bazujące na dramacie Friedricha Schillera „Intryga i miłość” jest jedną z najpiękniejszych oper Giuseppe Verdiego. Ta opera zabrzmiała w naszym kraju tylko raz, w wersji koncertowej w Operze Bałtyckiej w Gdańsku w 2001 roku pod dyrekcją Krzysztofa Słowińskiego. Partię tytułową śpiewała wtedy Agnieszka Wolska, której partnerowali m. in.: Krzysztof Bednarek, Włodzimierz Zalewski, Vera Baniewicz, Piotr Nowacki i Andrzej Szkurhan.

Realizatorami spektaklu w Bytomiu będą Marco Guidarini – kierownik muzyczny, Frédéric Roels – reżyser, Lionel Lesire – scenograf oraz Laurent Castaingt – reżyseria świateł. Jak podkreśla Marco Guidarini, od ponad 30 lat zajmujący się twórczością Verdiego „Luiza Miller” to opera, która operuje emocjami aktualnymi także współcześnie. Reżyser Frédéric Roels przedstawił „Luizę Miller” jako dzieło wielowarstwowe, które, choć opowiada klasyczną historię miłosną, jest w stanie podejmować dialog z dzisiejszym widzem. Roels wyjaśnia, że nie traktuje tradycji jako sztywnego wzorca, lecz raczej jako punkt wyjścia do indywidualnych odkryć i refleksji.

Marta Huptas (Laura) i Izabela Matuła (Luiza Miller) podczas prób w Operze Śląskiej © Karol Fatyga
Marta Huptas (Laura) i Izabela Matuła (Luiza Miller) podczas prób w Operze Śląskiej © Karol Fatyga

Znalezienie odpowiedniej obsady wokalnej dla wystawienia „Luizy Miller” jest prawdziwym wyzwaniem. Tytułowa bohaterka w I akcie przedstawia się publiczności się jako niewinna i beztroska dziewczyna, a jej pierwsza aria przeznaczona została na sopran liryczno-koloraturowy. Podobnie jak „Traviata”, w miarę rozwoju akcji Luiza staje przed śmiertelnie poważnym dylematem: ratować ojca, czy swoją miłość, dojrzewa jako kobieta i zmienia się także charakter wokalny muzyki, jaką kompozytor dla niej napisał.

Próby do „Luizy Miller” w Operze Śląskiej w Bytomiu © Karol Fatyga
Próby do „Luizy Miller” w Operze Śląskiej w Bytomiu © Karol Fatyga

Akcja rozgrywa się w XVIII wieku w Tyrolu. Autorem libretta jest Salvatore Cammarano, autor tekstów do m.in. „Łucji z Lammermoor” Donizettiego i „Trubadura” Verdiego. Każdy akt ma swoją nazwę: „Miłość”, „Intryga” i „Trucizna” („L’amore”, „L’intrigo”, „Il veleno”). – Tym tytułem podkreślamy, że Opera Śląska jest miejscem nie tylko prezentującym operową klasykę. Zależy nam również na tym, aby przedstawiać dzieła, które z jakiś powodów zostały zapomniane, a są wysokiej wartości artystycznej. Tak, aby odkryć je przed Państwem, naszymi widzami, na nowo – Łukasz Goik, dyrektor Opery Śląskiej w Bytomiu.

Próby do „Luizy Miller” w Operze Śląskiej w Bytomiu © Karol Fatyga
Próby do „Luizy Miller” w Operze Śląskiej w Bytomiu © Karol Fatyga

Wśród głównych wykonawców usłyszymy: Izabelę Matułę (Luiza Miller), Stanislava Kuflyuka (Miller), Łukasza Załęskiego (Rudolf), Aleksandra Teligę (Hrabia Walter), Annę Borucką (Księżna Fryderyka), Zbigniewa Wunscha (Wurm) i Martę Huptas (Laura). W innych obsadach udział wezmą także: Anna Wiśniewska-Schoppa (Luiza Miller), Renata Dobosz i Nataliia Tepla (Księżna Fryderyka), Sang-Jun Lee (Rudolf), Adam Woźniak (Miller), Grzegorz Szostak (Hrabia Walter), Michał Goławski i Bogdan Kurowski (Wurm) oraz Roksana Majchrowska (Laura). W partii Wieśniaka zaprezentuje się Michał Bagniewski.

Stanislav Kuflyuk (Miller) podczas prób w Operze Śląskiej © Karol Fatyga
Stanislav Kuflyuk (Miller) podczas prób w Operze Śląskiej © Karol Fatyga

Prapremiera „Luizy Miller” odbędzie się 16 listopada 2024 roku o godz. 18.00, kolejne spektakle 17, 19, 22, 23, 24 listopada i 1 grudnia 2024 roku. 26 listopada 2024 roku produkcja zostanie pokazana w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Elina Garanča i „Czarna maska”. VI edycja Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej „Eufonie”

Ideą festiwalu „Eufonie” jest upowszechnianie dziedzictwa kulturowego większości krajów określanych dzisiaj jako Europa Środkowo-Wschodnia: od Bałkanów, poprzez Rumunię i Austrię, kraje Grupy Wyszehradzkiej, Ukrainę i Białoruś, po kraje bałtyckie. O wyjątkowości Festiwalu stanowi z jednej strony czerpanie z tradycji, z drugiej zaś prezentowanie zupełnie nowych, nieodkrytych wcześniej brzmień. Eufonie prezentują muzykę różnych epok i stylów. Nazwa festiwalu pochodzi od słowa eufonia (z języka greckiego ευφωνία, euphonia), określającego zgodnie zestawione ze sobą elementy, harmonijnie dobrane dźwięki. Identyfikacja festiwalu jest połączeniem litery „f” z nazwy oraz otworu rezonansowego skrzypiec, wiolonczeli czy kontrabasu.

Festiwal „Eufonie” w sposób komplementarny uzupełnia polski repertuar koncertowy o utwory nieznane lub rzadko wykonywane w Polsce. Organizatorzy odwołują się do inspirującego muzycznie regionu, jakim jest Europa Środkowo-Wschodnia. To kulturowy tygiel pełny różnorodności.

Tegoroczna, szósta edycja festiwalu to wielkie dzieła, muzyka dawna i współczesna, eksperymenty, transformacje i nowoczesne interpretacje. Po raz pierwszy Eufonie zawitają z koncertami poza Warszawę: do Krakowa, Lusławic, Lublina, Katowic i Dębicy. Po raz pierwszy w programie festiwalu znalazły się sceniczne wersje oper, w tym premiera „Czarnej maski” Krzysztofa Pendereckiego w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w reżyserii Davida Pountneya, pod muzyczną dyrekcją Bassema Akiki.

Oficjalne otwarcie 6. edycji Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej „Eufonie” odbędzie się na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej z udziałem światowej sławy mezzosopranistki Elīny Garanči. Będzie to jej pierwszy występ w Warszawie.

Festiwalowi od pierwszej edycji towarzyszą dzieła Krzysztofa Pendereckiego. Tym razem będzie to wykonanie „Siedmiu bram Jerozolimy w interpretacji Orkiestry i Chóru Filharmonii im. K. Szymanowskiego w Krakowie, Chóru Polskiego Radia oraz znakomitych solistów: Iwony Hossy, Karoliny Sikory, Anny Lubańskiej, Rafała Bartmińskiego, Artura Jandy, Sławomira Hollanda. To dzieło przeniesie nas symbolicznie do Jerozolimy, kolebki trzech religii, koncerty odbędą się w Warszawie (24 listopada 2024 roku), Krakowie (2 listopada 2024 roku) oraz Dębicy (13 grudnia 2024 roku). Na festiwalu nie zabraknie również współczesnych nawiązań do dawnych form muzycznych. Paweł Mykietyn zaprezentuje „Pasję wg św. Marka”, będzie to jego interpretacja gatunku kojarzonego przede wszystkim z okresem baroku, ale kompozytor nadał mu nowoczesną formę.

W programie festiwalu znalazły się też trzy opery, z których każda ukazuje inne oblicze tego gatunku. Usłyszymy XVIII-wieczną operę „Venceslao, re di Polonia” Antonio Caldary, inspirowaną historią Władysława IV Wazy, „Czarną Maskę” Krzysztofa Pendereckiego, opartą na dziele Gerharta Hauptmana, oraz współczesną, niekonwencjonalną operę „Have a good day!”, poruszającą egzystencjalne problemy kobiet z doświadczeniem emigranckim, pracujących w supermarkecie poniżej swoich kwalifikacji.

Podczas Eufonii uczcimy też jubileusze wybitnych polskich kompozytorów: Joanny Wnuk-Nazarowej i Pawła Szymańskiego. Jubileusz Wnuk-Nazarowej stanie się pretekstem do głębszego zanurzenia się w twórczość kobiet-kompozytorek, od Grażyny Bacewicz po Hannę Kulenty, której „Mémoire de Mémoire” zostanie wykonane w Polsce po raz pierwszy (koncert „Heroiny muzyki polskiej”).

Patronat honorowy nad festiwalem jak co roku obejmują ambasadorzy krajów regionu, a sam festiwal wspiera politykę Partnerstwa Wschodniego i jest ważnym narzędziem dyplomacji kulturalnej Polski. Festiwal realizuje również Cele Zrównoważonego Rozwoju Agendy 2030 ONZ.

W tym roku partnerami Eufonii są: Filharmonia Narodowa, Teatr Wielki – Opera Narodowa, Ars Cameralis, Europejskie Centrum Muzyki im. Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, Festiwal Kody, Nowy Teatr w Warszawie, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Warszawska Jesień, Filharmonia Krakowska, Instytut Adama Mickiewicza. Wybrane koncerty będą re/transmitowane przez Polskie Radio, które jest członkiem Europejskiej Unii Nadawców (EBU).

6. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie – spot promocyjny

Festiwal organizowany jest przez Narodowe Centrum Kultury ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Szczegółowy program i link do zakupu biletów znajduje się tutaj.

Operetka „Kraina Uśmiechu” z Piotrem Beczałą 24 listopada i 3 grudnia 2024 w sieci Multikino w całej Polsce

Dzieło Ferenca Lehára, autora „Wesołej wdówki”, jest bardzo nietypowe jak na reprezentanta gatunku operetkowego, bo nie ma tu happy endu. Ta opowieść o wiedence Lizie, która zakochała się w chińskim księciu i dla niego postanowiła rozpocząć nowe życie w Chinach, nie kończy się dobrze. Dziewczyna nie może pogodzić się z panującymi na chińskim dworze zwyczajami, tak kompletnie odmiennymi od europejskich. Mimo wielkiej i odwzajemnionej miłości do Su-Czonga, Liza postanawia wrócić do Austrii. W partii Su-Czonga występuje Piotr Beczała. Jako Liza partneruje mu Julia Kleiter.

„Kraina Uśmiechu” z Piotrem Beczałą
Julia Kleiter (Liza) i Piotr Beczała (Su-Czong) w „Krainie Uśmiechu” w Zurychu © Toni Suter

Przedstawienie poprowadził Fabio Luisi, dyrygent związany z najsłynniejszymi teatrami operowymi i orkiestrami świata. Reżyserem spektaklu jest Andreas Homoki, reżyser mający na swoim koncie kilkadziesiąt inscenizacji operowych, które przygotował między innymi dla berlińskiej Komische Oper, Wiener Staatsoper czy mediolańskiej La Scali.

Zwiastun spektaklu

Wysmakowana inscenizacja przygotowana przez zespół Opernhaus Zürich miała premierę w 2017 roku, a w lipcu 2024 roku została wznowiona na życzenie publiczności. „Kraina Uśmiechu” z Piotrem Beczałą zostanie pokazana 24 listopada i 3 grudnia 2024 roku w sieci Multikino w całej Polsce. Bilety można kupić tutaj.

Festiwal Pucciniowski 15 listopada – 22 grudnia 2024 roku w Teatrze Wielkim w Łodzi

Festiwal Pucciniowski w Łodzi rozpoczną spektakle opery „Madama Butterfly” Giacoma Pucciniego w reżyserii Janiny Niesobskiej, scenografii Waldemara Zawodzińskiego i kostiumach Marii Balcerek (15, 16 i 19 listopada oraz 14 i 15 grudnia 2024 roku). W postać tytułowej gejszy naprzemiennie wcielać się będą Ilona Krzywicka i Sarah Tisba. Spektaklami zadyrygują Maria Fuller i Tomasz Tokarczyk.

„Madama Butterfly” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe
„Madama Butterfly” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe

W piątek, 22 listopada 2024 roku na afisz powróci „Dziewczyna z Dzikiego Zachodu” w reżyserii Karoliny Sofulak. To dopiero druga polska powojenna realizacja tego tytułu (poprzednia premiera miała miejsce w 1971 roku również w Teatrze Wielkim w Łodzi ). W obsadzie: Anna Wierzbicka jako Minnie, Dominik Sutowicz jako Dick Johnson i Łukasz Motkowicz jako Jack Rance; spektaklem zadyryguje Wojciech Rodek.

„Dziewczyna z Dzikiego Zachodu” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe
„Dziewczyna z Dzikiego Zachodu” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe

24 listopada 2024 roku (niedziela) po raz pierwszy w historii Teatru Wielkiego w Łodzi wystawione zostaną dwie jednoaktówki „Siostra Angelica” i „Gianni Schicchi”. Spektakl w reżyserii Ewy Rucińskiej został przygotowany przez Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie. W roli tytułowej Siostry Angeliki wystąpi Wioleta Sędzik, a okrutną Ciotką Księżną będzie Zuzanna Nalewajek. W obsadzie drugiej części spektaklu znaleźli się m. in. Mateusz Michałowski – Gianni Schicchi, Maria Kopińska – Lauretta, Adam Walasek – Rinuccio, Roksana Maciejczuk – Zita, Piotr Bujnowski – Betto di Signa, Mateusz Kulczyński – Marco. Orkiestrę symfoniczną UMFC poprowadzi Daniel Mieczkowski.

„ Siostra Angelika” i „Gianni Schicci” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe
„ Siostra Angelika” i „Gianni Schicci” podczas „Festiwalu Pucciniowskiego” w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe

W środę, 27 listopada 2024 roku po raz pierwszy w Łodzi zaprezentowana zostanie „Manon Lescaut”, czerwcowa premiera Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu w reżyserii Gerarda Jonesa. W obsadzie m. in. Yuliia Alieksieieva, Dominik Sutowicz i Jaromir Trafankowski.

„Manon Lescaut" w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk
„Manon Lescaut” w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Scena zbiorowa © Bartek Barczyk

Dokładnie w 100. rocznicę śmierci Giacoma Pucciniego, w piątek, 29 listopada 2024 roku w wersji koncertowej wykonana zostanie „Tosca”. W roli tytułowej primadonny wystąpi Małgorzata Trojanowska, w malarza Maria Cavaradossiego wcieli się Dominik Sutowicz, a bezwzględnym Baronem Scarpią będzie Daniel Mirosław. Orkiestrę i chór poprowadzi Maestro Tadeusz Kozłowski, Pierwszy Honorowy Dyrygent Teatru Wielkiego w Łodzi.

„Cyganeria”. Premiera w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe
„Cyganeria”. Premiera w Teatrze Wielkim w Łodzi © materiały prasowe

Kulminacyjnym punktem festiwalowych wydarzeń będzie premiera „Cyganerii” w reżyserii Marcina Łakomickiego. Kostiumy zaprojektuje Cristina Aceti, a scenografię – Elena Zamparutti. Kierownictwo muzyczne premiery objął Rafał Janiak, zastępca dyrektora teatru ds. artystycznych. Spektakle zaplanowano na 7, 8, 17 i 18 grudnia 2024 roku oraz 6, 7 i 8 czerwca 2025 roku. W głównych rolach wystąpią m. in. Patrycja Krzeszowska-Kubit, Anna Wierzbicka, Aleksandra Borkiewicz-Cłapińska, Iwona Socha (Mimi), Andrzej Lampert, Jintang Luo (Rodolfo), Hanna Okońska, Milena Arsovska, Aleksandra Łaska (Musetta), Arkadiusz Anyszka, Łukasz Karauda, Szymon Raczkowski, Daniel Mirosław (Marcello), Arkadiusz Anyszka, Mateusz Kulczyński, Bartłomiej Misiuda (Schaunard), Rafał Pikała, Filip Rutkowski, Michał Romanowski (Colline).

„ Turandot”w Teatrze Wielkim w Łodzi © Joanna Miklaszewska
„ Turandot”w Teatrze Wielkim w Łodzi © Joanna Miklaszewska

Festiwal zakończą spektakle ostatniej, nieukończonej opery Giacoma Pucciniego „Turandot” w reżyserii Adolfa Weltscheka (20 i 22 grudnia 2024 roku). Jako tytułowa Turandot wystąpi Diana Axentii, Kalafem będzie Dominik Sutowicz, Liu – Patrycja Krzeszowska, a Timurem – Grzegorz Szostak. Spektaklami zadyryguje Włoch Jacopo Sipari di Pescasseroli.

Z ziemi polskiej do włoskiej. „Due Paesi” – kolejny koncert w cyklu „Paprocki in Memoriam” w Filharmonii Narodowej

Polsko-włoska gala muzyki operowej „Due paesi” („Dwa kraje”) to kontynuacja projektu „Paprocki in Memoriam”, organizowanego przez Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego. Koncerty organizowane corocznie w Filharmonii Narodowej w Warszawie mają na celu kultywowanie tradycji i pamięci o jednym z najwybitniejszych artystów polskich operowych drugiej połowy XX wieku, obecnym na scenie przez 60 sezonów artystycznych. Bogdan Paprocki był jednym z największych polskich śpiewaków II połowy XX wieku.

„Due paesi” – koncert w cyklu „Paprocki in Memoriam”. Rafał Bartmiński, Mateusz Michałowski, José Maria Florêncio , Ewa Menaszek., Gabriela Legun i Małgorzata Walewska © Wojtek Olszanka
„Due paesi” – koncert w cyklu „Paprocki in Memoriam”. Rafał Bartmiński, Mateusz Michałowski, José Maria Florêncio , Ewa Menaszek., Gabriela Legun i Małgorzata Walewska © Wojtek Olszanka

Polsko-włoska gala muzyki operowej „Due paesi” („Dwa kraje”) to już szósty koncert „Paprocki in Memoriam”. Każdy koncert jest inny, wykonywano m. in. „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta i fragmenty „Borysa Godunowa”. Śpiewali tak znakomici artyści jak: Joanna Woś, Iwona Sobotka, Rafał Siwek, Aleksander Teliga, Monika Ledzion-Porczyńska, Andrzej Lampert oraz Marcin Bronikowski. W 2021 roku w koncercie „Polscy tenorzy w hołdzie Mistrzowi” udział wzięli Rafał Bartmiński, Dominik Sutowicz, Tadeusz Szlenkier i Łukasz Załęski. W 2022 roku w „Viva Paprocki” wystąpili młodzi polscy śpiewacy: Justyna Bujak, Justyna Khil, Magdalena Stefaniak, Nazarii Kachala, Sławomir Kowalewski i David Roy, laureaci Ogólnopolskiego Konkursu im. Bogdana Paprockiego w Bydgoszczy. W ubiegłym roku, w „Sopranowym zawrocie głowy” wzięły udział wspaniałe sopranistki: Iwona Hossa, Gabriela Legun, Izabela Matuła, Edyta Piasecka, Anna Simińska oraz Sylwia Ziółkowska, laureatka III Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego im. Bogdana Paprockiego.

Mateusz Michałowski, Rafał Bartmiński i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Mateusz Michałowski, Rafał Bartmiński i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

10 listopada 2024 roku w Filharmonii Narodowej wystąpili artyści od lat obecni na scenach operowych, jak i młodzi adepci sztuki wokalnej, którzy dopiero niedawno rozpoczęli swoje wokalne kariery, choć już mogą się pochwalić imponującym dorobkiem artystycznym. Tym razem organizatorzy postanowili zestawić dzieła muzyki polskiej w pierwszej części z archetypicznymi wręcz kompozycjami włoskimi w części drugiej. Obok znanych arii Stanisława Moniuszki i mniej popularnych Ignacego Jana Paderewskiego i Tadeusza Jotejki zabrzmiały utwory Vincenzo Belliniego, Gaetano Donizettiego i Giuseppe Verdiego, a także kompozytorów zaliczanych do przedstawicieli nurtu werystycznego: Pietro Mascagniego, Ruggero Leoncavalla i Giacomo Pucciniego. Ta przemyślana programowo kombinacja była niebanalną dyskusją na temat korespondencji sztuk kompozytorskich, ale także analizą, jak bardzo muzyka polska była pod wpływem twórczości włoskiej i jak bardzo potrafiła wyrazić artystycznie swoją wyrazistość, tu zaakcentowaną szczególnie poprzez wykorzystanie motywów ludowych. Na przykład arie Neali, Domana, Jontka, czy Miecznika, napisane w duchu włoskim mają w sobie muzyczny idiom słowiański. Parafrazując słowa hymnu była to wyprawa z ziemi polskiej do włoskiej.

Małgorzata Walewska i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Małgorzata Walewska i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

Pięknie przedstawiła to Małgorzata Walewska, wykonując arię „Kraju daleki” Królowej Bony z III aktu opery „Zygmunt August” Tadeusza Joteyki. W jej delikatnej interpretacji ta aria zabrzmiała nie tylko jak tęsknota za ojczystą Italią, lecz także jak modlitwa. Zupełnie inne oblicze ukazała w teatralnie dramatycznej arii tytułowej Rokiczany z niedokończonej opery Stanisława Moniuszki, stosując aktorskie środki scenicznego wyrazu. Rokiczana też była królową, trzecią żoną Kazimierza Wielkiego, o czym opowiada powieść „Król chłopów” Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Małgorzata Walewska i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Małgorzata Walewska i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

Każdy z zaproszonych solistów, zgodnie z programem, miał do wykonania trzy arie. Walewska miała też wykonać Leonorę z „Faworyty” Gaetano Donizettiego. Artystka wychodząc w części włoskiej na scenę wyznała, że ta aria jest jej szczególnie bliska, uczyła się jej na studiach, wygrała nią kilka konkursów i przesłuchań, ale jednak teraz woli pozostać w rolach Królowych i dlatego oddaje ją innej śpiewaczce. Była nią mezzosopranistka Ewa Menaszek, laureatka III miejsca w kategorii głosów żeńskich w III Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Bogdana Paprockiego, która zaśpiewała „O mio Fernando” z wielkim żarliwym zaangażowaniem. Muszę przyznać, że gest Małgorzaty Walewskiej w tym kontekście był bardzo wzruszający.

Ewa Menaszek i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Ewa Menaszek i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

Rafał Bartmiński, jeden z najlepszych obecnie tenorów w Polsce błysnął dramatycznym odczytaniem Domana z „Legendy Bałtyku” Feliksa Nowowiejskiego i liryczną interpretacją Jontka z „Halki” Stanisława Moniuszki, artysta olśnił blaskiem i strzelistością tenorowej góry w słynnej arii Kalafa „Nessun dorma” z Turandot” Giacomo Pucciniego. Tych artystów nie trzeba przedstawiać, Małgorzata Walewska i Rafał Bartmiński od wielu lat są obecni na polskich i światowych scenach operowych.

Gabriela Legun i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Gabriela Legun i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

Partnerowali im młodzi śpiewacy, którzy już mogą poszczycić się obecnością na polskich i zagranicznych scenach operowych. Gabriela Legun w ciągu kilku ostatnich lat zaśpiewała kilkanaście ważnych sopranowych partii, m. in. Mimi w „Cyganerii”, Kunegundy w „Kandydzie”, Hanny w „Strasznym dworze”, Adiny w „Napoju miłosnym”, Micaëli w „Carmen”, Oscara w „Balu maskowym”. W bieżącym sezonie wystąpi także jako Amelia w „Simonie Boccanegrze” w premierze Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie.

Gabriela Legun © Wojtek Olszanka
Gabriela Legun © Wojtek Olszanka

Gabriela Legun otrzymała I nagrodę w V Międzynarodowym Konkursie Wokalistyki Operowej im. Adama Didura. W koncercie „Due Paesi” Legun pięknie zaśpiewała Nealę z „Parii” Moniuszki, ale także zmierzyła się z legendarnymi ariami z „Normy” („Casta diva” i „Mocy przeznaczenia” („Pace, pace, o mio Dio”). We wszystkich utworach artystka dowiodła opanowania wokalnego warsztatu, ale także wielkiej wrażliwości wykonawczej, właściwej wielkim operowym wokalistom. I nawet jeśli nieliczne frazy wymagają jeszcze wyszlifowania zbyt dramatycznego brzmienia Legun potrafi olśnić nieziemską techniką piana.

Mateusz Michałowski i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka
Mateusz Michałowski i José Maria Florêncio © Wojtek Olszanka

Młody baryton Mateusz Michałowski to rasowy dramatyczny głos verdiowski, artysta zresztą już kreuje tak wymagające partie jak tytułowy Rigoletto, Renato w „Balu maskowym”, Germont w „Traviacie”, czy Hrabia Luna w „Trubadurze”. W koncercie „Due Paesi” wykonał Miecznika ze „Strasznego dworu” i Tonia z „Pajaców”. To artysta predestynowany do wykonywania repertuaru włoskiego, operujący wymarzoną włoską barwą i frazą, co udowodnił zwłaszcza w drugiej części wieczoru, nade wszystko w duetach z Rafałem Bartmińskim („Don Carlos) i Gabrielą Legun („Rigoletto”).

Pięknie zagrała Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa pod dyrekcją José Maria Florêncio, także dzięki nim na scenie było „ogniście i siarczyście”. Dyrygent potrafił wydobyć z orkiestry złowrogie, piekielne brzmienie (brawurowy marsz Cyganów z „Manru”), ale także liryzm i romantyzm (intermezzo z „Rycerskości wieśniaczej” w sposób charyzmatycznie zdyscyplinowany. Prowadząca galę Katarzyna Sanocka powiedziała, że tajemnicą tej żelaznej reguły jest brązowy pas dyrygenta w karate.

„Due paesi” – koncert w cyklu „Paprocki in Memoriam” © Wojtek Olszanka
„Due paesi” – koncert w cyklu „Paprocki in Memoriam” © Wojtek Olszanka

Sanocka z wyczuciem poprowadziła ten niezwykły koncert, opowiadając w skrócie kontekst prezentowanych arii i duetów, z humorem i jakże niezbędną tu nostalgią. W tym wydarzeniu spięło się wszystko: ambitnie ułożony repertuar, znakomici soliści i wspaniale dramatyczna gra orkiestry. To był wspaniały wielopłaszczyznowy wieczór artystyczny. I szkoda, że zamierzeniem organizatorów „Paprocki in Memoriam” nie jest także digitalizacja koncertów i ich publiczne udostępnienie.